Wanda Kapica
http://fraszki-ulotki.info/2018/04/golono-strzyzono.html
===================
Tyle widzisz:
http://fraszki-ulotki.info/wp-content/uploads/2018/04/tyle-widzisz.jpg
===============
Którego ostrza używać?
Bardzo się liczy w praktyce:
golono? czy raczej strzyżono?
Wszak brzytwa – to nie nożyce.
Wiadomo, że brzytwą można
wygolić do samej skóry,
A nożycami wystrzyc
misterne wzorki,
ażury…
Mówimy: „Ostry jak brzytwa”
„Tonący brzytwy się chwyta”…
A także „Małpa z brzytwą”
(Gdy brzytwa
źle bywa
użyta…)
Z kolei o nożycach
napisano
jak wół,
że one się odezwą,
jak się uderzy w stół.
Czy nożycami,
czy brzytwą,
nie zawsze się udaje.
Wiadomo:
„Tak krawiec kraje,
jak mu materii staje…”.
Więc pokazują nam
takie czy inne
wiadomości
nie całą prawdę, tylko
wycinek rzeczywistości.
A o tym, co właściwie
będzie do oglądania
decyduje narzędzie
użyte
do wycinania.
Wszystko zależy od tego,
jak dziennikarz wycina:
z użyciem brzytwy Ockhama
czy nożyc Golicyna…
Brzytwa Ockhama nazywana także zasadą ekonomii myślenia. Zgodnie z tą zasadą, kiedy się coś wyjaśnia, należy dążyć do prostoty i wybierać to, co opiera się na jak najmniejszej liczbie założeń i pojęć.
Non sunt multiplicanda entia sine necessitate (Bytów nie należy mnożyć bez potrzeby).
Innymi słowy, nie należy szukać skomplikowanych rozwiązań tam, gdzie istnieją proste. Kiedy ma się różne hipotezy wyjaśniające jakąś sprawę, najbardziej rozsądne rozwiązanie polega na tym, żeby przyjąć najprostsze spośród proponowanych wyjaśnień.
Nożyce Golicyna
Technika dezinformacji zawierająca dwa elementy: kłamstwo główne i kłamstwo pomocnicze. Razem tworzą swoiste „nożyce”. Kłamstwo „pomocnicze” polega na mnożeniu absurdalnych hipotez, podczas gdy ludzie skłaniają się w stronę wyjaśnień prostych i logicznych. Żeby kłamstwo zostało uznane za prawdę, trzeba spowodować, aby wydawało się ono możliwie jak najbardziej racjonalne. W tym celu bombarduje się odbiorców wymyślnymi kłamstwami, graniczącymi z absurdem.
Statystyczny odbiorca zareaguje odrzuceniem absurdalnych rozwiązań i uzna za prawdę kłamstwo, które na ich tle jawi się jako całkiem rozsądne i możliwe do przyjęcia.
===============================
Powtórka z literatury
Nożyce Golicyna http://fraszki-ulotki.info/wp-content/uploads/2018/04/04230e3897402f00b177d8401e4a40d1.jpeg
================================
„Golono, strzyżono” – Wacław Potocki
„Golono, strzyżono” – Adam Mickiewicz
Zmieniony ( 09.04.2018. )
Wpisał: Tomasz Rolex Pernak
09.04.2018.
Tak krawiec kraje, jak mu Nożyce Golicyna pozwolą
[światowe tło Zbrodni Smoleńskiej]
[Rękopisy nie płoną, pytania nie czezną. Woland md]
[Moje panienki „dotarły” do wstępu do przygotowywanej książki.
Może będzie miała tytuł: „Historie nie z tej Ziemi”, może jednak inny. Ale ona BĘDZIE. Bo zaduszone pytania nie giną, zaduszeni świadkowie Prawdy mówią zza grobu. Poniżej pierwsze stronice, z trudem odszyfrowane, bez wiedzy i zgody Autora. Dalej w książce będzie – zgodnie z formułą Hitchkocka – mówiącą, że po trzęsieniu ziemi napięcie stopniowo narasta.
Muszę to dać TERAZ, na 96 miesięcznicę, by ludzie nie utonęli w fali Kłamstwa, a co światlejsi – nie zakrztusili się z obrzydzenia. Bo złowrogi SĘP Kłamstwa Smoleńskiego rozwija triumfalnie oba swe skrzydła – tak pro-sowieckie, MAK-owe, jak i patriotyczno N-wybuchowe.
A Tytus pod Pomnikiem Ofiar rechocze wraz z Prezesem. Ten drugi oczywiście „śmieje się patriotycznie”.Mirosław Dakowski]
================================
Tomasz „Rolex” Pernak
[OPERA MUNDI]
Tak krawiec kraje, jak mu nożyce Golicyna pozwolą
W tej książce znajdziesz, drogi Czytelniku, zapis mozolnej próby docierania do szczegółów jednego z najbardziej odrażających i wyjątkowych aktów terroru. Ale nie tylko sam ten akt, czy też – jak ja sądzę – co najmniej „dwutakt” aktów terrorystycznych, był wyjątkowy. Wyjątkowa była również dekonspiracja całych siatek obcych agentur, które zostały zmuszone do fertycznego a jednocześnie chaotycznego działania w celu przykrycia frustrującego braku dowodów w sprawie faktów, które rzekomo miały mieć miejsce 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. Ten chaos wyglądał trochę tak, jak gdyby krytyk miał napisać recenzję z przedstawienia, którego treść znał zawczasu, a w związku z tym zakładał, że nawet nie kwapiąc się na nie, odda mu z grubsza sprawiedliwość polegając na bryku, reżyser tymczasem kazał Lady Macbeth zdekapitować męża, dać się uwieść Banquo, rządzić długo i szczęśliwie, a aktorzy uznali,że wobec profanacji sztuki i oni mają prawo do wniesienia do niej własnych, nieznanych oryginałowi innowacji.
Kolejna rzecz, która się przy tej okazji ujawniła, to wewnętrzny, społeczny podział; akcja propagandowa, żeby odnieść sukces musiała zyskać zwolenników, a tych znaleźć mogła jedynie odwołując się do najbardziej ciemniej, patologicznej, post-peerelowskiej mniejszości; agresywnej, bo zagrożonej w swoim stanie posiadania, i stąd zdolnej, przy olbrzymim wsparciu mediów, do narzucenia dyskursu istniejącemu w każdym społeczeństwie większościowemu „bagnu” oportunistów.
Ta książka to również historia ludzi, którzy w zderzeniu z machiną zła i kłamstwa podjęli trud obrony poczucia i własnej i wspólnotowej godności, poprzez poświęcenie już nie godzin, dni, miesięcy, ale lat, na – jeśli nie odkrycie pełni prawdy – to przynajmniej na zdemaskowanie pełni kłamstwa i manipulacji.
Szczegółową rekonstrukcję tej manipulacji, stworzoną w zgodnie z wszelkimi rygorami krytycznej analizy materiału dowodowego, z drobiazgowym katalogiem źródeł znajdzie Czytelnik w tej części niniejszej książki, która została przygotowana przez Free Your Mind’a. Człowiek ten, którego miałem szczęście poznać osobiście, może uosabiać okupiony olbrzymimi poświęceniami życia zawodowego i rodzinnegotrud stopniowego zrywania tworzonych z zapałem i bezczelnością zasłon kłamstwa, ale i los wszystkich tych, którzy odważyli się w tej sprawie przeciwstawić nie tylko kłamstwu oficjalnemu, ale też kłamstwu, które zostało podsunięte zręcznie obozowi patriotycznemu po to tylko, aby domknąć konstrukcję słynnych „nożyc Golicyna”.
Stara to metoda Czeka, by nie tylko kłamać, ale również z tym kłamstwem „walczyć” przy pomocy kłamstwa równie bezczelnego, jako że niezależnie od tego, po której stronie stanie nieświadomy istnienia nożyc „widz”, będzie to w każdym przypadku odpowiadało Czeka interesom i realizowało czekistowskie cele.
Nie jest to pogląd w uproszczony sposób manichejski, po pierwsze dlatego, że na obydwu ostrzach nożyc gromadzili się nieświadomie ludzie „dobrej woli” , po drugie dlatego, że bardzo wielu z nich, pomimo oportunizmu, pozostawiło celowe ślady i tropy wskazujące na pozorność prac lub fałszywość zebranego materiału, po trzecie nie wszyscy dali się nabrać, po czwarte prawda również i w tym przypadku i tak zwycięży (a dlaczego zwycięży, o tym w zakończeniu).
W mojej skromnej analizie nie będę nawet próbował dublować prac FYM-a i innych, zacnych, a publikujących na tych łamach kolegów – od czasu swoich pierwszych niemalże artykułów na ten temat korzystałem z nich obficie, jako formy uporządkowanego zestawienia faktów, wykazu oficjalnych i „opozycyjnych” sprzeczności, manipulacji i kłamstw - postaram się natomiast, niejako w uzupełnieniu, rzucić te bezsporne fakty na szerszy kontekst geopolityczny; pochylić się na kilkoma aspektami, które FYM ujął, ale na mnie wywarły szczególnie silne wrażenie, i dlatego chcę je raz jeszcze podkreślić. Obraz powstały efekcie tego „rzutu” pozwoli, moim zdaniem, w niedługo ósmą już rocznicę 10 kwietnia 2010 roku, mieć nadzieję na ujawnienie prawdy.
Mamy perfekcyjnie uchwycony w pracach FYM-a moment krystalizowania się narracji wedle wytycznych suflowanych przez autorów uprzednio przygotowanego scenariusza. Zwrócę uwagę na cechy charakterystyczne tej fazy budowania mitu w formie golicynowskich nożyc: po pierwsze grubą kreską zarysowane zostają dwie „dezy”, które „konkurować” będą o najwyższe miejsce na podium w zawodach zorganizowanych przez Ministerstwo Prawdy – „deza” wypadku jako konsekwencji mieszanki chaotycznego przygotowania i realizacji prezydenckiej wizyty w Smoleńsku, fatalnych umiejętności pilotażu, ułańskiej fantazji, nacisku pijanych lub autystycznych przełożonych, oraz – last but not least - „ruskiego bardaku”, w konkurencji z „dezą” drugą, naszkicowaną jeszcze tegoż 10 kwietnia 2010 roku w wieczornej audycji Radia Maryja przez posła opozycji Antoniego Macierewicza, o wybuchach, które – zdaniem posła – mieli słyszeć świadkowie.
I od tamtej pory, od tego 10 kwietnia, nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o charakterystykę ostrzy nożyc Golicyna: z jednej katastrofa, z drugiej wybuchy.Zmieniają się jedynie didaskalia: z jednej - raz linia energetyczna, a później brzoza, raz: „bo nas zabije”, a innym razem: „tak lądują debeściaki”, raz: „O Jezu!”, a innym razem: „O kurwa!” , z drugiej - raz wybuch jeden, a innym razedm wiele, w różnych miejscach hipotetycznego płatowca..
Rzeczy należy czasami sprowadzać do zrozumiałego konkretu: jeśli zarząd banku będzie chciał wcisnąć niekumatym klientom wyjątkowo niekorzystny dla nich produkt, to zatrudni do owego „wciskania”, a więc na pozycję „konsultanta” w biurze obsługi klienta, zadbanych, sympatycznych, elokwentnych i przystojnych, młodych ludzi, których cechą szczególną będzie to, że będą przewyższali potencjalnych klientów entuzjazmem wobec produktu, ale dorównywali im niewiedzą. O wiele łatwiej jest wcisnąć kłamstwo osobie, która jest przekonana, że sprzedaje najjaśniejszą prawdę – jest szczera.
Jak dotąd lista świadków „słyszących” ew. „widzących” pozostaje niejawna, dodając wagę do ton bądź hektolitrów „niepodważalnego materiału dowodowego”, który zostanie ujawniony „na wiosnę” bądź „na jesieni”.
Te wykluczające się lub ocierające o bluźnierstwo zestawienia są elementami wojny psychologicznej, którą służby rosyjskie, niezależnie od stopnia i zakresu ich udziału w poszczególnych etapach przygotowujących i w samym akcie terroru, oraz kłamstwa smoleńskiego, wytoczyły narodowi polskiemu, korzystając z paraliżu polskiego państwa i jego służb przez Berlin, oraz wewnętrznych sojuszników Berlina i Rosji.
Mówią nam o wybuchach: Czasem jest jeden, a innym razem pięć, ale mikro. Źródłem obydwu są materiały (bądź kopie materiałów) dostarczonych różnym polskim instytucjom przez stronę rosyjską (a w zasadzie stronę „trzecią”, MAK-owską, o czym później), przy czym siedzący na jednym ostrzu nożyc uznają te materiały za wiarygodne i na tym opierają swoje „dedukcje”, a siedzący na drugim z ostrz, uznają je za całkowicie zmanipulowane i... na tym opierają „dedukcje” swoje.
Sądzę, że już na wstępie należy wszelkie zapisy „spuścić”, a w jakiej formie, to już jak kto woli – można wodę albo zasłonę milczenia, jako że dla instytucji państwowych w tej sprawie wiarygodne mogą być tylko oryginały, a nie kopie, a dla do niedawna „opozycji” założenie, że ktoś „wybuchnął” i zdekapitował państwo polskie w efekcie nieznanego dotąd w historii aktu terroru, a jednocześnie fakt ten dowodowo utrwalił i wypuścił z rąk, oddając go geopolitycznym przeciwnikom, musi stanowić nie lada wyzwanie intelektualne.
Po drugie – wracamy tu do cech charakterystycznych fazy budowania mitu – w tej fazie nie mamy do czynienia z tkaniną rzeczywistości plecionej z faktów, ale z faktem „wytwarzania” fałszywego obrazu rzeczywistości. Dopiero po ogłoszeniu „wypadku” albo „wybuchu” buduje się szczegółową narrację w zależności od tego, jak zachowują się „wysoko umawiające się strony”. Najsilniejsze karty ma w tym momencie Rosja kontrolująca miejsce „wypadku/zamachu”, która może wymusić na stronie polskiej określone działania i to czyni: po to, by – przewidując „na zaś” ewentualne konsekwencje międzynarodowe – „zdezynfekować” państwo rosyjskie w sprawie 10 kwietnia 2010 roku, oddając możliwie wszystko, co się z tą sprawą łączy, w ręce niewidzianej od czasu łże-Dymitrów szajce pretendentów-amatorów. Spróbujmy zapoznać się z tą kliką i zadać jej reprezentantom i funkcjonariuszom kilka pytań.
Kluczowe dla dalszych rozważań jest przyjecie właściwej postawy badawczej. Odrzuciliśmy wersje, która pojawiły się w dniu 10 kwietnia i dniach następnych (sekwencja „ekspercka” Amielin – Hypki) z żadnych innych powodów jak tylko takich, że wersje te się „sypały”; że widać było nieporadne próby sklecenia wątków, żeby je później starać się wymazać, bo przestały pasować do koncepcji. Zarzucenie polskich mediów masą wzajemnie wykluczających się informacji w postaci doniesień z grup dyskusyjnych, zdjęć, filmów, wywiadów z ekspertami, potęgowało chaos i miało na celu jedno: właśnie potęgowanie chaosu, nic więcej.
Dziś, po latach, niektórych z tych „wydarzeń” nie pamiętamy. Któż zachował we wdzięcznej amięci los czterech żołnierzy, skazanych za kradzież kart bankomatowych należących do śp Andrzeja Przewoźnika? Siergiej Syrow, Artur Pankratow, Jurij Sankow i Igor Pustowar są jednymi z nielicznych, znanych z imienia i nazwiska, naocznych świadków odnajdowania ciał na polance położonej obok pasa lotniska w Smoleńsku – a ich natychmiastowe oddalenie się z miejsca pełnienia służby w celu skonsumowania w formie zamiany na monetę brzęczącą znaleziska: kart i (szczęśliwie) notatki z z PIN- ami do nich – posłużyło za jedno z fundamentalnych uwiarygodnień miejsca rzekomego zdarzenia. Czy wypada zapytać o to, czy polska prokuratura wystąpiła z wnioskiem o pomoc prawną do prokuratury rosyjskiej o przesłuchanie czterech bojców w charakterze świadków?
To tylko jeden z setek, jeśli nie tysięcy, bardziej (jak powyższy) i mniej ważnych elementów medialnego bombardowania. Kluczowe, drogi Czytelniku, jest pytanie o to, na ile jesteś w stanie, bez uprzedzeń, odrzucając sympatie i polityczne uwarunkowania, zmierzyć się z faktami i dokonać ich oceny jedynie pod kątem ich wiarygodności? Moim zdaniem, zarówno wersja oficjalna, państwowa – a taka została sformułowana jedynie w Polsce i przez autoryzowane agendy polskiej administracji rządowej, jak i wersje opozycyjne, głoszone przez część środowiska eksperckiego skupionego wokół zespołów parlamentarnych, komisji lub podkomisji, są oparte na błędzie (to: w dobrej wierze), lub fałszu, manipulacji i kłamstwie, a ich celem jest ukrycie prawdziwego przebiegu wydarzeń z dnia 10 kwietnia 2010 roku, oraz wydarzeń z dni poprzedzających i następujących po tej dacie. Jakie były i są intencje tych mistyfikacji na różnych ich etapach – nie wiem, ale niezależnie od tych intencji uważam, w ślad za Józefem Mackiewiczem, że: „tylko prawda jest ciekawa”. Jeśli dążenie do niej miałoby, drogi Czytelniku, zburzyć Twój wewnętrzny spokój, sprawić, że zaczniesz pić alkohol, palić papierosy albo inne świństwo, lub też nie ukończysz studiów, odłóż tę książkę na półkę, a najlepiej spal – niech nie męczy i nie prokuruje zagrożeń.
Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem
Jeśli jednak do palenia książki nie doszło, to chciałbym zaproponować ci drogi Czytelniku, zanim pochylisz się nad wymagającą skupienia analityczną jej częścią, pewien unikalny eksperyment. Tak się złożyło, że od kilku lat biorę aktywny udział w pracach wymiaru sprawiedliwości jednego z państw europejskich (dla potrzeb tego eksperymentu przywołuję z pamięci procedury znane mi z dochodzeń policyjnych, prokuratorskich i procesu karnego). Mój udział jest aktywny, choć nie „czynny” – jestem zaledwie tłumaczem przysięgłym, niemniej daje mi to, ta moja rola, możliwość drobiazgowej obserwacji procesu (z powodów oczywistych nie mogę uronić ani słowa :), w którym dąży się do ustalenia jak było, a wysoki poziom profesjonalizmu instytucji wspomnianego państwa europejskiego pozwala na przyjęcie, że procedury składające się na etapy tego procesu są bardzo precyzyjnym narzędziem takich ustaleń.
Zacznijmy od pewnego, koniecznego, uproszczenia, aby nie zapaść się po pas w prawnicze definicje: rolą oskarżyciela jest dowieść ponad wszelką wątpliwość, że oskarżony popełnił czyn, opisany w ustawie jako przestępstwo, i że popełnił ten czyn świadomie; rolą obrony jest podpowiedzieć oskarżonemu, jak się bronić, a więc jak podważyć linię oskarżenia w taki sposób, by – jeśli nie uda się dowieść niewinności w sposób nie budzący wątpliwości – sprawić, żeby ława przysięgłych nie była przekonana o winie w takim stopniu, aby możliwe było jednogłośne uzgodnienie werdyktu: „winny”.
Chciałbym zaprosić cię, drogi Czytelniku, do uczestnictwa w posiedzeniu takiej ławy przysięgłych, by móc zmierzyć się najpierw z kilkoma wybranymi przeze mnie fragmentami szeroko rozumianego dochodzenia prawdy w sprawie 10 kwietnia 2010 roku. Bez emocji, opierając się wyłącznie na życiowym doświadczeniu,
podobnie jak czyni to członek ławy przysięgłych. Problemem badania „sprawy 10 kwietnia 2010 roku” jest ogrom danych i masa poszlak, które są następstwem prób rozgrywania tragedii przez gangi, grupy, klany i koterie mające z tą sprawą związek. Czytelnik będzie miał możliwość, dzięki tej publikacji, poznać większość z tych bulwersujących faktów w analitycznej pracy FYM-a i w pracach innych autorów, stanowiących trzon tej książki; tutaj, jednie dla rozgrzewki, przyjrzyjmy się kilku wybranym z tych faktów w taki sposób, w jaki my wszyscy, zajmujący się tą sprawą przez lata staraliśmy się przyglądać – bezstronnie. Zacznijmy od klasycznego „schwytania na gorącym uczynku”.
MAK Межгосударственный авиационный комитет
- jest „niezależną, międzynarodową organizacją regionalną” i ma z państwem rosyjskim formalnie tyle wspólnego, ile ma z kazachskim, azerskim, lub uzbeckim, czyli mało.
Niniejszym oświadczam, że podejrzewam administrację państwa polskiego, że w latach 2010-2015 co najmniej współdziałała przy fabrykowaniu dowodów na zaistnienie katastrofy w dniu 10 kwietnia 2010 roku, z sobie jedynie znanych pobudek, ale z zamiarem ukrycia właściwego przebiegu zdarzeń z dnia 10 kwietnia 2010 roku, oraz z zamiarem ochrony winnych śmierci 96 osób wiązanych z wydarzeniami z 10 kwietnia, a w związku z tym zasługujących na karę. Rzecze śledczy.
[cdn]
Wpisał: Tomasz Rolex Pernak
09.04.2018.
Od zimnej wojny przez Mitteleuropę do Eurazji.
[światowe tło Zbrodni Smoleńskiej]
[Rękopisy nie płoną, pytania nie czezną. Woland md]
[Moje panienki „dotarły” do wstępu do przygotowywanej książki.
Może będzie miała tytuł: „Historie nie z tej Ziemi”, może jednak inny. Ale ona BĘDZIE. Bo zaduszone pytania nie giną, zaduszeni świadkowie Prawdy mówią zza grobu. Poniżej pierwsze stronice, z trudem odszyfrowane, bez wiedzy i zgody Autora. Dalej w książce będzie – zgodnie z formułą Hitchkocka – mówiącą, że po trzęsieniu ziemi napięcie stopniowo narasta.
Muszę to dać TERAZ, na 96 miesięcznicę, by ludzie nie utonęli w fali Kłamstwa, a co światlejsi – nie zakrztusili się z obrzydzenia. Bo złowrogi SĘP Kłamstwa Smoleńskiego rozwija triumfalnie oba swe skrzydła – tak pro-sowieckie, MAK-owe, jak i patriotyczno N-wybuchowe.
A Tytus pod Pomnikiem Ofiar rechocze wraz z Prezesem. Ten drugi oczywiście „śmieje się patriotycznie”.Mirosław Dakowski]
================================
Tomasz „Rolex” Pernak
Spełniło się chińskie, nomen omen, życzenie, i żyjemy w ciekawych czasach. Okres do roku 1990 proponuję traktować jako okres „stabilny”, a czasy po tej dacie jako „mobilne”, a więc etap w historii, w którym dochodzi do przetasowań i dynamicznych, geopolitycznych zmian zmierzających do ustanowienia nowego, stabilnego ładu geopolitycznego. Patrząc z perspektywy już za chwile trzydziestolecia, można dotychczasowe kierunki zmian naszkicować w sposób syntetyczny tak: w ciągu trzydziestu lat nastąpiło umocnienie się Stanów Zjednoczonych w roli jedynego światowego hegemona, zahamowanie, a następnie terytorialne „zwinięcie się” Rosji do stanu granic umożliwiających kontrolę nad procesami dezintegracyjnymi, z granicą zachodnią przebiegającą dziś pod Debalcewem we wschodniej Ukrainie, bez Azji Centralnej ciążącej ku Chinom bądź Turcji, i z postępującą kolonizacją rosyjskiego Dalekiego Wschodu przez Chińczyków. Przeciwwagą dla amerykańskiej hegemonii stają się, w miejsce Rosji w roli oponenta, sojusze państw w różnych konfiguracjach. Do niedawna taką przeciwwagą miało stać się porozumienie gospodarcze, a później zapewne polityczne, oparte o kraje BRICS: Brazylię, Rosję, Chiny, Indie (do pewnego czasu RPA), co wydawało się być istotnym elementem geopolitycznej układanki, a przynajmniej tak było lansowane, niemniej zostało (jak się wydaje skutecznie) storpedowane ekonomiczno-politycznym kryzysem w Brazylii (impeachment byłej marksistki, prezydent Dilmy Rousseff), „arabską wiosną”, a następnie wojną w Syrii, która zmusiła wielkich światowych graczy do skupienia swojej uwagi na „froncie” afrykańskim i bliskowschodnim, oraz kryzysem migracyjnym.
Wszystko wskazuje na to, że jeśli odrodzi się układ dwubiegunowy, będzie to układ Chiny – USA. Chiny dokonały olbrzymiego skoku cywilizacyjnego i dalej się rozwijają – nie widzę przeszkód, by móc wyobrazić sobie kraj wielkości Chin na poziomie rozwoju technologicznego Japonii, Korei Południowej, czy Singapuru. W zderzeniu z neopogańską antycywilizacją Zachodu cywilizacja chińska wykazuje olbrzymie zasoby żywotności, choć i tu nie brak zagrożeń. Nie sposób nie odnieść się choć jednym zdaniem do faktu, że udany finisz gospodarczy Chin w biegu ku podium nie byłby możliwy bez sponsorowania przez Chiny wszelkich głupawych ruchów ochrony Ziemi przed Człowiekiem, ze szczególnym uwzględnieniem ideologii mających swoje odbicie we wzroście cen surowców energetycznych (globalne ocieplenie), co przy utrzymaniu rabunkowej i bezwzględnej gospodarki surowcowej w Chinach dawało efekt wyścigu nakoksowanego zawodnika z zawodnikiem z kulą u nogi. Sun Tzu tym razem nie przewraca, a uśmiecha się w grobie.
Gdzie w tym wszystkim jest Europa? Nigdzie. Nicolai Gomez Davila zasadniczo miał rację. „Europa?”, odpowiadał pytany: „uperfumowany trup”. Państwa nie są ludźmi i dosłowne antropomorfizacje bywają zawodne, jeśli wykraczają poza zakres figury retoryczno -erystycznej, także i ten „trup” pomimo niewątpliwego zgonu wciąż się rusza, czar perfum wciąż jeszcze działa i uwodzi. Najbardziej uwodzicielski wydawał się przed początkiem fali kryzysów: od ekonomicznego po roku 2008 po migracyjny od roku 2015, a „ostatnią nadzieją”, tym razem czerwonych, stały się Niemcy. Emancypacyjna polityka Niemiec została ogłoszona w dekadę po zjednoczeniu, kiedy to władze niemieckie wypowiedziały otwarcie posłuszeństwo USA buntując się przeciw angażowaniu w operacje bliskowschodnie. Stało się to początkiem etapu zimnej wojny pomiędzy Niemcami a USA w kontekście faktu, że przez dwie dekady to USA wspierały Niemcy w realizacji ich strategii politycznej i gospodarczej hegemonii w Europie (całkowite podporządkowanie elit francuskich, włoskich, holenderskich, belgijskich, etc., polityce Berlina, „wydatna pomoc” w procesie rozpadu Jugosławii, agresja przeciw Serbii, tworzenie tradycyjnie pro-niemieckich republik islamskich na południu Europy). Wbrew temu, co w Europie Wschodniej zwykliśmy sądzić, patrząc na wolny świat z perspektywy baraku w obozie sowieckim, Europa Zachodnia nigdy nie była pro- amerykańska. Jej elity akceptowały jedynie fakt amerykańskiej hegemonii z powodów pragmatycznych, aby ją otwarcie kontestować od lat sześćdziesiątych do dziś z powodów ideologicznych (neomarksizm).
Wydarzenia w naszej części świata rozgrywały się na tle wielkiej geopolityki, ale bezpośredni wpływ na nasz los miała kombinacja dwóch kolizyjnych kierunków geopolitycznych: niemieckiej polityki emancypacji i amerykańskiej polityki imperialnej. Celem emancypacyjnej polityki niemieckiej było zrzucenie hegemonii amerykańskiej i zbudowanie najpierw państwa europejskiego opartego ideologicznie o neomarksizm w sferze kultury, oraz socjalizm gospodarczy, odegranie partnerskiej roli w budowie sojuszu niemieckiej Europy z Rosją po to, by w kolejnym etapie, wspólnie z Rosją (wspartą porozumieniami w ramach BRICS i innymi „przyjaźniami” regionalnymi – Libią, Syrią, Egiptem), zaproponować antyamerykańskie partnerstwo Chinom. Ostrze amerykańskiej polityki imperialnej wymierzone jest ostatecznie przeciw Chinom, ale właśnie z tego powodu USA musiały stanowczo i w zarodku dusić wszelkie próby tworzenia koalicji i bloków z udziałem Chin, a już szczególnie niebezpieczne musiało się Amerykanom wydawać podejmowanie działań w kierunku zbudowania osi Berlin-Moskwa- Pekin.
Dziesięciolecie 2007-2017 jest jednym z najbardziej dynamicznych i dramatycznych dziesięcioleci w polskiej historii najnowszej, kiedy to pokonaliśmy drogę od całkowicie podporządkowanej Niemcom i Rosji przyszłej rampy przeładunkowej Azja – Europa w budowie, po głównego geostrategicznego partnera Ameryki w tejże Europie. Węzłowymi wydarzeniami tego dziesięciolecia są: dymisja rządu Kaczyńskiego (5 listopada 2007), utworzenie rządu Tuska (16 listopada 2007), okres absolutnej, politycznej dominacji politycznej, medialnej i gospodarczej środowiska Platformy Obywatelskiej (16 listopada 2007 – 6 sierpnia 2015); „katastrofa” w Mirosławcu (23 stycznia 2008), „wypowiedzenie” 15 umowy w sprawie instalacji elementów tarczy antyrakietowej (4 lipca 2008 roku), amerykańska „odpowiedź” w sprawie tarczy (17 wrześnią 2008 roku), słynna rozmowa Tuska z Putinem na sopockim molo, (1 września 2009 roku), wejście w życie Traktatu Lizbońskiego (2 grudnia 2009 roku), śmierć Grzegorza Michniewicza (22 grudnia 2009); powrót z Samary, po remoncie generalnym i modyfikacji wraz z remontem czterech silników D-30KU, Tu-154M nr 101 (23 grudnia 2009), rezygnacja Donalda Tuska z ubiegania się o urząd prezydenta RP (28 stycznia 2010)17, zaproszenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego na obchody 65 rocznicy zwycięstwa nad Niemcami w Moskwie (26 marca 2010), nieautoryzowany przez producenta „remont” Tu-154 nr 101 polegający na zainstalowaniu na pokładzie 10 dodatkowych foteli lotniczych (6 kwietnia 2010), „katastrofa” w Smoleńsku (10 kwietnia 2010), śmierć Marka Dulinicza i jego żony Grażyny w wypadku samochodowym (Marek Dulinicz był szefem grupy archeologów, która miała prowadzić badania w miejscu rzekomej katastrofy w Smoleńsku) (6 czerwca 2010), niespodziewana wizyta B. Komorowskiego, kandydata na urząd prezydenta RP, w Erewanie, w dzień po pierwszej turze wyborów prezydenckich (21czerwca 2010), wybór byłego marszałka sejmu i „p.o.” prezydenta Bronisława Komorowskiego na urząd Prezydenta RP (6 sierpnia 2010), śmierć wiceszefa GRU, „specjalisty” od spraw polskich, Jurija Iwanowa (około 8 sierpnia 2010), śmierć szefa Zarządu Wywiadu Wojsk MSW FR, Wiktora Czewrizowa (4 października 2010), śmierć Eugeniusza Wróbla, inicjatora i współtwórcy ustawy o Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej, wybitnego znawcy lotnictwa, kontestującego doniesienia medialne w sprawie „katastrofy”, a w szczególności autentyczność wraku (15 października 2010), pierwsze polityczne zabójstwo III RP – zabójstwo działacza PiS Marka Rosiaka przez byłego działacza PO, Ryszarda Cybę, w Łodzi (19 października 2010), pierwsza wizyta A.Macierewicza i A. Fotygi w USA (listopad 2010), pełzająca „normalizacja” stosunków polsko-rosyjskich z jej dominantą w postaci umowy gazowej Sieczin – Pawlak z grudnia 2010 roku, uzależniającej Polskę od dostaw rosyjskich do 2022, (a i to po burzliwej debacie, jako że umowa ta, według tandemu Tusk-Pawlak, miała obowiązywać do roku 2037), ogłoszenie polskich uwag do raportu MAK (19 grudnia 2010); ogłoszenie raportu MAK (12 stycznia 2011), druga wizyta A. Macierewicza w USA (luty 2011), telewizyjna transmisja reaktywowanego Festiwalu Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze (16 lipca 2011), ogłoszenie końcowego raportu KBWLLP w sprawie „katastrofy w Smoleńsku” (25 lipca 2011), Trójmiasto ma zaszczyt gościć jednocześnie prezydenta B. Komorowskiego, byłego szefa KGB i bliskiego współpracownika Putina, Nikołaja Petruszewa, oraz kanclerz Niemiec Angelę Merkel.
Odmowa ratyfikacji
W dyplomacji daty i symbole mają swoją wagę. „Wy nam w pysk 4 lipca (w dniu święta narodowego USA), „my wam 17 września” (w rocznicę agresji sowieckiej na Polskę) , Merkel, (8-9 lipca 2011), zatrzymanie Gromosława Czempińskiego pod zarzutami „wielkiej afery korupcyjnej” (23 listopada 2011), śmierć Dariusza Szpinety - niezależnego eksperta lotniczego, instruktora, pilota oraz prezesa spółki lotniczej Ad Astra executive Charter SA., poddającego w wątpliwość treści oficjalnych raportów w sprawie 10 kwietnia 2010, (2 grudnia 2011); śmierć generała Sławomira Petelickiego (16 czerwca 2012), śmierć Remigiusza Musia, technika pokładowego Jaka-40, którego zeznania nie pokrywały się ze stenogramami z dnia 10 kwietnia 2010 roku (27 października 2012), ceremonia złożenia listów uwierzytelniających Prezydentowi RP przez Stephena Mulla, nowego ambasadora USA w Polsce (8 listopada 2012); Początek „Euromajdanu” na Ukrainie (21 listopada 2013), rewolucja na Ukrainie i przejęcie władzy przez siły antyrosyjskie (listopad 2013 – dziś); deklaracja niepodległości Krymu (16 marca 2014), włączenie Krymu w skład FR (18 marca 2014), powstanie „niezależnych”, pro-rosyjskich republik na wschodzie Ukrainy: Republiki Donieckiej i Republiki Ługańskiej (kwiecień - maj 2014), powstanie konfederacji noworosyjskiej (24 maj 2014), wybuch afery podsłuchowej „Sowa i Przyjaciele” (14-23 czerwca 2014), orzeczenie Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie „naruszenia zakazu tortur” w Polsce (24 lipca 2014 19); przybycie miliona uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki do Europy (styczeń 2015 – marzec 2016), obszerne, publiczne omówienie istoty władzy PO w Polsce w opublikowanych materiałach „rozmów”, zarejestrowanych w restauracji „Sowa i Przyjaciele” (17 maja – 17 listopada 2015), Andrzej Duda zostaje prezydentem RP (6 sierpnia 2015), Paul W. Jones „luzuje” Stephena Mulla na stanowisku ambasadora USA w Polsce 20 (11 września 2015), Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska informuje o naruszeniu Ustawy o Czystym Powietrzu przez Grupę Volkswagen (koszt dla grupy circa 18,3 miliarda dolarów) (18 września 2015), jedna partia polityczna (PiS) zdobywa większość pozwalającą na utworzenie samodzielnego rządu po raz pierwszy po 1989 roku (25 października 2015); rozpoczęcie budowy amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Redzikowie (9 maja 2016), Szczyt NATO w Warszawie (8-9 lipca 2016), Światowe Dni Młodzieży w Krakowie (27-31 lipca), „Ciamajdan” w Warszawie (blokowanie prac Sejmu, próba wywołania zamieszek, expose przewodniczącego Tuska we Wrocławiu), a wszystko w celu zablokowania wjazdu wojsk amerykańskich do Polski (od 16, faktycznie do około 24 grudnia 2016); wjazd pierwszego w historii amerykańskiego oddziału pancernego, liczącego 3500 żołnierzy, wraz ze sprzętem, po miłej oku demonstracji siły w formie przejazdu przez Niemcy (około 12-22 stycznia 2017), wizyta Donalda Trumpa w Warszawie (5-6 lipca 2017).
Wpisał: Tomasz Rolex Pernak
09.04.2018.
Co mówi nam niepodważalny materiał dowodowy?
[Rękopisy nie płoną, pytania nie czezną. Woland md]
[Moje panienki „dotarły” do wstępu do przygotowywanej książki.
Może będzie miała tytuł: „Historie nie z tej Ziemi”, może jednak inny. Ale ona BĘDZIE. Bo zaduszone pytania nie giną, zaduszeni świadkowie Prawdy mówią zza grobu. Poniżej pierwsze stronice, z trudem odszyfrowane, bez wiedzy i zgody Autora. Dalej w książce będzie – zgodnie z formułą Hitchkocka – mówiącą, że po trzęsieniu ziemi napięcie stopniowo narasta.
Muszę to dać TERAZ, na 96 miesięcznicę, by ludzie nie utonęli w fali Kłamstwa, a co światlejsi – nie zakrztusili się z obrzydzenia. Bo złowrogi SĘP Kłamstwa Smoleńskiego rozwija triumfalnie oba swe skrzydła – tak pro-sowieckie, MAK-owe, jak i patriotyczno N-wybuchowe.
A Tytus pod Pomnikiem Ofiar rechocze wraz z Prezesem. Ten drugi oczywiście „śmieje się patriotycznie”.Mirosław Dakowski]
================================
Tomasz „Rolex” Pernak
Materiał dowodowy mówi nam, że wdowa po jednej z ofiar otrzymała od żandarmerii wojskowej rzeczy należące do jej śp. męża. Pośród nich znajdował się dowód osobisty – karta identyfikacyjna wykonana z tworzywa sztucznego, której brzegi w widoczny sposób zostały poddane działaniu ognia, ale pomimo tego treść informacji zawartej w dokumencie pozostała czytelna. Można powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z pewnego rodzaju dowodem klasycznym: dokument należał do nieżyjącego członka delegacji, jakaś dokumentacja potwierdzała jego moskiewskie pochodzenie, nosił ślady zniszczenia charakterystyczne dla katastrofy lotniczej, kiedy to dochodzi do palenia się paliwa lotniczego, korespondował w jakimś, choćby przybliżonym stopniu ze znanymi nam amatorskimi materiałami wideo niejakiego Wiśniewskiego vel Śliwińskiego, o którym jeszcze później.
Jednocześnie materiał dowodowy, ten w posiadaniu prokuratury, nadesłany z Rosji, którego autentyczność (w sensie pochodzenia z Rosji) potwierdza sama prokuratura oraz pełnomocnicy procesowi rodzin, a w szczególności żona ofiary, mówi nam również, że do rąk śledczych moskiewskich rzeczony dokument dotarł ze Smoleńska w stanie nienaruszonym i nie noszącym śladów nadpaleń, czego dowodzą załączone zdjęcia wraz z opisem. Z czego wniosek, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, przynajmniej dokumentowi, „katastrofa” przydarzyła się nie „w czasie”, najprawdopodobniej nie w Moskwie, ale na pewno po „Smoleńsku”.
В чём дело?
Administracja rządowa, po długiej chwili, niezbędnej dla ustalenia właściwej linii obrony, wytłumaczyła się tak (przytaczam wiernie, choć nie dosłownie): z niewiadomych powodów worek z rzeczami zebranymi na pobojowisku, w tym częściami ubrań oraz dokumentami, włączając rzeczony dokument, dostał się do
Ambasady RP w Moskwie, gdzie leżał w korytarzu i śmierdział paliwem lotniczym. Po jakimś czasie został, z powodu niedogodności, jakie stwarzał, przetransportowany pocztą dyplomatyczną do Polski, do gmachu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, na podstawie nieznanych procedur. Tam leżał w kącie i śmierdział paliwem lotniczym. W następstwie uciążliwości pakunku, podjęta została decyzja o jego utylizacji. Jako, że ministerstwo nie posiada „mocy utylizacyjnych” w postaci pieców grzewczych, zdecydowano się na dokonanie spalenia na przylegającym do gmachu, wewnętrznym trawniku. Palenia dokonał pracownik, który w jakiś czas później, a przed zaistnieniem niezręcznej sytuacji upublicznienia afery, zmarł. W trakcie wykonywania procedury utylizacyjnej doszło do zmiany treści poleceń (zmieniło zdanie pod
Magdalena Merta, żona Tomasza Merty, wiceministra kultury w rządzie PO
Nie podejrzewam tutaj jakiegoś zabójstwa post factum; zwyczajnie: na etapie wyjaśniania zawiłości, do przeszłego już procesu „palenia” wytypowano pracownika, który w momencie wyjaśniania już nie żył (zmarł z przyczyn naturalnych), a żył jeszcze w dacie „palenia”. Ergo – nie mógł zaprzeczyć. Pod wpływem odruchu sumienia) i nakazano (nakazało) wstrzymać utylizację, a rzeczy nadpalone przekazać żandarmerii wojskowej w celu zwrotu (jak mniemam, bo po co?) rodzinie. Rzecze adwokat reprezentujący oskarżonego.
Jako członek ławy przysięgłych uważam, że powyższe tłumaczenie to bezczelna i ohydna hucpa ilustrująca, oprócz poczucia bezkarności i pogardy dla ofiar i ich rodzin, głupotę oraz panikę, w jakiej znalazła się administracja państwa polskiego w następstwie albo czynnego udziału w wydarzeniach 10 kwietnia 2010 roku, albo pełnej wiedzy o tych wydarzeniach, co skłoniło te administrację do sfabrykowania dowodu świadczącego na rzecz katastrofy lotniczej w Smoleńsku. Na skutek bałaganu przeoczono drobiazgową kwerendę materiałów fotograficznych, nadsyłanych z Moskwy (jeśli nadsyłano je właśnie stamtąd). Nie ma podstaw, aby wobec wykrycia tej mistyfikacji nie poddać w wątpliwość wiarygodności innych dowodów rzeczowych.
A co państwo sądzicie? Czy dacie wiarę sekwencji zdarzeń opisanych przez obronę?
W realnym świecie, jeśli dochodzi do tragicznego wypadku dotykającego najważniejszych osobistości państwa jednego na terenie państwa innego, nie mamy do czynienia z prywatnym przedsięwzięciem rekreacyjno-turystycznym zorganizowanym przez amatorów, i nie dzieje się to pośrodku Sahary lub wysoko w Andach, ale w – nawet jeśli rosyjskiej – to wciąż zaludnionej i cywilizowanej cześć Europy, to w błyskawicznym tempie konsument mediów otrzymuje jeśli nie detaliczne ustalenia dotyczące wszystkich faktów, to zestaw ustaleń dotyczący podstawowych faktów i okoliczności zdarzenia zilustrowany bogato materiałami czołowych stacji telewizyjnych tego globu. Tymczasem w tej sprawie od samego początku po „scenie”, w sensie dosłownym i przenośnym, uwija się zgraja jakichś przebierańców i anonimów, którzy mają jedną cechę charakterystyczną – nie mają formalnego związku z agendą rządową żadnego państwa; nie mają również cech ciągłości bytowej – mają tendencję, by z czasem rozpływać się w powietrzu.
Najbardziej znany materiał z „minut” po „zdarzeniu” dostarczył profesjonalnym ekipom człowiek, który nie był profesjonalistą, nie miał w momencie wykonywania czynności rejestrujących żadnego formalnego umocowania w jakimkolwiek medium zlokalizowanym bądź w Polsce bądź w Rosji, niejasny był jego status jako delegowanego pracownika, a na dokładkę są rozbieżności, co do nazwiska tego człowieka . Co więcej, ochoczo stawia się ów człowiek na posiedzeniu Zespołu Parlamentarnego, gdzie zachowuje się nieprawdopodobnie arogancko, i z tupetem podważa (de facto) prawdopodobieństwo zajścia zdarzenia, o które komisja go pyta, realizując tym samym wraz z Zespołem (zakładam rzecz jasna, że nieświadomie) zaplanowaną strategię działania państwa rosyjskiego w tej sprawie, a tą strategią jest „umycie rąk”. [ Człowiek nazywał się Wiśniewski bądź Śliwiński, a w poważnej literaturze przedmiotu ugruntowało się określanie go mianem „Moonwalkera”. Moim zdaniem ten człowiek po prostu nigdy nie istniał, a jeśli istniał, to w przyszłości okaże się, że nie istniał w przeszłości. ]
Z przyczyn, które dziś już nikt nie jest w stanie sobie przypomnieć, „dochodzenie” w sprawie zostaje powierzone instytucji pozapaństwowej, niezależnej i nieodpowiedzialnej formalnie przed żadnym organem państwowym, z pominięciem właściwego partnera po stronie rosyjskiej, to jest właściwej komisji do spraw badania wypadków lotniczych przy rządzie Federacji Rosyjskiej – odpowiednika PKBWL przy Ministerstwie Infrastruktury (później przy Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej), a i to przy (słabym) założeniu, że z kolejnych niejasnych powodów lot wojskowy miałby być traktowany jako cywilny, albo KBWLLP przy ministrze obrony narodowej, jeśli lot ten miałby być traktowany (właściwie) jako państwowy lub wojskowy (oznaczenie „M”).
Już tryb samo-powołania się ciała badawczego jest zastanawiający – oto szef tej „cywilnej” komisji, płk Edmund Klich, w napadzie wzmożenia uznał za właściwe zerwać się ciepłego łóżka i udać do Warszawy, w połowie drogi do której „schwycił go” telefonicznie Aleksiej Morozow, zastępca generałowej Anodiny, i poinformował o nieformalnym, wspólnym, rozpoczęciu badań katastrofy (Klich, szef PKBWL, miał być później akredytowanym przedstawicielem Polski przy komisji powołanej przez MAK i rosyjskie Ministerstwo Obrony).10 Ubierzmy ten stek nonsensów w formę jednego zdania: „Nieuprawniony do działania funkcjonariusz publiczny został poinformowany przez nieuprawnionego ani do działania, ani do informowania zastępcę szefa pewnej, prywatnej de facto, post-sowieckiej instytucji, że oto rozpoczyna dochodzenie w sprawie śmierci członków delegacji państwowej, włączając w to najwyższe władze polityczne i wojskowe”. A Donald Tusk to tego samego dnia wieczorkiem „klepnie” z premierem Putinem, po tym jak wcześniej „klepnął” to ówczesny minister infrastruktury Cezary Grabarczyk, pomimo że jako prawnik-konstytucjonalista powinien znakomicie orientować się w materii, a więc wiedzieć, że w tej sprawie zastosowanie mają przepisy polsko-rosyjskiej umowy z 7 lipca 1993 roku, dotyczące właśnie wypadków lotnictwa wojskowego, a nie załącznik do konwencji chicagowskiej.
Premier, a później prezydent, Putin będzie mógł od tej pory kontynuować wyrażanie zdumienia, że wbrew jego sugestiom i deklaracji wszelkiej instytucjonalnej pomocy „Polacy” uparli się przy Anodinie i jej komandzie. No cóż, w razie „reklamacji” będą mogli sobie napisać „na Pacanów”. Inną rzeczą jest to, że w związku z wydarzeniami 10 kwietnia śledztwo wszczęła rosyjska prokuratura, natomiast nie wiemy w jakiej dokładnie sprawie i w jakim kierunku się ono toczy, oprócz tego, że wiemy, że toczy się już, podobnie jak śledztwo polskie, ósmy już rok. W sprawie boleśnie prostej!
Na osobny komentarz zasługują też „białe plamy”, nad rozwikłaniem których nikt się nie biedzi. Nikt nie wie, kto stwierdził zgony ofiar na miejscu „katastrofy”. Członkiem jakich służb był i jak się nazywał?
Jakimi oto środkami transportu „zwłoki” ofiar „katastrofy” zostały przetransportowane ze Smoleńska do Moskwy? Co stało się z czerwonymi trumnami, które odróżniły tę „katastrofę” od wszystkich innych tego typu katastrof w historii katastrof? Czy również znalazły się w Moskwie? Jakie służby towarzyszyły temu transportowi oraz przez kogo zostały w Moskwie odebrane, gdzie i czym przewiezione? Jaki zespół miejscowych patologów i w jakim szpitalu dokonał tych zwłok oględzin? [ Rosyjskie Ministerstwo Obrony powoła, aby się potem wycofać, i nie figurować na żadnych, wytworzonych przez generałową Anodinę kwitach. ]
A wreszcie, nawet gdybyśmy przyjęli, że wszystko to jest w Rosji tajne, na dodatek ściśle, to nie widzę powodu, dla którego pani – wówczas minister zdrowia – Ewa Kopacz, nie miałaby pomóc w sporządzeniu listy imiennej polskich patologów, którzy wyruszyli z Polski do Moskwy, aby „ramię w ramię z kolegami rosyjskimi...”, co sama widziała. Kim byli, z jakich ośrodków medycznych pochodzili? Czy zostali przesłuchani na okoliczność ich pracy przez prokuraturę wojskową lub cywilną? Zapytajmy również, jakie to procedury przekonały dyrektorów cmentarzy do dokonania pochówków bez wymaganych w takiej sytuacji dokumentów sekcyjnych i powstałych na ich podstawie aktów zgonów (te dotarły z Rosji znaczenie później)? Na jakiej podstawie sekcji takich, wymaganych polskim prawem, zaniechano? Kto wreszcie, jaki zespół złożony z oficerów WP, odbierał od Rosjan i nadzorował transport zwłok do Polski? Czy są kwity, czy też znów było w myśl zasady: „odbierać, nie kwitować”?
Jeśli dodamy do tego brak zgody na wlot w przestrzeń powietrzną Federacji Rosyjskiej, brak bezbłędnego, a więc wykonalnego, planu lotu, rozbieżności dotyczące składu delegacji, uzyskamy właśnie to, co w całej tej sprawie jest najbardziej solidnym elementem – mgłę.
Mamy wreszcie sekcję dętą różnych ciał pod przewodnictwem wtedy posła, do niedawna ministra obrony narodowej, Antoniego Macierewicza. Ciała te, pracując na materiale bolszewickiej produkcji (zapisów, końcóweczek, etc...) niejednokrotnie dochodziły do ostatecznych i przełomowych dowodów, zwracając się nawet jeszcze w roku 2010 do zajmujących się tą sprawą blogerów, by zaprzestali się nią zajmować, jako, że: „już za chwileczkę, już za momencik...”. Ten jednostajny serial miał swoją ostatnią odsłonę w grudniu 2017, kiedy to teraz już wsparta powagą całego aparatu państwa podkomisja ogłosiła, że... już na wiosnę poznamy, tym razem już niezbite...
Tymczasem jeden z najbardziej utytułowanych zagranicznych ekspertów (jeśli nie najbardziej utytułowany), polski imigrant w Kanadzie prof. Krzysztof Cieszewski oznajmił zdumionym kolegom podczas jednej z tak zwanych konferencji smoleńskich, że: primo – analiza fotografii ilustrujących stan wegetacji odciętej i ukorzenionej części brzozy, dokonanych tuż po rzekomym zdarzeniu wskazuje, że odłączenie się tych dwóch części nastąpiło znacznie przed datą 10 kwietnia (cześć, od której „odcięto” dopływ soków z korzeni, zatrzymała się w postępie wegetacji, w czasie, gdy okaleczona, ale ukorzeniona część dalej „rosła”), secundo – że rozkład plam „śniegu” zalegającego polankę smoleńską przed 10 kwietnia pokrywa się z rozkładem „elementów wraku”, w tej i krótko po tej dacie, tertio – że rzekome plamy śnieżne nie wykazują cech realnych plam śnieżnych, zanikając bez pozostawiania śladów wody na gruncie, i są najprawdopodobniej wytworem działalności człowieka, ergo – całe to wrakowisko jest niczym innym, jak scenografią wykonaną na potrzeby „katastrofy”.
https://www.warnell.uga.edu/people/faculty/drchriscieszewski
Odpowiedź? Charakterystyczna i jednoznacznie wskazująca na fachowość i trafność obserwacji i wniosków Cieszewskiego – publiczne oskarżenie go o agenturalność, tak jak gdyby w interesie Rosji było udowodnienie jej udziału w stworzeniu mistyfikacji dla przykrycia zbrodni. Niewątpliwie w interesie Rosji natomiast jest ostateczne wykazanie, że „katastrofa” nastąpiła w wyniku wybuchów niezidentyfikowanej jeszcze ilości ładunków wybuchowych zamontowanych wewnątrz kadłuba samolotu. Z „teoretycznego państwa kaskaderów-idiotów” stałaby się Polska „państwem-bandytą”, nie dość, że w ramach wewnętrznych, mafijnych porachunków mordującym z zimną krwią cześć swojej kadry przywódczej (tę pro-amerykańską), to na dodatek dokonującego aktu agresji na terytorium sąsiada, kierując i detonując na jego terytorium bombę „polityczno-baryczną”. Gdyby – hipotetycznie – pan minister Antoni Macierewicz ogłosił „na wiosnę” dowolnego roku, że rozpad samolotu nad Smoleńskiem udało się ustalić ponad wszelką wątpliwość, to prokuratura rosyjska podałaby do publicznej wiadomości wyniki swojego śledztwa, według którego to polscy gangsterzy w randze premiera i jego ministrów, w ewentualnym współdziałaniu z grupami kryminalnymi na terenie Rosji, ulokowanymi w szeregu instytucji prywatnych, bądź pozostających poza kontrolą państwa rosyjskiego, doprowadzili do zbrodni transgranicznej, zaplanowanej, przygotowanej i wykonanej na terytorium RP, ale ze skutkiem powstałym na terytorium FR. Doktryna prawa karnego doskonale zna taką konstrukcję.
Jakim rzeczywistym motywem (zespołem motywów) kieruje się minister A. Macierewicz sprowadzając wysiłki strony podważającej ustalenia raportu Millera i jego KBWLLP na manowce, odwlekając w czasie i paraliżując jakiekolwiek inne działania, co powoduje stopniowe zacieranie śladów nie wiem;
wiem jedno: w ciągu ostatnich lat z ust A. Macierewicza, bądź ludzi z jego bezpośredniego otoczenia, padały wobec osób formułujących jakiekolwiek wątpliwości, zastrzeżenia bądź zdania odrębne, oskarżenia o zdradę stanu – najcięższe przestępstwo znane kodeksowi karnemu. Nie mogę również oprzeć się uczuciu deja vu, kiedy słyszę o nieskutecznym, dzięki sądowi, usiłowaniu zdegradowania oficera, która wytropiła Piotra C, wieloletniego współpracownika GRU, służącego w... 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego, również 10 kwietnia 2010 roku.
Natychmiast przychodzi mi do głowy zwolnienie z UOP-u majora Hodysza 13. Do zdegradowania nie doszło, doszło natomiast do wydalenia ze służby. Nie widzę tu spisku ciemnych, międzynarodowych sił, natomiast rewolucyjny zapał już tak. Roboczo zakładam, że do służby publicznej nie powinny być powoływane osoby z przeszłością korowską - w najlepszym wypadku montują kontrolowaną przez szefa policji prowokację policyjną w wyniku której zabity zostaje szef policji. Natomiast wszelkie dalsze wnioski pozostawiam póki co otwarte – być może nasuną się one same, po rzuceniu okiem na geopolityczną strukturę ładu światowego, i dynamiczne zmiany tej struktury w latach 1990 – 2017. To właśnie ma stanowić clou moich skromnych rozważań, i pozostać tłem do drobiazgowych analiz prowadzących niezbicie do wniosku o konieczności odrzucenia jakiejkolwiek narracji katastroficzno -zamachowej w Smoleńsku, w dniu 10 kwietnia 2010 roku.
===========
„Wtyki” GRU w 36. SPLT przed i po 10 kwietnia oznaczają transparentność tej jednostki dla GRU, również w czasie śledztwa prowadzonego przez prokuraturę wojskową przed, a ze względu na możliwe kontakty prywatne również i po rozformowaniu SPLT , 31 grudnia 2011, za: https://www.tvn24.pl/magazyntvn24/lowczyniszpiegowodchodzizwojska,128,2297
==============
Ktoś mógłby powiedzieć, że sprawy się nie łączą – otóż łączą; łączy je osoba ministra Macierewicza. W roku 1992 major Hodysz został zwolniony ze służby za wykonanie polecenia przekazania ministrowi Macierewiczowi akt TW SB MSW ps. „Bolek”. Jak pamiętamy po dacie 4 czerwca 1992 lustrację mogliśmy pożegnać na długie lata, majora Hodysza również.
|