Niedawno wpadł mi ręce artykuł na temat młodych ludzi. Konkretniej na temat pokolenia "płatka śniegu". Uczciwie napiszę, że przeczytałem tylko początek. Idea była taka, że to pokolenie przekonane o swojej wyjątkowości, bo od maleńkiego rodzice im wmawiają właśnie, że są wyjątkowi i niepowtarzalni jak płatek śniegu. A za tym poczuciem wyjątkowości idzie nieprzystosowanie do życia, pracy, wysokie wymagania stawiane wszystkim wokół.
Co jakiś czas widzę takie artykuły w których młodzi są nazywani pokoleniem X, Y, ... I wszędzie są podobne zarzuty do tego pokolenia.
Pracuję z wieloma osobami w wieku 20-30 lat (branża IT). Mam o nich bardzo pozytywną opinię: pracowici, dobrze zorganizowani, kontaktowi, starają się cały czas uczyć i rozwijać. Wraz ze wzrostem umiejętności oczywiście weryfikują co rynek ma im do zaoferowania - jeśli mogą to zmieniają miejsce pracy na takie, które daje im lepsze warunki. Czy pokolenie zaczynające prace w latach 90-tych było pod tym względem inne?
Oczywiście pewnie są i gorsze egzemplarze "tego gatunku". Jak i w innych pokoleniach.
Moja córka robiła w zeszłym roku projekt gimnazjalny na temat swojego pokolenia. Dziewczyny zrobiły ankietę gdzie pokolenie dziadków oceniało pokolenie rodziców, a pokolenie rodziców ich pokolenie. Ogólnie wyszło, że rodzice oceniają ich dużo lepiej niż dziadkowie ich rodziców.
Ale najciekawsza część bazowała na spotkaniu z dr hab z UW (nie pamiętam nazwiska), z którego wynikało, że brak znaczących, wspólnych doświadczeń powoduje, że nie można mówić o nich jako o pokoleniu. Słuchają różnej muzyki, inaczej spędzają czas wolny, jedni intensywnie się uczą - inni spędzają w czas w galeriach. Oczywiście używają internetowego świata, ale też w bardzo różny sposób.
Są to bardzo różni ludzie. Często wspaniali, choć na pewno nie zawsze.
Nie da się ich wrzucić do wspólnego worka.
Bo po prostu nie ma jednego pokolenia.
I wymyślanie kolejnych nazw dla tego nieistniejącego pokolenia nic nie zmieni.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo