Nabucco po Smoleńsku - Autor Yurko
Nabucco po Smoleńsku - Autor Yurko
Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
460
BLOG

Opera Smoleńska jak Nabucco Verdiego w Teatrze Wielkim w Warszawie.

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Polityka Obserwuj notkę 2

Czy nie można po skończonym spektaklu wrócić do życia pogodzić interesy Polski i polaków i pojechać (polecieć) do Moskwy lub zaprosić na rozmowy do Warszawy.

Reklama

Przed i po Nabucco, Teatr Wielki Lodz

Reklama

http://www.muzykotekaszkolna.pl/wiedza/kompozytorzy/verdi-giuseppe-1813-1901/

Pochodził ze skromnej rodziny żyjącej w wiosce Le Rencole. Podstawowe wykształcenie muzyczne zdobył w pobliskim Busseto. Jego edukację wspierał prezes tamtejszego Towarzystwa Filharmonicznego, Antonio Berezzi (ojciec jego przyszłej żony). Talent Verdiego stał się szerzej znany, gdy podczas jednej z mszy zastąpił miejscowego organistę. Niemniej, gdy ubiegał się o przyjęcie do konserwatorium w Mediolanie, nie przyjęto go ze względu na wiek i braki w technice pianistycznej, a jego młodzieńczych kompozycji nie wzięto pod uwagę. Dalszą naukę podjął więc prywatnie. W wieku 23 lat poślubił Margheritę Berezzi, został nauczycielem i dyrygentem mediolańskiej orkiestry. Trzy lata później wystawiono z pewnym sukcesem w La Scali jego pierwszą operę Oberto. Porażka kolejnej kompozycji, opery komicznej Un Giorno di regno (Dzień królowania) zbiegła się ze śmiercią dwojga dzieci i żony kompozytora. Załamany Verdi był bliski rezygnacji z kariery, ale za namową jednego z przyjaciół, podjął kolejną operową próbę.

Reklama
Premiera Nabucco (Nabuchodonozor) okazała się sukcesem, co przyznał nawet ówczesny mistrz włoskiej opery, Gaetano Donizetti, stwierdzając: — A jednak geniusz!

Kolejne opery Verdiego, Lombardczycy oraz Joanna d`Arc, osnute wokół tematu walki wolnościowej, odczytywane były jako aluzyjne nawiązanie do ruchu wyzwoleńczego Włoch spod panowania Habsburgów, a jego arie zyskały charakter zakazanych rewolucyjnych pieśni. Tymczasem przemianę w jego życiu prywatnym przyniosła śpiewaczka Giuseppina Strepponi, z którą Verdi związał się na resztę swego życia. Razem wychowali dwójkę jej dzieci, później zaś zaadoptowali małą kuzynkę kompozytora, Filomenę. Dyplomatyczne talenty żony często przyczyniały się do złagodzenia konfliktów, w które wdawał się pełen temperamentu artysta.

Do 1849 r. Verdi w błyskawicznym tempie skomponował aż 14 oper, składających się na pierwszy okres jego twórczości, który — za względu na ogrom pracy — sam określał jako lata na galerach. Międzynarodową sławę przyniosły mu jednak dopiero kolejne dzieła operowe: Rigoletto (wg Król się bawi Victora Hugo), Trubadur, Traviata (wg Damy kameliowej Aleksandra Dumasa), Moc przeznaczenia, Bal maskowy. Wpływy włoskiej opery heroicznej (Gaetano Dionizettiego i Vincenzo Belliniego) oraz wielkiej opery francuskiej (Giacomo Meyerbeera) stopniowo ustąpiły własnym rozwiązaniom kompozytorskim Verdiego, trwale zmieniając historię gatunku. Miejsce popisowych arii zajmują recytatywy z akompaniamentem orkiestrowym, sama zaś orkiestra zyskuje wyraźnie na znaczeniu, tworząc muzyczną charakterystykę poszczególnych ustępów i postaci scenicznych.

Reklama

W kolejnych, późnych dziełach (Don Carlos wg Friedricha Schillera, Aida oraz ostatnie Otello i Falstaff libretta autorstwa Arrigo Boito wg Williama Szekspira) zanika także ścisły podział na numery (arie, ensemble, chóry), które dotąd wstrzymywały płynny rozwój akcji scenicznej. Te nowatorskie zmiany zbliżają koncepcję operowego dzieła scenicznego do postulatów Ryszarda Wagnera, do których jednak Verdi dochodzi na swój sposób, nie ulegając bezpośrednim wpływom nośnych idei z Bayreuth, a przede wszystkim nie rezygnując z włoskiego stylu kantylenowego (bel canto).

