Bolesław Bierut o czym wiadomo wszem i wobec KOCHAŁ DZIECI.
Bolesław Bierut – Działacz Spółdzielczy – Nr 31 (284) | Osiedle ...
Obibok na własny koszt: sierpnia 2015
3 lata wcześniej w Szymbarku k/Wieżycy
PTTK - Znakowane Szlaki Turystyczne Województwa Pomorskiego - Start
Bernard Mejer Szymbark, 11 listopada 1989r.
świadek historii z Szymbarka
Oświadczenie
Przed wojną mieszkałem w Przyrowiu koło Wygody na Kaszubach. Urodziłem się w 1913 r. Z zawodu jestem stolarzem. W czasie wojny zostałem skierowany przez Niemców na przymusowe roboty do Szymbarka. Przed wojną Szymbark należał do Polski, ale bardzo długo było tu ponad 60% Niemców. Mieli tutaj swój kościół ewangelicki i cmentarz (Polacy mieli Kaplicę). Dzieci niemieckie uczyły się języka niemieckiego w Szkole niemieckiej. Język niemiecki był tu powszechnie używany. Szymbark przed wojną należał do gminy Stężyca, podobnie jak obecnie.
W Szymbarku pracowałem jako stolarz, wykonywałem różne prace dla niemieckiej ludności. Moim przełożonym był Niemiec Hans Krezin, który przybył tu z Gdańska, a na przełomie 1941/1942 został skierowany na front wschodni i prawdopodobnie tam zginął.
Byłem skierowany do różnych prac, również w terenie, gdzie np. wykonywaliśmy płotki przeciwśniegowe dla wojska niemieckiego w końcowej fazie wojny.
Jako Polak nie podpisałem niemieckiej listy narodowościowej, dlatego bardzo mało zarabiałem przez całą wojnę.
W końcowej fazie wojny w Szymbarku zostały prawie same kobiety z dziećmi oraz starcy. Mężczyźni oraz młodzież zostali powołani do niemieckiego wojska, głównie na front wschodni.
W tym czasie, w maju 1944 r., my Polacy pilnie, w tajemnicy, słuchaliśmy audycji w języku polskim z Anglii o zwycięskich walkach Polskiego Wojska pod Monte Cassino. Zdawało się nam, że koniec naszej walki jest już bliski. Były to dla nas radosne chwile. Naszą radość zakłóciła zbrodnia dokonana z 24/25 maja 1944 r. w Szymbarku przez Polaków, którzy byli agentami Gestapo (potem, po 1945 r. okazało się, że byli oni jednocześnie również na usługach NKWD-UB).
Z tego powodu, że w Szymbarku było dużo ludności niemieckiej, miejscowi zdrajcy, którzy byli agentami Gestapo obrali sobie Szymbark jako dogodne miejsce do mordowani w sposób zakamuflowany żołnierzy Gryfa Kaszubsko-Pomorskiego. Taka największa zbrodnia dokonana przez tych oprawców miała miejsce z 24/25 maja 1944 r. Byłem naocznym świadkiem tych wydarzeń.
Tą zbrodnią z 24/25 maja 1944 r. kierowali m.in.: Jan Szalewski, Jan Kaszubowski vel Hans Kassner (znałem go z widzenia, bo na początku wojny mój mój szef, Niemiec, kupił od niego używaną dekarkę), Aleksander Arendt (po wojnie był Starostą w Kościerzynie), Willi Stefaniak (mieszkał w Sikorzynie w tym czasie i rozpracowywał żołnierzy Gryfa), Leon Lubecki. Byli oni wszyscy również na usługach komunistów, a po 1945 r. zostali ubowcami, bardzo szkodliwymi dla Kaszub.
Parę dni przed 24 maja 1944 r., w ramach prowokacji, dokonali oni zamordowania Niemca Wolfa, mieszkańca Szymbarku, który prowadził sklep spożywczy. W celu podburzania ludności niemieckiej oprawcy ci głosili, że dokonali tego Polacy na tle rabunkowym. Należy więc zlikwidować dziesięciu Polaków za jednego Niemca w odwecie.
Ta prowokacyjna zbrodnia związana z zamordowaniem w Szymbarku Niemca Wolfa była organizowana po to, aby w ramach odwetu zlikwidować najbliższych współpracowników por. Józefa Dambka, żołnierzy Gryfa, w tym m.in. założycieli Gryfa Kaszubskiego: Jana Gierszewskiego z Czarlina i Bronisława Brunka ze Stężyckiej Huty, który był przed wojną wójtem w gminie Stężyca. Por. J. Dambka zamordowali już skrytobójczo w Sikorzynie 4 marca 1944 r.
Wcześniej zaplanowane precyzyjnie aresztowania żołnierzy Gryfa w celu Ich zamordowania rozpoczęły się 24 maja 1944 r. dokonane punktualnie o godzinie 12.00 w południe, kiedy przerywano prace i udawano się na obiad i krótki odpoczynek.
24 maja 1944 r. aresztowano 11 osób z byłych powiatów kartuskiego i kościerskiego w ten sposób, że zgromadzono Ich w Szymbarku w Remizie Strażackiej. Spędzili tam noc z 24/25 maja 1944 r. Tymi aresztowaniami kierowali wyżej wymienieni oprawcy. Przewodził im głównie Jan Szalewski, Aleksander Arendt, Jan Kaszubowski i Willi Stefaniak.
Brunon Młyński (znałem go z czasów wojny), który mieszkał również w Szymbarku i był aresztowany 24 maja 1944 r. i spędził noc z 24/25 maja 1944 r. w Remizie Strażackiej, opowiadał:
„jak brutalnie przesłuchiwali mnie Jan Szalewski i Willi Stefaniak, pytali czy byłem w Gryfie i kogo znam z tej organizacji, abym podał Ich nazwiska. Wyjaśniałem, że nie byłem w Gryfie i nie znam nikogo z tej organizacji. Byłem konfrontowany z zatrzymanymi żołnierzami Gryfa, m.in. z Janem Gierszewskim z Czarlina, Bronisławem Brunka ze Stężyckiej Huty, Leonem Lipskim z Nowej Sikorskiej Huty, którzy nie potwierdzili mojej obecności w Gryfie. Zostałem zwolniony parę godzin przed egzekucją. Janowi Szalewskiemu i Willi Stefaniakowi zależało głównie na likwidacji żołnierzy Gryfa”.
Brunon Młyński, rocznik 1917, we wrześniu 1939 r. walczył na Helu i nie był w czasie wojny w Gryfie, dlatego go zwolnili.
Rozstrzelania żołnierzy Gryfa rozpoczęto 25 maja 1944 r. w samo południe. Całą tą zbrodnią kierowali głównie:
- Jan Szalewski, „Soból”
- Aleksander Arendt
- Jan Kaszubowski vel Hans Kassner
- Willi Stefaniak
- Jan Chrapkowski „Bat”
wszyscy oni ubrani byli w czarne mundury.
Jan Szalewski stanął na ryneczku w Szymbarku, który mieścił się naprzeciw domu rodziny Młyńskich i kierował całą akcją. Dużo nas Polaków w ukryciu obserwowało tą zbrodniczą prowokację.
Z Remizy Strażackiej (starej) 25 maja w południe zaczęto wyprowadzać pojedynczo żołnierzy Gryfa na egzekucję. Przy każdym żołnierzu Gryfa było trzech oprawców.
Dwóch trzymało skazanego za ręce a trzeci szedł z tyłu z pistoletem, kiedy doszli do dołu śmierci, ten z tyłu z przyłożenia strzelał w tył głowy, jak w Katyniu, następnie zabitego gryfowca wrzucono przeważnie twarzą do ziemi do głębokiego dołu. Na całej drodze przemarszu od Remizy Strażackiej do miejsca egzekucji znajdowali się dodatkowo zbrodniarze ubrani w niemieckie mundury, gdyby któryś z Gryfowców próbował zbiec z miejsca egzekucji.
Każdego żołnierza Gryfa aresztowało trzech oprawców.
Mieli oni rozkaz od w/w gestapowców aresztować poszczególnych żołnierzy i dostarczyć Ich do Szymbarku do Remizy. Następnego dnia, 25 maja 1944 r., ta sama trójka, co aresztowała, miała swego pojmanego wyprowadzić z Remizy, doprowadzić do mogiły i tam wykonać na nim egzekucję poprzez strzał w tył głowy.
W ten sposób pojedynczo zamordowano w Szymbarku z 24/25 maja 1944 r. następujących żołnierzy Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Kaszubski, najbliższych współpracowników por. Józefa Dambka:
- Bronisław Brunka ze Stężyckiej Huty, wójt, założyciel Gryfa w Czarlinie jesienią 1939 r.
- Jan Gierszewski z Czarlina, założyciel Gryfa (założenie Gryfa miało miejsce w Jego gospodarstwie)
- Franciszek Heft z Sikorzyna
- Leon Lipski z Nowej Sikorskiej Huty
- Antoni Dułak z Sikorzyna
- Józef Jankowski ze Stężycy
- Stanisław Patoka z Dubowa koło Stężycy
- Leon Hinca z Szymbarka
- Franciszek Chrapkowski ze Skorzewa
- Franciszek Hetmański ze Skorzewa.
Jako naoczny świadek tych wydarzeń stwierdzam, że 24 maja 1944 r. po południu w Szymbarku przybyło wielu gestapowców, m.in. Jan Szalewski, Jan Kaszubowski, Aleksander Arendt, Willi Stefaniak, ubrani w mundury niemieckie. Było ich ponad 60 osób. Mówili głównie po polsku, ale i po kaszubsku. Tylko tych, którzy przyprowadzili 11 aresztowanych gryfowców było 33 osoby (jednego aresztowanego gryfowca prowadziło trzech oprawców). Kilka osób kopało wspólny dół za cmentarzem katolickim. Inne osoby zabrały świnię od jednego z gospodarzy, którą zabito i przygotowano z niej posiłki w dniach 24 i 25 maja.
Jako świadek historii stwierdzam, że Ci zamordowani bohaterowie nie byli żadnymi zakładnikami, jak twierdzą fałszerze historii związani głównie ze Zrzeszeniem Kaszubsko-Pomorskim, którzy zatajają tę zbrodnię. Cała ta zbrodnia-egzekucja trwała około dwie godziny. Następnie rozpoczęły się uroczystości z głośnym śpiewaniem niemieckich marszów, piciem alkoholu, spożywaniem posiłku.
Oprawcy ci spożywali duże ilości alkoholu. Widać było wielu pijanych. Na przykład, jak prowadzono na egzekucję Bronisława Brunka ze Stężyckiej Huty, cała ta trójka była wyraźnie pijana. Szczególnie ten, co szedł z tyłu z pistoletem – wystrzelał on cały magazynek z pistoletu w Brunka a On nie padł ale szedł dalej. Wtedy pozostali zakuli Go bagnetami i wrzucili do dołu śmierci.
Pośród zamordowanych rozpoznałem następujące osoby, które znałem wcześniej a teraz 25 maja 1944 r. zostały skrytobójczo zamordowane. Byli to;
- Leon Hinca z Szymbarka
- Bronisław Brunka ze Stężyckiej Huty – przed wojną wójt – jeden z założycieli Gryfa
- Jan Gierszewski – jeden z założycieli Gryfa Kaszubskiego w Czarlinie
- Leon Lipski z Nowej Sikorskiej Huty.
Całą dziesiątkę zamordowanych oprawcy wrzucili do jednej jamy, zasypali ziemią i przykryli grubymi gałęziami wyciętymi z pobliskiego lasu. Zabronili do tego miejsca zbliżać się Polakom pod karą śmierci, aby polskie rodziny nie wydobyli Ich i nie pochowali według katolickiego obrządku z udziałem księdza i rodziny.
Między godziną 17.00 a 18.00 25 maja 1944 r. wszyscy zbrodniarze w liczbie ponad 60 osób udali się zwartym szykiem pieszo do Łubiany do opuszczonych bunkrów Gryfa Pomorskiego. Śpiewali niemieckie piosenki, udawali niemieckie wojsko. Zadaniem tych agentów Gestapo, m.in. Jana Szalewskiego - „Soból”, Jana Kaszubowskiego, Aleksandra Arendta, Willi Stefaniaka, Ludwika Miotka oraz innych było zamordowanie równocześnie czołowych żołnierzy Gryfa Kaszubsko-Pomorskiego, jak i zlikwidowanie swoich dotychczasowych współpracowników w zbrodniczej działalności, którzy byli z marginesu społecznego – kryminalistów, złodziei, pijaków, osób całkowicie zdemoralizowanych, pozbawionych wszelkich zasad. Jedynie takie osoby mogły być w tej zbrodniczej grupie i współpracować z tymi w/w gestapowcami. Gestapowcy ci obawiali się, że taka liczba osób z marginesu społecznego ujawni po wojnie ich wspólne zbrodnie – nie dotrzyma tajemnicy zbrodni, m.in. w Szymbarku, Łubianie i Sikorzynie. Dla tych oprawców z Gestapo groźni byli zarówno bohaterowie Gryfa, zamordowani w Szymbarku, jak i oprawcy, którzy z nimi współpracowali w czasie wojny. W tym celu jednych zamordowali w Szymbarku a drugich w bunkrach w Łubianie.
Między godziną 17.00 a 18.00 25 maja 1944 r. wszyscy zbrodniarze w liczbie ponad 60 osób udali się zwartym szykiem do Łubiany do opuszczonych bunkrów Gryfa Pomorskiego.
Kiedy cała ta grupa oprawców dotarła do opuszczonych bunkrów Gryfa, odpowiednio ich posegregowano na tych, co mają żyć i tych, których należy zamordować. Odpowiednio do tego podziału zakwaterowano ich w bunkrach. W nocy, kiedy już spali kamiennym snem po dwóch nieprzespanych nocach, do bunkrów, gdzie kwaterowali przeznaczeni do likwidacji, wrzucono wiązki wcześniej przygotowanych granatów i tak ich zlikwidowano, rannych dobijano. W ten sposób w Łubianie zamordowano około 45 osób, najbliższych współpracowników.
Pomimo dobrze zaplanowanej akcji nie udało się tym oprawcom zamordować wszystkich swoich dotychczasowych współpracowników zaplanowanych do zlikwidowania w bunkrach w Łubianie. Paru osobom udało się zbiec. Było to wielkim zagrożeniem dla tej grupy Gestapo, przemianowanej po 1945 r. na UB. Dlatego ci, którym udało się zbiec, tropieni byli nieustannie, a szczególnie w okresie, kiedy na Pomorze wkroczyły okupacyjne wojska sowieckie w marcu 1945 r.
Na przykład z Łubiany udało się zbiec Janowi Leonowi Chrapkowskiemu ps. Bat (pomimo, że został ranny), który działał w tej zbrodniczej grupie przez prawie całą wojnę, był prawą ręką J. Szalewskiego, J. Kaszubowskiego i A. Arendta również w Szymbarku. Tropiono go nieustannie na całych Kaszubach. Byłem świadkiem, jak J. Kaszubowski i A. Arendt poszukiwali „Bata” również w Szymbarku. Po paru tygodniach został pojmany i skrytobójczo zamordowany.
O tym, że zbrodnie w/w były parę miesięcy wcześniej przygotowywane świadczą następujące okoliczności gestapowców Jana Kaszubowskiego vel Hansa Kassnera, w czasie wojny Inspektora Gestapo gdańskiego (po wojnie od 1947 r. był doradcą Bolesława Bieruta w Warszawie), Jana Szalewskiego, Aleksandra Arendta, Willi Stefaniaka w stosunku do Bronisława Brunka ze Stężyckiej Huty. B. Brunka był bardzo uzdolnionym, najwyższej klasy, polskiej urzędnikiem. Znał on również perfekcyjnie język niemiecki w piśmie łaciną, jak i gotykiem. Od stycznia 1944 r. Jan Kaszubowski zaproponował mu pracę w niemieckim urzędzie w Stężycy, gdzie był polskim wójtem przed wojną. Brunka po pewnych wahaniach wyraził zgodę na pracę w niemieckim urzędzie. Uważał, że w/w gestapowcy nic nie wiedzą o jego działalności w Gryfie Kaszubsko-Pomorskim, skoro oferują mu pracę. Był to zorganizowany podstęp, obawiali się, że B. Brunka może gdzie zbiec, ukryć się, lepiej więc będzie mieć go pod ręką, kiedy będą organizować skrytobójczy mord w Stężycy i Łubianie. Tak się stało, że został 24 maja w południe aresztowany w gminie przez trzech oprawców, tak jak pozostali żołnierze Gryfa i zamordowany 25 maja w Szymbarku, co wyżej opisałem.
Omawiana tu przez mnie zbrodnia w Szymbarku i Łubianie była już parę miesięcy wcześniej zaplanowana, przynajmniej od 4marca 1944 r., kiedy oprawcy ci zamordowali skrytobójczo por. Józefa Dambka w Sikorzynie z udziałem Piaseckich.
Teraz chodziło o zamordowanie wszystkich pozostałych założycieli Gryfa (założonego jesienią 1939 r. na zebraniu organizacyjnym Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Kaszubski w Czarlinie. Gryf ten został powołany przez pięć Bohaterskich osób:
- por. Józefa Dambka – nauczyciela, wybitnego konspiratora
- Bronisława Brunkę ze Stężyckiej Huty, do wojny wójta w Stężycy
- Jana Gierszewskiego z Czarlina
- Józefa Gierszewskiego z Czarlina
- Klemensa Bronk, rolnika z Szymbarskiej Huty, który jako jedyny przeżył wojnę.
Te wiadomości, które tu opisuję, przekazał mi Klemens Bronk, z którym po wojnie utrzymywałem przyjacielskie kontakty. Po niego 24 maja w południe przybyła również trójka oprawców, żeby go aresztować, ale on celowo zmienił miejsce kwaterowania i uniknął śmierci.
Oprawcy ci, którzy zamordowali swoich najbliższych współpracowników, teraz czekali na zapowiedziany sowiecki desant Niemców pochodzących z Pomorza, którzy znali język polski i dostali się do niewoli sowieckiej na froncie wschodnim m.in. pod Leningradem i Stalingradem. Byli to ochotnicy, fanatyczni zwolennicy Hitlera. Zostali przeszkoleni teraz przez sowietów do walki z żołnierzami Gryfa. Ich zrzuty na spadochronach za linię frontu rozpoczęły się na przełomie sierpnia i września 1944 r., m.in. w rejonie borów Tucholskich.
Przedstawicielem tych oprawców był oficer sowiecki Jan Miętki, pochodził z Chojnic, był synem kolejarza, był ochotnikiem do Wehrmachtu w 1941 r. i fanatycznym zwolennikiem Hitlera, dostał się do niewoli sowieckiej pod Leningradem, został oficerem NKWD. Jego oddział, który desantował w rejonie borów Tucholskich nazywał się „Wołga”. Ten oddział niemiecki na usługach sowieckich, połączył się teraz z tą grupą Gestapo Jana Szalewskiego, Jana Kaszubowskiego, Aleksandra Arendta, Willi Stefaniaka i wspólnie dalej mordowali żołnierzy Gryfa Pomorskiego.
Jan Miętki został pułkownikiem, dowódcą Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW) w Gdańsku. Był przyjacielem A. Arendta, J. Szalewskiego, J. Kaszubowskiego. Stwierdzam, że był on również w Szymbarku, między innymi w czasie, kiedy fałszowano historię Gryfa głosząc, że zamordowani żołnierze TOW Gryf Pomorski w Szymbarku byli zakładnikami a nie założycielami TOW Gryf Pomorski (było to w latach siedemdziesiątych, kiedy to powstał pomnik hańby w Szymbarku, zobacz sfałszowane napisy nazwisk na tablicy – porównaj z napisami na cmentarzu na grobach pomordowanych Polskich Żołnierzy – Gryfa Pomorskiego).
W styczniu 1945 r. Niemcy zaczęli opuszczać Szymbark do marca 1945 r. prawie wszyscy uciekli do Niemiec. Ja po wojnie postanowiłem pozostać w Szymbarku, kupiłem od rodziny Młyńskich około pół hektara ziemi i postawiłem dom.
Jako naoczny świadek historii stwierdzam, że oprawcy z Gestapo, którzy zamordowali 10 bohaterów – żołnierzy Gryfa w Szymbarku oraz około 45 swoich współpracowników w Łubianie, nie uciekli do Niemiec, po wojnie znaleźli się od razu w UB. Dalej mordowali żołnierzy Gryfa, ale już pod szyldem Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.
Na przykład Jan Szalewski od 9 do 24 marca 1945 r. był w Sztabie NKWD, który się mieścił się w wiosce Borucino w domu Jana Szycy i wspólnie tropili i aresztowali żołnierzy Gryfa a cała rodzina musiała opuścić własny dom.
Znany mi z widzenia w Szymbarku jeden z morderców partyzantów Gryfa, Jan Kaszubowski, od 1947 r. był w Warszawie doradcą Bolesława Bieruta. Gdy na Kaszuby w marcu 1945 r. wkroczyły okupacyjne wojska i oddziały NKWD od razu zaczęto zatajać popełnione zbrodnie w Szymbarku i Łubianie. Zajęli się tym ci sami oprawcy, którzy Ich zamordowali w Szymbarku. Byli to głównie tacy gestapowcy, jak: Willi Stefaniak, Aleksander Arendt, Jan Szalewski oraz inni.
Ekshumację gryfowców pomordowanych w Szymbarku rozpoczęli na przełomie marca/kwietnia 1945 r. ci sami oprawcy, którzy Ich zamordowali. Celem ich było zatajanie tej zbrodni. Głównie kierował tym zatajaniem Willi Stefaniak, który na przełomie 1943/1944 r. mieszkał w Sikorzynie. Zajmował się on śledzeniem żołnierzy Gryfa na tym terenie. W szczególności por. J. Dambka, który tam został skrytobójczo zamordowany 4 marca 1944 r. przy udziale Piaseckich. Willi Stefaniak został wtedy sołtysem w Sikorzynie, ale nie z wyboru mieszkańców lecz mianowany przez UB (Jana Szalewskiego), w celu zatajania zbrodni w Sikorzynie, jak również m.in. w Szymbarku i Łubianie.
Żołnierze Gryfa byli mordowani strzałem w tył głowy, wrzucani do jednego dołu śmierci – nie byli w trumnach. Cała ta czynność ekshumacyjna była w tajemnicy, miejsce było otoczone przez oddziały UB, nie dopuszczono nawet w celu identyfikacji zwłok najbliższych, pożegnania się ze zmarłymi. Nie pozwolono rodzinom wkładać do trumien akcesoriów pogrzebowych. Nie wyrażono zgody fotografom wykonywać zdjęć, ponieważ byłyby one bardzo drastyczne – przy strzałach w tył głowy twarz jest bardzo zmasakrowana i trudna do identyfikacji.
Fałszerze ci, potem skupieni w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim, nie chcieli się przyznać, że żołnierze Gryfa byli pojedynczo i w odstępach wyprowadzani z Remizy Strażackiej i mordowani strzałem w tył głowy, jak w Katyniu. Od razu było wiadomym na czyje zlecenie byli mordowani bohaterscy żołnierze Gryfa ze Stronnictwa Narodowego. Z tego powodu nie dopuszczano rodzin do miejsca egzekucji. Kłamano natomiast, że wszystkich dziesięciu żołnierzy Gryfa, których nazywano zakładnikami, jednocześnie rozstrzelano z ustawionego w tym celu karabinu maszynowego z jednej serii.
Pozyskane w tajemnicy łuski i naboje z miejsca egzekucji przez Franciszka Płotkę, który został zatrudniony przez J. Szalewskiego, W. Stefaniaka, A. Arendta, do prac ekshumacyjnych świadczyły jednoznacznie, że były to naboje z ręcznych pistoletów. F. Płotka pokazywał te naboje m.in. Brunonowi Młyńskiemu, Agnieszce Młyńskiej i mnie.
Pragnę również zaznaczyć, że w ramach zatajania tej zbrodni w Szymbarku Remizę Strażacką, gdzie koncentrowano żołnierzy Gryfa z odległego terenu przed zamordowaniem z 24/25 maja 1944 r., po wojnie zburzono. Pomimo, że była ona w dobrym stanie technicznym. Dzisiaj mało kto wie, gdzie była ta remiza zlokalizowana. Było to również formą zatajania zbrodni.
Po wojnie, kiedy oprawcy ci po ekshumacji przenieśli Ich ciała na cmentarz katolicki w Szymbarku rodziny pomordowanych domagały się, aby na wspólnym grobie umieścić teraz napis, że byli to żołnierze Wojska Polskiego – Gryfa Pomorskiego. Jednak ci gestapowcy, którzy po wojnie stali się ubowcami, jak W. Stefaniak, J. Szalewski, A. Arendt, J. Kaszubowski oraz inni byli bardzo silni, mieli bowiem poparcie samego Bolesława Bieruta i nie zgodzili się na to, ponieważ to oni kierowali tą ekshumacją, która miała właśnie na celu zatajać ich zbrodniczą działalność.
26 maja 1947 r. do Kościerzyny przyjechali m.in. agenci Gestapo i NKWD Bolesław Bierut i Michał Żymierski i razem na Rynku przemianowanym na Plac 1 Maja odznaczali medalami za te zbrodnie, które tu opisuję gestapowców: A. Arendta i J. Szalewskiego. Jakiej rangi byli to zbrodniarze, skoro ich w ten sposób publicznie uwiarygodniali agenci NKWD rodem z Moskwy. Dekorowano ich odznaczeniami, że byli w Gryfie Pomorskim, w AK i więźniami Stutthofu.
W tym czasie w 1947 r. starostą kościerskim był gestapowiec i ubowiec Aleksander Arendt. Wtedy 26 maja 1947 r. na wniosek m.in. A. Arendta, J. Szalewskiego i E. Zawackiej honorowymi obywatelami Kościerzyny zostali: Bolesław Bierut i Michał Żymierski. Natomiast z Honorowego Obywatela Miasta Kościerzyny odwołano wtedy Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Jest to hańba nie tylko dla Kościerzyny ale i dla całych Kaszub i taki stan rzeczy istnieje do chwili obecnej, że agenci Gestapo i NKWD B. Bierut i M. Żymierski są honorowymi obywatelami Kościerzyny a Bohater Narodowy, wskrzesiciel Państwa Polskiego, Marszałek Józef Piłsudski od 26 maja 1947 nie jest już honorowym Obywatelem Miasta Kościerzyny.
Przed i po wprowadzeniu Stanu Wojennego w Polsce przyjeżdżali do Szymbarku różni prelegenci ze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, którzy bardzo popierali wprowadzenie Stanu Wojennego i delegalizację „Solidarności”. Głosili m.in, że Marszałek Józef Piłsudski nie był nigdy Honorowym Obywatelem Miasta Kościerzyny. Byli to m.in. A. Arendt (który był w składzie Prezydium Rady Wojewódzkiej PRON w Gdańsku) oraz Jerzy Knyba z Kościerzyny.
Tak samo Tadeusz Bolduan w swojej książce pt. Kalendarz Gdański 1985 r. (nakład 4 tys egzemplarzy, wyd. Towarzystwo Przyjaciół Gdańska 1984) podaje, że „Prezydent Bolesław Bierut i marszałek Polski Michał Rola-Żymierski otrzymali honorowe obywatelstwo miasta Kościerzyny” (…) „Uroczystość ta odbyła się 26 maja 1947 r. i była wielkim przeżyciem dla mieszkańców”, zobacz str. 15, zał. 1, 2, 3.
Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie powołane zostało w 1956 r. na polecenie UB przez gestapowca Aleksandra Arendta, Henryka Łukowicza, który w 1941 r. zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu, walczył do 1945 r. był fanatycznym zwolennikiem Hitlera oraz Lecha Bądkowskiego TW-UB. To Zrzeszenie, aby bronić tych oprawców z Szymbarka i Łubiany, m.in. A. Arendta, J. Szalewskiego w latach siedemdziesiątych postawiło pomnik w Szymbarku. Na tablicy tam umieszczonej nie podali, że tych dziesięciu zamordowanych w Szymbarku 24/25 maja 1944 r. było żołnierzami Gryfa lecz fałszywie podano, że byli to „zakładnicy”. Na tablicy na pomniku w sposób celowy sfałszowano pisownię dwóch nazwisk. Na przykład nazwisko założyciela Gryfa prawidłowo brzmi Jan Gierszewski – na tablicy fałszywie podano Jan Gerszewski. Chodziło o to, aby czytający nie kojarzył tego nazwiska z Kaszubskim Bohaterem, założycielem Gryfa, zamordowanym skrytobójczo w Szymbarku, Janem Gierszewskim. Gestapowcy po wojnie celowo rozpowszechniali wiele nieprawdziwych faktów, m.in., że aresztowanych było więcej, ale w ich obronie wystąpił niemiecki pastor i część aresztowanych zwolniono.
Mejer Bernard
(Podpis czytelny)
patrz judeosatanista Bolesław Bierut -jako pułkownik NKWD w 1935 roku spotykał się w Gdańsku - Oliwie z przyszłym gauleiterem Forsterem ...aż do śmierci, “spokojnie“ rządził Perewiślanym Krajem o nazwie Polska Rzeczpospolita Ludowa. Był na Pomorzu 26 maja 1947 roku, w Zielone Świątki, wKościerzynie.
Aug 2, 2015 - Natomiast inny przywódca polskojęzycznej grupy Gestapo, Aleksander Arendt, został starostą Kościerzyny w 1947 r. - w tym to roku nadano B. .... Agenturalną przeszłość miał takżeBolesław Bierut, od 1924 r. pułkownik NKWD, który w 1947 r. mianował Kaszubowskiego swoim osobistym doradcą. Wszyscy ...
"Polskojęzyczne Gestapo"
Prowadząc kwerendę w przedmiocie zbrodni popełnionych od września 1939 roku na polskich kresach przez komunizujące bandy żydowskie, białoruskie, litewskie i ukraińskie trafiłem na bardzo ciekawy materiał dotyczący kolaboracji i zdrady w szeregach Gryfa Kaszubskiego- Gryfa Pomorskiego oraz o działalności "polskojęzycznego Gestapo" na Pomorzu.
Odnośnie zdrajców i kolaborantów z polskich kresów też dotarłem do porażających dokumentów dotyczących zbrodniarzy wojennych i ludobójców, którzy po wojnie uciekli na tzw. "ziemie odzyskane" gdzie ustanawiali okupacyjną władzę ludową wstępując do UB i milicji lub będąc ich lojalnymi tajnymi współpracownikami.
Ba, trafiłem na takich łajdaków, którzy zostali członkami ZBoWiDu i przynależeli do kierowniczych elit w 3Mieście i na Pomorzu. Ale o tym już wkrótce.
Ad rem.
Materiał jest szczególnie ważny i bardzo bliski m.in. dlatego, że mój były szef, kierownik działu z Gdańskiej Stoczni Remontowej im. Józefa Piłsudskiego opowiadał mi o odznaczanych przez komunistów wysokimi odznaczeniami państwowymi byłych żołnierzy niemieckich, a w tym marynarzy i lotników,Gestapo i SS oraz kolaborantów i zdrajców w czasie walk obronnych Helu, które miały miejsce na gdańskim Pomorzu.
Kilku z nich wymieniał z imienia i nazwiska i pełnionych funkcji.
Informacje, na które się natknąłem zawierają również bardzo ciekawe informacje, szczególnie dla tych, którzy potrafią w locie kojarzyć wciąż obecne w przestrzeni publicznej nazwiska, ba ludzi pełniących najwyższe funkcje państwowe, a wywodzącymi się z haniebnej przeszłości ich przodków na Pomorzu gdańskim.
Po przejściach w wermachcie, SS, Gestapo i katów w obozach zagłady przyszedł czas po wojnie, a nawet w czasie jej jeszcze trwania na służbę w NKWD, UB, a następnie w SB, MO.
Kontynuacja trwa po dziś dzień, bo obecnie rzekomo polska policja opanowana jest od samej góry przez potomków tamtych pomorskich zdrajców, kolaborantów, niemieckich i sowieckich zbrodniarzy.
Pamiętajmy, że prawie 1800 osób z obsługi KL Stutthof nigdy nie zostało ukaranych w czasach Polski Ludowej jak i jej kontynuacji pod zmienianą nazwą III RP.
Ukarano lub stracono łącznie coś około 1-2% z nich.
Zacytuję kilka tekstów i komentarzu w przedmiocie "polskojęzycznego Gestapo" na Pomorzu oraz protokołów sądowych w tej kwestii.
"Polskojęzyczne Gestapo"
Kaszuby doczekały się w końcu swojego człowieka na czele polskiego rządu. Ta niewielka stosunkowo grupa etniczna (naród? wspólnota? plemię?) doświadczyła w ostatnim stuleciu wielu krzywd i upokorzeń. Zadziwiające, jak w pewnym okresie wokół nich splotły się wspólne interesy zbrodniarzy z Moskwy i Berlina.
Wszystko zaczęło się niemal nazajutrz po werdykcie wersalskim. Członkowie szacownych, kongresowych komisji, którzy z mozołem wykreślali nowe granice w Europie, zapewne nie bardzo wiedzieli, kto to są ci Kaszubi i gdzie żyją. Faktem jest, że Pomorze Gdańskie, nadwiślańskie, przyznali odrodzonej Polsce. Po 150 latach - Prusacy zagarnęli Pomorze już w pierwszym rozbiorze - większość Kaszubów stała się obywatelami polskimi.
Niemcy w żaden sposób nie mogli się z takim stanem rzeczy pogodzić. Utrata Prus Zachodnich oznaczała fizyczne odcięcie enklawy wschodniopruskiej od głównego organizmu Rzeszy. Oprócz względów gospodarczych i politycznych, największą rolę odegrały sentymenty. Pamiętajmy, że dla przeciętnego Niemca Danzig (Gdańsk) czy Bromberg (Bydgoszcz) znaczy tyle, co dla Polaka Wilno czy Nieśwież - kresowe, wysunięte placówki niemczyzny, gdzie miecz i pług germańskiego osadnika z mozołem niósł zachodnią cywilizację.
Forster wchodzi do gry...
W roku 1930, a więc na trzy lata przed dojściem Hitlera do władzy w Niemczech, szefem NSDAP w Gdańsku został Albert Forster. Ten młody ideowiec miał wówczas zaledwie 28 lat i od razu raźno zabrał się do roboty. Cele organizacji były jasne: przywrócić Prusy Zachodnie Niemcom. Od 1933 roku wszystko nabiera rozpędu. Od mniej więcej 1935 roku Forster na terenie polskiego Pomorza zaczyna tworzyć siatkę agentów. Stawia im bardzo wysokie wymagania: oprócz fanatycznych hitlerowskich przekonań, warunkiem jest biegła znajomość języka polskiego i mowy kaszubskiej. Dlatego polski kontrwywiad nazwie tę rozbudowaną sieć agentów i konfidentów Gestapo "polskojęzyczną grupą Gestapo". Polskojęzyczna grupa Gestapo była finansowana przez Deutsche Stiftung, podobnie jak mniejszość niemiecka na terenie Pomorza.
...a zaraz potem Jagoda
Zadziwiające jest, jak szybko operacyjne kontakty z tworzącym się dopiero gdańskim oddziałem Gestapo, nawiązało okrzepłe już w bojach sowieckie NKWD. Do pierwszych kontaktów na szczeblu lokalnym doszło już w 1935 roku. W grudniu tegoż roku w Oliwie doszło do spotkania Forstera z Karolem Radkiem. Ten prominentny działacz bolszewicki, nota bene polski Żyd spod Tarnowa, był szefem sowieckiej delegacji, w skład której wchodził również niejaki Bolesław Biernacki. Ten ostatni już wtedy posługiwał się zmyślonym nazwiskiem Bolesław Bierut. Pogłoski, jakoby był agentem sowieckiego wywiadu, okazały się nieprawdziwe. Bierut był etatowym oficerem NKWD i służył w randze pułkownika. Co było celem tych kontaktów? Tego łatwo się domyślić - rozpracowanie środowiska polskich Kaszubów na wypadek planowanej aneksji Pomorza.
Ramię w ramię
Sowieci i Niemcy realizowali te wytyczne wspólnie, praktycznie bez przerwy, aż do 1945 roku (a de facto nawet o wiele później). Nie jest prawdą, że funkcjonariusze polskojęzycznej grupy Gestapo nawiązali kontakty z Sowietami ze strachu, pod wpływem klęsk Wehrmachtu. Nawet w latach 1941-1943, czyli w okresie największej wrogości rosyjsko-niemieckiej, towarzyszącej sukcesom militarnym Niemców, współpraca, choć na nieco niższym szczeblu, miała miejsce. Ofiarami tej gry stali się polscy patrioci - przede wszystkim członkowie Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski". Gryfowcy, choć uznawali autorytet Rządu Polskiego w Londynie i Naczelnego Wodza, nie wstąpili do AK i zachowywali polityczną i wojskową autonomię. Wynikało to z faktu, że zapleczem politycznym "Gryfa" było potężne na Pomorzu Stronnictwo Narodowe, niechętne raczej lewicowemu skrzydłu AK. Z tego też powodu "Gryf" stał się celem numer jeden dla "oswobodzicieli".
"Wyzwolenie"
Poczynając od połowy 1944 r. Rosjanie dokonują zrzutów zwiadowczych grup desantowych na teren Borów Tucholskich. Okazuje się jednak, że zwiadowcy nie mają na celu walki z Niemcami. Zadaniem ich jest tylko inwigilacja "Gryfa". Interesują się strukturami organizacyjnymi, zbierają dane o ich przełożonych i przywódcach, sondują ich zapatrywania polityczne. Sowieci wiedzą, że na Pomorzu działa liczna, patriotyczna konspiracja niepodległościowa, skupiona wokół "Gryfa Pomorskiego" - organizacja katolicka i mocno narodowa. Wiedzą, że popierana jest ona przez miejscową ludność, a na jej czele stoi "walczący ksiądz". Sowieci słusznie sądzili, że "Gryf Pomorski" będzie przeszkodą we wprowadzeniu komunizmu w Polsce i należy go zlikwidować. Scenariusz sowieckich działań jest znany: likwidacja przywódców "Gryfa" i skompromitowanie ich w oczach społeczeństwa. Część aresztuje się, innych wywiezie w głąb Rosji, resztę zastraszy, pozostałych zmusi do współpracy na podanych warunkach. Aby nie dopuścić, by gryfowcy stali się bohaterami w walce z okupantem, trzeba było im postawić fałszywy zarzut współpracy z Niemcami. Na początku maja 1944 r., pomimo zachowania wszelkich zasad konspiracyjnych, został aresztowany Józef Bigus, żołnierz bardzo zasłużony dla "Gryfa". Przewieziono go do obozu koncentracyjnego "Stutthof", skąd nigdy nie wrócił. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na Pomorze, UB wspólnie z NKWD dokonywało aresztowań gryfowców, w tym wielu z kierownictwa. Część została zamordowana, a setki innych wywieziono na Sybir, skąd już nigdy nie wrócili. Nie było nawet pozorów sądów, ani procesów pokazowych, tak jak to miało nieraz miejsce w przypadku AK. Gryfowców wyprowadzano z domów i mordowano w lasach lub skrytobójczo na przesłuchaniach w siedzibach UB. Rodziny nigdy ciał nie odnalazły. Tak zginął dokumentalista i kronikarz "Gryfa" Jan Gończ z Kościerzyny, jak również komendant naczelny pionu wojskowego (od marca 1943 r. do końca wojny) por. inż. Grzegorz Wojewski. W taki sam sposób zginęło wielu innych.
Z Gestapo do UB
Albert Forster jeszcze w 1945 roku został schwytany przez Aliantów na terenie Danii. Zgodnie z założeniami prawa międzynarodowego, przekazano go Polsce. Prawdopodobnie to uratowało mu życie. Forster trafił przecież w ręce dawnych kolegów! Prezydentem nowej Polski został Bolesław Bierut. Jak bardzo zdziwić się musiał gauleiter Prus Zachodnich. Wyrok śmierci wydał na niego sąd PRL w 1950 roku, ale prawdopodobnie żył jeszcze długie lata w polskim więzieniu, gdyż do dziś w archiwach nie odnaleziono dowodów na wykonanie wyroku - choćby aktu zgonu. Losy podwładnych Forstera były mniej nieszczęśliwe. Sowieci byłych gestapowców płynnie przekwalifikowali na aparatczyków NKWD i tworzącego sie w Polsce UB. Nikt przecież, tak jak oni, nie znał środowisk niepodległościowych na Pomorzu. Przykładem są choćby powojenne losy przywódcy polskojęzycznej grupy Gestapo, Aleksandra Arendta. W 1939 roku został szefem NSDAP na powiat kościerski, zaś już w 1947 r. komuniści mianują go starostą Kościerzyny, potem jest jeszcze komendantem MO w Kartuzach. Po wizycie w Kościerzynie Bierut zabiera do Warszawy innego członka polskojęzycznej grupy Gestapo, Heinricha Kassnera vel Jana Kaszubowskiego. To już wręcz sensacyjny przykład kariery byłego gestapowca w komunistycznej Polsce. Kassner w czasie wojny był inspektorem Gestapo w Gdańsku, prywatnie szwagrem wspomnianego Aleksandra Arendta. W 1948 roku, w Warszawie, UB zmienia mu tożsamość i staje się on Hansem Kassnerem. Zostaje doradcą samego Bieruta i pracuje w UB. Zmiana tożsamości Heinricha Kassnera na Hansa Kassnera była konieczna, ponieważ na Zachodzie Heinrich Kassner był poszukiwany jako bardzo groźny zbrodniarz wojenny. Komuniści nie mogli wydać Zachodowi poszukiwanego zbrodniarza, jednocześnie przyjaciela Bieruta, najbliższego współpracownika, tak zasłużonego dla sowieckiego okupanta. Według nowej, upozorowanej wersji życiorysu, Heinrich Kassner był bardzo zasłużonym komunistą, przeciwnikiem Hitlera i zaraz na początku wojny został aresztowany przez hitlerowców i zginął w niemieckim obozie Sachsenhausen-Oranienburg. Potwierdzenie jego śmierci na piśmie otrzymała jego żona. Heinrich Kassner był tak bardzo zasłużony dla Polski Ludowej, że jego żona, która mieszkała w Polsce - teraz oficjalnie wdowa Weronika Kassner - otrzymała po nim rentę rodzinną na siebie i dzieci, którą pobierała już od lat czterdziestych (ponieważ według fałszywych informacji w życiorysie, Heinrich Kassner już nie żył). W 1954 r., po zmianie przez Heinricha Kassnera tożsamości, odbył się całkowicie upozorowany przez UB w Gdańsku proces. Skazano go na dożywocie. W 1957 r. złagodzono mu karę do 12 lat więzienia. W 1958 r. został zwolniony z "więzienia". W latach 1958-1968 współpracował z byłymi ubowcami, którzy teraz znaleźli się w SB. W 1968 r. Heinrich Kassner nagle "ożył" - wrócił do swego dawnego nazwiska. Od polskich władz otrzymał zasłużoną, bardzo wysoką emeryturę i wyjechał na stałe do Niemiec razem z żoną.
PS. Złożony w 2000 r. wniosek o ściganie przywódców polskojęzycznej grupy Gestapo: Aleksandra Arendta i Heinricha Kassnera vel Hansa Kassnera vel Jana Kaszubowskiego, został przez Instytut Pamięci Narodowej odrzucony. Decyzja IPN spotyka się z licznymi protestami i oburzeniem środowisk kombatanckich na całym Pomorzu.
Autor: Marek Skalski
*******
Korzenie i dalsze losy polskojęzycznej grupy szpiegów Gestapo-NKWD w Gdańsku
Polacy, Kaszubi, Niemcy i komuniści
Albert Forster był jednym z najważniejszych funkcjonariuszy hitlerowskich i zaufaną osobą Hitlera. Mając 28 lat, w 1930 r., zostaje szefem NSDAP w Gdańsku (NSDAP uznana została w Procesie Norymberskim winna zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości). W latach 1939-1945 był A. Forster namiestnikiem – Gaulaiterem - tzw. Prowincji Gdańsk-Prusy Zachodnie. Był on największym zbrodniarzem na Kaszubach i Pomorzu. Już we wrześniu zorganizował KL Stutthof i Piaśnicę. Działania te były zgodne z dyrektywami Paktu Ribbentrop-Mołotow. Za zasługi dla Rosji, po fikcyjnym procesie w Polsce, został uwolniony. Jak do tego doszło?
Odzyskanie po I wojnie światowej przez Polskę Pomorza spowodowało odcięcie od Niemców enklawy pruskiej, która po I wojnie światowej nie została jeszcze zlikwidowana. To właśnie tu, w Gdańsku, pojawiają się pierwsze próby rewizji Traktatu Wersalskiego. Sprawa ta nabiera rozmachu, kiedy Hitler dochodzi do władzy w 1933 r. Funkcje przygotowania odpowiednich kadr do szpiegowskiej działalności na Pomorzu powierza Hitler osobiście zaufanemu Forsterowi.
Szpiedzy Hitlera
A. Forster tworzy grupę szpiegów niemieckich wywodzących się z Pomorza. Stawia im bardzo wysokie wymagania, oprócz fanatycznych hitlerowskich przekonań, warunkiem jest biegła znajomość języka polskiego i mowy kaszubskiej. Dlatego pułkownik Ludwik Muzyczka, twórca "Sieci dywersji pozafrontowej" oraz "Strzelca" na Pomorzu i w Wolnym Mieście Gdańsk w połowie lat trzydziestych, nazywa te rozbudowaną sieć agentów i konfidentów Gestapo - tzw. polskojęzyczna grupa Gestapo. Polskojęzyczna grupa Gestapo była finansowana przez Deutsche Stiftung, podobnie jak mniejszości niemieckie na terenie Pomorza.
W 1935 r. w Wolnym Mieście Gdańsk, w Oliwie, doszło do zacieśnienia współpracy wywiadów Hitlera i Stalina, to jest polskojęzycznej grupy Gestapo i NKWD, której celem była likwidacja państwa polskiego. Należy tu podkreślić, że cały szereg osób, które zajmują się historia Pomorza, szczególnie w latach 1919-1945 podaje, że dopiero po Stalingradzie, to jest około 1943 r. część gestapowców, widząc klęskę Hitlera, przeszła na współpracę z NKWD. Legendarna łączniczka "Gryfa", Agnieszka Pryczkowska i profesor Alfons Pryczkowski, w swej książce pt. "Tajna Organizacja Wojskowa Gryf Kaszubski-Pomorski, Geneza, Obsada personalna w kierownictwie, Prześladowania powojenne" wyjaśniają te okoliczności. Jako świadkowie historii stwierdzają również, że polskojęzyczna grupa Gestapo współpracowała z NKWD od co najmniej 1935 r. poprzez wspólny napad na Polskę w 1939 r., do 22 czerwca 1941, do uderzenia Niemiec na Rosję.
Radek, Bierut i inni szpiedzy Moskwy
Po 1941 r. ta współpraca między wywiadami Gestapo i NKWD była kontynuowana na niższych lokalnych szczeblach.
Po wojnie część Gestapo przeszło do NKWD i UB, dalej ścigało i likwidowało Stronnictwo Narodowe, narodowo-katolicki "Gryf" oraz AK (zobacz: Myśl Polska - Ziemie Zachodnie, 13 styczeń 2005, artykuł red. Waldemara Reksc pt.: "Dokąd zmierza Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie): Początkiem Paktu Ribbentrop-Mołotow były rozmowy prowadzone na przełomie 1935/36 roku w Gdańsku-Oliwie przez Karola Radka z NKWD (był to polski Żyd z Tarnowa, gdzie ukończył gimnazjum z nazwiskiem Sobelson, bliski współpracownik W. Lenina, należał do Rady Komisarzy Ludowych), konsultant ds. międzynarodowych partii bolszewickiej - z pułkownikiem SS Walterem Nicolaiem, doradcą zastępcy Hitlera, Rudolfa Hessa. "Można powiedzieć z całą odpowiedzialnością, ze Katyń narodził się w Gdańsku, jako pokłosie tego zbrodniczego Paktu Ribbentrop-Mołotow" - stwierdził profesor Stanisław Świaniewicz, świadek historii, który przeżył zbrodnię katyńską (zob. dwutygodnik katolicki "W RODZINIE" nr 1/215, 11 stycznia 2004 r.; Chojnice).
Należy podkreślić, że w przygotowaniu tego spotkania w Gdańsku-Oliwie brał udział pułkownik NKWD B. Bierut, który mieszkał wtedy w majątku Wernera Modrowa z NSDAP (w miejscowości Modrowo-Nygucie). B. Bierut współpracował również z Ernestem Gunterem Modrow (kuzynem Wernera Modrow), szefem NSDAP na powiat kościerski, który mieszkał w Bączku.
Po wojnie w 1952 r., z okazji 60-tej rocznicy urodzin B. Bieruta, w ramach zacierania zbrodni polskojęzycznej grupy Gestapo, majątek W. Modrow został nazwany imieniem Bieruta - Bolesławowo. Pomimo licznych protestów kombatantów nazwa Bolesławowo istnieje do dziś (w Polsce istnieje ustawowy zakaz gloryfikowania nazizmu i komunizmu - w przypadku używania nazwy Bolesławowo mamy do czynienia jednocześnie z gloryfikowaniem nazizmu i komunizmu razem; to samo przestępstwo zachodzi w przypadku honorowego obywatelstwa B. Bieruta miasta Kościerzyna).
Spotkanie tej rangi na przełomie 1935/1936 r. w Gdańsku Oliwie organizował sam Forster, szef NSDAP w Gdańsku. Ta współpraca w okresie wielkiej przyjaźni między Hitlerem a Stalinem, uwieńczona Paktem Ribbentrop-Mołotow i wspólną agresją na Polskę w 1939 roku miała wpływ na losy A. Forstera, który po 1945 r. został schwytany (w Danii) przez aliantów zachodnich i wydany Polsce, na terenie której popełnił zbrodnie. Jak wiadomo, Polska była tylko narzędziem w rękach rosyjskich. Ta okoliczność sprawiła, że A. Forster w Polsce dostał się w ręce dawnych swoich współpracowników z NKWD (między innymi B. Bieruta). A. Forster znał okoliczności powstania Paktu Ribbentrop-Mołotow, wiedział, kto był personalnie organizatorem tego zbrodniczego paktu, wiedział, kto zamordował polskich oficerów w Katyniu, dlatego nie mógł mu tu w Polsce spaść "włos z głowy" (wyrok śmierci wydany na A. Forstera w 1950 r. z dużym prawdopodobieństwem nie został wykonany - brak aktu zgonu).
We wrześniu 1939 r., jeszcze przed wkroczeniem wojsk niemieckich do Kościerzyny, członek polskojęzycznej grupy Gestapo, Ernest Gunter Modrow, współpracownik Bieruta, stanął na czele hitlerowskiej administracji państwowej i partii NSDAP na powiat kościerski. Witał kwiatami wkraczające do Kościerzyny wojska niemieckie.
Heinrich vel Hans wciąż pod ochroną?
Natomiast inny przywódca polskojęzycznej grupy Gestapo, Aleksander Arendt, został starostą Kościerzyny w 1947 r. - w tym to roku nadano B. Bierutowi honorowe obywatelstwo Kościerzyny. W czasie tego pobytu w Kościerzynie B. Bierut uwiarygodniał polskojęzyczną grupę Gestapo, przemianowaną teraz na UB, poprzez odznaczenie licznymi medalami między innymi Jana Szalewskiego. Po wyjeździe z Kościerzyny w 1947 r. B. Bierut zabiera do Warszawy innego członka polskojęzycznej grupy Gestapo, Heinricha Kassnera, vel Jana Kaszubowskiego, w czasie wojny Inspektora Gestapo Gdańskiego, szwagra Aleksandra Arendta. W Warszawie członkowie UB zmieniają mu tożsamość i zostaje on Hansem Kassner. Został tam uhonorowany i ubogacony za wymordowanie na całym Pomorzu wspólnie z całą polskojęzyczną grupą Gestapo setek Polaków, głównie ze Stronnictwa Narodowego, "Gryfa", Polskiego Związku Zachodniego i AK. Zostaje doradcą B. Bieruta i pracuje w UB. Zmiana tożsamości Heinricha Kassnera na Hansa Kassnera była konieczna, ponieważ na Zachodzie Heinrich Kassner był poszukiwany jako bardzo groźny zbrodniarz wojenny. B. Bierut nie mógł wydać na Zachód poszukiwanego zbrodniarza, swego przyjaciela, najbliższego współpracownika, tak zasłużonego dla sowieckiego okupanta w zniewalaniu Narodu Polskiego. Według nowej upozorowanej wersji życiorysu, Heinrich Kassner był bardzo zasłużonym komunistą, przeciwnikiem Hitlera i zaraz na początku wojny został aresztowany przez hitlerowców i zginął w niemieckim obozie Sachsenhausen-Oranienburg. Potwierdzenie jego śmierci na piśmie otrzymała jego żona. Heinrich Kassner był tak bardzo zasłużony dla Polski Ludowej, że jego żona, która mieszkała w Polsce - teraz wdowa Weronika Kassner, otrzymała po nim rentę rodzinną na siebie i dzieci, poczynając od lat czterdziestych (ponieważ według fałszywych informacji w życiorysie, Heinrich Kassner już nie żył). W 1954 r., po zmianie przez H. Kassner tożsamości odbył się całkowicie upozorowany przez UB w Gdańsku proces - skazano go na dożywocie. W 1957 r. złagodzono mu karę do 12 lat wiezienia. W 1958 r. został zwolniony z "więzienia". W latach 1958-1968 współpracował z byłymi ubowcami, którzy teraz znaleźli się w SB. W 1968 r. Heinrich Kassner nagle "ożył", wrócił do swego dawnego nazwiska. Od polskich władz otrzymał zasłużoną, bardzo wysoką emeryturę i wyjechał na stałe do Niemiec, razem z żoną.Złożony w 2000 r. wniosek o ściganie przywódców polskojęzycznej grupy Gestapo: Aleksandra Arendta i Heinricha Kassnera, vel Hansa Kassnera, Jana Kaszubowskiego, został przez Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu - odrzucony. Postanowienie to miało na celu obronę polskojęzycznej grupy Gestapo-NKWD. Decyzja IPN spotyka się z licznymi protestami i oburzeniem środowisk kombatanckich na całym Pomorzu.
Autor: R. SKOROWSKI
Współpraca: K. Wesołek
***********
V-kolumna tzw. polskojęzycznej grupa Gestapo
przed Sądem Organizacyjnym Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski"
1 września minęła 70 rocznica wybuchu II wojny światowej i powołania Tajnej Organizacji Wojskowej “Gryf Kaszubski” (przemianowanej 6.07.1941 na “Gryf Pomorski”), powstałej na zalążku przedwojennej konspiracyjnej sieci Dywersji Pozafrontowej.
TOW “Gryf Kaszubski” został powołany w Czarlinie na Pomorzu w gospodarstwie Gierszewskich na zebraniu organizacyjnym, w którym brało udział pięć osób:
- por. Józef Dambek – wybitny polski konspirator, nauczyciel
- Józef Gierszewski – rolnik z Czarlina
- Jan Gierszewski (syn Józefa) – rolnik z Czarlina
- Klemens Bronk - rolnik z Czarlina
- Bronisław Brunka – do wybuchu wojny wójt gm. Stężyca
Deklaracja ideowa Gryfa głosiła, że ''Głównym celem Tajnej Organizacji Wojskowej “Gryf Pomorski” jest wyzwolenie Ojczyzny i Kościoła Katolickiego z niemieckiego brunatnego faszyzmu i sowieckiej czerwonej zarazy.''
Gryf był integralną częścią systemu obronnego Polski przedwrześniowej; posiadał wiele pionów. Ważnym pionem w jego strukturze był Sąd Organizacyjny TOW “Gryf Pomorski”, który wydawał wyroki w imieniu Państwa Polskiego. Przewodniczącym Sądu Organizacyjnego był sędzia - porucznik TOW "Gryf Pomorski" o pseudonimie “Biały”. W Gryfie, podobnie jak i w innych organizacjach niepodległościowych, w czasie wojny i po roku 1945 wyroki śmierci wydawano tylko za za zdradę stanu - współpracę z okupantami Polski: Niemcami i Sowietami.
Gryf był częścią ruchu narodowego na Pomorzu Gdańskim, a w jego programie było przywrócenie Polsce całego Pomorza łącznie z Rugią i Meklemburgią i – repolonizacja tych terenów.
Według naocznych świadków – braci Henryka i Zygmunta Bińczyków sędzia “Biały” był zaprzysiężony w Gryfie na początku 1942 r. przez twórcę i dowódcę Gryfa por. Józefa Dambka w Sztabie Dowódcy, mieszczącym się wówczas w leśniczówce “Młynek” koło Brus, należącej do Bińczyków.
Badania prowadzone przez Zespół ds. Upamiętniania Etosu TOW “Gryf Pomorski” pozwoliły na ustalenie szczegółów biografii "Białego", m.in. jego funkcji w Gryfie, a przede wszystkim prawdziwego nazwiska: Władysław Ostrowski.
Sędzia Władysław Ostrowski syn Jana i Leokadii urodził się 13 września 1916 r. we wsi Raduń w pow. Kościerskim na Pomorzu. Pochodził z patriotycznej rodziny – ojciec Jan Ostrowski (tak jak i Jan Gończ) był żołnierzem gen. Józefa Hallera i z błękitną armią na przełomie 1919 i 1920 r. wyzwalał Pomorze. Następnie w 1920 r. był ochotnikiem z Kościerzyny w wojnie polsko-bolszewickiej. Z Janem Gończem brał udział w decydującej bitwie na przedpolach Warszawy pod Radzyminem i Ossowem w czasie "Cudu nad Wisłą" 15 sierpnia. Ranny w bitwie stał się inwalidą wojennym, co jest wymiernym świadectwem polskiego patriotyzmu Kaszubów..
W. Ostrowski w 1936 r. ukończył Państwowe Gimnazjum typu klasycznego w Kościerzynie. W latach 1936-1939 studiował na Uniwersytecie Poznańskim na Wydziale Prawa. Studiów nie mógł ukończyć z powodu wybuchu wojny, miał już jednak przygo- towaną pracę magisterką z zakresu prawa kościelnego, którą obronił zaraz po wojnie.
W czasie okupacji przez trzy lata ukrywał się pod ziemią (zał. 1.) Wprowadzającym go do Gryfa był Jan Gończ, który przed wojną prowadził w Kościerzynie kancelarię prawniczą. Władysław Ostrowski posiadający przygotowanie prawnicze został, na wniosek J. Gończa powołany przez Radę Naczelną TOW “Gryf Pomorski” na przewodniczącego Sądu Organizacyjnego Gryfa. Przewodniczył rozprawom przeciwko zdrajcom Polski, którzy współpracowali na Pomorzu z Gestapo i NKWD.
W tym okresie wywiad Gryfa podejrzewał, Józefa Gierszewskiego ps. “Ryś”(nie mylić z bohaterem Józefem Gierszewskim z Czarlina jednym z założycieli "Gryfa Kaszubskiego") i jego kochankę Halinę Kurowską o współpracę z Gestapo, w związku z czym poddano ich ścisłej obserwacji.
15 lutego 1943 r. Kurowska udająca się do Gdyni pociągiem relacji Kościerzyna-Gdynia śledzona była przez trzech wywiadowców Gryfa. W gdyńskiej restauracji dworcowej spotkała się z oficerem Gestapo Kurtem Hagemannem katem Kaszubów i przekazała mu kopertę, którą tamten schował do kieszeni marynarki. Wywiadowcy teraz przejęli Hagemanna, który udał się do kasy biletowej i kupił bilet do Wejherowa. To samo uczynili obserwatorzy, wsiadając następnie za nim do pociągu i tego samego przedziału. Za Redą na wysokości Pieleszewa, gdzie po lewej stronie ciągną się lasy, przystąpili do akcji. Józef Drewa zażądał kategorycznie od Hagemanna koperty otrzymanej od Kurowskiej. Gestapowiec sięgnął do kieszeni, lecz zamiast koperty wyciągnął pistolet. Natychmiast więc został zlikwidowany. Zabrano mu pistolet i kopertę, którą wręczyła mu Kurowska. Wywiadowcy zerwali plombę hamulcową, i kiedy pociąg zwolnił bieg, wyskoczyli, znikając w pobliskim lesie.
W kopercie znajdowały się dokumenty pisane własnoręcznie przez Józefa Gierszewskiego "Rysia" przeznaczone dla Gestapo. Ryś z Kurowską donosili w nich, gdzie kwaterują żołnierze TOW "Gryf Pomorski", wskazywali miejsca lokalizacji bunkrów, przekazywali spisy nazwisk z adresami, a także dokumentację fotograficzną mającą ułatwić rozpoznanie i pojmanie żołnierzy Gryfa. Były tam m.in. zdjęcia rodziny Bińczyków, które Gierszewski wraz z Kurowską wykradali z rodzinnych albumów Bińczyków w czasie pobytu w leśniczówce "Młynek" koło Brus u komendanta powiatu Chojnice por. Jana Bińczyka. W wyniku ich zdrady zginęło wielu leśników, w tym Jan Bińczyk, co zostało opisane przez świadków historii - Zygmunta i Henryka Bińczyków w opracowaniu pt. Józef Gierszewski ps. "Ryś" i Halina Kurowska członkowie polskojęzycznej grupy Gestapo. Wydane przez Stowarzyszenie Ofiar Wojny Oddział Pomorski oraz Stowarzyszenie Dzieci Wojny w Polsce Oddział Pomorski, Gdynia-Gdańsk 2007.
Przejęte w czasie likwidacji K. Hagemanna dokumenty wskazujące jednoznacznie na współpracę "Rysia" i Kurowskiej z Gestapo zostały przekazane do Rady Naczelnej Gryfa. Już po dwóch dniach, 17 lutego 1943 r. "Ryś" został zdegradowany do szeregowca i razem z Kurowską usunięty z Gryfa.
Dokumenty oraz inne materiały zostały skierowane do Wojskowego Sądu Organizacyjnego Gryfa, któremu przewodniczył sędzia Władysław Ostrowski. Sąd skazał "Rysia" na karę śmierci za współpracę z Gestapo i NKWD. Pluton egzekucyjny Gryfa namierzył "Rysia" w bunkrze "Dywan" pod Kościerzyną, tam go rozbroił i po odczytaniu wyroku rozstrzelał na miejscu. (Kurowskiej udało się zbiec przy pomocy Jana Kaszubowskiego i Aleksandra Arendta do Generalnego Gubernatorstwa).
Sędzia Sądu Organizacyjnego Gryfa Władysław Ostrowski pełnił w 30-tysięcznym Gryfie bardzo ważne funkcje. Bronił struktur Gryfa przed wniknięciem w jego szeregi agentów Gestapo i NKWD, których celem było rozbicie Organizacji od wewnątrz.
W okresie "wielkiej przyjaźni pomiędzy Hitlerem i Stalinem (1935-1941) działali oni wspólnie w celu podważenia Traktatu Wersalskiego i dążyli do likwidacji m.in. Państwa Polskiego. Ta ścisła współpraca między dwoma zbrodniczymi systemami sfinalizowana została Paktem Ribbentrop-Mołotow i w jego wyniku wspólnym atakiem na Polskę we
wrześniu 1939 r.
Kiedy 22 czerwca 1941 roku doszło do wojny między dwoma okupantami Polski – Niemcami i Rosją Sowiecką, część Gestapo, tzw. polskojęzyczna grupa Gestapo”, (której członkowie znali dobrze język polski) oraz NKWD na Pomorzu dalej z sobą współpracowały. Przykładem takiej współpracy był sowiecki marszałek Konstanty Rokossowski szef NKWD na Polskę, w czasach stalinowskich m.in. Minister Obrony Narodowej, który awansował Jana Kaszubowskiego vel Hansa Kassnera – kata Pomorza, byłego inspektora Gestapo gdańskiego do stopnia kapitana NKWD. Kaszubowski wkrótce objął kierownictwo Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Gdańsku. .
Agenturalną przeszłość miał także Bolesław Bierut, od 1924 r. pułkownik NKWD, który w 1947 r. mianował Kaszubowskiego swoim osobistym doradcą.
Wszyscy wymienieni byli agentami Gestapo za wiedzą ZSRR, a ich działalność była zawsze wymierzona przeciw żywotnym interesom Polski i osobom, które działały na rzecz jej niepodległego bytu.
Dlatego część polskojęzycznej grupy Gestapo, współpracująca z NKWD, pozostała w Polsce po 1945 r. i przemianowana na UB (unikając w ten sposób procesu Norymberskiego) dalej, już legalnie, pod szyldem UB mordowała kaszubskich bohaterów Gryfa.
M.in. skrytobójczo zamordowany został w Wejherowie 1946 r. por. Augustyn Westphal ostatni dowódca Gryfa, kiedy ujawnił się po pięciu latach bohaterskiej walki. Samodzielny komendant Gryfa w Grudziądzu Bernard Pawski w 1950 r. został pojmany i ze zwiazanymi na plecach rękami został utopiony w Wiśle (porównaj ze zbrodnią na ks. J. Popiełuszce).
Po wojnie prześladowania żołnierzy Gryfa przez UB i Informację Wojskową były tak silne, że Gryfowcy nie przyznawali się, że byli w Gryfie.
Władysław Ostrowski po 1945 r. został przyjęty na ostatni – IV rok prawa Uniwersytetu Poznańskiego. Kończy studia, broni pracę magistrską i w dniu 18 kwietnia 1947 r. uzyskuje tytuł magistra prawa (zał.2. i 3.).
Okres aplikacji sądowej odbywa w Sądzie Apelacyjnym w Toruniu, później pełnieni obowiązki asesora w Sądzie Okręgowym w Chojnicach, a następnie zostaje sędzią Sądu Wojewódzkiego w Bydgoszczy. Po paździeniku 1956 w czasie tzw. "odwilży" i po rozwiązaniu UB na wniosek Ministra Sprawiedliwości uchwałą Rady Państwa z dn. 23 maja 1957 r. zostaje powołany na stanowisko Sędziego Sądu Najwyższego.
Sędzia Władysław Ostrowski miał bohaterską przeszłość. Jego młodość przypadała na okres odrodzonego po okresie zaborów Państwa Polskiego. Należał do pokolenia silnie doświadczonego przez los, pokolenia Kolumbów, wychowanych w służbie Bogu i Ojczyźnie.
TOW "Gryf Pomorski" - w myśl deklaracji ideowej opracowanej przez jej twórców: por. Józefa Dambka, ks. płk. Józefa Wryczę i por. Jana Gończa - tak jak w okresie powstań narodowych w XIX w. - traktowała walkę o wyzwolenie Polski i Kościoła Katolickiego jako jeden cel działania. Nie mogło w niej zabraknąć Ostrowskiego.
Władysław Ostrowski związany był emocjonalnie z Kaszubami, a szczególnie z Kościerzyną. Często przyjeżdżał z Warszawy do swojej rodziny, a także do towarzyszy wspólnej walki w Gryfie, m.in. do braci Bińczyków. Potwierdzał, że przewodniczył Wojskowemu Sądowi Organizacyjnemu Gryfa, który wydał wyrok skazujący na zdrajcę
"Rysia" za jego współpracę z Gestapo i NKWD.
Wskutek przebywania w podziemnych bunkrach leśnych, w skrajnie trudnych warunkach - co odbiło się na jego zdrowiu – Władysław Ostrowski umiera przedwcześnie 31 października 1969 r. jako czynny sędzia Izby Karnej Sądu Najwyższego w Warszawie.
Autor artykułu w imieniu własnym i Stowarzyszenia Dzieci Wojny w Polsce pragnie serdecznie podziękować Panu Prof. dr. hab. Bronisławowi Marciniakowi – Rektorowi Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu za przekazanie kserokopii materiałów archiwalnych dotyczących studiów Władysława Ostrowskiego.
Pragniemy podkreślić, że Archiwum Uniwersytetu Adama Mickiewicza prowadzi archiwizację dokumentów na najwyższym światowym poziomie, zgodnie ze sztuką archiwizacji dokumentów.
Dziękujemy również Panu Prof. dr. hab. Lechowi Gardockiemu Pierwszemu Prezesowi Sądu Najwyższego w Warszawie za przekazanie Stowarzyszeniu obszernej dokumentacji dotyczącej Sędziego Izby Karnej Sądu Najwyższego – Władysława Ostrowskiego, która została wykorzystana w niniejszym artykule w niewielkim tylko stopniu.
Autor: Waldemar Rekść
(członek Związku ,,Solidarność” Polskich Kombatantów)
Sopot, 30 września 2009 r.
***************
Protokół sądowy z procesu o naruszenie dóbr osobistych Józefa Gierszewskiego, byłego członka Gryfa Pomorskiego, oskarżonego o współpracę z tzw. polskojęzyczną grupą Gestapo na Pomorzu:
Sygn. akt I C 112/07
PROTOKÓŁ
Dnia 29 kwietnia 2008 r. Sąd Okręgowy w Słupsku I Wydział Cywilny w składzie:
Przewodniczący SSO Maria Cichoń
Protokolant st. sekr. sądowy Elżbieta Drozd
na rozprawie rozpoznał sprawę
z powództwa Fundacja "Naji Goche-Organizacja Pożytku Publicznego" w Borowym Młynie - Zbigniew Talewski
przeciwko Wydawca i Redakcja Dwutygodnika Katolickiego "W Rodzinie"- Andrzej Mielke i Urszula Suchomska o ochronę dóbr osobistych i zapłatę.
Posiedzenie rozpoczęto o godzinie 13 :00 zakończono o godzinie 16:00. Po wywołaniu stawili się:
za powoda Prezes Zbigniew Talewski wraz z pełnomocnikiem z urzędu Krystianem Koprowskim.
Pozwany Andrzej Mielke osobiście wraz z pełnomocnikiem adw. Anną Bogucką - Skowrońską - pełnomocnictwo w aktach. Pozwana Urszula Suchomska osobiście.
Stawił się świadek Stanisław Uciński.
Sąd postanowił:
dopuścić dowód z zeznań stającego świadka Stanisława Ucińskiego na okoliczności dotyczące ustalenia źródeł wiedzy odnośnie śmierci Józefa Gierszewskiego na przełomie maja i czerwca 1943 roku -działacza Tajnej Organizacji Wojskowej „Gryf Pomorski"'.
Staje świadek pouczony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań Stanisław Uciński i podaje: lat 69, nauczyciel akademicki, Gdynia, obcy, n.k, pełnomocnicy stron nie wnoszą odebrania przyrzeczenia od świadka, świadek na własną prośbę po odebraniuprzyrzeczenia
zeznaje:
skończyłem trzy uczelnie. Mam wykształcenie techniczne, jestem inżynierem historii badań morskich, mam 3,5 roku studiów filozofii oraz 3,5 roku studiów pedagogicznych . Natomiast doktoryzowałem się w Morskim Instytucie Rybackim w zakresie badań morskich. Obecnie jestem na emeryturze. Pracuje społecznie i prowadzę badania nad działalnością Organizacji „Gryf Pomorski” Działalność tą prowadzę od stanu wojennego, kiedy to założyłem Tajną Organizację Zespól ds. Upamiętniania Etosu „Gryfa Pomorskiego”. Organizacja ta działa do chwili obecnej i jest częścią Stowarzyszenia Dzieci Wojny w Polsce, której jestem wiceprezesem. W ramach tego Stowarzyszenia Dzieci Wojny opublikowałem pracę naukową „Zbrodnie Katyńską”. Praca ta została opublikowana w 1000 egzemplarzach.
W tym miejscu -.świadek składa do akt publikacje zatytułowaną „Zbrodnia Katyńska”, którą to publikację przekazała mu pozwana Urszula Suchomska.
Świadek dalej zeznaje: w opracowaniu, które złożyłem do akt jest mowa o okoliczności śmierci Józefa Gierszewskiego. Na temat działalności „Gryfa Pomorskiego" ukazała się jeszcze w ramach Stowarzyszenia Ofiar Wojny O/Pomorski praca Pani Gertrudy Medyńskiej – Wojewskiej , która była szefową sztabu Komendanta Naczelnego TOW „Gryf Pomorski” w latach 1943 – 1945 oraz praca Agnieszki Pryczkowskiej i Alfonsa Pryczkowskiego opublikowana w Zespole ds. Upamiętniania Etosu TOW „Gryfa Pomorskiego”. Pracę są dostępne w wyspecjalizowanych księgarniach w takiej formie jak złożyłem do akt..
Oprócz tego w ramach Etosu „Gryfa Pomorskiego” ukazała się praca pani mgr, Urszuli Suchomskiej i Pana Zygmunta Bińczyka i Henryka Bińczyka synów Jana Bińczyka.
Wszystkie te prace przedstawiają całokształt badań nad działalnością „Gryfa Pomorskiego”.
Świadek w/w opracowania składa do akt.
Świadek dalej zeznaje: z tych badań wynika, że na terenie Pomorza działała co najmniej od 1935 roku „polskojęzyczna grupa gestapo", którą tworzyli: Albert Foster i agent gestapo oraz NKWD Bolesław Bierut.
Na podstawie badań o których jest mowa w powyższych pracach Józef Gierszewski jako ochotnik zgłosił się podczas I Wojny Światowej do niemieckiego wojska. Z tego wynika, że miał już inklinacje do zdrady narodowej. Pracując w szkole w Chełmży w okresie międzywojennym Józef Gierszewski nawiązał romans z panią Kurowską, z która potem w czasie II Wojny Światowej ukrywał się na Pomorzu przed swoją rodziną. Był to duży skandal w Chełmży, jego kochanka była o 15 lat młodsza. W sierpniu 1942 r. w miejscowości Rębienica Józef Gierszewski został przez Dambka mianowany Komendantem Naczelnym TOW „Gryf Pomorski". W jakich okolicznościach rozpoczął działalność w „Gryfie Pomorskim" nie mamy wiedzy. Najprawdopodobniej nie działał w tej organizacji. WGryfie Pomorskim" Józef Gierszewski działał tylko 4 miesiące. Był śledzony od października 1942 r. przez działaczy „Gryfa Pomorskiego" na zlecenie Dambka. Dambek zlecił śledzenie Józefa Gierszewskiego po zdarzeniu które miało miejsce Suminach najprawdopodobniej 15.10.1942r. Tego dnia odbywało się w Suminach Zebranie Rady Naczelnej -Gryfa Pomorskiego" z udziałem Dambka i innych działaczy. O tym zebraniu wiedział Gierszewski - który powiadomił z kolei Jana Kaszubowskiego inspektora gdańskiego gestapo oraz Aleksandra Arenta etatowego pracownika gestapo. Na miejsce zebrania jechały dwa samochody z gestapo, które w odpowiednim czasie wykryły czujki chroniące zebranie i w odpowiednim czasie zebranie zostało przerwane, a uczestnicy tego zebrania poukrywali się. Od tego momentu Gierszewski był poddany śledzony przez wywiad „Gryfa Pomorskiego".
Na przełomie stycznie i lutego 1943 r. Józef Gierszewski został odsunięty od kierownictwa w „Gryfie Pomorskim". Sytuacja się wyjaśniła, kiedy został zamordowany Jan Bińczyk Komendant „Gryfa Pomorskiego", było to w maju 1943 r. Komendant Jan Bińczyk został zatrzymany przez „polskojęzyczną grupę gestapo". W skład tej grupy wchodził oczywiście Józef Gierszewski, który przecież współpracował z gestapo.
Jan Bińczyk został zaatakowany w Leśniczówce Młynki przez „polskojęzyczną grupę gestapo". Doszło do walki w trakcie której Bińczyk został ciężko ranny w udo i został zawieziony przez gestapo do szpitala w Chojnicach, a po
dwóch dniach został przewieziony na Gestapo na Kamienną Górę w Gdańsku, gdzie po torturowaniu zmarł. Łączniczka Gierszewskiego tj. Kurowska również była śledzona, bo podejrzewano ją o współpracę z gestapo.
Józef Gierszewski razem ze swoją kochanką Kurowska nocował dość często w leśniczówce w Młynkach Gierszewski zabrał z rodzinnego albumu zdjęcia rodziny Bińczyków i przekazał je na Gestapo celem łatwiejszego rozpoznania i aresztowania.
Potwierdził to Zygmunt Bińczyk - syn Jana Binczyka, który był razem z ojcem zatrzymany w jednej akcji przez gestapo. Widział on te zdjęcia na stole gestapo i okazywano mu te oraz inne zdjęcia, aby rozpoznał osoby na tych zdjęciach. W czasie kiedy została podjęta akcja śledzenia Gierszewskiego i Kurowską, Pomarańska która ich śledziła jechała pociągiem relacją Chojnice - Gdynia.
Na trasie w pociągu Pomarańska wskazała Kurowską innym wywiadowcą „Gryfa Pomorskiego".Wywiadowcy dalej śledzili Kurowska i Kurowska na Dworcu Głównym w Gdyni spotkała się z Kurtem Hagemanem - kapitanem Gestapo. Przekazała mu kopertę. Hageman wsiadł w pociąg relacji Gdynia Wejherowo. Wywiadowcy przed Wejherowem podeszli do Hagena aby wydał list, który dostał od Kurowskiej. W tym czasie Hageman wyciągnął broń, ale wywiadowcy go zastrzelili i zabrali list.
Z tego listu wynikało, że przesyłka ta zawierała zdjęcia i inne materiały dotyczące działaczy „Gryfa Pomorskiego'''. Była pewność, że te materiały Kurowska otrzymała od Józefa Gierszewskiego. To było powodem wydania wyroku na Józefa Gierszewskiego przez Sąd Wojskowy „Gryfa Pomorskiego”.
Był również wydany wyrok przez ten sąd na Kurowska. do wykonania wyroku nie doszło, bo Kurowska uciekła' i została przerzucona przez „polskojęzyczną grupę gestapo" a konkretnie przez Kaszubowskiego
inspektora gdańskiego gestapo do generalnego gubernatorstwa.
Wyrok na Józefie Gierszewskim został wykonany w miejscowości Dywana czerwiec/lipiec 1943r. Henryk Bińczyk syn Jana Bińczyka, który urodził się
1923 r. opowiadał mi osobiście, że sam chciał wykonać wyrok na Józefie Gierszewskim, ale sędzia, który wydał ten wyrok nie pozwolił mu na to mówiąc, że jest stroną, a wykonanie wyroku jest częścią procesu i nie może on tego wykonać.
Gierszewski Józef zaczął się ukrywać przed działaczami „Gryfa Pomorskiego" gdzieś od maja 1943 r. Ukrywał się on w Leśniczówce Dywan. Henryk Bińczyk zlokalizował kryjówkę Gierszewskiego w Dywanie na przełomie maja i czerwca 1943 r. o czym powiadomił wywiad „Gryfa Pomorskiego". Nie jest znana data wykonania wyroku na Józefie Gierszewskim. Natomiast Henryk Bińczyk rozmawiał z egzekutorami i od nich dowiedział się, że wyrok został wykonany przez rozstrzelanie po odczytaniu wyroku. Dokumenty, które przekazałem zawierają zeznania świadków i jednocześnie ukazują jak inne wyroki wydawane przez Sąd Wojskowy Gryfa Pomorskiego były wykonywane. Na czele Sądu Wojskowego „Gryfa Pomorskiego", który wydał m. in wyrok na Józefa Gierszewskiego stał zawodowy sędzia o pseudonimie „Biały".
Syn Józefa Gierszewskiego - Stanisław Gierszewski. który urodził się w 1929r. podjął ścisłą współpracę z „polskojęzyczną grupą gestapo" po wojnie, Ta grupa istnieje do dzisiaj. Arent niedawno umarł. Po wojnie ta grupa została przemianowana na UB. Bierut był działaczem „polskojęzycznej grupy gestapo", a później został prezydentem. Zaznaczam, że myśmy dotarli do żyjących świadków i nasze badania oparliśmy na ich relacjach, a spisywanie tych relacji jest zgodne ze sztuką archiwizacji nie tylko polską a wręcz światową. Świadkowie podpisywali te relacje przed sądem, albo przed notariuszem, a następnie m.in. były przekazywane do IPN.
Na pyt. pełn. pozwanego: Henryk Bińczyk zmarł, a Zygmunt Bińczyk żyje. Zygmunt Bińczyk urodził się w 1926 r. i posiada wiedzę na ten temat. Według Dambkowej, Wojewskiej, Pryczkowskiej nazwa „polskojęzyczna grupa gestapo" istniała już od 1935 r. tj. od spotkania Bieruta z Forsterem w Oliwie.
Znam relację księdza Władysława Szulty, który był proboszczem w Parafii Wytomino. Tą relację od Władysława Szulty odebrałem osobiście chyba w 2000 r.
W tym miejscu pełn.powoda oświadcza, iż świadkowi podpowiada strona.
Świadek dalej na pytanie pełn. pozwanego: prostuje było to w 2003r. Ksiądz Szulta miał wtedy 80 lat. Ksiądz Szulta to rocznik 1914. Kiedy ksiądz Szulta zmarł tego nie wie. Ksiądz Szulta napisał relacje na moja, prośbę. Chociaż sam z tyrn nosił się już od dość dawna. Kiedyś poprosiłem go o relację, bo wiedziałem, że był kapelanem „Gryfa. Pomorskie - to powiedział mi żebym przyszedł za 2 tygodnie. Przyszedłem do niego za 2 tygodnie i odebrałem od niego relację napisaną pismem maszynowym , bądź na komputerze i podpisaną przez niego. Kto konkretnie to napisał nie wiem czy ksiądz sam pisał na maszynie, czy też na komputerze, czy też to komuś dyktował. Z pewnością treść została sformułowana przez księdza Szultę. Zaznaczam, że jesteśmy w posiadaniu oryginału. Mówiąc rny mam na myśli Etos i Stowarzyszenie Dzieci Wojny w Polsce.
W tym miejscu Przewodnicząca zarządziła 15 minutową przerwę.
Po przerwie w tym samym skaldzie.
Świadek dalej zeznaje na pyt. pozwanego: „polskojęzyczna grupa gestapo" mieści się w pojęciu „piąta kolumna". Przy czym do tej „piątej kolumny” Bierut i Foster wybierali ludzi, którzy znali dobrze język polski, kaszubski i
lokalne warunki. Jednym z przywódców „polskojęzycznej grupy gestapo był Jan Kaszubowski. Ludzie skupieni wokół Jana Kaszubówskiego określani w
niektórych opracowaniach jako „Kaszubowski : inni" to nic innego jak członkowie „polskojęzycznej grupy gestapo”
Arent był członkiem „polskojęzycznej grupy gestapo". Działał przeciwko „Gryfowowcom” do końca swojego życia. Tj. do 2001 r. rrf do końca swojego życia tj. do 2001r.
Na pyt. pozwanej: z Janem Szalewskim poznałem w bardzo przykrych okolicznościach w 1946 r., kiedy robił on rewizję w moim domu na Żuławach. Pan Szalewski był wtedy w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa w Pruszczu Gdańskim.
Przewodnicząca uchyla pytanie: kiedy później spotkał pan Jana Szalewskiego.
Świadek dalej na pyt. pozwanej: Jan Szalewski razem z Józefie Gierszewskirn należeli do „polskojęzycznej grupy gestapo". Wiadomo z literatury jest, że Józef Gierszewski z Janem Szalewskim działali razem do same] śmierci Józefa Gier szewskiego. Według mojej wiedzy Jan Szalewski działał również po śmierci Józefa Gierszewskiego w ramach „polskojęzycznej grupy gestapo” i działał również po wojnie jako działacz UB w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Pruszczu Gdańskim.
Na pyl. pełn. powoda: wiedzę na temat działalności TOW „Gryfa Kaszubsko -Pomorskiego" w tym również działalności w ramach tej organizacji Józefa Gierszewskiego, poza oświadczeniami i relacjami członków ..Gryfa Pomorskiego", w tym również ze sztabów dowódczych, posiadam również z dokumentów z archiwów w Gdańsku, Toruniu. Ja docierałem do różnych źródeł. Spotykałem się z Arentem, Kaszubowskim. Zapoznawałem się z literaturą dotyczącą tego tematu. Zapoznałem się z literaturą pisaną w czasie PRL-u - pisaną przez mojego wykładowcę historii Pana Jakubiaka. Poza opracowaniami pisanymi w ramach Stowarzyszenia Ofiar Dzieci Wojny O/Pomorski z pojęciem „polskojęzyczna grupa gestapo" nie spotkałem się w innych opracowaniach naukowych.
Na pyt. pełn. Powoda: czy dla świadka równoznacznym ze stwierdzeniem „polskojęzyczna grupa gestapo" jest stwierdzenie "piąta kolumna" ?. Dla mnie pojecie „polskojęzyczna grupa gestapo" i pojęcia „piąta kolumna" to pojęcia tożsame. Postępowanie, które toczyło się w IPN, a które zostało zakończone postanowieniem o umorzeniu śledztwa w dniu 26.10.2005r. w sprawie S.4/00/Zk toczyło się na wniosek złożony przez Zespół ds. Upamiętniania Etosu „Gryfa Pomorskiego ". a konkretnie przez Romana Dambka bratanka dowódcy „Gryfa Pomorskiego”. Do tego wniosku zostały dołączone wszystkie dokumenty, które znajdują się opracowaniach przedłożonych przeze mnie na rozprawie w dniu dzisiejszym, w tym również oświadczenia i relacje świadków. Znam treść postanowienia o umorzeniu śledztwa.
W tym miejscu pełn. powoda odczytał ostatni akapit str. 8 uzasadnienia postanowienia.
Po odczytaniu świadek oświadcza, iż stwierdznie to jest nieprawdziwe.
Na pyt. pełn. powoda: w toku tego postępowania przed IPN byłem słuchany w charakterze świadka. Nie przypominam sobie, aby przeciwko mojej osobie toczyło się jakieś postępowanie przeciwko mojej osobie toczyło się jakieś postępowanie o fałszowanie oświadczeń, o których jest mowa na str. 83 uzasadnienia.
Przewodnicząca uchyla pytanie czy pan kwestionuje, czy też nie, ustalenia prokuratora na str. 30 przedostatni akapit uzasadnienia , że istnienie „polskojęzycznej grupy gestapo” nie zostało podparte żadnymi wiarygodnymi dowodami.
Świadek dalej zeznaje na pyt. pełn. powoda czy ma pan jakikolwiek autorytety wśród historyków, bądź też autorytetem dla pana jest Wydział Historii Uniwersytetów zajmujących się badaniem nad dziejami walki z okupantem niemieckim na terenie Pomorza: świadek podaje: dla mnie autorytetem w przedmiocie ustalenia działalności Józefa Gierszewskiego w TOW „Gryf Pomorski" były relacje bezpośrednich świadków takich jak: Józefa Drewy- szef wywiadu i kontrwywiadu Gryfa Pomorskiego". Wojewska Gertruda, Pryczkowska.
Przewodnicząca uchyla pytanie; jakie świadek ma wykształcenie historyczne.
Pełn. powoda wnosi, żeby sąd pouczył świadka, żeby nie zwracał się do pełnomocnika bezpośrednio.
W tym miejscu Prezes powodowej fundacji oświadcza, iż prosi aby sąd potraktował jego powództwo w sposób poważny, a nie poganiać, że czas ucieka.
Na pyt powoda: byłem nauczycielem akademickim w Szkole Rybołówstwa Morskiego wykładałem historię badań morza. To co powiedziałem na temat mojej wiedzy odnośnie okoliczności działalności Józefa Gierszewskiego w TOW „Gryf Pomorski" według rnnie polega na prawdzie. Do takiego osądu doszedłem na podstawie zebranych materiałów, w tym m.in, na podstawie tych, które złożyłem do sądu w dniu dzisiejszym.
Ja odbierałem osobiście podpis księdza Szulty. Ksiądz Szulta oświadczenie to podpisywał w mojej obecności. W chwili kiedy podpisywał to oświadczenie miał 89 łat.
Na pytanie powoda: to powinien pan wiedzieć, w którym roku urodził się Józef Gierszewski.
Przewodnicząca po raz kolejny upomina powoda, że świadkowi należy zadawać pytanie, a nie prowadzić z nim polemikę.
Świadek dalej na pyt. powoda. Józef Gierszewski urodził się w 1900r. Na podstawie literatury jedni piszą, że Gierszewski brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, a drodzy piszą, że nie brał udziału. Wiem, że literatura jest duża na temat Gierszewskiego. Jedni piszą, że brał udział w obronnej wojnie we wrześniu 1939 r. a inni piszą, że nie. Według moich własnych badań wynika, że nie brał udziału. Uciekł od rodziny ze swoją kochanką Kurowską i ukrywał się z nią w lasach. Nie brał udziału w żadnej partyzantce. Od Henryka Bińczyka odebrałem co najmniej 6 oświadczeń. Oświadczenia te odbierałem od niego w Bytowie. Henryk Bińczyk nie żyje zmarł ze 3 lata temu. Znałem Bińczyka kiedy mieszkał on w Bytowie. Bińczyk był w różnych placówkach. W Bytowie jest pochowany. Znane mi są nazwiska profesora Ciechanowskiego, Borzyszkowskiego, Gąsiorowskiego Andrzeja, Krzysztofa Sztajera. Byli to współpracownicy Aren ta. których Arent zatrudnił w Sztutthofie i pisali to, co im Arent kazał.
Zespół ds. Upamiętniania Etosu „Gryf Pomorski" jest to zespół, który działa w ramach Stowarzyszenia Dzieci Wojny, Bylem założycielem tego zespołu w czasie stanu wojennego. Jestem przewodniczącym tego zespołu.
Przewodnicząca upomina świadka, że nie jest od tego żeby zadawać pytania.
Świadek dalej zeznaje na pyt. pełn. Powoda: według mnie profesorowie, których wymieniłem jako współpracowników Arenta nadal działają przeciwko Kaszubom rnia i nadal utrzymują wersję UB.
Recenzentami opracowań, które złożyłem na dzisiejszej rozprawie są świadkowie . Nie są to opracowania recenzowane przez historyków.
Pełn. pozwanego wyjaśnia, iż pani Suchocka, przekazała świadkowi przed rozprawą dokumenty, jakie miała m.in. oświadczenie księdza Szulty.
Pełn. powoda oświadcza, iż podtrzymuje wniosek dowodowy złożony w piśmie procesowym z dnia 10.12.2007r. wskazany w pkt. III i IV.
Pełn.. pozwanego oświadcza, iż podtrzymuj wniosek o przesłuchanie w charakterze świadka Romana Dambka i Zygmunta Bińczyka. Cofa natomiast wniosek o przesłuchanie Henryka Bińczyka; gdyż świadek ten zmarł. Pozwani na to chcieliby powołać dodatkowych świadków takich jak: docenta Jakubiaka, na którego to powoływał się profesor Gasiorowski. Adres tego świadka podam w terminie 14 dni.
Staje powód, który wnosi o przeprowadzenie dowodu z przesłuchań charakterze świadków osób które poda na piśmie po przeanalizowaniu materiału, który znajduje się w aktach sprawy.
Pełnomocnicy stron zgodnie wnoszą aby sąd odroczył termin rozprawy na wrzesień, z uwagi na ukazanie się w najbliższym czasie książki prof. Andrzeja Gąsiorowskiego „Jan Kaszubowski vel Kassner - Gestapo - Smiersz - UB".
Pełn. powoda wnosi o doręczenie mu odpisu protokołu z dzisiejszej rozprawy.
Sąd postanowił:
l . rozprawę odroczyć na termin z urzędu.
2. zobowiązać pełn. stron do złożenia w terminie 14 dni ewentualnych wniosków dowodowych, których konieczność przeprowadzenia powstała w wyniku przeprowadzonego postępowania dowodowego.
Na oryginale właściwe podpisy.
"NASZ DZIENNIK"
Sobota-Niedziela, 4-5 sierpnia 2007, Nr 181 (2894)
Problemy z prezentacją historii Pomorza
Z Waldemarem Rekściem z Towarzystwa Opieki nad Zabytkami w Gdańsku rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
Ostatnio w "Naszym Dzienniku" opublikowaliśmy wywiad z pełnomocnikiem wojewody pomorskiego ds. rewitalizacji Westerplatte, panem Mariuszem Wójtowiczem-Podhorskim, który ukazał zdumiewającą postawę władz miasta Gdańska wobec miejsca wyjątkowego bohaterstwa polskiego żołnierza. Dlaczego na Pomorzu nie dba się o polskie zabytki?
- Może nie tyle nie dba o polskie zabytki, ile jakby zapomina o polskich kartach historii Pomorza, także tych najnowszych, a nawet wręcz się je zaciera. Przeżyłem szok, gdy przeczytałem referat wygłoszony na zamku w Krokowej bodaj w roku 2002 przez pana Artura Jabłońskiego, historyka (!!!) z wykształcenia i obecnego prezesa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego (ZKP), który m.in. oświadczył, że Polacy jakoby zjawili się na Pomorzu dopiero po II pokoju toruńskim, a więc po roku 1466. Widać port i gród gdański zbudowali w X wieku... Marsjanie. Ale trudno się dziwić różnym podobnym rzeczom, skoro dla części liderów rządzącej Pomorzem Gdańskim demoliberalnej opcji politycznej w wydanej w latach 80. pracy "naukowej" walczące po wojnie rozpaczliwie z UB i NKWD resztki "Gryfa Pomorskiego" i niedobitki wileńskiej AK to byli "bandyci w polskich mundurach".
Dzięki wyjątkowej wprost determinacji księdza infułata Stanisława Bogdanowicza, dyrektora i generalnego konserwatora zbiorów bazyliki Mariackiej mgr. Tomasza Korzeniowskiego oraz garstki ofiarnych wolontariuszy podjęto akcję poszukiwania grobu "polskiego Nelsona", czyli królewskiego admirała Arendta Dickmanna, zwycięscy bitwy pod Oliwą. Gdy zabrakło funduszy na kontynuowanie tych prac, mimo oficjalnych próśb władze miasta Gdańska początkowo odmówiły jakiejkolwiek pomocy finansowej. Dopiero gdy sprawą bardzo energicznie i skutecznie zajął się minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki z LPR, prezydent miasta Paweł Adamowicz w ogóle się tym zainteresował i zadeklarował jakieś fundusze.
Problem ten dotyka również innych miast na Pomorzu...
- Tak, to prawda. Zamek malborski przez większą część jego historii był w polskich rękach jako jeden z głównych arsenałów Rzeczypospolitej, rezydencja wojewody pomorskiego, jedna z rezydencji królów polskich, siedziba kolegium Jezuitów itd. Zasłynął m.in. z bohaterskiej obrony pod wodzą Jakuba Wejhera podczas potopu szwedzkiego, o czym wspomina w "Trylogii" Henryk Sienkiewicz. Tymczasem od kilkunastu lat odnosi się wrażenie, że polskie dzieje zamku są jakby usuwane w cień, a eksponuje się wyłącznie dzieje niemiecko-krzyżackie. Nie dość na tym, zamiast usuwać świadome zniekształcenia dokonane przez pruskich konserwatorów, którzy nie tylko starannie usunęli wszelkie ślady polskiej obecności na zamku, ale i świadomie zniekształcili jego architekturę, nadając jemu bardziej "germański", brzydki wygląd, te zniekształcenia się utrwala i przywraca.
Gdyby nie ofiarność wspaniałego pana Daniela Czapiewskiego, pochodzącego ze starej kaszubskiej szlachty zaściankowej, który w Szymbarku stworzył Centrum Edukacji i Promocji Regionu będące kapitalnym pokazem i lekcją polskiego patriotyzmu i historii, zapewne nigdy byśmy się nie doczekali żadnej ekspozycji pokazującej dzieje bohaterskiej Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski".
Jakkolwiek władze hojnie rozdają różne ordery i inne odznaczenia, to jakoś nie słychać, aby uhonorowano nimi ostatnich żyjących przedstawicieli Polonii Wolnego Miasta Gdańska czy żyjących jeszcze weteranów "Gryfa Pomorskiego".
Za to nie szczędzi się pieniędzy na tablice upamiętniające Niemców, w tym tak kontrowersyjną postać jak Guenter Grass.
Być może przyczyn takiego stanu rzeczy należy szukać w powojennych dziejach utworzonej w roku 1935 przez Alberta Forstera polskojęzycznej grupy gestapo, wokół której nadal panuje zdumiewająca zmowa milczenia. Pani Zofia Lis, córka wybitnego działacza przedwojennej gdańskiej Polonii Jana Winieckiego, jeszcze w połowie lat 70. mówiła, że dawni polscy gdańszczanie są nadal szykanowani i prześladowani przez byłych gestapowców zajmujących wysokie stanowiska. Poza tym ruch oporu na Pomorzu Gdańskim tworzyli działacze Stronnictwa Narodowego, co też jest jakby nie w smak kręgom demoliberalnym. W efekcie tylko niektóre kościoły, jak kościół św. Brygidy w Gdańsku i św. Jacka w Słupsku, są prawdziwymi sanktuariami pamięci narodowej.
W samym Gdańsku pomniki upamiętniające bohaterstwo polskich żołnierzy powstały jeszcze przed rokiem 1989. Dlaczego obecnie ich się nie stawia?
- Zapewne z takich samych powodów, dla których się zaciera lub wręcz fałszuje polskie karty dziejów Pomorza, o czym swego czasu mówił były poseł dr Feliks Pieczka. Z jednej strony mamy euroentuzjastów, którzy nie chcą "razić" uczuć odwiedzających Gdańsk Niemców. Z drugiej - spadkobierców wspomnianej złowrogiej polskojęzycznej grupy gestapo, którzy jeszcze nie tak dawno wodzili rej nawet w ZBOWiD. Dość wspomnieć Alojzego P., który przez lata uchodził za wybitnego działacza gdańskiej Polonii, a o którym zachował się raport słynnego mjr. Żychonia z polskiego wywiadu, że "jest to wyjątkowo niebezpieczny agent Gestapo". Jeżeli pewien pan ma czelność na internetowej stronie napisać, że dla niego "miano Polaka to obelga" i ten człowiek jest aktywnym działaczem ZKP, to trudno się pewnym zjawiskom dziwić.
Jedyny pomnik upamiętniający ruch oporu na Kaszubach stoi na Złotej Górze przy Brodnicy Górnej. Jest tak koszmarny i o tak dwuznacznej politycznej wymowie, że kombatanci bezskutecznie żądają jego zmiany. Za to tylko desperacka akcja gdańskiego ZChN uratowała krzyż postawiony w miejscu śmierci twórcy i pierwszego dowódcy "Gryfa Pomorskiego" por. Józefa Dambka i sprawa ta do tej pory nie jest zakończona.
Budzi zaniepokojenie fakt, iż w wielu miejscowościach Pomorza Zachodniego, np. Winnikach koło Węgorzyna, restauruje się i odbudowuje pomniki ku czci żołnierzy Wehrmachtu. Mało tego, w parku "Dolina Miłości" w Zatoni Dolnej wciąż stoi ogromny głaz z napisem: "Deutschland, Deutschland über alles in der Welt". Jak Pan to skomentuje?
- Sam jestem inicjatorem akcji zebrania w jedno miejsce niszczejących grobów żołnierzy niemieckich porozrzucanych po sopockich lasach i pisałem o tym do lokalnego pisma "Riwiera". Tym bardziej że wielu z nich to byli Kaszubi - Polacy wcieleni do Wehrmachtu. Groby i cmentarze należy szanować. Ale pozostawianie pomników, o jakich pan redaktor mówi, to już jawny skandal, obciążający zarówno lokalne, jak i wojewódzkie władze. Wydaje mi się, że często gęsto mamy do czynienia z prymitywną chciwością i kryją się za tym pieniądze niemieckie lub zamiar przyciągnięcia niemieckich turystów. Takie same zjawiska miały miejsce na Mazurach z pomnikiem Bismarcka. Obowiązkiem władz jest położyć kres takim antypolskim poczynaniom.
Dlaczego na zabytki niepolskiego pochodzenia nie żałuje się pieniędzy, czego przykładem może być postawienie za blisko dwa miliony złotych kopii pomnika Colleoniego na szczecińskim placu Lotników, a nie troszczy się zbytnio o polskie monumenty? W tym samym mieście stoi pomnik Kornela Ujejskiego z ułamaną kartą "Chorału"...
- W tymże samym Szczecinie w ostatniej chwili dzięki akcji LPR uratowano cenną pamiątkę historyczną z okresu tak zwanej repatriacji. Sądzę, że za poczynaniami, o których pan redaktor mówi, kryją się euromaniacy lub wręcz sprzedawczyki gotowi zrobić wszystko za niemieckie pieniądze. Nie tak dawno wydano w Polsce "naukową" pracę mającą udowodnić, że w Bydgoszczy w roku 1939 hordy żądnych krwi polskich bandziorów mordowały pokój miłujących Niemców. U nas się szykanuje wydawnictwa narodowe, a jednocześnie toleruje ewidentnie antypolskie książki i najwyższy już czas, aby położyć temu kres.
Nie ma żadnego powodu, aby zacierać niemieckie karty dziejów Pomorza, byle tylko nie wybielać niemieckich zbrodni. Może i słusznie się honoruje zasłużonych niemieckich prezydentów Szczecina, ale tylko głębokie oburzenie i niesmak wzbudza fakt, że jednocześnie zupełnie się zapomina o tak zasłużonych dla tych ziem postaciach, jak pierwszy powojenny burmistrz Stargardu Szczecińskiego, który ryzykując, że znajdzie się w ubeckim więzieniu, uratował bezcenny, także dla światowej kultury, tamtejszy kościół Mariacki.
Można i trzeba odnawiać wartościowe pomniki z czasów niemieckich, ale odnosi się wrażenie, że jednocześnie zaczyna usuwać się w cień polskie karty dziejów Pomorza. W Słupsku nikt do tej pory nie pomyślał, aby upamiętnić godnym pomnikiem postać Kaźka Słupskiego, niedoszłego króla Polski. Przeciwko takim postawom protestuje coraz więcej osób, jak bardzo energiczna pani Jadwiga Gosiewska z Darłowa, nosząca się z zamiarem utworzenia organizacji, która zajmie się ratowaniem i promocją polskich pamiątek historycznych na tych ziemiach.
Czy zwiedzający Muzeum Miasta Sopotu w willi Claaszena muszą odnosić mylne wrażenie, że Sopot był zawsze niemieckim miastem, tzw. urdeutsche stadt? Próżno tam bowiem szukać informacji o prawdziwych dziejach Sopotu czy o przedwojennej sopockiej Polonii...
- Do tej pory w Muzeum Miasta Sopotu nie ma nawet cienia wzmianki o polskich kartach historii tego miasta i nikt nie pomyślał, aby w mieszczącej muzeum willi upamiętnić postać twórcy polskiej gospodarki morskiej, inżyniera Eugeniusza Kwiatkowskiego, który po wojnie mieszkał w tym budynku jako delegat rządu do spraw zagospodarowania Wybrzeża, czy utworzyć stałą ekspozycję poświęconą dziejom i męczeństwu przedwojennej sopockiej Polonii.
Ale - gwoli rzetelności - warto wspomnieć o wyjątkowo patriotycznie obchodzonym w Sopocie święcie 11 Listopada w asyście żołnierzy Morskiego Batalionu w historycznych mundurach, którzy w nocy z 1 na 2 września 1939 r. śmiałym atakiem wdarli się do Sopotu. Należy także z najwyższym uznaniem przyjąć zamysł postawienia w Sopocie pomnika Żołnierzy Wyklętych. Tylko bardzo istotne jest pytanie, komu tę inicjatywę zawdzięczamy?!
A dlaczego zignorowano postulaty, aby nowy most wantowy w Gdańsku nazwać imieniem majora Szendzielarza "Łupaszki", a także aby w odkrytych niedawno kazamatach ubeckich przy ul. Kurkowej, gdzie katowano i mordowano setki polskich patriotów, otworzyć Izbę Pamięci Narodowej?
- Szczególnym skandalem jest, że wyrzucono do kosza wniosek, aby zamaskowane po roku 1956 i niedawno odkryte dawne kazamaty UB przy ul. Kurkowej - miejsce kaźni i śmierci wielu polskich patriotów - zamienić w miejsce pamięci narodowej. Ale - podkreślam - genezy takiego postępowania należy szukać w powojennych dziejach polskojęzycznej grupy gestapo, która po wojnie wznowiła dawną "braterską" współpracę z NKWD i UB, jeszcze do niedawna mając znaczące wpływy.
Czy to prawda, że mało brakowało, aby na reprezentacyjnym skwerze Kościuszki w Gdyni stanął monument upamiętniający ofiary "bałtyckich tytaników", czyli niemieckich "turystów", którzy przybyli na Pomorze Gdańskie we wrześniu 1939 z tzw. wizytą przyjaźni, a także planowano w Pomorskim Katyniu - Lasach Piaśnickich, umieścić pamiątkową tablicę ku czci pomordowanych tam... Niemców?
- Tak, to prawda. Są to poczynania na poziomie osławionej pani Eriki Steinbach, które pod pretekstem chrześcijańskiego miłosierdzia mają zrównać kata z ofiarą. Nawet "Rotę" pierwotnie chciano wyeliminować w Gdańsku z programu ratuszowego carillonu w ramach "pojednania" z Niemcami. Po zajadłej walce, głównie dzięki postawie zasłużonego dla miasta prof. Andrzeja Januszajtisa i gdańskiego ZChN, "Rota" jest jeszcze wygrywana w południe.
http://www.sgw.com.pl/index.php?option= ... &Itemid=14
PS
"Rota", zgodnie z polityką prowadzoną przez prezydenta Pawła Adamowicza (właśnie wybranego przez tępy- jak wszędzie indziej zresztą- gdański motłoch na kolejną kadencję) została wymieniona na hymn eurokołchozu "Odę do radości". "Europeizacja" Pomorza trwa. KLIK!
W tym czasie w 1947 r. starostą kościerskim był gestapowiec i ubowiec Aleksander Arendt. Wtedy 26 maja 1947 r. na wniosek m.in. A. Arendta, J. Szalewskiego i E. Zawackiej honorowymi obywatelamiKościerzyny zostali: Bolesław Bierut i Michał Żymierski. Natomiast z Honorowego Obywatela MiastaKościerzyny ...
https://wzzw.wordpress.com/2012/01/14/bo%C2%ADle%C2%ADslaw-bie%C2%ADrut-agent-nkwd-gru-czy-zwy%C2%ADkla-%E2%80%9Ema%C2%ADtriosz%C2%ADka/
Bolesław Bierut – agent NKWD, GRU, czy zwykła „matrioszka” ?
Młodemu pokoleniu nazwisko Bolesław Bierut mówi niewiele. Starsi doskonale pamiętają jego zdjęcia – z „zaczeską” do tyłu, charakterystycznym wąsikiem i zamyślonym spojrzeniem. Swego czasu kraj był dosłownie zasypany jego portretami i obrazami na których stał „wiernie” obok Józefa Stalina. Jeśli w Polsce w ogóle była kiedykolwiek mowa o kulcie jednostki na wzór kultu jakim otoczony był Hitler, Stalin a ostatnio Kim Dzon Ill, to dotyczył on właśnie Bieruta. Jednak… jak na najważniejszego człowieka w państwie o Bierucie nadal wiadomo zaskakująco mało. Nie wiadomo nawet jak się naprawdę nazywał, kim był z pochodzenia ani tego, czy Bierut to na pewno Bierut.
Jak się nazywał i kim był?
Bolesław Bierut urodził się 18 kwietnia 1892 roku w Rurach Jezuickich/Brygidkowskich – wiosce pod Lublinem (dziś już będącej dzielnicą miasta), w chłopskiej rodzinie Marii Salomei z domu Wolskiej i Wojciecha… i tu zaczyna się pierwsza wątpliwość – Bieruta czy Biernackiego? Wikipedia mówi o Wojciechu Bierucie, jednak historyczne źródła o Wojciechu Biernackim („twórcom” hasła „Bolesław Bierut” trzeba oddać, że upierają się właśnie przy tym nazwisku, dyskredytując przy okazji wszystkich, którzy dowodzą, że brzmiało ono – Biernacki). W dodatku niekiedy pojawia się także informacja, że prawdziwe nazwisko Bieruta – Biernackiego brzmiało Rotenschwanz a on sam był pochodzenia żydowskiego. Ta ostatnia informacja wydaje się jednak mało prawdopodobna – Bolesław Biernacki w 1900 roku rozpoczął naukę w szkole powszechnej katedralnej w Lublinie, pozostającej pod kuratelą miejscowej parafii rzymskokatolickiej. Szkoła kładła bardzo duży nacisk na religijne i patriotyczne wychowanie. Nie wiadomo, czy to prawda, ale istnieją też pogłoski, że rodzice późniejszego prezydenta Polski chcieli, aby został księdzem. Powyższe fakty każą poddawać w wątpliwość informacje o jego żydowskim pochodzeniu – w takim przypadku jego rodzice nie posłaliby go do szkoły pozostającej pod wpływem Kościoła Rzymskokatolickiego (zresztą, jako jedynego Polaka w kierowniczym rządzie PZPR określił go ambasador w Warszawie – Wiktor Liebiediew1). Biernacki szkoły nie ukończył – został z niej usunięty w 1905 roku. W 1906 podjął pracę – najpierw jako pomocnik murarza a potem od 1912 – jako zecer i metrampaż.
Odpowiednio przeszkolony
Według oficjalnych informacji Bolesław Biernacki swój komunistyczny życiorys zaczął w 1910 roku od przynależności do robotniczego kółka prowadzonego przez Jana Hempla. Ten był masonem, więc osobą, łagodnie rzecz ujmując – niezbyt przyjazną Kościołowi. To właśnie pod jego wpływem Biernacki miał odejść od religii. W 1912 roku wstąpił do PPS-Lewicy. Od końca 1912 do 1914 roku był pomocnikiem geometry w Lublinie, przejściowo w 1913 roku pracując w drukarni w Warszawie. Po wybuchu I wojny światowej powrócił do Lublina. Po rozpoczęciu okupacji austriackiej uchylając się od służby wojskowej, ukrywał się pod pierwszym z licznych fałszywych nazwisk, którymi się posługiwał – jako „Jerzy Bolesław Bielak”. W 1915 roku podjął pracę w sklepie Lubelskiej Spółdzielni Spożywców (LSS) założonej w 1913 m.in. przez Jana Hempla – w 1916 roku został kierownikiem handlowym spółdzielni, zaś od kwietnia 1917 był członkiem zarządu Lubelskiej Spółdzielni Spożywców. W 1917 roku z ramienia PPS-Lewicy był członkiem zjednoczonego Komitetu Wyborczego (wspólnie z PPS) do Rady Miejskiej. Od grudnia 1918 roku (po zjednoczeniu PPS Lewicy z SDKPiL), należał do Komunistycznej Partii Robotniczej Polski (KPRP), ale wtedy jeszcze nie był aktywnym jej członkiem. W 1918 i 1919 razem z Janem Hemplem był jednym z organizatorów, lewicowego Związku Robotniczego Stowarzyszeń Spółdzielczych. W tym czasie przejściowo wraz Janem Hemplem wstąpił do PPS ale miejsca w tej partii „nie zagrzał”. W 1921 roku ponownie wstąpił do KPRP. Od jesieni 1923 roku do czerwca 1924 roku trzykrotnie był aresztowany (i zwalniany z braku dowodów lub za kaucją) by uniknąć kolejnej odsiadki, wyjechał do Warszawy (po raz drugi w swej „karierze”), gdzie został etatowym funkcjonariuszem KPP, czyli tak naprawdę szpiegowskiej organizacji radzieckiej, mającej na celu likwidację państwa polskiego. Od maja 1925 roku do maja roku 1926 przebywał w ZSRR na „kursach partyjnych”, pod kolejnym fałszywym nazwiskiem – Jan Iwaniuk. Owe „kursy” były niczym innym, jak szkoleniem szpiegowskim. Przez rok zgłębiał wiedzę w zakresie zasad konspiracji, pracy wywiadowczej i sabotażowej. Poznał też całe kierownictwo KPP. Po powrocie do Polski nie odznaczał się jakąś szczególną aktywnością aż do 1927 roku, kiedy to jako „Wagner” znowu znalazł się w Moskwie, gdzie „uczył się” w Międzynarodowej Szkole Leninowskiej, kierowanej przez Komintern, czyli komunistyczną międzynarodówkę, której celem było podporządkowanie wszystkich partii komunistycznych bolszewikom. „Wagner” musiał się bardzo starać, skoro Komintern wysłał go na „misje” do Austrii, Czechosłowacji i Bułgarii. Z tej ostatniej musiał uciekać i w 1932 roku przez Moskwę (w końcu musiał gdzieś złożyć raport z działalności) wrócił do Polski. 11 grudnia 1933 został aresztowany i w lutym 1935 skazany za szpiegostwo na rzecz ZSRS na 7 lat więzienia, którą to karę odbywał kolejno w Warszawie, Mysłowicach i w Rawiczu. W 1936 roku (a więc, gdy był w więzieniu), weryfikacyjna komisja partyjna KC KPP usunęła go z partii, za „zachowanie niegodne komunisty” podczas śledztwa i rozprawy sądowej, polegającego na ścisłej współpracy z policją i prokuraturą. Z więzienia wyszedł w 1938 roku i wrócił do Warszawy, gdzie przebywał aż do wybuchu wojny. I właśnie z jej wybuchem zaczyna się najważniejszy i zarazem najbardziej tajemniczy okres w życiu Biernackiego – Bieruta.
Cwany agent, polityczna fajtłapa czy „matrioszka”?
W październiku 1939 roku uciekł na tereny okupowane przez Armię Czerwoną a następnie do Związku Sowieckiego, gdzie zrzekł się obywatelstwa polskiego i przyjął sowieckie (co prawda Rosjanie na okupowanych terenach Polski wszystkim Polakom przymusowo wyrabiali radzieckie dowody osobiste ale Polacy nie zrzekali się własnego obywatelstwa). Sam Biernacki początkowo (październik 1939) pracował w Kowlu, a potem na budowie zorganizowanej przez Komisariat Komunikacji ZSRR (listopad 1939-czerwiec 1940). Od lata 1941 przebywał w Mińsku, jako kierownik Wydziału Żywnościowego w urzędzie miasta. Przez cały czas pozostawał w kontakcie z wywiadem sowieckim. To właśnie w czasie tego pobytu przyjął nazwisko „Bierut” – będące zlepkiem nazwisk, którymi się posługiwał – Bieńkowski (w Kominternie) i Rutkowski (w GRU czyli sowieckim wywiadzie). Być może to właśnie wtedy poznał wykonawcę czystek z lat trzydziestych – krwawego Iwana Sierowa. Jeśli wcześniej był tylko komunistą z Kominternu, to teraz już z całą pewnością został aktywnym sowieckim agentem. Tak aktywnym, że w 1943 roku został przerzucony do Polski (niektóre źródła mówią, że nawet „samolotem”) i wszedł do Komitetu Centralnego PPR – tym razem jako „Bolesław Birkowski”. Być może właśnie w tym momencie należy też szukać początku jego późniejszych losów – mocno podejrzanych.
Otóż przed wojną radzieccy towarzysze nie mieli wysokiego mniemania o Bierucie – „bardzo średni aktywista, dość mierny facet, jakiś zakompleksiony” – taka była opinia na jego temat. O ile „mierność” i kompleksy nie stanowiły na ogół przeszkody w komunistycznej karierze – wręcz przeciwnie – były często źródłem służalczości partyjnych towarzyszy, nie mających siły by próbować samodzielnie działać, o tyle ocena „średni aktywista” raczej nie pomagała – jak w każdej partyjnej działalności i w partii komunistycznej trzeba było się mocno wykazywać. Trudno więc powiedzieć, dlaczego właśnie Bierut został wybrany na czołowego polskiego namiestnika Stalina. Możliwości są w zasadzie trzy – albo powodem była przynależność Bieruta do struktur agenturalnych i bezpieki Związku Sowieckiego (NKWD i GRU), albo właśnie – łatwość w kierowaniu nim przez bardziej „aktywnych” komunistów – Bermana i Minca, albo… zrobienie z niego „matrioszki”.
Co to takiego „matrioszki”? Teoretycznie – charakterystyczne drewniane laki wkładane jedna w drugą. W żargonie wywiadu – komunistyczni działacze różnych krajów, zastępowani „w odpowiednim momencie” bliźniaczo podobnymi, świetnie przeszkolonymi agentami radzieckimi (taką „matrioszką” był np. filmowy Hans Kloss – skądinąd pierwowzór tej postaci rzeczywiście istniał – był nim oczywiście oficer NKWD). Dowodów na to, że Bierut był jedną z „matrioszek” ulokowanych w Polsce oczywiście nie ma, ale część historyków jest przekonana, że właśnie tak było. Wiedzę na ten temat miał posiąść generał Świerczewski i to ona (a nie „bandy UPA”) zabiła go zaraz po wojnie. Zdążył ją przekazać późniejszemu premierowi Piotrowi Jaroszewiczowi. Ten milczał przez lata i pogłębiał swą wiedze na temat „polskich matrioszek”, a w momencie – gdy zapowiedział ujawnienie tajnych zapisków – został zamordowany.
Droga do władzy
W sylwestrową noc 1943 roku w Warszawie na polecenie Stalina powstała Krajowa Rada Narodowa, będąca zalążkiem przyszłego „rządu”. Bierut stanął na jej czele. W powstałych prawdopodobnie dokumentach założycielskich członkowie KRN mianowali się jedynymi „reprezentantami” narodu polskiego, pozbawiając tego uprawnienia rząd emigracyjny w Londynie. Jednocześnie członkowie KRN w imieniu narodu polskiego zrzekli się na rzecz ZSRR terenów położonych na wschód od Bugu (i to wszystko jeszcze przed Jałtą!). KRN razem ze Związkiem Patriotów Polskich (kolejnej marionetkowej organizacji, powstałej pod auspicjami Stalina) 21 lipca 1944 roku utworzyła Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego – kierowany przez znajomego Bieruta – Iwana Sierowa. PKWN był zalążkiem pierwszego powojennego komunistycznego rządu – marionetki w ręku Stalina. Potem poszło już „z górki” – 31 grudnia 1944 roku KRN przekształciła PKWN w Rząd Tymczasowy RP, który z początkiem 1945 roku energicznie rozpoczął działalność, zaczynając od ustanowienia własnej administracji na terenie „wyzwolonego” kraju. 28 czerwca 1945 roku Rząd Tymczasowy przy znacznym udziale Bieruta został przekształcony w Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej (TJRN). 19 stycznia 1947 roku w sfałszowanych wyborach „wybrany” został Sejm Ustawodawczy, który w dniu 5 lutego prezydentem wybrał Bolesława Bieruta. Co ciekawe – Władysław Gomułka w swoich pamiętnikach wprost pisał, że przebywający w czasie wojny w Mińsku, Bolesław Bierut współpracował z gestapo, o czym „wszyscy wiedzieli”. Informacja ta tylko pozornie ma sensacyjny charakter. Co więcej – jest wysoce prawdopodobne, że współpraca ta miała miejsce i nie było w niej nic szokującego. Warto pamiętać, że do wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej w 1941 roku, NKWD i Gestapo ściśle ze sobą współpracowały, organizując nawet wspólne konferencje (cała seria takich konferencji odbyła się w latach 1939-1941). Nie byłoby więc nic dziwnego w tym, że Bierut – agent NKWD w ramach swej pracy kontaktował się z kolegami z zaprzyjaźnionej niemieckiej służby. Dopiero od czerwca 1941 roku taka współpraca stała się dla radzieckich agentów haniebna. Gomułka wspominając o niej, jak również sprzeciwiając się Bierutowi w paru innych kwestiach (np. był niechętny kolektywizacji) ukręcił na siebie bicz. W sierpniu 1948 roku przebywający na Kremlu Bierut uzyskał zgodę Stalina na usunięcie Gomułki z życia politycznego, co wykonał niezwłocznie po powrocie do kraju. Pomiędzy 15 a 21 grudnia 1948 roku, powstała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Następnego dnia po jej utworzeniu Bolesław Bierut został I Sekretarzem KC PZPR, obejmując w ten sposób dwa najważniejsze stanowiska w państwie. I rozpoczął swoje krwawe rządy, których nie przerwało ani nie zmieniło zlikwidowanie w 1952 roku stanowiska prezydenta Polski.
Krew tysięcy ludzi na rękach
Zaczął od usunięcia z partii osób powiązanych z Gomułką, czym doprowadził do zdominowania PZPR przez „skrzydło” stalinowskie. Aby umocnić władzę Stalina w Polsce doprowadził też do zwiększenia liczby sowieckich doradców w wojsku i milicji, 24 lutego 1949 roku stanął na czele Komisji Biura Politycznego KC PZPR ds. Bezpieczeństwa Publicznego, nadzorującej aparat represji stalinowskich w Polsce, a w końcu 9 listopada 1949 roku powołał Konstantego Rokossowskiego na stanowisko marszałka Polski i ministra Obrony Narodowej. To Bierut stał na czele komisji przygotowującej Konstytucję PRL 1952 roku (poprawki na projekcie nanosił sam Stalin). Razem z Bermanem zaproponował zmianę hymnu i godła Polski, na co Stalin jednak nie wyraził zgody, zdejmując tylko orłowi koronę i wprowadzając nieznaczne zmiany w wyglądzie godła. Ale pogłębienie uzależnienia Polski od Związku Radzieckiego to oczywiście nie wszystko. Bierut jest współodpowiedzialny za aparat terroru w powojennej Polsce. Poinformowany przez swego „przyjaciela” Iwana Sierowa wiedział o planowanym porwaniu szesnastu przywódców państwa podziemnego i nie zrobił nic, by ich ostrzec. To on był bezpośrednio odpowiedzialny za sfałszowanie wyników referendum 1946 roku oraz uwięzienie kardynała Wyszyńskiego (uzyskał na to zgodę Moskwy, co prowadzi do wniosku, że aresztowanie prymasa to był jego pomysł). Według szacunków IPN w okresie rządów Bieruta represjom poddanych zostało 100 tys. osób. Ale to nie wszystko. Bierut wprowadził iście stalinowskie metody na „dyscyplinowanie” społeczeństwa. W okresie 1948–1956 liczba robotników skazanych na kary porządkowe za nieprzestrzeganie ustawy o „socjalistycznej dyscyplinie pracy” wyniosła ok. 1 miliona. W okresie 1948-1955 każdego roku orzekano karę grzywny za niewywiązywanie się z przymusowych dostaw obowiązkowych w stosunku do 1,5 miliona rolników. Pod koniec 1951 roku w aresztach znajdowało się ok. 900 księży, a lista potencjalnych „wrogów ustroju”, prowadzona przez MBP, sięgnęła 1 stycznia 1953 roku ok. 5,2 miliona ludzi (w 1954 roku wzrosła o milion). Na wspomnianej liście mógł znaleźć się każdy – Bierut „wydał walkę propagandzie szeptanej”, którą była nie tylko krytyka ustroju czy komunistycznych władz, ale nawet opowiadanie dowcipów na ich temat. Za takie „przestępstwo” można było trafić za kratki nawet na 10 lat. I przyznać trzeba, że Bierut z tej możliwości korzystał – tysiące ludzi trafiło do więzień (tylko w 1950 roku było 4500 osób). Bierut miał świadomość metod śledczych stosowanych przez UB osobiście zapoznawał się z protokołami przesłuchań i robił na ich marginesach notatki ze wskazówkami dla śledczych, proponując „warianty przesłuchań”, wśród których „piątym” były tortury. Jako prezydentowi przysługiwało mu prawo łaski w stosunku do tysięcy osób skazanych na karę śmierci. Nie korzystał z niego, nawet jeśli skazani (lub ich „pełnomocnicy”) o takie prawo występowali. Pod tym względem liczbę jego ofiar szacuje się na 2500. Z prawa łaski nie skorzystał m.in. w stosunku do Ksawerego Grocholskiego-żołnierza Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (WiN), rotmistrza Witolda Pileckiego, Adama Doboszyńskiego- członka Stronnictwa Narodowego, redaktora pism „Jestem Polakiem” i „Walka”, Łukasza Cieplińskiego- żołnierza AK, po wojnie dowódcy IV komendy Win, Zygmunta „Łupaszki” Szendzielorza- dowódcy I Wileńskiej Brygady AK, sanitariuszki z jego oddziału – „Inki” – Danuty Siedzikówny, która w chwili śmierci nie miała nawet osiemnastu lat, Władysława Minakowskiego- lotnika RAFu, czy w końcu Emila Augusta Fieldorfa „Nila”. Zamordowani byli chowani potajemnie, w nieznanych do dziś miejscach, tak że ich groby mają charakter tylko symboliczny, w przeciwieństwie do okazałego sarkofagu Bieruta na warszawskich Powązkach.
Śmierć
W 1953 roku umarł Józef Stalin. Bierut nie skorzystał z możliwości złagodzenia polityki sowietyzacji Polski. Wręcz przeciwnie – rozbudowywał kult Stalina.
To właśnie po śmierci dyktatora Katowice zostały przemianowane na Stalinogród a budowany Pałac Kultury i Nauki zyskał imię Józefa Stalina (nawiasem mówiąc napis przypominający o tym fakcie był widoczny pod neonowym napisem od strony ulicy Marszałkowskiej jeszcze kilka lat temu). Do połowy lat pięćdziesiątych kult zarówno Stalina jak i samego Bieruta był w Polsce bardzo pieczołowicie budowany poprzez wszelkie przejawy „sztuki” – wiersze, piosenki, „powieści” i „wspomnienia”, plakaty i obrazy oraz Polską Kronikę Filmową, ukazującą go jako polski odpowiednik „słońca ludzkości”. Słynne stały się zdjęcia Bieruta z dziećmi (na jednym z nich trzyma na ręku córkę zasłużonych komunistów – Agnieszkę Holland), czy z sarenką noszoną na rękach przez tego miłośnika polowań. W lutym 1956 roku Bierut po raz kolejny pojechał do Moskwy, skąd rządy sprawował już Nikita Chruszczow, na zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. To właśnie wtedy Chruszczow odczytał tajny referat demaskujący zbrodnie stalinizmu „O kulcie jednostki i jego następstwach”. (Kopia tego referatu jako tajny dokument trafiła do PZPR, skąd jej kopię wyniósł i przekazał zachodnim dziennikarzom zasłużony działacz tej partii, posiadający dostęp do tajnych akt – Henryk Holland – ojciec Agnieszki Holland. Oczywiście ogrom zbrodni w niej opisanych, o których wiedział zanim odczyt Chruszczowa powstał, nie skłonił ojca reżyserki do wystąpienia z partii). Odczyt Chruszczowa miał tak wstrząsnąć i tak już schorowanym Bierutem, że 12 marca 1956 roku zmarł. I tu właśnie pojawiają się kolejne wątpliwości.
Matrioszka?
Po pierwsze – zgon nastąpił dwa tygodnie po odczycie, trudno więc zakładać, że przyczyną śmierci był „wstrząs” spowodowany jego treścią. Po drugie – od początku podawano sprzeczne informacje dotyczące medycznych przyczyn śmierci Bieruta. Pierwszy komunikat mówił o zatorze tętnicy płucnej, będącej następstwem „czegoś na pograniczu grypy i zapalenia płuc” (a obie te choroby nie są zazwyczaj spowodowane „wstrząsem”), drugi, wydany dzień później – o „zawale serca”. Polska „ulica” natychmiast stwierdziła, że Bierut został otruty albo zamordowany w bardziej „bezpośredni” sposób, i dorzuciła wbrew zalewającym się łzami oficjalnym komunikatom własne komentarze – w stylu „pojechał w salonce, wrócił w „jesionce” albo „pojechał w futerku a wrócił w kuferku”. Okoliczności śmierci stalinowca pozostają do dziś niejasne a podsyca je teoria o Bierucie – matrioszce. Według części historyków, w tym zmarłego w 2009 roku profesora Pawła Wieczorkiewicza, w 1943 roku do kraju przerzucono sowieckiego agenta – sobowtóra Bieruta a on sam powrócił znacznie później i na „krótko”. Profesor Wieczorkiewicz powoływał się przy tym na relację oficera ochrony Bieruta opisującego zdarzenie, które miało miejsce w Krakowie w Hotelu Francuskim w 1947 roku, kiedy to do „Bieruta” strzelił pułkownik NKWD. Ochrona prezydenta zastrzeliła enkawudzistę ale on sam zdążył zabić Bieruta.
Po stwierdzeniu zgonu prezydenta, przerażeni ochroniarze nie bardzo wiedzieli, co robić. Powstałe zamieszanie uspokoił sam… Bierut, który pojawił się pół godziny później i stwierdził, że nic się nie stało. (Oficjalne źródła mówią o trzech „nieudanych” zamachach na życie prezydenta.) Do tego doszły późniejsze relacje dotychczasowego otoczenia „Bieruta”, podnoszącego, że nastąpiła w nim jakaś „zmiana”, że zaczął unikać i nie poznawać ludzi. Za tym, że „Bierut”, to nie Bierut, tylko podstawiony sowiecki agent miało też przemawiać upodobanie prezydenta do polowań – ulubionej rozrywki sowieckich dygnitarzy i agentów. Również ochrona prezydenta składała się prawie wyłącznie z Rosjan, którym ufał najwyraźniej bardziej niż Polakom. W dodatku wszystkie zachowane „wspomnienia” mówią, że Bolesław Bierut był bardzo nieśmiały i małomówny. Mogły to być próby ukrywania się przed zdemaskowaniem a nie cechy charakteru. Czy Bieruta – agenta sowieckiego mogła rozpoznać rodzina? Nie za bardzo. Bierut był związany uczuciowo z wieloma kobietami ale z żadną w jakiś szczególnie silny sposób. Jego pierwsza żona – komunistka Małgorzata Fornalska została rozstrzelana przez Niemców w 1944 roku, z drugą – Janiną Górzyńską nie utrzymywał kontaktów (poza luźnymi „przyjacielskimi” relacjami) a w okresie prezydentury był już związany ze swoją sekretarką – Wandą Górską. Oficjalnie mieszkający w Belwederze Bierut częściej zaszywał się w którymś z licznych rządowych ośrodków. W Belwederze odbywał w zasadzie tylko oficjalne spotkania i jak byśmy to dziś określili – sesje zdjęciowe na potrzeby komunistycznej propagandy. Oczywiście Bierut miał dzieci – córkę z pierwszego małżeństwa Aleksandrę Jasińską – Kania (ur. w 1932 roku) oraz potomków z Janiny Górzyńskiej – syna Jana Chylińskiego – urodzonego w 1925 roku późniejszego ambasadora Polski w Bonn oraz córkę Krystynę Bierut-Maminajszwili (1923 – 2003). Czy mogły one rozpoznać i zdemaskować agenta podstawionego zamiast ich ojca? Teoretycznie tak, ale pamiętać trzeba, że ich dzieciństwo przypadło na lata przedwojenne i wojenne, kiedy tatuś odbywał szkolenia w ośrodkach NKWD albo zajmował się działalnością agenturalną na rzecz swoich szefów, więc siłą rzeczy te kontakty były ograniczone. Również po wojnie Bierut nie utrzymywał zbyt ścisłych kontaktów z rodziną. Jeśli rzeczywiście „prawdziwy Bierut” został zastąpiony agentem sowieckim w 1947 roku, to dzieci, które nie miały z ojcem ścisłych kontaktów, mogły go nie rozpoznać, co więcej – mogły być przekonane, że człowiek, do którego mówią „tato”, rzeczywiście jest ich ojcem. Łatwiej mogła go zdemaskować żona ale po wojnie nie utrzymywał już z nią ścisłych (zwłaszcza małżeńskich) relacji, a podczas krótkich spotkań czy rozmów telefonicznych mogła się nie zorientować, że to nie jej (były) mąż (w końcu – ludzie się zmieniają). W dodatku wśród lubelskich „towarzyszy” miały krążyć plotki, że „prawdziwy Bierut” był homoseksualistą i karierę komunistyczną rozpoczął przez łóżko jednego z lubelskich spółdzielców. Informacje o tym, że Bierut to matrioszka zastąpiona w odpowiednim momencie sowieckim agentem miał posiadać wspomniany generał Świerczewski oraz Piotr Jaroszewicz. (Na marginesie – „matrioszek” miało być w Polsce więcej – jedna z nich żyje i „działa” do dziś). Wszystkie powyższe informacje brzmią bardzo nieprawdopodobnie, ale biorąc pod uwagę praktyki stosowane w ZSRR, wcale nie są wykluczone. Stalin miał na przykład czternastu sobowtórów, którzy z powodu obsesyjnego lęku generalissmusa przed zamachem, jeździli na wizytacje w fabrykach oraz przyjmowali zagraniczne delegacje. Jaroszewicz, który sam był sowieckim agentem z pewnością wiedział, co mówi. Taka zamiana tłumaczyłaby bardzo wiele zachowań Bieruta, przede wszystkim jego nieprawdopodobny wprost serwilizm wobec Stalina, trudny do zniesienia nawet dla polskich komunistów oraz reprezentowanie przede wszystkim interesów Kremla a nie Polski. W dodatku sowiecki agent występujący jako Bierut oddając faktyczną władzę w ręce Bermana i Minca mógł spokojnie obserwować „rozwój wypadków” i jeździć do Moskwy składać raporty i odbierać wytyczne. Jest też zupełnie oczywiste, że w momencie nawet częściowego zdemaskowania stalinowskich zbrodni, agent, który Bieruta zastępował, przestał już być potrzebny a wręcz przeciwnie – stał się bardzo niewygodny, co spowodowało jego zlikwidowanie. Czy to prawda? Jeśli rzeczywiście prawdziwy Bolesław Bierut był matrioszką zastąpioną sowieckim agentem, to informacje na ten temat mogą znajdować się tylko na Kremlu razem z informacjami o innych matrioszkach jako jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic kolejnych jego władców. Pomocne mogłyby okazać się badania DNA, ale po pierwsze do ich przeprowadzenia konieczna byłaby ekshumacja szczątków Bieruta (o ile nie uległy jeszcze rozkładowi), po drugie stuprocentowo pewny materiał porównawczy w postaci DNA jego dzieci. Wątpliwe jest zatem, by ktokolwiek na takie badania się zdecydował i zdementował lub potwierdził teorię o matrioszkach. Najprawdopodobniej więc teoria ta pozostanie jedynie wyśmiewaną przez Salon teorią a Polacy nadal będą wiedzieli o Bierucie „wszystko”, czyli nic.
Aldona Zaorska • warszawskagazeta.pl
http://www.prisonplanet.pl/polityka/falszywi_polacy_bierut,p296179941
Fałszywi Polacy. Bierut alias Wagner alias Iwaniuk alias Rotenschwanz. Prawica, konserwatyści, Narodowcy etc. co to jest? #3Dr Jerzy Jaśkowski
Polska
2013-05-20
Kontynuacja artykułu
: Fałszywi Polacy. Selman Rufin alias Dzierżyński. Prawica, Konserwatyści, Narodowcy etc. co to jest? #2
Drugim po Rufinie Selimie Dzierżyńskim rzekomym polakiem wg P.Chr 24 jest niejaki
“Bolesław Bierut”. I tego pana życiorysy są bardzo dziwne w zależności od witryny. Osobnik najczęściej w Polsce nazywany Bolesławem Bierutem- [BBR]- urodzony 18.04.1892 roku we wsi Rury Brygidkowskie, znany był także jako: Jerzy Bolesław Bielak, Bolesław Birkowski, Jan Iwaniuk, Anatol, Bielak, Borzęcki, Janowski, Mietek, Mikołaj, Tomas, Tomasz Biały, Wack, Wagner, Rotenschwanz [Czerwony ogon]. Tak więc trudno powiedzieć, które nazwisko jest prawdziwe, tym bardziej, że osobnik ten podróżował często i przez dłuższe okresy czasu przebywał w kilku krajach. Parę zdań niżej Wikipedia podaje, że pochodził z chłopskiej rodziny spod Tarnobrzegu.
Wg Wikpedii w 1899 lub 1900 roku rozpoczął naukę w 5 klasowej szkole powszechnej. Dowiadujemy się, że po pierwsze urodził się w państwie: - Cesarstwo Moskiewskie, czyli był obywatelem rosyjskim i naukę rozpoczął w szkole rosyjskiej w okresie panowania w tym zaborze stanu wojennego. Po drugie, trudno ustalić nawet początek rozpoczęcia nauki w szkole. W 1905 roku podobno brał udział w strajku szkolnym za co został usunięty z ostatniej klasy. Od 1906 roku został pomocnikiem murarskim w Lublinie. I mamy kolejny problem. CHŁOPIEC 14 LETNI ze wsi, zostaje pomocnikiem murarskim w mieście Lublinie? Biorąc pod uwagę początek XX wieku i panujące zwyczaje nie jest to możliwe.
Od 1912 roku pracował już jako zecer w drukarni Raczkowskiego i B. Drue. Kolejny problem. Osobnik, który nie ukończył 5 lat szkoły podstawowej, a potem przez 6 lat pracujący fizycznie jako pomocnik murarza - czyli podaj, przynieś, wynieś, zostaje zecerem czyli kimś umiejącym dobrze czytać i pisać? Jak widać twórcy tego życiorysu nie zawracali sobie głowy szczegółami. Twórcą tego oficjalnego życiorysu powstałego ok. roku 1952 był Józef Kowalczyk. W tym okresie BBR był u szczytu powodzenia. Od 1910 roku BBR należał do kółka robotniczego prowadzonego przez Jana Hempl [bardzo ciekawa postać, o tym innym razem]. W tym roku młody BBR miał 18 lat. W 1912 roku wstąpił do PPS- lewicy. Działał również w sekcji odczytowej Lubelskiego Towarzystwa Społeczno - Oświatowego i Przyszłości. I znowu problem, 20 letni robotnik fizyczny działa jako wykładowca?
Od końca 1912 do 1914 roku był pomocnikiem geometry w Lublinie. Ale parę zdań wcześniej podano, że był zecerem w tym samym czasie, a jednocześnie przejściowo pracował jako zecer w drukarni w Warszawie. Jak wiadomo, geometra to jest taki zawód, że można być jednocześnie zecerem w Lublinie i Warszawie, ponieważ to tylko ok. 200 km. Nasz osobnik był wyjątkowo wszechstronnie wykształconym czeladnikiem, mógł jednocześnie jeździć po polach dokonując pomiarów geodezyjnych w terenie i składać książki. Po rozpoczęciu I Wojny Światowej dostał pracę w sklepie Lubelskiej Spółdzielni Spożywców [u tego samego Hempla] i już w 1916 roku zostaje kierownikiem handlowym tej spółdzielni. Zmuszony do ukrywania się, z jakiego powodu nie wiadomo, już w 1917 roku [nadal wojna], czyli po 3 latach wojny, wyjeżdża do Warszawy. Warto wspomnieć, że w tym okresie Lublin i Warszawa były w tej samej strefie działań wojennych tj. niemieckiej. Więc jak się ukrywał kierownik handlowy spółdzielni jeżdżąc po terenie działań wojennych? Niestety autorzy Wikipedii nie wyjaśniają tego ciekawego przecież przypadku. Od grudnia 1918 roku należał do Komunistycznej Partii Polskiej czyli wywiadu Kominternu - Sowietów, na Polskę. Warto podkreślić, że Polska jako państwo powstała dopiero w listopadzie 1918 roku. Czyli ten wszechstronny osobnik przez pierwsze 26 lat swojego życia, był obywatelem rosyjskim. W obronie powstającego państwa Polskiego przed nawała bolszewicką, nie brał oczywiście udziału. W 1920 roku razem z J.Hemplem występował na I Zjeździe ZRSS. W 1921 roku wstąpił ponownie do KPP, nie podano kiedy wystąpił wcześniej. W 1923 roku zostaje aresztowany w Zagłębiu Dąbrowskim, ale nie podaje się z jakiego powodu.
Od 1924 roku jest już etatowym pracownikiem KPP i od maja 1925 roku przebywa na kursach w Moskwie. Moskwa to wówczas już stolica oddzielnego państwa. Powszechnie wiadomo, że w owych czasach można było sobie ot tak wyjeżdżać na kursy do sowietów. Szczególnie w dobie kryzysu powojennego człowiek bez zatrudnienia wyjeżdżał na wycieczki do innego kraj. W Moskwie został zwerbowany na agenta Razwiedpuru, czyli wywiadu wojskowego Sowietów. Na owym kursie odbył szkolenia z zasad konspiracji, pracy wywiadowczej i sabotażowej. Po powrocie do Polski został kierownikiem Centralnej Techniki KPP i w listopadzie ponownie jedzie do Moskwy na dalsze szkolenie. Tym razem już w Międzynarodowej Szkole Leninowskiej, czyli wywiadzie międzynarodowym Kominternu. Po skończeniu nauki zostaje wysłany z różnymi zadaniami do Austrii, Czechosłowacji i Bułgarii. Z Bułgarii musiał uciekać do Moskwy z obawy przed aresztowaniem.
Tak więc rzekomy Polak działający w wywiadzie sowieckim, bez
“znajomości jakichkolwiek języków” wyjeżdża na placówki zagraniczne Kominternu. Przyznacie Drodzy Państwo, że to bardzo dziwna sytuacja. O wiele bardziej prawdopodobna jest teza, że znając idish i rosyjski doskonale porozumiewa się z innymi
“rewolucjonistami”. W 1932 roku wraca do Warszawy i kieruje wydziałem wojskowym KPP [jest agentem GRU czyli wywiadu wojskowego obcego państwa - Gławnoje Razwiedywatielnoje Uprawlijenie - czyli razwietka. Gen. W. Jaruzelski vel Wolski alias Słuck.... alias Ma .....także mówił, że był w razwietce]. W GRU nosił
“nasz” bohater nazwisko Rutkowski. Z tego powodu zostaje aresztowany w 1933 roku. Został skazany na 7 lat więzienia. W 1938 roku dzięki amnestii opuścił mury więzienia. Jest to bardzo dziwne, ponieważ z innych źródeł wiadomo, że jako pułkownik NKWD w 1935 roku spotykał się w Gdańsku - Oliwie z przyszłym gauleiterem Forsterem [w domku przy ul. Piastowskiej 28].
Zbrodnia na Morzu Białym 1940.
W 1939 roku ucieka do Lublina, ale w tym samym roku wraca do Warszawy, po to, aby już w październiku uciec do swoich, do Białegostoku, zajętego przez Armię Czerwoną. Dobrowolnie zrzeka się obywatelstwa polskiego? i otrzymuje obywatelstwo sowieckie. Już oficjalnie. Wikipedia podaje, że uciekł nie do Białegostoku ale do Kijowa, a w 1941 roku przeniósł się do Mińska [sam] gdzie pracował w okresie okupacji niemieckiej w radzie miasta, a konkretnie w wydziale Aprowizacji Zarządu Miasta. Nie ma żadnych wątpliwości, że była to kolaboracja możliwa tylko dzięki odpowiednim znajomościom. Inna wersja podaje, że do Mińska przywiozło go Gestapo. Co by potwierdzało wcześniejsze dobre kontakty z Gestapo i otrzymanie tego stanowiska. Tak więc dzięki swoim znajomościom pierwsze lata wojny upływały BBR- Czerwonemuogonowi, całkowicie znośnie. Problemów żywnościowych nie miał.
Na rozkaz Stalina w 1943 roku wyjeżdża do Warszawy, w ramach tzw. grupy inicjatywnej PPR. Znany był wtedy pod nazwiskiem Bolesław Birkowski. Dnia 05 sierpnia 1944 roku zostaje wezwany do Moskwy. Jak widzicie Państwo w czasie wojny takie wyjazdy dla odpowiednich osób, nie stanowiły problemu. Chyba, że weźmiemy to jako potwierdzenie ścisłej współpracy Gestapo z NKWD, co wielokrotnie podkreślali polscy historycy. Już 12 styczna 1944 rok Bierut alias Iwaniuk alias Wagner etc. zadeklarował Stalinowi:
“Jesteśmy tu by w imieniu Polski żądać, by Lwów należał do Rosji”. Tak oto ten obywatel sowiecki występował jako
“Polak”. W ten sposób pułkownik NKWD zostaje oddelegowany na stanowisko namiestnika, czyli prezydenta
“niezależnego” państwa polskiego. O seksualnych wyczynach BBR nie będę pisał, ponieważ w grze wywiadów trudno odróżnić związki zawodowe od osobistych. Tak więc, nie można powiedzieć z którą przypisywanych mu kobiet żył naprawdę, a która była fałszywką operacyjną i np. kontrolowała pana pułkownika. Podobnie jak to się działo z niejaką Bryner i Jasienicą. Więcej o tych sprawach można się dowiedzieć z książki Informacja Wojskowa w Gdańsku- IPN. Bierut jak każdy uzurpator poruszał się po Polsce z liczną obstawą sowiecką, której dowódcą był płk Faustyn Grzybiwski od 1944 roku szef UB w Białymstoku i Wrocławiu. W tym czasie były przeprowadzone 3 próby zamachów na tego degenerata w 1951, 1952 i 1953 roku. Zamachowcy zostali zabici na miejscu. Jest to ciekawe spostrzeżenie, ponieważ zazwyczaj prowadzi się gruntowne śledztwo w celu wykrycia mocodawców, wspólników itd.
Potem, aż do śmierci,
“spokojnie“ rządził Perewiślanym Krajem o nazwie Polska Rzeczpospolita Ludowa. Ślady jego publicznej działalności można znaleźć wszędzie. Np. na Pomorzu w dniu 26 maja 1947 roku, w Zielone Świątki, w Kościerzynie, Elżbieta Zawadzka agent polsko - języcznej grupy gestapo [obecnie przedstawiana jako gen. AK], organizuje uroczystość na którą przyjeżdża płk NKWD i agent Gestapo w jednej osobie Bolesław Bierut. [od co najmniej 1935 roku współpracujący z gestapo] oraz inny agent Gestapo Michał Rola Żymierski wraz z pierwszym premierem komunistycznego Rządu w Polsce - Edwardem Osóbką Morawskim. Uroczysty zjazd był poświęcony nadaniu honorowego obywatelstwa Kościerzyny-- B.Bierutowi i M. Roli Żymierskiemu [Kalendarz Gdański z 1985 r. str 115]. W zamian
“Honorowi Obywatele” odznaczyli Jana Szalewskiego i Aleksandra Arendta, Medalem Zwycięstwa i Wolności [gazeta 27 maja 1947 Gryf Kościerski]. Uroczystość została uświęcona mszą polową. W ten sposób wzajemnie się popierając sugerowali, że są
“Polakami i Katolikami”.
W celu wprowadzenia sowieckiego prawa BBR stale pogłębiał represje. I tak, karą za tzw. szeptaną propagandę było do 5 lat więzienia art. 22 Małego Kodeksu Karnego z 1946 roku lub 10 lat więzienia na podstawie art. 29 M.K.K z 1946 roku. Kodeks ten przetrwał Bieruta -Iwanika - Wagnera o wiele lat, bo aż do 1969 roku. Spolegliwi prawnicy posługiwali się nim szczodrze. Przykładowo tylko w 1950 roku skazano na jego podstawie 4500 osób, z czego 58% to byli chłopi i robotnicy, w państwie dyktatury robotników i chłopów. Jak podawał to inny agent NKWD, MI6 i CIA Józef Światło: BBR własnoręcznie podpisywał zgodę na stosowanie tortur. Wręcz lubował się w nich. Przypomnieć trzeba, że to właśnie w tym okresie topiono w barkach, w Zatoce Gdańskiej strajkujących robotników o czym się dzisiaj nie chce pamiętać. Sfałszowano wybory i referendum w 1946 roku. Ale niewątpliwie Czerwonyogon cieszył się sympatią swoich. Tak np. Julian Tuwim deklarował cyt:
“Dla uczczenia 60- tej rocznicy Waszych urodzin zobowiązuję się dokończyć przed 1 maja br. przekład poematu Mikołaja Niekrasowa.“ Komu się na Rusi dobrze dzieje”.
Chcąc posiadać pełniejszy zakres władzy, w związku ze zbliżającą się wojną w Korei 24 lutego 1949 roku objął przewodnictwo Komisji Biura Politycznego KC PZPR ds Bezpieczeństwa Publicznego. Zmarł samodzielnie lub nie, podobno 12 marca 1956 roku, dokładnie o godzinie 21.30 w Moskwie. Jest to o tyle niepewne, ponieważ w tym okresie przeprowadzano czystki w Moskwie wśród personelu popierającego Stalina, po jego zamordowaniu. Pułkownik Iwanow - Wagner alias Bierut - Rotenschwanz [Czerwonyogon] należał do grupy twardych stalinowców. I chcą nam wmówić, że ten osobnik był Polakiem. Na jakiej podstawie? Czy to dalszy ciąg hucpy z
“polskimi obozami zagłady”?
Ostrożnie należy przyjmować wszelkie informacje podawane w tzw. mediach głównego nurtu. Nie znalazłem żadnego artykułu podawanego w wielonakładowym czasopiśmie, który podawałby prawdziwe informacje. Najczęściej 80- 90% zawartości to nic nieznaczące, chociaż prawdziwe detale, a pozostałe 20% to wciskana dezinformacja mająca za zadanie oszukanie społeczeństwa. Obowiązuje zasada:
“Czym więcej dezinformacji, tym trudniej będzie się im połapać”. Proszę zauważyć, że pomimo upływu ponad 20 lat do rzekomych zmian, żaden zawodowy, czyli przez społeczeństwo opłacany historyk, Instytut IPN nie brał się za przeprowadzenie weryfikacji tych ludzi.
Najlepszym dowodem, że wszystko jest po staremu jest ten monument na Powązkach.
Grób Bolesława Bieruta na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie A Rosjanie umieli z Kremla wyrzucać.
I to by było na tyle.
Dr Jerzy Jaśkowski SFMRM Kontakt do autora: jjaskow@wp.pl
https://www.salon24.pl/u/albatros/714754,ring-bokserski-gazeta-polska-kontra-gazeta-wyborcza,2
Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka