Mądrość Jagiełły inspirowanego Duchem Świętym po odprawieniu Mszy ŚWIĘTEJ RYTU TRYDENCKIEGO jest godna podziwu.
Jego wojowie siedzieli w lesie w " krzakociach" w cieniu. Dzień był wyjątkowo upalny. Jak pisze Jan Długosz. Kronikarz Bitwy pod Grunwaldem.
"Zapuszkowani" rycerscy pyszni idioci rwąc się do bitwy prażyli się w słońcu. Pot im do d...py spływał.
Dwa nagie miecze w poselstwie Pruskim dały początek tej strasznej dla nich rzezi. I ich upadek.
ROK A.D. 2017
Po bitwie przyszła burza . Krew kiwiecia recerskiego wsiąkła w polską ziemię.
Tak kończą Ci którzy którym z powodu własnej pychy, Bóg rozum odbiera.
Rzeczypospolita Jagiellonów mogła się spokojnie rozwijać do czasu intryg i knowań ze strony Rodaków.
Polska Piastów i Jagiellonów - PawełJasienica żołnierz majora Szyndzielarza "ŁUPASZKI" - inwigilowany przez własną żonę na usługach UB i SB.
19 marca 1968 roku prawdziwe nazwisko Pawła Jasienicy – Leon Lech Beynar – usłyszała cała Polska z ust Władysława Gomułki, który na wiecu w Sali Kongresowej wskazywał winnych tzw. wydarzeń marcowych.
W ustach I sekretarza KC PZPR jednym z głównych oskarżonych stał się właśnie Beynar, pod nazwiskiem Jasienicy znany jako autor historycznych bestsellerów: „Myśli o dawnej Polsce", „Polska Piastów", „Polska Jagiellonów".
Zdumionemu narodowi towarzysz Wiesław oznajmił, że wzięty pisarz w czasie wojny był prawą ręką „Łupaszki", w „bandzie" którego podpalał po wojnie wsie i zabijał niewinnych ludzi. Beynara, aresztowanego w 1948 roku, zwolniono z powodów – zaakcentował mówca – mu znanych. W ten sposób Jasienica został przez Gomułkę potrójnie unicestwiony: jako człowiek ukrywający tożsamość (zapewne Żyd), bandyta strzelający do chłopów na Białostocczyźnie, wreszcie jako ubecka wtyka, która wydała władzom towarzyszy broni (w tym samego „Łupaszkę", mjra Zygmunta Szendzielarza – dowódcę V Brygady Wileńskiej AK, aresztowanego również w 1948 roku, a dwa lata później skazanego na karę śmierci i straconego).
Twórczość znakomitego, poczytnego pisarza objęto całkowitym zakazem druku. O tym, by z partyjnym przywódcą polemizować, nie mógł nawet pomarzyć. Bronił jednak swego dobrego imienia, wysyłając pod różne adresy – redakcji i osób prywatnych – tekst odpierający pomówienia Gomułki. W tym „Fragmencie życiorysu" wyjaśniał, że służbę u „Łupaszki", który zdążył mianować go swym zastępcą, zakończył w sierpniu 1945 roku i z późniejszą jego działalnością nie miał nic wspólnego. Przypominał, że i Zygmunt Szendzielarz, i jego podkomendny o pseudonimie Wiktor aresztowani zostali wcześniej, a jego zatrzymano w tzw. kotle urządzonym przez UB w mieszkaniu siostry „Wiktora". Przedstawiał również okoliczności swego zwolnienia z więzienia, w którym przesiedział dwa miesiące. Po skutecznej interwencji Bolesława Piaseckiego, który za niego poręczył, zapewniając, że Jasienica nie należy do żadnej konspiracji, uwolniła go dyrektor departamentu politycznego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, sławna Julia Brystygierowa, mówiąc: „Wyjdzie pan na wolność, zobaczymy, czy się to ojczyźnie opłaci".
Szuflada pisarskiego biurka
Pisarz wiedział, że najbliższe mu środowisko zna prawdę o nim, także o jego pochodzeniu, z korzeniami – jeśli już, to tatarskimi. Miał też świadomość, że nie prowadził akcji w Narewce, gdzie zginęli czterej sprzyjający komunistom chłopi, a „w Boćkach i Siemiatyczach [zdarzyć się tam miały podobne wypadki – przyp. K.M.] nie był nigdy w życiu, nie spalił żadnej wioski, białoruskiej ani innej". Wyjaśnienia Jasienicy trafiły jednak do ograniczonej liczby osób, tak jak ograniczony był zasięg czytelników paryskiej „Kultury", a nawet słuchaczy Radia Wolna Europa. Tymczasem wielu ludzi zapamiętało oszczerstwa Gomułki, biorąc je za dobrą monetę, czytało też to, co wypisywali o Jasienicy Ryszard Gontarz i inni marcowi propagandyści. Autor „Polski Piastów" był tym zgnębiony, co niewątpliwie – obok nieuleczalnej choroby nowotworowej – przyspieszyło jego zgon w 1970 roku. Miał 61 lat.
Jego ostatnią, nieukończoną książką był „Pamiętnik", w którym m.in. stwierdzał z goryczą: „Nie wiem, nikt nie może mi zaręczyć, jaki będzie los tych pokrytych pismem kartek, czemu i komu one posłużą. Mój dom wcale nie jest moją twierdzą. Nie jestem panem szuflady własnego biurka". Autor tych słów nie wiedział nawet, do jakiego stopnia prawdziwe są jego słowa. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że Służba Bezpieczeństwa ulokowała swojego agenta tak blisko niego. Na pisarza donosiła bowiem jego druga żona – Zofia Nena Beynarowa, z którą ożenił się w 1969 roku.
Był historykiem z wykształcenia i zamiłowania, autorem nie tylko słynnej trylogii z dziejów Polski („Polska Piastów", „Polska Jagiellonów", „Rzeczpospolita Obojga Narodów"), ale także książki o Annie Jagiellonce – „Ostatnia z rodu" – i pasjonujących reportaży archeologicznych z zamierzchłej przeszłości, takich jak „Słowiański rodowód", czy wreszcie wydanych już po jego śmierci szkiców „Polska anarchia" i „Rozważań o wojnie domowej" poświęconych wojnie we francuskiej Wandei, ale w równym stopniu dotyczących dziejów zawsze najbliższych Pawłowi Jasienicy – polskich.



Czy Ci którzy piszą o Smoleńsku, poszukując Prawdy też muszą być czujni?.
Własna logika historii
Paweł Jasienica jak mało kto był predestynowany do zajmowania się wojną domową. Był oficerem Armii Krajowej, uczestnikiem operacji wyzwalania Wilna, a po rozbiciu wileńskiej AK przez Sowietów adiutantem mjra Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki", dowódcy ugrupowania partyzanckiego walczącego na Białostocczyźnie. Po latach napisał: „Każda wojna domowa ma to do siebie, że z biegiem czasu staje się coraz bardziej okrutna. Historia nie zna wyjątków od tej reguły".
Wojna domowa w Wandei rozpoczęła się, można by rzec, niczym powstanie styczniowe – od „branki". Państwo miało dostarczyć 300 tys. rekrutów, w tym Wandea 4 tys. ludzi. „Niejeden z młodych Wandejczyków, co polegli w masakrach pod Cholet, Mans czy Savenay – pisał Paweł Jasienica – mógłby doczekać szlif oficerskich lub generalskich nawet, Pruskiej Iławy albo Borodina i tam dopiero ducha wyzionąć nie ze szkodą, lecz z pożytkiem dla ojczyzny. Historia nie grzeszy nadmiarem logiki w potocznym tego słowa znaczeniu. Posiada własną i stosuje się do niej w sposób rygorystyczny".
„Jakaż szkoda – wzdychał Aleksander Hall, autor posłowia do wznowionych nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka »Rozważań o wojnie domowej« – że błyskotliwy, mądry, ale krótki esej Pawła Jasienicy o rewolucji i kontrrewolucji we Francji był ostatnią jego pisarską wypowiedzią na ten temat. A tak by się chciało przeczytać rozwinięcie tez zawartych w »Rozważaniach o wojnie domowej«".
Co w Biskupinie, co w Niemczy
W dorobku pisarza wyjątkowe znaczenie ma trylogia dziejów Polski od zarania naszej państwowości do rozbiorów w końcu wieku XVIII. Tę wizytówkę Jasienicy w pierwszym rzędzie powinni poznać młodzi czytelnicy, zwłaszcza że podobnej – równie szeroko zakrojonej, a przy tym napisanej tak wspaniałym językiem – syntezy dziejów Polski przedrozbiorowej niełatwo doszukać się w naszej historiografii. Jego twórczość w pełnym świetle stawiają jednak dopiero mniej znane tytuły, bo to po ich lekturze ukazuje się całościowy wizerunek tego pisarza, publicysty i reportażysty, zajmującego się nie wyłącznie historią, ale niewątpliwie nią nade wszystko. To w jednym z esejów, zamieszczonych w „Tylko o historii", napisał: „Nie wyobrażam sobie większego nieszczęścia dla kultury niż zaniechanie sporów na temat dziejów najnowszych. Bo taka święta zgoda dowodziłaby niezbicie, że własna przeszłość przestała nas obchodzić".
Zaczytani w „Rzeczypospolitej Obojga Narodów", w swoim czasie przeżywający autorskie problemy z cenzurą utrudniającą wydanie tego dzieła, z wolna zapominaliśmy o jeszcze jednej pasji Jasienicy – archeologii. Dowodzą tego takie jego książki jak „Słowiański rodowód" czy „Archeologia na wyrywki". W latach 50. i 60. regularnie odwiedzał on rozrzucone po całym kraju stanowiska archeologiczne, pisząc kolejne reportaże o tym, co wykopano w Biskupinie, a co w Rokitnie, co w Poznaniu, a co w Opolu, co w Niemczy, a co w Szczecinie. Zwraca uwagę zachodni kierunek tych wypraw – nieprzypadkowy. Jasienica swoim piórem wspierał bowiem badania milenijne, zapoczątkowane 18 lat przed zbliżającym się tysiącleciem państwowości polskiej. Trudno czynić z tego zarzut, gdyż niezależnie od intencji władz akcentujących polskość tzw. Ziem Odzyskanych nasi archeolodzy wykonali wówczas ogromną pracę, tworząc głośną w całej Europie polską szkołę archeologii.
Niemała część poczynionych wtedy ustaleń nie wytrzymała próby czasu, ale jest faktem, że udało się w tamtych latach upowszechnić zainteresowanie archeologią, że odkryciom naukowców towarzyszyły autentyczne emocje społeczne, które przełożyć się miały na „kibicowanie" badaniom prowadzonym w Egipcie pod kierownictwem profesora Michałowskiego. Zasługi Pawła Jasienicy są w tej materii ogromne.
Wstyd czytać
Nie zestarzała się również niemała część eseistyki, powiedziałbym, historyczno-literackiej Pawła Jasienicy. Czasem dziwią wprawdzie jego chyba nazbyt kategoryczne sądy, gdy np. porównując Cerama z Kosidowskim, podkreśla wyższość drugiego czy gdy na wyrost chwali pisarstwo Zbigniewa Nienackiego (tak, tak). Zdecydowany protest budzą z kolei jego kompletnie nieodpowiedzialne, za to wybitnie koniunkturalne ataki na Józefa Mackiewicza, tym bardziej niestosowne, że w tamtych warunkach o jakiejkolwiek polemice mowy być nie mogło. Obaj adwersarze pisali do różnych odbiorców, krajowych i emigracyjnych. W związku z tym opinie ulegać mogły jedynie zaostrzeniu i nie dziwi fakt, że Józef Mackiewicz nigdy nie wybaczył Jasienicy artykułu „Moralne zwłoki szlachcica kresowego" („Świat" 1955, nr 43), przedrukowanego w tomie „Ślady potyczek". Ze szkodą dla pamięci nie Józefa Mackiewicza, lecz Pawła Jasienicy.
Kto upora się z nikczemnym działaniem żony Szymona Szechtera Niny Karsow blokującej wszelkie wydawnictwa autora Józefa Mackiewicza na temat Katynia i Kresow?
Profesor Włodzimierz Bolecki w książce o Józefie Mackiewiczu „Ptasznik z Wilna", cytując fragment „Moralnych zwłok" Jasienicy, stwierdza dobitnie: „Wstyd czytać". Bo i rzeczywiście, gdyby to jeszcze napisał ktoś inny, a nie właśnie „pogrobowiec wileńskiego okręgu AK", adiutant mjra „Łupaszki", który w lesie walczył, i owszem, a że „od miecza nie zginął", zawdzięczał to – najprawdopodobniej – takim osobom jak Bolesław Piasecki czy... Luna Brystygierowa. Poświęcone temu wystąpienie Władysława Gomułki przyjęte zostało powszechnie z oburzeniem. Nie oburzano się jednak, gdy Leopold Tyrmand w „Dzienniku 1954" też – było nie było – publicznie dziwił się faktowi „jego [tzn. Jasienicy – przyp. K.M.] wolności i nietykalności po zerwaniu z »opiekuńczym skrzydłem PAX-u«''. Komentował też Tyrmand prozę autora „Polski Piastów" i jego artykuły pisane „z pozycji sojusznika, prezentując punkt widzenia, jeśli nie marksistowski, to zaaprobowany przez marksistów punkt widzenia bezpartyjnego, lecz przychylnego, bo »dobrego« Polaka".
Włodzimierz Bolecki zaś przeprowadza charakterystyczne rozróżnienie, podkreślając, że „czytając napisaną w 1955 roku recenzję z »Drogi donikąd«, trzeba zapomnieć o Pawle Jasienicy z roku 1968. W 1955 roku Paweł Jasienica był jeszcze współpracownikiem prasy PAX-owskiej". Ośmielam się jednak zauważyć, że „Świat" nie był tygodnikiem PAX-u, rzekłbym nawet – od Bolesława Piaseckiego sytuował się jak najdalej.
Znajomy nazwiskiem Burłaj
Szkic „Krew pobratymcza" (pierwodruk w „Twórczości" w styczniu 1956 roku) czyta się już z niekłamaną przyjemnością. Jak wiele w tym eseju poświęconym „Trylogii" Henryka Sienkiewicza powiedział autor o sobie i o świecie, w którym się wychował i który go ukształtował? Przypomnę, że Leon Lech Beynar urodził się, jak Lenin, w rosyjskim Symbirsku, po rewolucji jego rodzina wyjechała na Ukrainę i tam właśnie, w Taraszczy – jak wspominał – po raz pierwszy przeczytał „Ogniem i mieczem", w 1919 roku. Naprzeciw jego domu, za sadem, było urwisko spadające ku stawowi, który nazywał się Hłybonok. Ulicą omijającą półkolem staw jeżdżono do Białej Cerkwi. Pobliskie sioło nazywało się Czaplinka, a mały Beynar miał znajomego nazwiskiem Burłaj. Czy można się dziwić, że w takich okolicznościach lektura pierwszej części „Trylogii" musiała być dla niego czymś niezwykłym? I że to z niej przyszły autor „Polski Jagiellonów" przejmie język, którego używać będzie z taką maestrią przez wszystkie lata.
Jasienica kształcił się w Wilnie, ukochanym swoim mieście. Za Stanisławem Catem-Mackiewiczem powtarzał: „Urodziłem się jako Polak, szlachcic litewski, i miłości Wilna nikt nie wyrwie z mego serca". W „Pamiętniku" dodawał: „Ale to jest moja prywatna, niepolityczna sprawa, sentyment starego człowieka". Terminował literacko w Krakowie, a od 1950 roku mieszkał w Warszawie. Był ostatnim prezesem rozwiązanego przez władze w 1962 roku Klubu Krzywego Koła. Wiceprezesował polskiemu Pen Clubowi i Związkowi Literatów Polskich. W 1964 roku podpisał „List 34", protest największych autorytetów polskiego świata nauki i kultury przeciw ograniczeniom wydawniczym i działalności cenzury.
Za zasługi dla Rzeczypospolitej i za wybitne osiągnięcia pisarskie 3 maja 2007 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Pawła Jasienicę Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.