Podczas współpracy z Arrigo Boito nad Otellem zresztą — o czym świadczy korespondencja — kompozytor w co najmniej równym stopniu, co librecista decydował o kształcie dramatu jako całości, ingerując znacząco w proces powstawania tekstu tak, by uzyskać w połączeniu z muzyką możliwie największą spójność dramatyczną. Duet Verdi-Boito dokonał zarazem romantycznej reinterpretacji dramatu Szekspira, czyniąc zeń nie tyle opowieść o miłości i zdradzie, co sugestywny obraz walki dobra (Otello i Desdemona) z demonicznym złem (ucieleśnionym przez Jago, centralną postać opery).

Reklama

Wśród scenicznych dzieł Verdiego znajduje się kilka wyjątków. Z zaledwie kilku kompozycji religijnych największą sławę zyskało jego przepiękne Requiem napisane po śmierci przyjaciela, poety Alessandro Manzoniego. Operowy styl tego utworu przysporzył mu jednak zdecydowanych przeciwników w kościele, gdzie na wiele lat zabroniono jego wykonywania. Jedyną czysto instrumentalną kompozycją Verdiego (pozostałe zniszczył) jest jego Kwartet smyczkowy e-moll, choć i w nim — zamkniętym w klasycznej formie kwartetowej — doszukać się można typowo operowej melodyjności.

Za jedną z przyczyn pogorszenia się stanu zdrowia sędziwego kompozytora uważa się zabójstwo króla Włoch Umberta I. Pół roku później (w styczniu 1901 r.) Verdi umarł w Mediolanie. Jego przyjaciel, słynny dyrygent Arturo Toscanini, zgromadził na pogrzebie 900-osobowy zespół wykonawczy, by poprowadzić Va, pensiero (Leć myśli – chór z opery Nabucco), przy którego dźwiękach tysiące Włochów oddały hołd kompozytorowi.

Reklama
dr Sylwia Zabieglińska

a HYMN WŁOCH NABUCCO, hymn NADZIEJI


Moskwa czeka na polski Swingi i autobusy Solaris.

https://www.transport-publiczny.pl/wiadomosci/moskwa-wybrala-producenta-300-tramwajow-i-to-nie-pese-53102.html

Moskwa ogłosiła zwycięzcę przetargu na dostawę 300 nowych tramwajów w latach 2017-2019. Zostało nim konsorcjum firm Metrowagonmasz i PK Transportnyje Systiemy. Pesa, która wyprodukowała dla stolicy Rosji 120 tramwajów, wciąż liczy na wznowienie dostaw brakującej połowy wozów.

Mosgortrans, operator komunikacji miejskiej w Moskwie, rozstrzygnął przetarg na dostawę 300 niskopodłogowych tramwajów o wartości 56 bilionów rubli (ok. 877 mln dolarów). Jak informuje IRJ, zamówienie trafiło do konsorcjum Metrowagonmasz i PK Transportnyje Systiemy, które pokonało m.in. UKWZ i Stadlera, oferującego Mietielicę (który był testowany nawet w Moskwie).

Nowe pojazdy będą bazować na tramwaju 71-931М Witjaź-M, oferowanym przez PK Transportnyje Systiemy. Będą wyposażone m.in. w klimatyzację, monitoring i wi-fi, a ostateczny wygląd tramwajów w środku i na zewnątrz zostanie wybrany przez mieszkańców Moskwy. Każdego roku w latach 2017-2019 r. dostarczanych będzie po sto tramwajów. Konsorcjum będzie też odpowiedzialne za ich utrzymanie przez okres 30 lat.

Duże nadzieje z postępowaniem miała Pesa, która wcześniej wraz z rosyjskim partnerem, firmą UWZ, realizowała dostawy niskopodłogowych Fokstrotów. – Czekamy spokojnie na ostateczne rozstrzygnięcie postępowania. Podobnie jak inni producenci złożyliśmy skargę na niektóre zapisy przetargowe do Urzędu Antymonopolowego – mówi Dariusz Skotnicki, dyrektor marketingu rynku wschodniego.

W sumie Pesa dostarczyła do Moskwy 60 ze 120 zakontraktowanych Fokstrotów. Dalsze dostawy – mimo pozytywnych opinii o samych pojazdach – zostały wstrzymane w obliczu drastycznego spadku wartości rubla, który nastąpił w wyniku zmienionej sytuacji politycznej – aneksji Krymu, wojny w Donbasie i nałożonych przez kraje zachodnie sankcji na Rosję. Pesa nie traci jednak nadziei. – Czas pracujemy nad pozytywnym zakończeniem naszego kontraktu na dostawę tramwajów Fokstrot dla Moskwy – mówi Skotnicki.


https://www.salon24.pl/u/piko/517448,bloger-yurko-inscenizacja-to-fakt

Śp. Artur Górski już nam nic nie powie.

http://www.artur-gorski.waw.pl/?page_id=370

image

11:24:36 MSD = 9:24:36 CEST Poseł Artur Górski przy tabliczkach z nazwiskami polskich oficerów zamordowanych w Katyniu.

https://www.salon24.pl/u/ludwiq/630591,czasy-zdjec-z-galerii-jurko

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114871,21862871,brytyjczycy-maja-juz-slady-ze-smolenska-wyniki-moga-obalic.html

image

Brytyjczycy mają już ślady ze Smoleńska. Wyniki mogą obalić teorię o zamachu

wiadomosci.gazeta.pl

Laboratorium ministerstwa obrony Wielkiej Brytanii ma już próbki wraku Tu-154M przekazane przez polską prokuraturę. Gazeta.pl poznała ich pełny wykaz. Jeśli brytyjscy biegli nie stwierdzą...

image

11:41:46 MSD = 9:41:46 CEST

https://www.salon24.pl/u/zygmuntbialas/567919,prof-m-dakowski-rekomenduje-tekst-yurko-o-smolensku

W najbliższym czasie opublikuję wywiad z prof. Mirosławem Dakowskim, w którym Profesor przedstawi swe portale: http://www.dakowski.pl/ oraz http://www.youtube.com/user/tajnekomplety - Rozmówca opowie nam o tym, jak materializowały się jego zamierzenia, z kim współpracuje, jakie tematy są poruszane w tekstach różnych autorów oraz w wypowiedziach nagranych w filmach - wideo.

Nie zabraknie też pytania o wydarzenia 09 - 10 kwietnia 2010 roku, a ściślej zapytania o marazm w toczącym się "śledztwie smoleńskim".

Napisał do mnie prof. M. Dakowski: "Proszę przedrukować notkę @Yurko na swych blogach. Chodzi mi o jego ostatni tekst, bo jest bardzo jasny i obalający wiele kłamstw.

Mirosław Dakowski".

Tak więc publikuję poniżej tekst, napisany przez blogera @Yurko:

Części kadłuba nie pochodzą z jednego samolotu, lecz z trzech

Gdyby było inaczej…

Yurko 14/02/2014 http://arkanoego.net/index.php/2014/02/14/gdyby-bylo-inaczej/

W artykule „Aneks do Rekonstrukcji”, analizującym poszczególne połacie fragmentów burt samolotowych udowodniono, że na polanie smoleńskiej nie było fizycznie samolotu nr boczny 101 w momencie „Zdarzenia” określanego przez komisje, raporty i media czasem „godziny: 8:56, 8:39″ czasu polskiego, którym miała lecieć państwowa Delegacja – w składzie 96 osób na pokładzie dnia 10.04.2010r.

Nie jest ustalone natomiast – jak i skąd, wrak (40% całości) sygnowany jako nr. boczny 101 znalazł się na płycie bocznej lotniska Siewiernyj w stanie widocznym na dokumentach filmowych.Zestawienia w tymże artykule pokazano tak, że prościej już nie można. Na przykładzie rozbitego dzbana, lub np. klocków lego można uzyskać obraz, że poszczególne fragmenty powinny pasować do siebie „na styk” bez wzajemnego nakładania się na siebie – jeśli pochodzą (fragmenty) z jednego dzbana, czy analogicznie samolotu.

Jak ustalono, części kadłuba „przy-kokpitowe” mają wspólny fragment – mianowicie szerszy czerwony pas biegnący wzdłuż boku całego samolotu rządowego TU 154M nr 102 i 154B2 nr boczny 101. Zatem nie pochodzą z jednego samolotu, lecz z trzech (dwa na polanie i jeden na płycie bocznej Siewiernego [gdzie teraz leżą t. zw. „dowody’ md] ).

Fragmenty samolotu, które rozpoznano jako pochodzące z dwóch różnych samolotów, w tym innego tupolewa niż nr. 101 z polany smoleńskiej na tej płycie nie zalegają. (poza zgniecioną „kapsułą-noskiem” z części dziobowej JAK’a leżącej na płycie Siewiernego obok lewego silnika – jego losy opisano w „Nosek JAK’a”).

Nastąpiła więc mistyfikacja na polanie z fragmentami dwóch różnych samolotów, ale nie z tym właściwym - który leży obecnie na płycie Siewiernego.

Jeśli udowodniono, że na polance smoleńskiej leżącej wzdłuż ogrodzenia oddzielającego ją od Smoleńskich Zakładów Lotniczych SMaZ zajmujących się utylizacją starych i wysłużonych egzemplarzy samolotów nie było fizycznie słynnego TU 154 M nr 101. to cała narracja brzozowo-wybuchowa prowadzi w ciemny zaułek smoleńskie śledztwo, bo niemożliwe by specjaliści od lotnictwa, inżynierzy i profesorowie i znawcy budowy samolotów faktycznego stanu rzeczy nie dostrzegali.

„Badanie” od tyłu ciągu wydarzeń opartych na fałszywych zapisach czarnych skrzynek jest co najmniej niekonsekwencją i ma swoje „drugie dno”, np. dotąd nie rozstrzygnięto, które skrzynki były prawdziwe – w czerwonej obudowie, czy pomarańczowej, a ostatnie zwrócenie się prokuratury do strony rosyjskiej o prawdziwe i nie uszkodzone zapisy – graniczy z absurdem.

Ktoś zapyta: ale jak…, to niemożliwe…, przecież ustalono…, Archeolodzy wykryli…, itd.

Oczywiście jeszcze nie wiemy jak to się stało, że w stanie szczątkowym wypatroszony wrak leży na płycie Siewiernego – czy jego dewastacja nastąpiła na skutek wybuchu, pożaru, czy pocięcia. Wiemy, że nie stało się to na polanie smoleńskiej.

To jest pewne. Jak zginęli ludzie być może częściową odpowiedź daje „Mieszczanin” (Gorojanin) a także Wlad Igorjev na blogu http://vlad-igorev.livejournal.com/ - drastyczne).

Odpowiedzi należy też szukać w publikacjach na temat ekshumacji zamieszczonych na stronie prof. Dakowskiego http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=category§ionid=20&id=273&Itemid=100

Na filmie montażysty Wiśniewskiego uwagę przykuwa miejsce na północnym skraju polany, gdzie „uwijają się” strażacy. W stosie przykrytym pianą gaśniczą – widocznym na filmie Wiśniewskiego prawdopodobnie leżała część ciał. Następnie, w dalszym etapie ewolucji makabrycznej inscenizacji, ciała te zostały rozprowadzone, rozrzucone po polanie… (operator Wiśniewski i ambasador Bahr wcześniej ciał i szczątków ludzkich na polanie nie widzieli).

Gdyby byłaby to prawdziwa katastrofa i faktycznie samolot z Delegacją spadł na polanę smoleńską wszystko byłoby proste i dawno zakończone.

Yurko

http://www.youtube.com/watch?v=r1zkwStI4Fg

Zbrodnia Smoleńska a Zło Absolutne

http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=9050&Itemid=100

Czytaj:

1/ komplet:

http://arkanoego.net/index.php/smolensk/rekonstrukcja-burt-tupolewa-tych-najwazniejszych/

http://arkanoego.net/index.php/2013/12/29/krotki-dodatek-do-rekonstrukcji/

http://arkanoego.net/index.php/2014/02/05/aneks-do-rekonstrukcji/

inne:

http://arkanoego.net/index.php/smolensk/elementy-inscenizacji-smolenskiej-cz-1/

http://arkanoego.net/index.php/smolensk/miraze-smolenskie/

http://arkanoego.net/index.php/smolensk/od-inscenizacji-do-ekshumacji-cz1/



http://www.grzegorzbraun.pl/2017/06/29/opera-smolenska/

Teksty/29 czerwca 2017

Opera smoleńska

Gromkie słowa o zbliżaniu się do wyjaśnienia, powracające jak refren w rocznicowych i comiesięcznych przemówieniach prezesa-premiera Kaczyńskiego, jeszcze parę lat temu wlewać mogły otuchę w serca jego oddanych słuchaczy. Ale dziś – siedem lat po fakcie, a półtora roku po przejęciu przez mówcę kontroli nad aparatem państwowym – po raz nie wiadomo który już wypowiadane zapewnienia, że „jesteśmy coraz bliżej prawdy o zamachu smoleńskim”, brzmią niestety coraz bardziej pusto i coraz mniej wiarygodnie. Trudno oprzeć się skojarzeniu z operową arią, w której mowa o wytężonym marszu – „Idziemy, idziemy!” – choć przecież żaden śpiewak nie rusza się ze swego miejsca na scenie.

Stwierdzić, że w sprawie zamachu warszawsko-smoleńskiego wciąż nie znamy odpowiedzi na podstawowe pytania – to będzie grube, posunięte aż do fałszu niedopowiedzenie. W istocie bowiem nie tylko brak nam wiarygodnych odpowiedzi – ale brak nawet samych pytań, których stawiania konsekwentnie unikają oficjalni narratorzy z obu stron konfliktu. „Narratorzy” – bo przecież nie prawdziwi badacze, ale raczej zaangażowani opowiadacze rozmaitych wersji tej historii. A stosuje się to określenie nie tylko do moskiewskich i warszawskich oficjeli, ich usłużnych propagandystów i ekspertów do wynajęcia, którzy swoją najczarniejszą robotę wykonali bezpośrednio po tragedii, a teraz wypada im już tylko iść w zaparte. Owszem, nazwiska Anodiny, Millera czy Laska – dla naszego pokolenia już na zawsze pozostaną synonimem służalczości i zakłamania. Niestety, również ich adwersarze spod znaku „konferencji smoleńskiej” prof. Witakowskiego czy „zespołu parlamentarnego” ministra Macierewicza – choć tak długo i tak udatnie prezentować się mogli jako bezkompromisowi szermierze naukowej prawdy i racji stanu – dziś stali się współuczestnikami podobnej gry pozorów.

Cóż jest tej gry podstawową regułą? Mogli to usłyszeć wszyscy uczestnicy ostatniej konferencji jesienią 2015 r. z ust prof. Nowaczyka – jednego z czołowych, niekwestionowanych autorytetów i liderów patriotycznej opinii w tej kwestii – który na publicznie postawione pytanie o naukowe podstawy utożsamienia smoleńskich szczątków z prezydenckim TU 154M odpowiedział: „To jest nasze założenie”. A zatem cały dorobek „konferencji” i „zespołu” zawisł na tej jednej, nazbyt cienkiej doprawdy niteczce: założenia, że tysiące elementów wraku, które od siedmiu lat oglądamy na zdjęciach prasowych i w ujęciach telewizyjnych (bo przecież sam obiekt pozostaje niedostępny) – pochodzą z tego właśnie samolotu, który rankiem tamtego strasznego dnia wystartował z Okęcia. Jeśli tak, to wszelkie scenariusze kreślone z takim założeniem wyjściowym mogą mieć status li tylko hipotezy – nie zaś prawdy objawionej.

Owszem, badacze skupieni wokół tak sztandarowych patriotycznych inicjatyw jak „konferencja” czy „zespół” mają tę wiekopomną zasługę, że zdołali metodycznie zrewidować i gruntownie skompromitować wersje oficjalne Moskwy, Putina/Miedwiediewa, i Warszawy, Tuska/Komorowskiego. Niestety, zabrnęli znacznie dalej – miast poprzestać na dowodnej weryfikacji negatywnej, zabrnęli w oderwane od weryfikowalnych, twardych faktów wersje pozytywne. Cóż bowiem po najbardziej nawet wysublimowanych wyliczeniach trajektorii lotu części, na jakie rozpaść się miał prezydencki płatowiec rozerwany sekwencją wybuchów – jeśli cały łańcuch rozumowania zaczyna się od nieweryfikowalnego „założenia”, którego przyjęcie z tak załamującą szczerością potwierdził prof. Nowaczyk?

Niezależnie od stopnia świadomości czy czystości intencji – których nie zamierzam tu ani analizować, ani kwestionować – wszyscy oni pospołu są dziś więc strażnikami tej samej mądrości etapu, która każe nie pytać o nic poza smoleńskim pobojowiskiem. Smutny to zaiste paradoks: zjednoczony front „zdrajców” i „patriotów” w walce o zachowanie monopolu informacyjnego (dezinformacyjnego?), który zdoła wyeliminować z przestrzeni publicznej jakiekolwiek niestandardowe hipotezy dotyczące 10 kwietnia 2010 r. Radykalnie zawęzić i ograniczyć pole badawcze do ostatnich kilku kilometrów i kilkudziesięciu sekund lotu – ten imperatyw zdaje się kierować zarówno „narratorami” spod znaku „Gazety Wyborczej”, jak i „Gazety Polskiej”. Wszystko, co nadto, musi pochodzić od złego – tj. najpewniej wprost od jakichś niepoważnych „blogerów”, albo też zgoła „ruskich agentów” posuwających nam niecnie paranoiczne teorie spiskowe z tzw. maskirowką na czele.

Oczywiście samo kwestionowanie tożsamości smoleńskiego wraku z prezydenckim tupolewem musi wydać się niedorzeczne każdemu normalnemu odbiorcy produktów intelektualnych „Gazowni” z jednej czy „Gapoli” z drugiej strony. Ale przecież to, co dla nich tak ewidentnie absurdalne czy agenturalne, okazuje się nie tak oczywiste – pod warunkiem oczywiście, że zdecydujemy się zajrzeć na drugą stronę lustra, zapoznając się np. z dorobkiem blogera 3Zet (RIP). Notabene: z jego prezentacjami mieli okazję zapoznawać się m.in. panowie profesorowie z „konferencji smoleńskiej” – nie podjąwszy wysiłku weryfikacji ani merytorycznej polemiki, wybrali wariant uproszczony: zignorować i dalej trzymać się swojego „założenia”. Nie sposób więc wydobyć od nich rzeczowe objaśnienie obecności na pobojowisku smoleńskich niektórych części wraku w dwóch egzemplarzach (sic) i dwóch różnych certyfikatów dwóch bliźniaczych maszyn (nr 101 i 102).

Tymczasem więc owa tak energicznie odrzucana i zaciekle zwalczana teoria „maskirowki” (traktująca pobojowisko smoleńskie jako dekorację mającą odwrócić naszą uwagę od innych miejsc zbrodniczej akcji) ma dokładne ten sam status naukowy, co „kanoniczna” dziś teoria o sekwencji wybuchów „bomby barycznej” wewnątrz kadłuba. Ta pierwsza ma przy tym tę oczywistą przewagę, że nie wymaga „zaokrąglania” faktów do założeń i zamykania oczu na szczegóły i konteksty niepasujące do „założenia wyjściowego” – jak to nieustannie zmuszeni są czynić badacze i popularyzatorzy mieszczący się w granicach politpoprawności. Ma to szczególnie żałosny rezultat w postaci eliminowania z horyzontu badawczego pewnych ustaleń, które poczynione zostały w ich własnym środowisku na poprzednich etapach – czego najbardziej chyba spektakularnym przypadkiem pozostaje „śnieg” zaobserwowany przez prof. Cieszewskiego na zdjęciach satelitarnych okolic Smoleńska z 5 kwietnia 2010 r. Prof. Cieszewski, przedstawiwszy swoje spostrzeżenia na pierwszej „konferencji smoleńskiej”, skorygował i uściślił je jeszcze na drugiej, ale na trzeciej już wszyscy o tym zgodnie milczeli – tak dalece stwierdzony przezeń fakt (charakterystyczny biały kontur, „coś ludzką ręką uczynionego” dokładnie w miejscu, w którym parę dni później znaleźć się miały wszystkie duże szczątki wraku) odstawał od przyjętej tymczasem jedynie słusznej linii interpretacyjnej. Uwaga: nie zamierzam tu forsować żadnej skonkretyzowanej wersji wydarzeń – zwracam tylko uwagę na nierzetelność tych, co nie wahają się postępować inaczej, nie mając po temu podstaw w faktografii, uporczywie eliminując z dyskursu anomalie w rodzaju „śniegu” prof. Cieszewskiego.

Owszem, dokonane w minionym sezonie ekshumacje są bardzo ważnym, niezbędnym krokiem na drodze do ustalenia rzeczywistej natury i przebiegu wydarzeń. Dobrze, że wreszcie zostały one wykonane – lepiej późno niż wcale. Ale przecież właśnie na tym przykładzie jeszcze bardziej ewidentny staje się utylitaryzm w podejściu do prawdy po stronie aktualnego obozu władzy i w jego otulinie propagandowej. Drastyczne wyniki obdukcji zwłok dały bowiem asumpt do medialnego „orania” ekspremierzycy Kopaczowej – i słusznie, bo wszak jej kłamstwa o przekopywaniu smoleńskiej ziemi „na metr w głąb” powinny ją zaprowadzić przed sąd i do więzienia za utrudnianie działania organów prawa i porządku. Ale przecież do spółki kłamców smoleńskich należy także obecny wicepremier Gowin, który jeszcze w 2012 r. (jako minister sprawiedliwości rządu Tuska) z trybuny sejmowej stwierdzał autorytatywnie, że rodzinom ofiar nikt nie zakazywał otwierania trumien. Dziś prasa od prawa do lewa dba o najlepsze samopoczucie Gowina w tej sprawie, reprodukując jego bezwstydne uwagi o tym, że Kopaczową najwyraźniej zwiedziono, a on sam jest wobec nowych ustaleń wstrząśnięty. Jakże w tej sytuacji spodziewać się od policjantów i prokuratorów bezkompromisowej dociekliwości w śledztwie, skoro ministrom przysługuje najwyraźniej przywilej bezkarnego łgarstwa i mataczenia?

Nie dziwota więc, że nadal nie ma mowy o podjęciu w śledztwie innych wątków do tej pory uparcie ignorowanych. Media „niepokorne” i „niezależne” w tej akurat sprawie jednomyślne, o dziwo, z mediami „obozu zdrady narodowej” konsekwentnie unikają przypominania o szerszym kontekście geostrategicznym zamachu warszawsko-smoleńskiego. Jakże słabo pamiętana jest dziś cała sekwencja wydarzeń, które poprzedzały 10 kwietnia 2010 r. – na łamach poważnych periodyków próżno szukać analiz sytuacji międzynarodowej, w jakiej swego tragicznego końca dobiec miała prezydentura śp. Lecha Kaczyńskiego. Któż więc pokusi się o odtworzenie przebiegu spotkań i kalendarium podróży najwyższych przywódców politycznych i wojskowych świata w związku ze szczytem Obama–Miedwiediew w Pradze (8 kwietnia). Któż zapyta o rzeczywisty cel przybycia do Warszawy przyszłego szefa CIA gen. Petraeusa (7–9 kwietnia)? Któż zabierze się do weryfikacji list pasażerów i godzin zagadkowych przelotów „czarterowych” z międzylądowaniami na polskich lotniskach, których całkiem sporo było, jak się okazuje, w tamtych dniach. Takimi sprawami żywiej interesowali się tylko blogerzy – więc oczywiście poważni publicyści czują się zwolnieni z obowiązku wnikania w te sprawy. A tymczasem np.:

Pasażerowie Boeinga 537 – 322 „czarter” w części zostali przejęci w Bobrujsku na pokład samolotu RAF NATO Tristar L101 ZD951 w dniu 10 kwietnia 2010 roku w godzinach popołudniowych – odnotował w jednej ze swych notek bloger Albatros. – W godzinach rannych na jednym z lotnisk w pobliżu Warszawy lądował samolot Volga-Dniepr IŁ 76 md, który we wczesnych godzinach rannych czasu UTC rozpoczął lot z TWERU z międzylądowaniem w Polsce (Sochaczew?) i w Anglii Baza NATO Brize. Lot zakończył w Bazie Halifax w Stanach Zjednoczonych. Tak wyglądał RESET w praktyce.

Cóż to za niecierpiące zwłoki sprawy tamtego akurat dnia (10 kwietnia!) wymagały tak rozbudowanej logistyki? Czy to fejk, czy to fakt? Rozumiem, że strach nawet przypuszczać, a co dopiero rzetelnie badać, czy włączyć w zakres oficjalnego śledztwa – bo mogłoby się okazać, że tego nie wytrzymuje nie tylko wersja o katastrofie na skutek błędu pilota, ale nawet jedynie słuszna dziś w kręgach żoliborskich patriotów wersja o dwóch wybuchach i jednym mściwym Putinie. Wypadałoby wtedy wnioskować o pomoc prawną w przesłuchaniu nie tylko gen. Petraeusa, ale nawet księcia Karola (sic), który wszak równy miesiąc przed zamachem (10 marca 2010) miał dla naszego prezydenta jakiś „mesydż” – ciekawe jaki? Z całej tej epizodycznej znajomości Karol był później łaskaw publicznie wspominać wyłącznie flaszeczkę żubrówki – praktyczny podarek od tragicznie zmarłego prezydenta RP (pamiętajmy, że było to w czasie, gdy intensywnie szerzona była wersja o alkoholowym wątku katastrofy).

À propos: tamtych zagadek jeszcze nawet nie spróbowaliśmy wyjaśnić, a tu już szykują się nowe – bo oto właśnie syn księcia Karola Wilhelm (William) wybiera się z wizytą do prezydenta Dudy. Na miejscu pana prezydenta nie łudziłbym się co do kurtuazyjno-krajoznawczego charakteru tej wizyty – która notabene zahaczając o Gdańsk, będzie ewidentnym sondażem granic przyzwolenia z naszej strony na powrót do tradycji bezpośredniej ingerencji Londynu w naszym regionie. (Patrz: żądanie cesji Gdańska na rzecz Prus w XVIII w., projekt Wolnego Miasta w XX w. i inne brytyjskie projekty – o których autorstwie może Warszawa zapomniała, ale Londyn na pewno dobrze pamięta).

W tym kontekście sytuacyjnym „zbliżanie się do prawdy” w sprawie Smoleńska może mieć nadal charakter quasi-operowy. Nawet najbardziej drobiazgowe analizy nie doprowadzą nas do wyraźnych konkluzji – póki koncentrować się będziemy wyłącznie na tym, co wydarzyło się w godzinach rannych 10 kwietnia 2010 r. w pobliżu płyty lotniska Smoleńsk-Siewiernyj. W rozpoczętej przed siedmiu laty i do dziś kontynuowanej operacji „strategicznego zarządzania percepcją” Polaków podstawowa manipulacja polega właśnie na zawężeniu pola widzenia – w sposób, który gwarantuje, że skupiona na smoleńskim pobojowisku publiczność nie wyjdzie w swych reakcjach poza poziom emocjonalnego przeżywania grozy i bezsilności. Czas najwyższy tę perspektywę poszerzyć.

Oby to nie było REQUIM dla Rzeczypospolitej Polski


https://teatrwielki.pl/repertuar/kalendarium/2018-2019/nabucco/

Opera w czterech aktach

Libretto: Temistocle Solera wg Auguste’a Anicet-Bourgeois i Francisa Cornue

Prapremiera: 9.03.1842, Regio Teatro alla Scala, Mediolan,

Premiera warszawska: 25.02.1854, Teatr Wielki

Premiera tej inscenizacji: 26.06.1992

Oryginalna włoska wersja językowa z polskimi napisami

Przypadek, synchroniczność a może przeznaczenie? Jest rok 1842. Wdowiec Verdi po klęsce opery Dzień panowania pracuje nad Nabucco. Partię Abigail zgadza się zaśpiewać sopranistka Giuseppina Strepponi. Opera odnosi sukces. Kompozytor zdobywa sławę i… drugą żonę – Giuseppina porzuca dla niego karierę śpiewaczki. Chór z trzeciego aktu Va, pensiero staje się nieoficjalnym hymnem Włoch. Verdi skomponuje jeszcze kilka sławnych oper, ale to właśnie Va, pensiero – wzniosła pieśń żydowskich niewolników w wykonaniu dziewięciuset osobowego chóru La Scali rozbrzmiewać będzie miesiąc po śmierci jego i żony, gdy zostaną złożeni w kaplicy Casa di Riposo per Musicisti żegnani przez trzysta tysięcy mieszkańców Mediolanu. W Warszawie ta słynna pieśń w wykonaniu znakomitego Chóru przygotowanego przez Bogdana Golę rozbrzmiewa na tle monumentalnych schodów świątyni jerozolimskiej wzniesionej przez wybitnego scenografa Andrzeja Kreutza Majewskiego. Niezmiennie od 1992 roku wywołuje nostalgiczne poruszenie na widowni Teatru Wielkiego. Konflikt izraelsko-babiloński rozgrywa się w inscenizacji Marka Weissa z barwnym rozmachem w wymiarze politycznym i rodzinnym. To ciesząca się nieustającym i niesłabnącym zainteresowaniem możliwość obcowania z klasyką opery w najlepszym wydaniu.

Flashmob Nürnberg 2014 - Ode an die Freude


Zobacz galerię zdjęć:

Giuseppe Verdi 1813-1901 - kompozytor patriota
Giuseppe Verdi 1813-1901 - kompozytor patriota Ignacy Jan Paderewski 1860-1941 Ignacy Paderewski przemawia na wiecu w Nowym Yorku 1919 Niepublikowane zdjęcia ze Smoleńska Katyń mauzoleum - VIP puste miejsca - 12:34:32 MSD = 10:34:32 CEST Jacek Sasin jest już z powrotem w Katyniu.

Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka