Huta stali demasceńskiej w ŁOMŻY
Pracę dedykuję mojej Matce Wiktorii w dniu jej Zgonu i przejścia do Życia Wiecznego w Bogu 29 lat temu 12 września 1989 roku.
Doczekała naszej Wolności, którą jak mówił i nauczal Jan Paweł II święty Papież trzeba jeszcze utrwalić, rozwijać i obronić!
Ocet i musztarda czasow Gierka śni mi się czasami po nocach.
Tak nas traktowali wielcy tego świata i nasi wodzowie w osobie tow.Jaruzelskiego.
Niech mu ziemi warszawska lekka będzie.
SKARB W ZIEMI SUWALSKO_AUGUSTOWSKIEJ współczesne technologie górnicze na przykładzie budowy metra w Warszawie i tunelu pod Martwą Wisłą w Gdańsku
https://inzynieria.com/wpis-branzy/wiadomosci/7/51312,rozruch-technologiczny-tbm-krystyny
Rozruch technologiczny TBM Krystyny
Autor Paulina Wójtowicz
Paulina Wójtowicz, inzynieria.com
Opublikowano: 12-02-2018 Źródło: Metro Warszawskie
Uroczysty rozruch technologiczny miał miejsce 9 lutego br. na stacji C06 Księcia Janusza. Stamtąd Krystyna w ciągu kilku lub kilkunastu dni ruszy w kierunku stacji C07 Młynów i C08 Płocka. Swoją pracę zakończy przy Rondzie Daszyńskiego, gdzie „spotka się” z TBM Marią – drugą maszyną używaną podczas drążenia zachodniego odcinka II linii metra.
Jak mówił nam w styczniu br. Bartosz Sawicki, rzecznik prasowy firmy Gülermak, wykonawcy tego odcinka, koniec drążenia dla tarczy Krystyna zaplanowany jest na listopad br., a Marii na grudzień tego roku. Do tego czasu tunele powinny być wydrążone. Obie tarcze powinny drążyć po około 15–20 m tunelu dziennie.
II linia metra: odcinek zachodni zostanie wydrążony jeszcze w tym roku
Na zachodni odcinek II linii metra składać się będą trzy stacje: Księcia Janusza, Młynów i Płocka, a jego długość wyniesie 3,4 km długości. Wartość inwestycji to ponad 1,1 mld zł. Zakończenie jej realizacji zaplanowano na przyszły rok.
Równolegle do tej budowy trwają prace nad odcinkiem wschodnim północnym. Fragment metra o długości 3,2 km, w ciągu którego znajdą się stacje: Szwedzka, Targówek i Trocka, będzie gotowy również w 2019 r. Odpowiedzialna za realizację tego przedsięwzięcia firma Astaldi S.p.A. wydrążyła już – z wykorzystaniem tarcz TBM Maria oraz TBM Anna – tunele, które połączą stacje Dworzec Wileński i Trocka.
Warszawskie metro: tarcza TBM Maria na powierzchni [zdjęcia]
Budowa tuneli centralnego odcinka II linii metra w Warszawie za pomocą tarcz TBM EPB
Herrenknecht AG
AGP Metro Polska S.C.
ZTM Warszawa
Cała II linia metra, która połączy dzielnicę Bemowo z Targówkiem (na wysokości osiedla Bródno), będzie miała 23 km. W ciągu tej trasy znajdzie się 21 stacji.
Warszawa jest jedynym miastem w Polsce, w którym działa taki system kolei podziemnej. Aktualnie w eksploatacji jest I linia metra o długości 23,1 km oraz centralny odcinek linii II – jego długość to 6,1 km.
Więcej informacji nt. budowy II linii metra znajdziesz w naszym TEMACIE SPECJALNYM: II LINIA METRA.
Czytaj więcej na: https://inzynieria.com/wpis-branzy/wiadomosci/7/51312,rozruch-technologiczny-tbm-krystyny © inzynieria.com
Budowa Tunelu pod Martwą Wisłą - 4 lata w 8 minut
https://www.youtube.com/watch?v=HcKYvrXaq3Q
https://www.salon24.pl/u/albatros/875165,matura-z-geografii-ekonomii-i-historii,5
Istotnym ograniczeniem polskiego myślenia o obronie jest też hodowany w Polakach przez wrogów kompleks słabości i ugruntowane przekonanie, że obrona Polski będzie niemożliwa bez pomocy sojusznika. Ten brak wiary we własne siły sprawia, że nie podejmujemy prób odnajdywania czynników własnej siły.
Powyższe ograniczenia odcisnęły swoje piętno na strategiach przyjmowanych przez władze III RP.
Biorąc pod uwagę kierunki zmian w relacjach międzynarodowych widzimy, że kwestia militarnego bezpieczeństwa naszego kraju nabiera podstawowego znaczenie. I tutaj powinno być oczywiste, co trzeba zrobić.
NAJPIERW NALEŻY OPRACOWAĆ NOWĄ STRATEGIĘ BEZPIECZEŃSTWA NARODOWEGO I WYNIKAJĄCĄ Z NIEJ STRATEGIĘ OBRONNOŚCI RP.
Nie można opierać się na tym co w dziedzinie strategii stworzono w latach minionych. Ten dorobek ma dziś tylko historyczne znaczenie. Potrzebna jest nowa, właściwie oceniająca zagrożenie strategia, którą powinni opracować ludzie z innego kręgu niż ci co pisali strategie dotąd. Jeżeli będziemy mieli nową strategię obronności to należy sprawdzić, czy istniejący system obrony państwa i siły zbrojne RP są w stanie tę strategię realizować. Dopiero po tym powinien być przeprowadzony przegląd badający pod tym kątem wojsko. Po takim sprawdzeniu okaże się, w którym miejscu są braki i będzie można ustalić jak je usunąć. Jestem też przekonany, że wówczas okaże się jak niezbędnym elementem systemu obrony mogą być wojska terytorialne. Dopiero na takiej podstawie będzie można skonstruować plan modernizacji armii i zaplanować wydatki obronne. Uzbrojenie, a więc narzędzia walki dobieramy do zadań a nie zadania do posiadanego uzbrojenia. A zadania wynikają ze strategii.
Stworzenie strategii w oparciu o polski interes narodowy wskazującej sposób gwarantujący bezpieczeństwo Polsce jest dziś sprawa najważniejszą.
I OCHRONA ZASOBÓW NATURALNYCH I BOGACTW W ZIEMI. WŁASNOŚĆ NARODU A NIE PARTII RZĄDZĄCEJ I OBCYCH KORPORACJI.
http://www.eprudnik.pl/tematycznie/bogactwa-naturalne-polski/
Panie Prezydencie jeszcze jest czas do sierpnia i września kiedy każdy dorosły człowiek sięga po rozum. Szczególnie Warszawiacy.
https://wiernipolsce1.wordpress.com/2016/07/09/bogactwa-naturalne-rzeczywisty-cel-obecnosci-wojsk-usa-w-polsce/
Bogactwa naturalne – rzeczywisty cel obecności wojsk USA w Polsce
TAK JEST obecności wojsk USA w Polsce
polskie-zloza
Nic tak nie pokazuje niewyobrażalnej podłości rządów „warszawskich” przez ostatnie 27 lat, ich świadomego antypolskiego charakteru, świadomej eksterminacji i zmuszania do emigracji naszego narodu, jak sprawa zatajanych niezwykłych bogactw Polski.
Tak zwanemu „przesmykowi suwalskiemu” – oddzielającego Republikę Białoruś od Obwodu Kaliningradzkiego przydaje się najczęściej jedynie znaczenie militarno-transportowe. Taką wartość rzeczywiście on i ma, ale rzeczywista jego cenność, to ulokowane na tym terenie niezwykle cenne zasoby naturalne. Suwerenna eksploatacja tych zasobów, co jest niezbywalnym prawem Polaków, stawiałaby Polskę w czołówce krajów tzw. wysokich technologii. Otwierałoby to także nowe perspektywy dla współpracy zarówno technologicznej, jak związanej z tym współpracy wojskowo-strategicznej.
Zamiary umieszczenia na terenie Suwalszczyzny wojsk USA ( pod pretekstem tworzenia tzw.wschodniej flanki NATO), to w zasadzie próba skolonializowania cennych zasobów Polski przez syjonistyczno-anglosaski kompleks finansowo-wojskowy.
Przedstawiciele rządu polskiego, którzy przygotowywali, a także ci, którzy podpiszą umowy z przedstawicielami NATO, o stacjonowanie na terenie Polski, a w szczególności na terenie Suwalszczyzny winni być natychmiast ścigani i postawieni przed sąd w Polsce wobec przestępstwa określonego w art. 129 kodeksu karnego Rzeczypospolitej Polskiej
(Art. 129.
Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10).
Nie mówiąc już o tym, że łamią oni wiele z artykułów Konstytucji RP i składanej na jej podstawie przysięgi konstytucyjnej,
Naród Polski winien uruchomić natychmiast procedury ścigania winnych przestępstw wobec Rzeczypospolitej Polskiej!
PZ
Dodatek dokumentacyjny:
Nic tak precyzyjnie nie pokazuje gorliwego służenia obcym interesom, a zarazem bezprzykładnej głupoty rządów warszawskich przez ostatnie 25 lat jak sprawa ukrywanych przed narodem bogactw naturalnych naszego kraju. Przez zaprzedanie i głupotę rządzących jest blokowany szybki rozwoju Polski i dobrobyt całego społeczeństwa w tym naszych „elit”.
Polska jest NAJBOGATSZYM krajem świata położonym w sercu Europy. Oczywiście na nasze bogactwa, które Pan Bóg dał Polakom jest wielu chętnych. Dla przykładu Niemcy w swojej konstytucji nadal uznają granice sprzed 1937 roku. Oszustwem rządów warszawskich jest wmawianie Polakom, że Niemcy uznały naszą granicę zachodnią.
https://augustowskireporter.pl/artykuly/9260-8-bilionow-zl-pod-naszymi-stopami.html
wywiad z Jerzym Ząbkiewiczemfot. A. Klebanowska
Hasło w krzyżówce: "Region w Polsce słynący ze złoż tytanu" powinno składać się z 13 liter, zaczynać się na S a kończyć na A, ponieważ trafną odpowiedzią będzie tu "Suwalszczyzna". Niestety oficjalnie nie zwykło się o tym mówić. Temat tabu, podczas gdy nasz region dysponuje potężnymi zasobami surowców mineralnych wartych biliony. Ile dokładnie i dlaczego nikt się po nie nie schyla? Na te tematy rozmawialiśmy z Jerzym Ząbkiewiczem, ekspertem tematu górnictwa, naukowcem, suwalskim społecznikiem, a od maja prezydentem Europejskich Stowarzyszeń Ławniczych.
Dobrze, że nie powstała tu kopalnia w czasach PRL, lecz szkoda, że nie ma jej dziś, a 8 bilionów złotych nadal zalega głęboko pod ziemią - tak jednym zdaniem można podsumować to, o czym opowiedział nam pan Jerzy. Brzmi tajemniczo? Gwoli wyjaśnienia, chodzi tu o nic innego, jak tylko o postęp technologiczny. Rozwiązania sprzed lat zniszczyłyby piękno naszej przyrody, dziś możemy tego uniknąć.
Ale zacznijmy od początku
Od kiedy wiadomo o rudzie i skąd? Złoża cennych metali odkryto, badając przyczyny tzw. suwalskiej anomalii magnetycznej. Jeszcze przed drugą wojną światową zauważono, że samoloty przelatujące w pobliżu wsi Krzemianka mają problem z kompasem, który nagle właściwie przestawał wskazywać północ. W latach 50. zaczęto dokładniej badać teren metodą sejsmiczną (czyli detonując niewielkie ładunki i sprawdzając, jak rozchodzą się w skorupie ziemskiej fale), a w roku '58. za sprawą pierwszego odwiertu, wyjaśniono, co się działo z kompasami. Zakłócały je potężne złoża rud żelaza znajdujące się pod ziemią. Wraz z żelazem odkryto jednak coś, co znacznie bardziej zainteresowało zarówno naukowców, jak i wojsko – rudy tytanu i wanadu.
Radzieccy towarzysze nie zgodzili się jednak wtedy na ich wydobywanie, ponieważ stalibyśmy się dla nich niemałą konkurencją na rynku. Zgodzili się natomiast, by opublikować informację o istnieniu owych rud. Dopiero w latach latach 79. - 80. podjęta została decyzja państwowa, by budować tu kopalnię. Co więcej, Suwałki, właśnie z tytułu istnienia rudy, miały być miastem wojewódzkim, mimo że wtedy to Ełk prosperował znacznie lepiej - to tam była infrastruktura, kolej czy drogi. Ciekawostką może być fakt, że szpital w Suwałkach miał być pierwotnie dyrekcją owej kopalni.
Przemiany ustrojowe spowodowały, że plany te zostały zatrzymane. Co prawda, w '79 roku Niemcy udzielili nawet Państwu Polskiemu pożyczki w wysokości 750 milionów marek na budowę kopalni, przy czym zaznaczono, że zwrot ma następić w ciągu 10 lat w formie tytanu. Wykorzystano te pieniądze na odwierty i badania, ale również budowę domów, zakładów i dróg. Niemcy oczywiście kontrolowali prace nad kopalnią. Kiedy przyjeżdżała kontrola, pokazywano osiedle, fabrykę, i tak goszczono, by raport wskazywał, iż pożyczka została racjonalnie wydana. Najprawdopodobniej pożyczkę tę z czasem umorzono.
"To nasze gigantyczne bogactwo"
- Powinniśmy czuć, że to nasza własność. Jest tu gigantyczne bogactwo - zdeponowane głęboko pod ziemią bogactwo natury złożone m. in. z tytanu, wanadu czy żelaza. To są dziwne bogactwa, bo według nauki czy geologii nie powinno ich tam nigdy być. Jest to nazwane nawet intruzją suwalską. Zatem to jest pewnien wrzut, z którego wyróżniamy 3 złoża: Udryn, Krzemianka i Jeleniewo. W czasach PRL-u miała nawet powstać kopalnia. Dysponuję jej projektem od przysłowiowej deski do szybów, z informacjami jak rozłożone jest złoże, do czego miałoby służyć, jak je wydobywać. (...) Na tych trzech złożach wykonano w sumie ok. 200 2-kilometrowych odwiertów. Są to potężne odwierty, patrząc również na koszty. Zbilansowałem złoża, by każdy wiedział, ile tego jest, jak głęboko, jaka jest zawartość i wartość. 1 odwiert to jest ok. 50 milionów złotych. Pomnóżmy - 200 razy 50 - około miliard złotych wydano na badania. Wydano gigantyczną kwotę i nic z tego? - mówi Jerzy Ząbkiewicz.
Nie do końca nic, bo dysponujemy olbrzymią wiedzą, choć naturalnie dobrze, gdyby badania miały służyć nie tylko teorii, ale by się kiedyś zwróciły. Koniec końców, zawarte tam pierwiastki są warte fortunę.
- Najważniejszy jest tytan. Ten metal jest poszukiwany przez wszystkie państwa. Zobrazujmy to chociażby budową Boeingu, który zawiera 20-30 ton tytanu. Tytan jest metalem wytrzymalszym od żelaza, jednocześnie bardzo lekkim i odpornym na temperaturę, stąd ten metal stosuje się do celów lotniczych, rakietowych. Jest też obojętny dla organizmu, zatem powstają z niego plomby i uzupełnianie kości, choć w celach medycznych wystarczy już tona, by wyprodukować ogromne ilości protez. Najwięcej tego pierwiatka zużywa jednak przemysł chemiczny, wojenny oraz samolotowy. Ponadto jest wanad. Gdy się go doda do stali, to jest ona wtedy mocniejsza. Wanad ma więc cele strategiczne - przede wszystkim wojskowi używają takiej stali do produkcji wojennej. Tytanu i żelaza mamy naprawdę pokaźną ilość, ich wydobywanie bardzo by się opłaciło.
Ale, jak już zostało wspomniane, zaplanowana była budowa kopalni w Krzemiance.
- Bardzo dokładnie zaplanowana. Od przysposobienia terenu, oczyszczania rudy, jej wywozu, po wnętrze kopalni - jak to wszystko miało być zrobione. Dobrze jednak, że nie doszło do realizacji. Kopalnia była zaprojektowana na dziewiczym terenie. Wyobraźcie sobie: drzewa, ptaki śpiewają, jezioro, piękny teren, a tu szyby wyrastają. Na dzisiejsze czasy to jest nie do pomyślenia. Aczkolwiek UE ma swoje dyrektywy i zrobiła porządek z KGHM. Pamiętam jak przyjechałem do Polski w 90. latach i jaki straszny problem był z wszechobecnymi hałdami. Zrobiono z tym porządek, a usuwajac hałdy odzyskano ogromne ilości srebra, złota i innych cennych pierwiastków, bo za czasów hałd niedokładnie je oczyszczano i zalegały tam. Inne firmy z odpowiednią technologią odzyskały je. W związku z tym należy domniemać, gdyby ta kopalnia powstała, również by to uporządkowano. Ale jak mówiłem, dobrze się stało, że na planach kopalni się skończyło.
Ze względów ekologicznych nie można wybudować i dzisiaj szybów w dziewiczym terenie, więc i ten pomysł upadł.
- I wszyscy robili wszystko, żeby udowodnić społeczeństwu, że te złoża, które są na Suwalszczyźnie nie nadają się do wydobycia ze względów ekologicznych i głębokościowych, bo leżą skosem na głębokości od 880 metrów do 2300 metrów.
W RPA te same metale są wydobywane na głębokości 300, więc rzeczywiście jest to niemała różnica.
- Głębokość nie jest tu problemem. Nie tylko ze względu na nowe technologie umożliwiające wydobywanie na różnych wysokościach, ale co najważniejsze, mamy tu wybitnie korzystną sytuację geologiczną dla górnictwa, która nie istnieje nigdzie w świecie, tylko tu. Pracowałem 8 lat pod ziemią w kopalniach węgla - na głębokości 1000 metrów mamy ok. 60 stopni, a tu mamy 2000 metrów, czyli teoretycznie ok. 80 stopni. Wydawałoby się temperatura wysoka, gazy, tąpnięcia... Jednak tu nic takiego nie ma. Nasza ruda jest ulokowana w otoczeniu skał magmowych, które są bardzo wytrzymałe. Optymalne temperatury również pozwalają na to, by zakład przeróbczy umieścić wewnątrz kopalni. Urobek możemy wywozić wagonami do polskich hut, gdzie następi przeróbka. Środowisko na tym nie cierpi, mieszkańcy mają tysiące miejsc pracy, do gminnych kas wpływają opłaty za eksploatację, a Polska nie musi importować rudy żelaza. Dzięki temu rachunek ekonomiczny jest bardzo opłacalny. Tym bardziej, że znamy wartości procentowe czystych metali - bada to Państwowy Instytut Geologiczny, który ma nad tym pieczę. Mamy ok. 376 mln ton czystego żelaza, 96,4 mln ton tytanu i ok 14 mln ton wanadu. Ponadto, mamy nikiel, chrom, molibden, gal tak ważny w przemyśle komputerowym. Znamy też wartość tych metali dzięki chociażby giełdzie londyńskiej, gdzie np. tytan to 20-24 tys. dolarów za tonę. Po zbilansowaniu nasze złoża warte są 7-8 bilionów złotych. A to nie wszystko, bo w otoczeniu tej rudy jest piękna skała - labradoryt - skała półszlachetna, która oszlifowana służy do ozdób, części elewacji, podłoża, dekoracji.
A nikt się po te pieniądze nie schyla...
Wydaje się, że nadal wielu jest krytyków pomysłu, którzy nie rozumieją, że dzisiejsze technologie wydobywcze pozwalają ocalić środowisko naturalne nad złożami.
- Tak, wielu zatrzymało się w czasach, kiedy takiej technologii nie było. Minęło prawie 50 lat i teraz mamy inne techniki wydobycia, technologia górnicza również poszła do przodu. Złoża znajdują się co prawda na obrzeżach obszaru objętego programem NATURA 2000, ale wytrącona jest tu pałeczka ekologom. Dzięki nowej technologii już nie jest to złoże pozabilansowe. Jako inżynier górniczy zaprojektowałem wydobycie w inny sposób, niż było to wcześniej planowane. Furtką dla ocalenia przyrody jest oparcie wydobycia o technologie, które wykorzystane zostały chociażby przy tworzeniu metra w Warszawie. Chodzi o tzw. "kreta" - maszynę drążącą TBM - przy jego pomocy w ciągu roku można wydrążyć tunel z Suwałk, chociażby z porzuconej kopalni żwiru. W Warszawie nawet Wisła nie była problemem i metro do tej pory jeździ pod rzeką. Co więcej, dzięki technologii możemy w prosty sposób połączyć 3 wspomniane złoża: Udryn, Jeleniewo i Krzemiankę.
Zatem, być może brakuje chęci, by zagospodarować ten potencjał, który drzemie pod ziemią? Być może, brakuje wśród rządzących ludzi, którzy dostrzegliby tu dobro przeciętnego mieszkańca, ale też szansę rozwoju gospodarczego całej okolicy. Ba! Całego naszego państwa. My młodzi czekamy z niecierpliwością na ludzi, którym zależy.
- Niedawno wyszło na jaw, że społeczeństwo czy politycy, którzy wielokrotnie byli zainteresowani wydobywaniem, zostali wprowadzeni w błąd. A to za sprawą oceny przydatności tych złóż, której dokonał lata temu profesor Marek Nieć z Instytutu Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią PAN. Opinia ta jest napisana nieco przewrotnie, prawdopodobnie, by zablokować niecne wobec środowiska działania. W czasach wydawania opinii również burzliwie zabiegano o ekologię, a skupia się ona błędnie na wanadzie, którego jako samego rzeczywiście nie opłacałoby się wydobywać, ponieważ jest go najmniej (jak już wspominaliśmy jest to dodatkowy komponent do podstawowych - żelaza oraz tytanu – przyp. red.), stąd tytułowe "wanadonośne rudy tytanomagnetytowe". Zapis powielany jest nieustannie, chociażby po każdej interpelacji posłów w tej sprawie. Aktualnie najważniejsze jest to, by wszystkich z tego błędu wyprowadzić.
Wspomniane opracowanie z 2003 roku nosi tytuł „Ocena geologiczno-gospodarcza złóż wanadonośnych rud tytanomagnetytowych masywu suwalskiego”. Jego treść rzeczywiście może rozwiać wszelkie nadzieje pokładane w suwalskim bogactwie podziemnym: "Analiza porównawcza złóż suwalskich z eksploatowanymi złożami tego typu na świecie wskazująca na możliwość dużej podaży surowców wanadu, tytanu i żelaza z płytko położonych złóż nie wskazuje też, by zagospodarowanie złóż tak głęboko położonych jak w masywie suwalskim mogło być przedmiotem zainteresowania w dającej się przewidywać przyszłości. Uznanie ich zatem nawet za pozabilansowe wydaje się oceną zbyt optymistyczną. Wymagania ochrony środowiska były dotychczas podstawowym argumentem przeciwko zagospodarowaniu złóż masywu suwalskiego, których ewentualna eksploatacja jest oceniana jako wybitnie konfliktowa. Należy je traktować jako interesujący obiekt geologiczny, nie posiadający znaczenia praktycznego".
Opinia obowiązuje, nikt jej nie korygował a za każdym razem blokuje możliwość jakiegokolwiek działania. W czasach hałd i szybów być może taki manewr był nawet potrzebny, w imię zapobiegnięcia degradacji naszego środowiska naturalnego. Natomiast w dobie możliwosci opisanych przez pana Ząbkiewicza, należałoby jak najszybciej złożyć wniosek o ponowne rozpatrzenie i zmianę tej opinii, opierając się o aktualne dane.
Z Jerzym Ząbkiewiczem rozmawiała Anita Klebanowska.
Rodzina człowiecza
https://www.youtube.com/watch?v=AtRc65SJ7zk
Rodzina Człowiecza (część pierwsza)
Jak można cywilizacyjna podnieść ten skarb z Ziemi
http://linia-polnocna.internetdsl.pl/kopalnia/szczerba14.jpeg
Żelazo wytapiano na Suwalszczyźnie od niepamiętnych czasów. Pierwsi parali się hutnictwem Jaćwingowie, dochodząc w tym do niemałej wprawy, stosowali bowiem nawet żelazne okucia lemieszy, które powróciły na Suwalszczyznę dopiero w XIX wieku. Później żelazo wyrabiali rudnicy w dobrach Konstancji z Wodyńskich Butlerowej w Gawrych Rudzie i Maćkowej Rudzie. Po niej przejęli przemysł wigierscy kameduli. Powierzchniowe rudy darniowowe zawierały jednak mało metalu a prymitywne dymarki wymagały ogromnej ilości drewna. Na wyprodukowanie 1 kg żelaza potrzebowano aż 20 m3 drewna.
Ostatnimi hutnikami Suwalszczyzny byli Joachim Chreptowicz i jego wnuk hr. Karol Brzostowski, który przejął majątek w Sztabinie po dziadku Joachimie i matce. W 1838 r. istniało w jego dobrach sztabińskich 5 dymarek produkujących przeciętnie po 140 cetnarów (~5677 kg) żelaza. Od 1830 działał też wielki piec, zastępując dymarki w Janówku i Lebiedzinie. Produkcja żelaza rosła corocznie aż do śmierci Brzostowskiego osiągając 160 ton rocznie, czemu sprzyjało oddalenie od konkurecji głównych ośrodków hutniczych. Uzyskiwane żelazo przerabiano dalej, głównie na maszyny rolnicze. Żadne z wyrobów nie zachowały się do dnia dzisiejszego, prócz żeliwnych krzyży nagrobnych na cmentarzach m. in. w Suwałkach i Szczebrze.
Na cmentarzu w Szczebrze.
Hucie sztabińskiej Brostowskiego przypisywano też wykonawstwo zegara słonecznego stojącego w Parku Konstytucji 3 Maja w Suwałkach, bliźniaczego z podobnym na Litwie, choć prof. [zapomniałem nazwiska] badająca oba, kwestionuje to autorstwo, wątpiąc by tak misterna konstrukcja wyszła spod ręki prowincjalnego odlewnika. Po śmierci hrabiego zakłady popadły w ruinę, lecz i tak zapewne huta nie byłaby w stanie dłużej konkurować z nowoczesnymi wielkimi piecami opalanymi koksem. Potem o hutnictwie na sto lat zapomniano.
Hrabia Karol Brzostowski (ur. 11 lutego 1796 w Michaliszkach, zm. 25 lipca 1854 w Paryżu) – reformator społeczny, właściciel ziemski, twórca Rzeczypospolitej Sztabińskiej.
Data i miejsce urodzenia 11 lutego 1796
Michaliszki
Data i miejsce śmierci 25 lipca 1854
Paryż
Miejsce spoczynku Cmentarz Les Champeaux w Montmorency
Zawód oficer wojska Królestwa Polskiego
Lata młodości
Karol hr. Brzostowski syn Michała Hieronima i Ewy Chreptowiczówny, córki Joachima Litawora Chreptowicza urodził się 11 lutego 1796 roku w Michaliszkach na Wileńszczyźnie[1]. Kiedy miał 10 lat zmarł mu ojciec, a kilka lat później matka. Po ojcu odziedziczył dobra na Litwie: Michaliszki, Czechy, i Markuny oraz prawo do dóbr starostwa bystrzyckiego. W spadku po matce otrzymał dobra sztabińskie oraz pałac w Warszawie, który odsprzedał Elertowi. Koligacje Brzostowskich z Chreptowiczami i Radziwiłłami oraz innymi słynnymi rodami utorowały mu drogę do kariery wojskowej i państwowej. Dzieciństwo i wczesną młodość spędził w domu rodziców i majątku Chreptowiczów. Uczęszczał do szkół w Wilnie i we Francji. Opanował biegle języki: francuski, niemiecki i łaciński. Od młodości zdradzał niepospolite talenty w zakresie nauk ścisłych, szczególnie mechaniki i fizyki. Dopomogło mu to podczas służby w wojsku w opanowaniu inżynierii wojskowej i w szybkim awansie.
W 1815 roku, jeszcze niepełnoletni, został uwłasnowolniony. Próbował uporządkować sprawy majątkowe, a szczególnie olbrzymie długi po rodzicach. Zniechęcony piętrzącymi się trudnościami i zawikłanymi pretensjami wierzycieli, Brzostowski postanowił spróbować kariery wojskowej. Wstąpił do wojska Królestwa Polskiego i służył jako adiutant polowy generała Rożnieckiego. 10 marca 1818 roku złożył dymisję dla słabości zdrowia z pozwoleniem noszenia munduru. Podczas służby zajmował się nauką inżynierii wojskowej. Prawdopodobnie przeszedł praktykę w którymś z zakładów produkujących uzbrojenie. Po wyjściu z wojska w randze kapitana, zajął się ponownie sprawami majątkowymi.
Po rozwiązaniu najważniejszych trudności w majątkach litewskich, osiadł Brzostowski w 1819 roku na stałe w dobrach sztabińskich. Za miejsce pobytu obrał dworek w Cisowie, skąd rozpoczął uporczywą pracę i walkę z wierzycielami.
To co uderza to niezwykła siła charakteru, możliwość obycia się bez luksusu mimo arystokratycznego pochodzenia i chęć podniesienia z upadku dóbr ojczystych. Brzostowski pracował nie tylko dla siebie. Był człowiekiem idei, która dodawała mu sił i wytrwałości w pracy. Ta idea to stworzenie kombinatu rolno-przemysłowego w dobrach sztabińskich – Rzeczypospolitej Sztabińskiej. Tu chciał wprowadzić w życie swoje pomysły i przekonania, które pokazują się jako humanitarne i postępowe w stosunku do tej epoki. Brzostowski uważał, że każdy człowiek musi sam na siebie zarobić, sam sobie wystarczyć, gdyż w przeciwnym razie jest pasożytem społecznym, i życie takie nie ma sensu. Oto co na ten temat czytamy w zostawionych przez niego zapiskach: "Pyszny jestem z tego, że sam sobie wystarczę. Gdybym to przekonanie stracił, życie by mnie obrzydło. Przestałbym żyć, gdybym nie mógł na moje życie zarobić. Zbytek i życie ponad stan oraz niemoralne źródła dochodu budziły odrazę hrabiego. Stosunek do pracy pańszczyźnianej wyraził w słowach skierowanych do poddanych: Uwalniam was od wszelkiej przymusowej roboty, bo wszelka przymusowa robota poniża człowieka, zmienia go w bydlę, wystawia na tysięczne pokrzywdzenia, tamuje jego moralne dźwignienie się."
Powstanie Listopadowe
Ważnym momentem w życiu Brzostowskiego było powstanie listopadowe. Rozpoczął on służbę w wojsku Królestwa Polskiego najpierw w składnicach uzbrojenia w Suwałkach, następnie przeniesiono go do Warszawy. Tu został powołany do sztabu Korpusu Rezerwy, dowodzonego przez gen. Ludwika Paca. Został mianowany majorem w dniu 14 kwietnia 1831 roku z pozostawieniem przy dotychczasowych obowiązkach, następnie przeznaczony do szczególnych rozporządzeń ministra wojny. Brzostowski brał udział w bitwie pod Ostrołęką, gdzie odznaczył się wielkim męstwem, został ciężko ranny i w uznaniu odznaczono go Złotym Krzyżem Virtuti Militari.
W literaturze przedmiotu uważa się, że po upadku powstania Brzostowski wyemigrował w obawie przed represjami zaborcy wraz z tysiącami żołnierzy i oficerów do Francji i Anglii. Są jednak poważne przesłanki aby twierdzić, że Brzostowski w emigracji udziału nie brał. Zachował się akt przysięgi złożonej dnia 07.09.1831 roku przez Karola Brzostowskiego na wierność carowi. W dopisku znajduje się adnotacja, że Brzostowski udaje się do swoich dóbr sztabińskich. Tak więc Brzostowski emigrować nie musiał, a za granicę mógł później wyjeżdżać legalnie. Pewnie jeszcze na początku powstania zapisał „symulacyjnie” swojej siostrze Izabeli współwłasność dóbr sztabińskich obawiając się konfiskaty majątku przez władze carskie. Po złożeniu przysięgi powrócił do Cisowa i kontynuował rozpoczęte reformy.
Okres po Powstaniu
Lata po powstaniu listopadowym upływały Brzostowskiemu pod znakiem pracy nad rozwojem Rzeczypospolitej Sztabińskiej. Inwestował, reformował, rozbudowywał przemysł i rolnictwo, wychowywał swych poddanych do samodzielności.
Odziedziczone przez hrabiego po rodzicach dobra krasnoborskio-sztabińskie przedstawiały stan godny pożałowania. Był to spory majątek, 770 włók liczący (500 włók stanowiły lasy; do uprawy nadawało się 270 włók) jednak posiadający słabe gleby i niezwykle zdewastowany w wyniku rabunkowej gospodarki dzierżawców. W posiadaniu dworu znajdowało się 3600 morgów (2015 ha) gruntów uprawnych, łąk i pastwisk; 4500 morgów (2519 ha) uprawiali chłopi, resztę zajmowały lasy w większości wytrzebione ze starodrzewu, halizny, piaszczyste wydmy i rozległe bagna. Ludność dóbr nie przekraczała 3000 osób, w tym około 2400 chłopów. W czerwcu 1819 r. Brzostowski rozpoczął akcję oczynszowania pańszczyźnianych chłopów. Zawarł w tymże roku umowy o jednoroczną dzierżawę działek, gruntów, ogrodów i łąk, liczących po 15-20 morgów ze wszystkimi chłopami ośmiu wsi (Długie, Janówek, Jasionowo, Krasnybór, Krasnoborki, Kamień, Kunicha, Kryłatka). W ten sposób Brzostowski zawarł umowy dzierżawne z 79 gospodarzami. Wkrótce oczynszował pozostałych gospodarzy. Grunty zostały pomierzone i podzielone na kwadratowe poletka. Powierzchnia każdego wynosiła jedną morgę. Brzostowski ustanowił licytację na wydzierżawiane morgi. Ziemie orne dzieliły się na cztery zmiany. Obok zbóż ozimych, jarych i kawałka ugoru na czwartym poletku każdy włościanin obowiązany był sadzić kartofle. Każdego roku określoną ich ilość należało oddać do dworu. Była to tzw. zsypka kartoflana. Oprócz tego każdy włościanin miał obowiązek zachowania kolei siewu płodozmianu, pod karą zabrania i zlicytowania plonu z mylnego zasiewu. Oprócz ziemniaka wprowadzono nowe uprawy roślin. Były to plantacje chmielu tzw. „chmielnik” oraz kapusty „kapuśniaki”. Pojawiły się też buraki pastewne, koniczyna, pasternak. Rozwijano hodowlę zwierząt.
Uprzemysłowienie wsi
Karol Brzostowski przyjął i zrealizował nową myśl – uprzemysłowienia gospodarstwa wiejskiego. Zdając sobie sprawę z tego, że inaczej dochodów nie osiągnie, oraz korzystając z miejscowych bogactw naturalnych postanowił rozwinąć działalność przemysłową. Już w 1819 podpisał umowę z majstrem kunsztu wyzwolonego fabryk huty szklanej, zamieszkałym w królestwie pruskim Gustawem Uklańskim o budowę i wydzierżawienie manufaktury szklanej w Koziej Szyi. Tak więc urządził Brzostowski hutę szkła zwyczajnego o pół mili od Cisowa, a gdy dzierżawca nie umiał wyjść na swoje i w przeciągu roku zbankrutował, Brzostowski wciągnięty znacznym nakładem, musiał fabrykę sam dalej prowadzić.
Brzostowski sprowadził książki techniczne i wyuczył się na hutnika. Po kilku latach manufaktura zaczęła przynosić poważne dochody. Stała się znaną ze swych wyrobów nie tylko w Królestwie, lecz i w guberniach zachodnich carskiej Rosji. Szklana manufaktura stała się zaczątkiem osady fabrycznej zwanej Hutą Sztabińską. Zabudowania huty wystawiono w latach 1819-1820 i składały się one z hali huty, prostowni tafel szklanych, tłuczarni, potażni, magazynu wyrobów szklanych. Hala huty była jedną z największych w wówczas w Polsce, natomiast powierzchnia wszystkich budynków przemysłowych tej manufaktury nie ustępowała najsłynniejszym obiektom tego typu w kraju i w Imperium Rosyjskim. Wszystkie zabudowania wzniesiono z drewna na fundamentach kamiennych.
W magazynie gotowych wyrobów szklanych zapisano w 1854 r. ponad pół miliona butelek różnych kształtów i pojemności, 18 000 szklanek, ponad 117 000 kieliszków rozmaitych kształtów, ponad 40 000 słoi, gąsiorów, i słoików, 13 800 karafek, 2 500 kałamarzy oraz ponad 100 000 sztuk naczyń laboratoryjnych i aptekarskich, dzbanków, miednic wazonów do kwiatów, lamp, baniek, maselniczek i solniczek, „mamek” szklanych, ozdobnych buteleczek do wód kolońskich.
Załoga huty składała się z majstrów i rzemieślników narodowości niemieckiej, sprowadzonych z terenów dawnych Prus Wschodnich, którzy najpierw uruchomili manufakturę a następnie przyuczali do zawodu synów chłopskich. Z biegiem czasu znaturalizowali się i nauczyli języka polskiego. Faktycznym kierownikiem huty był jej pisarz Szymon Walejewski, zaś jego zastępcą majster Fryderyk Wencel. Pracowało tu też kilkunastu chłopów terminatorów. Około 50 osób - chłopów z Sosnowa, Budzisk, Bud i innych wsi, zajętych było zawsze paleniem węgli i popiołów, wyrębem i dostawą drewna, transportem surowców i gotowych wyrobów. Tak więc huta szklana dawała zatrudnienie i możliwości zarobku sporej liczbie osób. Już Joachim Chreptowicz rozwijał przemysł metalowy w dobrach sztabińskich, korzystając z istniejących tu pokładów rudy darniowej. Jego wnuk rozwinął tę działalność i sprawił, iż Sztabin wkrótce zasłynął jako poważny ośrodek tego przemysłu.
Kiedy w 1824 roku rząd Królestwa postanowił zbudować Kanał Augustowski łączący dorzecze Niemna i Narwi aby ominąć pruską blokadę celną, Brzostowski wykorzystał tę szansę. Korzystając z tego, iż w pobliżu nie było fabryk żelaza, a cena za dostawy bardzo wysoka, Brzostowski wziął na siebie dostarczenie odlewów żelaznych, potrzebnych do budowy śluz kanałowych. Sprowadził z Prus formierza nazwiskiem Gize i urządził prowizoryczną pracownię w Janówku w szopie – dawnym browarze przy karczmie. Wykonane śluzy dały Brzostowskiemu sporą sumę 70 tysięcy zł polskich. Odtąd rozjaśniło się nieco niebo. Już miałem czem się obrócić; mogłem już pokazać się w interesach.
Mając już pewne doświadczenie wsparte wiedzą pochodzącą z fachowej lektury postanowił Brzostowski wybudować na terenie wsi Huta duże zakłady przemysłu metalowego. Urządził tu nowoczesną odlewnię, wielki piec „zgrzewany” przy pomocy własnoręcznie zbudowanej maszyny parowej, oraz wytwórnię maszyn i narzędzi rolniczych wraz ze wszelkimi magazynami i warsztatami. Powstała więc tu duża osad fabryczna.
W główny budynku przemysłowym w pomieszczeniu mieszczącym kasę i kancelarię, zainstalowany został aparat telegrafu elektromagnetycznego biegnącego linią do Cisowa. Urządzenie to zbudował Brzostowski jako pierwszy w Polsce.
Przy odlewni były warsztaty mechaniczne, gdzie obrabiano niektóre odlewy. W 1848 roku odlano tu sporo przedmiotów i maszyn o łącznej wadze 1680 cetnarów, tj. 68,5 ton. W 1850 liczba ta wzrosła do 127 ton. a w 1852 odlano 157 ton. Wyrabiano tu: kociołki, garnki żelazne, kotły, sagany, rondle, tygle, łyżki, widelce, moździerze, lichtarze, krucyfiksy, dzwony, gwichty, sztachety. Wykonywano tu też tysiące egzemplarzy galanterii metalowej: statuetek dewocyjnych, postaci historycznych i mitologicznych, ozdobne wazy, miseczki do wody święconej, nagrobki, pomniki i wiele innych przedmiotów użytkowych i ozdobnych.
W fabryce maszyn rolniczych produkowano wiele nieraz pionierskich wyrobów, do których należy niewątpliwie skonstruowana przez hrabiego mechaniczna dojarka. Produkowano tu kilka typów młocarń „angielskich”, sieczkarnie jedno lub dwunożowe systemu Lestera, siewniki do zboża i warzyw, koparki do ziemniaków, kosiarki do liści buraczanych, różne rodzaje kieratów, młynki do czyszczenia zboża, maszyny do mechanicznego obierania i płukania ziemniaków, maszyny do drenowania gruntów, do mieszania ciasta chlebowego, olejarnie, sikawki przeciwpożarowe, windy do wciągania ciężarów; wozy i sanie chłopskie, słoneczne i ścienne zegary, pługi, kultywatory, opielacze do ziemniaków, brony, i wszystkie części potrzebne do maszyn i narzędzi rolniczych.
Latem praca w zakładach trwała 11 godzin. Pracowało się w godzinach od 5 do 8, od 9-12 i od 14-19. Trzy razy dziennie pracownicy stawali do apelu. Zakłady metalowe w Hucie Sztabińskiej zatrudniały 52 pracowników, w tym 2 oficjalistów i 19 czeladników oraz terminatorów- praktykantów. Pracowało tu kilkunastu robotników zatrudnionych przy różnych pracach pomocniczych. Około 60 osób – chłopów z dóbr sztabińskich stale miało możliwości zarobku przy transporcie surowców i wyrobów, pracach ziemnych i budowlanych, wyrębie drewna itp. Wszystko to służyło dobru ludności, która miała dodatkowe możliwości zarobku oraz była odbiorcą nowoczesnych maszyn i narzędzi.
W Sztabinie nad Biebrzą zbudował hrabia przystań dla berlinek, którymi wyroby swoje wysyłał przez Goniądz, Wiznę do Łomży i Ostrołęki. Do Suwałk, Grodna i Kowna wysyłał wyroby furmankami. Oprócz wymienionych przedsiębiorstw szklanych i metalowych funkcjonował w dobrach sztabińskich browar, fabryka wódek gatunkowych w Cisowie, gorzelnia zlokalizowana w dawnym folwarku zwanym Popowszczyzną. Z mniejszych zakładów można wymienić cegielnię, garbarnię oraz tartak.
W Cisowie mieściła się o kasie oszczędnościowa o oprocentowaniu 5%, z której w każdej chwili można było wycofać oszczędności. Ponadto funkcjonowała kasa pożyczkowa tzw. lombard wiejski. Warunkiem korzystania z niej była nieposzlakowana opinia pożyczkobiorcy. Pożyczki, które należało zabezpieczyć na budowlach, inwentarzu bądź też przyszłym zarobku we dworze udzielano na 6%. Sumy można było spłacać w terminach: kilkuletnim, rocznym, półrocznym, a także drobnymi ratami w każdą sobotę. Rok przed śmiercią hrabiego udzielano pożyczek bez żadnych weksli lub innych zabezpieczeń.
Hrabia ustanowił swoisty Kodeks Karny, który szczegółowo wymieniał kary za różne, przewinienia: złodziejstwo, niedbalstwo itp. Inne przepisy zmierzały do zwalczania problemu alkoholizmu. Obowiązkiem szynkarza było pilnowanie stanu upojenia alkoholowego przybyłych do karczmy. Za każdego pijanego szynkarz płacił 6 złp. grzywny. W przypadku nałogowych pijaków kartkę z nazwiskiem takiej osoby wieszano na drzwiach karczmy zakazując jej w ten sposób wstępu. Grzywnami karano też ludzi spędzających bardzo dużo czasu w karczmie. Grzywnie podlegał nawet karczmarz, jeśli nie zawiadomił dworu o takich osobach. Każdemu płacono też za nieuzasadnione przyjście do dworu, jeśli był wezwany bez potrzeby z winy oficjalistów. Kary za przewinienia i wykroczenia wpływały do skarbonek wiejskich i przeznaczane były na cele społeczne. Ponieważ obywatele byli świadomi iż jest to robione dla dobra ogółu, niektórzy sami wpłacali karę, zanim od ich tego zażądano.
Hrabia był wymagający oraz surowo karał, lecz wspierał włościan w razie potrzeby. Kiedy w 1846 roku wskutek klęski żywiołowej w kraju nastał głód, w składach założonych przez Brzostowskiego wieśniacy mogli kupować zboże i siano po cenach znacznie niższych od targowych. Ponadto byli zwolnieni od ciężarów, podatków itp., a chłopi mogli otrzymać pożyczki z funduszów dworskich. Poddani Brzostowskiego mieli również zapewnioną pomoc zdrowotną: Potrzebującym przywoził lekarstwa oraz zakładał apteki wiejskie, utrzymywane z pieniędzy wpłacanych przez ludność z tytułu rozmaitych kar. Gdy wiosną 1846 roku spłonęło wiele domów Sztabina, odebrawszy odszkodowanie z Dyrekcji Ubezpieczeń wystawił nowe budynki.
Karol Brzostowski sam będąc człowiekiem światłym, dużą wagę przywiązywał do wykształcenia i szkolnictwa. Nauki pobierano w szkółkach: fabrycznej, niedzielnej i od wędrujących nauczycieli. Nauczycielem był również sam Brzostowski, który osobiście uczył robotników i terminatorów skomplikowanych technologii produkcji w odlewnictwie, budowie maszyn, mechanice precyzyjnej, destylacji spirytusu. W testamencie pisał o obowiązku utrzymania przez ogół, nauczycieli i szkół. Efekt był taki, iż w 1860 roku większość mieszkańców umiała czytać i pisać (według odwiedzającego dobra Ludwika Pietrusińskiego), co w czasie kiedy w Królestwie Polskim było 79,2% analfabetów jest rzeczą imponującą.
Niezwykle istotną kwestią z „wychowawczego” punktu widzenia było zaprowadzenie w dobrach samorządu wiejskiego. W każdy poniedziałek we dworze zbierała się rada sołtysów na narady robocze. Sprawy sporne podlegały rozstrzygnięciu przez głosowanie. Sołtysi mieli prawo wyznaczania kar za uchylanie się od zsypki ziemniaczanej, składki na nauczyciela, powinności dla dworu, za niepłacenie podatków państwowych. Rozsądzali zatargi między chłopami. Od decyzji zastępcy wójta gminy oraz sołtysów odwoływano się do administracji dworskiej lub samego Brzostowskiego.
Innym organem samorządu była tzw. rada starszych złożona z kilkunastu najstarszych, wzorowych gospodarzy cieszących się powszechnym autorytetem. Stawiano tu najbardziej sporne i drażliwe sprawy: usuwanie dzierżawcy z gruntu za opilstwo, zaniedbanie gospodarstwa, złodziejstwo, a także cięższe występki przeciwko nietykalności cielesnej mieszkańców dóbr, przeciwko moralności.
Na podstawie testamentu Karola Brzostowskiego z 29 listopada 1853 roku chłopi dóbr sztabińskich uzyskali prawo zupełnej własności gruntów, zamiast dotychczasowej użytkowej. Ogółem chłopi otrzymali ok. 7200 morgów gruntów ornych, łąk pastwisk i ogrodów. Artykuł 6 nakładał na chłopów obowiązek opłaty skarbowych podatków dworskich oraz realizację długów i zobowiązań hipotecznych ciążących na dobrach. Wielkość tych opłat nie mogła przekroczyć połowy dotychczas płaconego czynszu. Wszystkie konieczne nadwyżki miały być pokrywane z dochodów funduszu fabrycznego. Właścicielami gruntów zostali gospodarze następujących wsi: Budziska, Budy, Chomaszewo, Długie, Ewy z Podgórzem, Fedorowizna, Janówek, Jasionowo, Kamień, Karolin, Kobyli Kąt, Krasnoborki, Krasnybór, Kryłatka, Kunicha, Lebiedzin Dworny, Motułka Mała, Motułka Wielka, Pogorzałe, Promiski, Sosnowo, Suchy Grąd, Sztabin, Ściokła, Wolne, Żmojdak.
Brzostowski swoim testamentem ustanowił też Instytucję Rolno-Przemysłową Sztabińską. Składała się ona z posiadłości rolnych i warsztatów przemysłowych. W dokumencie znajdują się szczegółowe postanowienia dotyczące zarządu i administracji Instytucji. Administratorem został Adolf Gerszow, przyjaciel i towarzysz broni Brzostowskiego z czasów wojskowych. Administrator miał niezwykle szerokie kompetencje, ale ciążyły na nim duże wymagania. Warunkiem powołania na to stanowisko było posiadanie wyższego wykształcenia technicznego i tytułu inżyniera. Miał mieszkać stale na terenie gminy. Musiał być wolny od nałogu hazardu. Swym postępowaniem i życiem miał dawać dobry przykład innym. Administracja miała odbywać się w sposób jawny, a wszystkie rozporządzenia miały być wydawane na piśmie. Wiele było tych obowiązków i zakazów spadłych na administratora, lecz jego uposażenie, władza i zarobki były niezwykle wysokie.
Hrabia Karol Brzostowski chorował na serce. W grudniu 1853 roku wyjechał do Francji w celu przeprowadzenia kuracji u paryskich specjalistów. Do kraju już nie zdążył powrócić. Umarł w Paryżu 25 lipca 1854 roku w domu przy ul. Boulevard des Italiens, mając 59 lat. Pochowano go początkowo na cmentarzu Montmartre, później zgodnie z wolą zapisaną w testamencie podróżnym, jego ciało przeniesiono na cmentarz Montmorency.
Kopalnia „Krzemianka”
Suwalska anomalia magnetyczna znana była geologom już przed II wojną światową. Wtedy to wykonano pierwsze pomiary geomagnetyczne i grawimetryczne. Do poszukiwań powrócono w końcu lat 50-tych, a pierwsze eksperymenty prowadzono metodą wybuchową. W płytkich otworach ziemi umieszczano dynamit i rejestrowano fale sejsmiczne odbite z głębi ziemi po jego eksplozji. Stąd wśród okolicznej ludności rozeszła się fama, że władza ludowa przybyła walczyć na te tereny z wrogim jej podziemiem niepodległościowym. Plotek było więcej, o czym jeszcze będzie później, a sprzyjała im atmosfera tajemniczości, bowiem przez całe czas opracowywania założeń projektowych przyszłej kopalni obowiązywała blokada informacyjna a temat traktowano jako poufny.
Żelazo wytapiano na Suwalszczyźnie od niepamiętnych czasów. Pierwsi parali się hutnictwem Jaćwingowie, dochodząc w tym do niemałej wprawy, stosowali bowiem nawet żelazne okucia lemieszy, które powróciły na Suwalszczyznę dopiero w XIX wieku. Później żelazo wyrabiali rudnicy w dobrach Konstancji z Wodyńskich Butlerowej w Gawrych Rudzie i Maćkowej Rudzie. Po niej przejęli przemysł wigierscy kameduli. Powierzchniowe rudy darniowowe zawierały jednak mało metalu a prymitywne dymarki wymagały ogromnej ilości drewna. Na wyprodukowanie 1 kg żelaza potrzebowano aż 20 m3 drewna.
Ostatnimi hutnikami Suwalszczyzny byli Joachim Chreptowicz i jego wnuk hr. Karol Brzostowski, który przejął majątek w Sztabinie po dziadku Joachimie i matce. W 1838 r. istniało w jego dobrach sztabińskich 5 dymarek produkujących przeciętnie po 140 cetnarów (~5677 kg) żelaza. Od 1830 działał też wielki piec, zastępując dymarki w Janówku i Lebiedzinie. Produkcja żelaza rosła corocznie aż do śmierci Brzostowskiego osiągając 160 ton rocznie, czemu sprzyjało oddalenie od konkurecji głównych ośrodków hutniczych. Uzyskiwane żelazo przerabiano dalej, głównie na maszyny rolnicze. Żadne z wyrobów nie zachowały się do dnia dzisiejszego, prócz żeliwnych krzyży nagrobnych na cmentarzach m. in. w Suwałkach i Szczebrze.
Na cmentarzu w Szczebrze.
Hucie sztabińskiej Brostowskiego przypisywano też wykonawstwo zegara słonecznego stojącego w Parku Konstytucji 3 Maja w Suwałkach, bliźniaczego z podobnym na Litwie, choć prof. [zapomniałem nazwiska] badająca oba, kwestionuje to autorstwo, wątpiąc by tak misterna konstrukcja wyszła spod ręki prowincjalnego odlewnika. Po śmierci hrabiego zakłady popadły w ruinę, lecz i tak zapewne huta nie byłaby w stanie dłużej konkurować z nowoczesnymi wielkimi piecami opalanymi koksem. Potem o hutnictwie na sto lat zapomniano.
Sondujące wiercenia wykonano w pobliżu Białowieży, Sokółki, Krasnopola; posłużono się też niemieckimi wynikami wierceń z okolic Pisza i Ełku. Wreszcie w 1962 roku rozpoczęto odwierty, których pionierami byli prof. Jerzy Znosko i Jan Skorupa z Instytutu Geologicznego w Warszawie. Już pierwszy odwiert ujawnił 1 sierpnia 1962 roku rudy żelaza, tytanu i wanadu.
Minerały zalegały na głębokości od 850 do 2350 metrów; im głębiej, tym bogatsze były w żelazo. W toku dalszych prac określono położenie dwóch głównych złóż: „Krzemianka“ i „Udryń“, mających potencjalne znaczenie gospodarcze (złoża w okolicach jeziora Okrągłego w SPK i Jeleniewa są wielokrotnie mniejsze).
[Ciąg dalszy jest, póki co, tylko w moich notatkach. Tymczasem robocze zakończenie:]
Planowana od lat 70-tych ich eksploatacja nigdy nie wyszła poza stadia planistyczne, w końcu, u schyłku lat 80-tych, została całkowicie zarzucona, przede wszystkim z powodów ekonomicznych. Od tego czasu narosło wiele mitów wokół tego potencjalnego suwalskiego skarbu, cyniczne podsycanych - zwłaszcza w okresie kampanii wyborczych. Czas rozwiać mrzonki co do możliwości budowy kopalni. Ta inwestycja nie ma najmniejszych szans na realizację w dającej się przewidzieć przyszłości. Póki co, odkryty wówczas suwalski masyw anortozytowy pozostanie jedynie ciekawostką geologiczną, a kryje na prawdę niesamowite zagadki. Geologom suwalskie mrozy kojarzą się bowiem nie tyle z prognozą pogody, co z kolejną anomalią, mającą wcale nie tak dawne korzenie - ledwie w czasach ostatniego zlodowacenia.
Komentarze
Pokaż komentarze (5)