Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
2092
BLOG

Żołnierze wyklęci - Lisowczycy

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Ale mamy tradycję ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH

 

TO ŻOŁNIERZE WŁADYSŁAWA ANDERSA PO BITWIE POD MONTE CASSINO

TO ŻOŁNIERZE TADEUSZA SOSABOWSKIEGO PO BITWIE POD ARNHEM (JEDEN MOST ZA DALEKO)

TO ŻOŁNIERZE POWSTANIA WARSZAWSKIEGO I IDĄCY IM NA RATUNEK BERLINGCZYCY PRZYKRYCI OGNIEM ZE STRONY SOWIECKIEJ I NIEMIECKIEJ

TO ŻOŁNIERZE ARMII KRAJOWEJ, BATALIONÓW CHŁOPSKICH I ORGANIZACJI WiN w latach 1944-1963

HISTORYCZNIE WSZYSCY MAJĄ SWOJE KORZENIE W LISOWCZYKACH - ŻOŁNIERZACH KTORYMI POSŁUGIWANO SIĘ AŻ DO ICH WYTRACENIA.

oto ICH HISTORIA

propagując TRADYCJĘ honoru

http://www.ksopit.pl/sladami_kopyt/lisowczycy

 

LISOWCZYCY: FAKTY I MITY 

Motto:

…I na te lisowczyki nie tak wielkie przyczyny znalazłyby się, jako sława powszechna z myszy elefanta uczyniła. (…) W tym ludzkim na nich uskarżaniu większy huk niźli sama rzecz: to świadectwo powinienem im dać, że póki tam przy mnie byli, skromnie się zachowywali, żadnych skarg ni od kogo na nich nie było. Potym i teraz jadąc tym szlakiem, którędy oni szli, pytając się o tym, nie mogę nic się dowiedzieć… Największe skargi o branie koni na podwody, ale i te wracali tu wszędy. Tam dalej nie wiem, co się dzieje, nie mogę ustawicznie na nich patrzyć; ale i tam, wierzę, nie tak wiele jest tego, jako ludzie mówią, kiedy o kim opinię wezmą.

- Stanisław Żółkiewski, hetman koronny, do króla, 1619 r.

Żołnierze wyklęci - Lisowczycy

Pułk Lisowskiego czy wojsko lisowskie?

Czy można pisać o lisowczykach bez odwoływania się do osoby Aleksandra Józefa Lisowskiego? Owszem, nawet powinno się tak robić, bowiem lisowczycy byli czymś więcej niż tylko oddziałem podległym pułkownikowi Lisowskiemu i zaistnieliby w historii nawet bez niego.

Jak zaznaczył Hieronim Grala, Lisowski to jedynie „Amerigo” tej formacji, bo jej „Kolumbem” jest hetman Chodkiewicz, który potrzebował nowego rodzaju broni do nękania zaplecza moskiewskiego podczas rokowań z carem w 1615 roku. Oddziały, jakich potrzebował hetman, miały przede wszystkim odznaczać się mobilnością, szybkością i kąśliwością, lecz unikać regularnych bitew, dlatego uzbrojenie ochronne było im niepotrzebne, w przeciwieństwie do dobrych koni i silnego uzbrojenia zaczepnego. Powołany naprędce z „ludzi swawolnych” pułk Lisowskiego tylko częściowo spełniał te warunki: w oddziale z roku 1615, uważanym za zalążek przyszłych wojsk lisowskich i będącym zbieraniną Dońców, Niemców i dawnych tuszyńców (ochotników z armii Dymitra Samozwańca), trudno było o jednolitość uzbrojenia, a w jego szeregach znalazło się nawet miejsce dla husarii.

Dopiero od czasu wyprawy królewicza Władysława na Moskwę (1616-1618) możemy mówić o właściwym wojsku typu lisowskiego. Była to jazda poruszająca się bez taborów, wyposażona w broń białą (krótką – szabla i koncerz, i długą – spisa lub rohatyna) oraz palną (łuk i strzały albo muszkiet i pistolety), bez jakiegokolwiek uzbrojenia ochronnego, co czyniło ich mało odpornymi na ogień piechoty. Na zbrojnego nieprzyjaciela nie dosyć [jesteśmy] opatrzeni, zwłaszcza w żelazo, którego (…) dla ustawicznego używania nie mamy, tylko u koni pod nogami, [i] u siebie przy boku, a najczęściej w ręku – mówił w roku 1620 ich dowódca Kleczkowski – a to nie dla płochości (…) ani chluby (…) tylko z samego zwyczaju a wzgardy śmierci…

Odmienność uzbrojenia wymagała zastosowania nowych rozwiązań taktycznych; wśród nich powodzeniem cieszyły się różnego rodzaju zasadzki i „fortele”, z których najchętniej stosowanym był tzw. „tatarski taniec”, czyli pozorowana ucieczka w rozsypce i nawrót w zwartym szyku (manewr ten przynosił sukcesy zwłaszcza na Zachodzie, gdzie go nie znano). Głównymi zadaniami lisowczyków były zwiad i nękanie, ale sprawdzali się również – choć ponosząc duże straty – podczas regularnych bitew (a brali udział we wszystkich ważnych bitwach swej epoki), potrafili też zdobywać twierdze, których wiele padło ich łupem zarówno w państwie moskiewskim, jak i w Rzeszy Niemieckiej.

Początki jazdy lisowskiej sięgają jednak znacznie głębiej, niż rajd z roku 1615, a nawet niż lotne zagony Krzysztofa „Pioruna” Radziwiłła z czasów wojen batoriańskich. Idea stworzenia nowego typu lekkiej jazdy, mogącej sprostać zarówno przeciwnikowi ze Wschodu, jak i Zachodu, zaprzątała umysły polskich hetmanów i teoretyków wojskowości przez cały XVI wiek. Pierwszy tekst postulujący taki rodzaj wojska wydano w roku 1515 w Krakowie (była to Pobudka narodom chrześcijańskim. Obrona Rzeczypospolitej jaka by miała byćMikołaja Chabielskiego). Według założeń autora, nowoczesne wojsko powinno składać się z niedużych (6-7 tysięcy ludzi) oddziałów lekkiej jazdy, łączących szybkość wschodnich koni z siłą ognia zachodniej broni palnej. Jednak, nie licząc najemnych chorągwi tatarskich i wołoskich, Rzeczpospolita nie dysponowała w tym czasie własną lekką jazdą – tak zwana jazda kozacka była uważana pod względem uzbrojenia za „średnią”, miała bowiem uzbrojenie ochronne w postaci kolczug i lekkich hełmów (misiurek), a niekiedy też tarcz; zaś rajtarzy i dragoni byli właściwie strzelcami konnymi. Dopiero lisowczycy spełnili wymagania teoretyków [zob. Jerzy Teodorczyk, Wojskowość polska w pierwszej połowie XVII w., w: Historia wojskowości polskiej. Wybrane zagadnienia, Warszawa 1972, s. 180].

Najtrafniejszy opis uzbrojenia i taktyki lisowskiej znajduje się – co może zaskoczyć – w polskim tłumaczeniuJerozolimy wyzwolonej Torquato Tasso z roku 1618. Autor przekładu, Piotr Kochanowski, tak opisuje wojsko greckie:

…Ci zbroje żadnej nie kładą na ciało,

Łuk przez się, szablę wieszają u łęków.

Ich pracowite konie jedzą mało,

A rohatyny z twardych noszą sęków.

Za przedniejsze ich najezdniki mają:

Najwięcej biją, kiedy uciekają.

…i jest to opis idealnie przystający do lisowczyków, łącznie z ich taktyką „tatarskiego tańca”, wyłożoną w ostatnim wersie. Nieco później ujednoliceniu uległo także umundurowanie rot lisowskich, co opisuje w formie pytań ich kapelan Wojciech Dębołęcki: czemu płaszcze opięte mają? czemu u nich tak wielkie kołnierze? czemu krezów nie mają, czemu czapki tak wysokie mają, że za głowę wiszą? czemu pludry tak wąskie jako rękaw, czemu buty żółte, dlaczego kowane, czemu zbroi nie mają, czemu krzywe rapiery?…

Wszystkie te elementy – uzbrojenie, umundurowanie i taktyka – składały się na sposób walki „po lisowsku”, przejmowany niekiedy przez inne chorągwie polskie (na przykład roty husarskie bardzo łatwo mogły się przekwalifikować na lisowskie, odrzucając pancerze i kopie - tak jak roty pancerne łatwo było „przehusarzyć”, gdy zaszła taka potrzeba). Zależności pomiędzy poszczególnymi rodzajami wojsk podkreślała różnica w żołdzie: husarzom płacono 41 złotych na konia, pancernym 31, kozakom 15, a lisowczykom po 8-10 zł (choć na służbie cesarskiej udało im się utargować 15 zł). Nieprawdą więc jest, że walczyli bez żołdu, co miało powodować ich wzmożone łupiestwo; tak było tylko w roku 1615 w Moskwie, bo już podczas rokowań z królem w 1616 roku wywalczyli sobie prawo do żołdu w wysokości 10 złotych na konia, regulując swój status jako regularnego wojska.

Przydatność bojową tego nowego rodzaju broni potwierdziła już wyprawa królewicza Władysława po carską koronę w latach 1617-1618, gdy pułk Czapińskiego niósł na sobie praktycznie cały ciężar walki (w aktach – jak widzę – największe zasługi w tych potyczkach przypisuje się lisowczykom – zauważa w roku 1655 Stanisław Kobierzycki, autor Historii Władysława, królewicza polskiego i szwedzkiego). Kolejne ich kampanie dowiodły, że sprawdzali się na polach bitewnych zarówno Wschodu, jak i Zachodu, wyszkoleniem i walecznością górując nad pozostałymi rodzajami broni. Ich dokonania w skrócie przedstawia Bartłomiej Zimorowic, zresztą niezbyt im chętny, zwracając się do ducha pułkownika Lisowskiego:

…Ty, rycerzu szlachetny, odpoczywasz w grobie,

Hufiec jednak, któryś ty zostawił po sobie,

Na chwałę co dzień robi; raz bitne Tatary

Gromiąc, raz do potrzeby ćwiczone janczary.(…)

Będą was dobrze pomnieć grzeczni witeziowie

Węgrzy biedni i z nimi dostatni panowie.

Nie zapomni was nigdy ziemia opłakana

Czeska, która własnego pogardziła pana.(…)

Tam wy, Melanknechtową wyniszczając wiarę,

Wieleście Lutrów dali diabłom na ofiarę.

Dodajmy, że geograficznie lisowczycy walczyli od granic Francji po Moskwę (a paru z nich dotarło w latach ’20 aż nad Jenisej) i od Północnych Włoch oraz granic Turcji po ujście Wisły i Finlandię, jak zaświadczał pułkownik Kleczkowski: najrzeliśmy i do Finlandiej z niepożytkiem w ludziach i miasteczkach jego. Dali się poznać całej Europie i nigdzie ich taktyka nie okazała się zawodna: wojskom wschodnim przeciwstawiali siłę ognia, a Zachodowi – szybkość i podstęp wojenny, tak jak zakładali teoretycy w XVI wieku.

Niemniej umundurowanie lisowczyków, ze względu na brak pancerzy oraz widocznych dystynkcji takich jak husarskie skrzydła czy rajtarskie szyszaki, niewiele różniło się od codziennego „cywilnego” stroju polskiego i tym sposobem wszelkie bandy rozbójnicze, uzbrojone w cokolwiek bądź, można było bez trudu podciągnąć pod lisowczyków; toteż mnożą się kuriozalne relacje, jak to w 1645 roku lisowczycy zawitali na Podlasie, gdzie ucierpiały zabudowania miasta Rossosz, „które – jak pisał starosta lubelski Firlej – przez pożogę ogniową od lisowczyków spalone są”; czy też: w 1629 roku mieszczanie piotrkowscy skarżą się, że „wiele domów podemknęło się pod mury miejskie z niebezpieczeństwem miasta”, a konsekwencje tego stanu rzeczy dały się we znaki podczas najazdu lisowczyków, itp. Jako że do walki „po lisowsku” nie trzeba było żadnego specjalnego uzbrojenia, namnożyło się samozwańczych lisowczyków pokroju Rapackiego, Jakuba Różyca (chłopa pańszczyźnianego słynącego z gwałtów, włóczącego się za oddziałem pułkownika Jakuszewskiego) czy Stefana Ligęzy (powieszonego we Wrocławiu w maju 1620 roku wraz z 26 towarzyszami za rozboje), którzy jednak z wojskiem lisowskim niewiele mieli wspólnego. Nie każdy, kto walczył „po lisowsku”, był lisowczykiem! Inaczej trzeba by uznać, ze względu na powszechność takich relacji, że w XVII wieku „wszyscy byliśmy lisowczykami”.

Kogo zatem uważać za lisowczyka? Na szczęście przed całkowitym rozłożeniem rąk broni nas fakt, że wojsko lisowskie posiadało pewną ciągłość tradycji, bo miało swoje barwy. W każdym regularnym pułku lisowskim dwie najlepsze roty, podlegające bezpośrednio pułkownikowi, nosiły nazwę „czerwonej” i „czarnej”, a ich oficerów tytułowano odpowiednio czerwonym lub czarnym porucznikiem, chorążym, surmaczem itp. Było tak zapewne już od roku 1615, gdy swoim dwóm najlepszym chorągwiom Lisowski nadał dwa zdobyczne sztandary – ponieważ dwa lata później jego następca donosił, że rotmistrzów imiona posyłam, oprócz chorągwi dwóch, czerwonej i czarnej, które podług zwyczaju dawnego chcą być pod regimentem samego pułkownika – i przynajmniej do roku 1636. W pułku Stanisława Czapińskiego, wyruszającym na wyprawę moskiewską (1617), liczącym dziesięć chorągwi, dwie pierwsze to czarna i czerwona, a w pułku lisowskim Pawła Noskowskiego, walczącym na „cesarskiej” w latach 1635-1636, liczącym 27 rot, dwie pierwsze to czerwona i czarna (literatura anglojęzyczna określa je jako Lisovchyk-detachment with Red and Black Squadrons under Noskowski personally). Porządek chorągwi Elearskich z roku 1622 podaje jako dwie pierwsze chorągwie czerwoną i czarną, obie liczące po 400 koni. Podobnie jest podczas całej odysei lisowczyków na Wojnie Trzydziestoletniej, czy to pod wodzą Kleczkowskiego, czy Rusniowskiego, czy Strojnowskiego.

Dlatego nie ma sensu uznawać za lisowczyków wszystkich oddziałów, które w roku 1620 wyruszyły na pomoc cesarzowi (jak oddział Zaporożców Tarasa Fedorowicza Triasyły, który także zawarł osobną umowę z cesarzem), a było ich wiele, choć tylko nieliczne znalazły zatrudnienie; reszta – w formie konfederacji żołnierskiej albo band rozbójniczych – błąkała się po pograniczu i to właśnie ich wyczyny, a nie pułku, stworzyły czarną legendę rzekomych „lisowczyków”.

Żołnierze wyklęci - Lisowczycy
tak zwany "Jeżdziec polski" Rembrandta, pierwowzór wielu późniejszych wizerunków lisowczyków w malarstwie
image
inna wersja "Lisowczyka", tym razem piórkiem

Najemnicy

Lisowczyków postrzega się jako zbrojną watahę, działającą poza strukturami wojskowymi swego kraju i walczącą jedynie we własnym interesie, jak niemieccy lancknechci, którym było zasadniczo obojętne, po czyjej stronie występują, byle dobrze im płacono. Nie do końca odpowiada to prawdzie. Oczywiście, lisowczycy często wynajmowali się na służbę cesarzowi austriackiemu, zawsze jednak za zgodą króla, a niekiedy na jego stanowczy rozkaz. Lecz równie często służyli w kraju za żołd, podobnie jak reszta wojsk narodowych, biorąc udział we wszystkich konfliktach zbrojnych ówczesnej Rzeczypospolitej: wojnie z Moskwą (1616-1618, pułkownicy: Lisowski (II), Czapiński, Rogawski), Turcją (1620-1621; pułkownicy Rogawski, Rusinowski, Strojnowski), Szwecją („o ujście Wisły” – pułkownicy Moczarski, Kalinowski i Czarniecki) i Tatarami (lata ’20 – rotmistrzowie Czarniecki i Łahodowski).

Co ciekawe, dowódców lisowskich (zwłaszcza walczących poza granicą kraju) tytułowano hetmanami, podobnie jak atamanów zaporoskich. Świadczy to, że w pierwszej połowie XVII wieku siły zbrojne Rzeczpospolitej składały się nie z dwóch, jak się powszechnie uważa, ale z CZTERECH osobnych organizmów wojskowych:

-wojsko koronne – z hetmanem wielkim koronnym;

-wojsko litewskie – z hetmanem wielkim litewskim;

-wojsko zaporoskie – z atamanem kozackim;

-wojsko lisowskie – z hetmanem lisowskim.

Podział ten potwierdza rozmieszczenie wojsk pod Chocimiem w 1621 roku, kiedy każde z czterech wojsk stacjonowało w osobnym obozie; pamiętnikarze kwitują to zamiłowaniem lisowczyków do „samodzielności” i niechęcią do podporządkowywania się rozkazom hetmańskim (które w istocie ich nie dotyczyły). Także pod Cecorą zmuszono lisowczyków do biwakowania poza głównym obozem polskim, co omal nie skończyło się katastrofą, gdy jeszcze przed bitwą napadła na ich szańce doborowa jazda budziacka Kantymira (jednak w starciu z nimi lepsi okazali się lisowczycy).

Dowódców pierwszych dwóch wojsk mianowano odgórnie i pełnili swój urząd dożywotnio, w dwóch pozostałych natomiast wybierano dowódcę oddolnie, na zasadach demokratycznych, i tak samo odwoływano; co nie znaczy, że król nie próbował czasem narzucić Zaporożcom i lisowczykom własnych kandydatów, i niekiedy nawet „koło” ich akceptowało. Wojsko lisowskie, podobnie jak zaporoskie, podlegało wyłącznie królowi, nie zaś hetmanom wielkim… choć bywało, że hetmani koronny lub litewski próbowali wydawać rozkazy lisowczykom i zwykle dziwili się, że ci ich nie wykonują. Natomiast zawsze stawiali się na rozkaz króla, kiedy wzywał ich do kraju, bo Rzeczpospolitej groził konflikt z którymś z sąsiadów i szable lisowskie stawały się potrzebne.

Nawet walcząc za granicą, w szeregach armii austriackiej, lisowczycy podlegali przede wszystkim rozkazom króla polskiego: kiedy w roku 1635 działali z polecenia cesarza na pograniczu francuskim, otrzymali od Władysława IV zakaz walki z wojskami francuskimi, aby nie powodować zatargów z Francją. Król zasadniczo popierał obecność lisowczyków w armii cesarskiej, ale polecił im zmienić obszar działań ze względu na skargi Ludwika XIII, a oni zastosowali się do polecenia. Rozkazy przekazywała zresztą nie kancelaria hetmańska, lecz osobiście kanclerz Ossoliński, co dodatkowo podkreśla niezależność wojska lisowskiego od urzędu hetmanów wielkich.

Żołnierze wyklęci - Lisowczycy
Lisowczyk na obrazie "Posłaniec zwycięstwa" Józefa Brandta: koń według "Jeźdźca polskiego"
image
Lisowczyk z obrazu "Pochód lisowczyków" J. Brandta

Kozacy lisowscy czy elearowie?

Nazwa „lisowczycy” wywodzi się od nazwiska ich pierwszego dowódcy, pułkownika Lisowskiego, który dowodził nimi zaledwie przez dwa sezony (1615-1616), kiedy właściwe wojsko lisowskie jeszcze nie istniało. Wprowadza to pewne nieporozumienia terminologiczne, każąc traktować ich jako efemeryczne zjawisko w rodzaju „sapieżyńców” czy „piłsudczyków”, związane z osobą dowódcy, czym w istocie nie byli. Toteż niektórzy proponowali określenie „Kozak lisowski” w analogii do Kozaków zaporoskich [por. poemat Bartłomieja Zimorowica Żywoty Kozaków lisowskich], równie błędne, ponieważ kozacy pod względem uzbrojenia byli jazdą średnią, natomiast lisowczycy lekką.

Już w roku 1623 kapelan lisowczyków zwracał uwagę, że ich popularna nazwa jest nieprawidłowa, i proponował inną, bardziej adekwatną – elearowie, która (jak to z poprawnymi nazwami bywa) nigdy się nie przyjęła. Określenie elear wywodzi się z języka węgierskiego i oznacza „straceniec”, nawiązując do straceńczego sposobu walki lisowczyków (zauważmy, że pułkownicy lisowscy ginęli średnio co rok, a co dopiero mówić o niższych szarżach); natomiast kapelan wywodził je od imienia boskiego Elohym, podkreślając swą wizję lisowczyków jako „bożych wojenników”.

Popularna była także skrócona nazwa Lisy (lub Lisowie), zwłaszcza w literaturze, co pozwalało na rozmaite gierki słowne, tak lubiane w barokowej twórczości. Nie rodzi dziś polska knieja takich Lisów – wzdychał za nimi w II połowie XVII wieku Wacław Potocki, a Olbrycht Karmanowski dodawał: Nie w Indiach, nie w krajach zamorskich zrodzeni, nie w lesie ze zwierzęty, choć Lismi rzeczeni…W innym wierszu Potocki wspominał, jak wiekowy chłop liczył swój wiek od przemarszu lisowczyków, najważniejszego wydarzenia w regionie: Ile lat masz, chłopie? - Mój łaskawy panie! Jeszcze Lisy pamiętam, pasłem bydło za nie… Podobnie przedstawiono tę rzecz w utworze Nędza z Biedą z Polski idąDawnożeście tę nędzę wszyscy jęli klepać? – Jak ono nas Lisowie jęli często trzepać… Zaś Bartłomiej Zimorowic pisał, że …po dziś dzień niejeden Czech mdleje, dla gorąca, gdy go futro lisie grzeje. Pomijając kwestię prawdziwego pochodzenia tego skrótu, nazwa „lisy” zaskakująco do nich pasowała ze względu na „lisie” fortele, będące ich specjalnością.

W drugiej połowie XVII wieku nie używano już określenia „lisowczyk” na określenie lekkiej jazdy, co nie oznacza, że przestały istnieć wojska walczące „po lisowsku”. W odniesieniu do wojsk walczących lancą, szablą i karabinem znaleziono inną nazwę, która jednak wypłynęła w źródłach pisanych dopiero w czasach Augusta III: ułani.

Żołnierze wyklęci - Lisowczycy
"Lisowczyk" Władysława Szernera
image
Mój ulubiony wizerunek lisowczyka, niestety nie udało mi sie ustalić autorstwa

Żołnierze wyklęci

Czasem można spotkać stwierdzenie, że po latach dwudziestych XVII wieku nie ma już lisowczyków, ponieważ zostali zdelegalizowani wyrokiem sejmowym z roku 1624 głoszącym, że każdy lisowczyk to infamis i każdemu go wolno pojmać i zabić impune [bezkarnie], a na nieruchome i sumy pieniężne kaduk sobie otrzymać. Wyrok dodawał jeszcze: kto by był banitem, a takiego zabił, eo ipso od banicyi wolen będzie…Już w roku 1622 sejmik w Wiszni, pod wpływem grasujących tam band konfederatów chocimskich (niesłusznie utożsamianych z lisowczykami, którzy w konfederacji nie wzięli udziału), postulował w instrukcji dla posłów: lisowcików… imię ma być proscriptum i ktokolwiek takowem imieniem nazywać by się miał, ipso facto żeby był infamis. Nawiasem mówiąc, pułk lisowski walczył wówczas nad Renem, kontentując się niską wypłatą otrzymaną za Chocim, podczas gdy konfederaci nie tylko splądrowali swój kraj, ale także wymusili na sejmie znacznie wyższe wynagrodzenie – czego lisowczycy Strojnowskiego nie mogli się dopominać ze względu na to, że tymczasem zostali zaocznie wyjęci spod prawa…

Podobne wyroki zapadały na niemal na każdym kolejnym sejmie po roku 1624 i… wkrótce były znoszone glejtami królewskimi, gdy tylko Rzeczypospolita była w potrzebie i szable lisowskie znów stawały się niezbędne. A więc jak zwykle konstytucje swoje, a życie swoje, ponieważ lisowczycy walczyli na „cesarskiej” aż do samego końca Wojny Trzydziestoletniej (1648), i jeszcze podczas Potopu Szwedzkiego brylował oddział pułkownika Czarnieckiego, korzystający z wszelkich osiągnięć walki „po lisowsku”, czego wyrazem było choćby słynne „rzucenie się wpław przez morze” pod Koldingą, nie mówiąc o partyzanckich metodach prowadzenia wojny. Cała sztuka wojenna nosząca miano „czarniecczańskiej” wywodziła się wprost ze szkoły „lisowskiej”: główny nacisk kładziono w niej na działania kawalerii, podzielonej na kilka grup dla oskrzydlania nieprzyjaciela; operowano zagonami, poruszającymi się komunikiem, i także od piechoty i artylerii wymagano mobilności, natomiast działań oblężniczych unikano [zob. Polska sztuka wojenna w drugiej połowie XVII w., w: Historia wojskowości polskiej. Wybrane zagadnienia, Warszawa 1972, s. 197]. Te same założenia stosował pułkownik Strojnowski podczas wyprawy na „cesarską” w roku 1622, u którego Stefan Czarniecki wraz z braćmi uczył się wojennego rzemiosła. Jan Chryzostom Pasek wprost pisał o Czarnieckim, że to żołnierz lisowskiego jeszcze zabytku – aczkolwiek w połowie XVII wieku z różnych powodów nie wypadało nazywać późniejszego hetmana „lisowczykiem”.

Pamiętajmy jednak, że były czasy, gdy wiele sławnych osobistości starało się o urząd hetmana wojsk lisowskich, z królewiczem Władysławem Wazą (późniejszym królem Władysławem IV) na czele; on to planował poprowadzić ich na pomoc oblężonemu Wiedniowi w roku 1619, lecz ostatecznie jego miejsce zajął Jerzy Drugeth de Hommonay, węgierski hrabia, skoligacony z Mniszchami i Batorymi. Według tajnych układów z cesarzem, pomoc króla Zygmunta miała być nieoficjalna, wobec protestów polskiego sejmu, co oczywiście wykluczało możliwość, by wyprawą dowodził królewski syn. Nie przeszkodziło to jednak Władysławowi finansować wojska lisowskiego z własnej szkatuły, podobnie jak to czynił kasztelan krakowski Janusz Ostrogski i inni magnaci [zob. Adam Kersten, Odsiecz wiedeńska 1619 r., w: „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”, t. X, cz. II, Warszawa 1964].

W roku 1616 – po śmierci Lisowskiego – na hetmana wojsk lisowskich wyznaczono chorążego litewskiego Krzysztofa Chodkiewicza, a w 1617 starostę parnawskiego Janusza Kiszkę; w 1619 roku ich wyprawie na Wiedeń towarzyszył Adam Lipski, brat podkanclerzego koronnego, a w 1622 roku książę Zygmunt Karol Radziwiłł, kawaler maltański. W 1620 roku planowano postawić na ich czele księcia Samuela Koreckiego, słynnego zagończyka, który kilka miesięcy później dostał się do niewoli pod Cecorą i zginął w tureckim więzieniu. W 1624 roku sam hetman Lubomirski zamierzał poprowadzić lisowczyków na „cesarską”, zaś w latach 1635-1636 przewodził im Paweł Noskowski, szwagier kanclerza Ossolińskiego. Wszystko to były wielkie nazwiska i wysoko postawieni ludzie, co świadczy, że nie zawsze traktowano przynależność do wojska lisowskiego za ujmę. Przeciwnie, wiele relacji podkreśla, że byli to najlepiej wyszkoleni żołnierze w Rzeczpospolitej, którzy nigdy nie odmówili walki – ani pod Cecorą, gdy zrejterowało całe pospolite ruszenie, a oni do końca osłaniali tabor Żółkiewskiego – ani pod Gniewem, gdzie jako jedyni odpowiedzieli na wezwania królewicza Władysława, który bezskutecznie próbował nakłonić jazdę do szarży. Kto by się oparł chęci dowodzenia takim wojskiem?

Dopiero później uporczywe przypisywanie im wszelkich zbrodni, nawet takich, których nie mieli szansy popełnić, zmieniło ten stan rzeczy i w połowie XVII wieku przyznawanie się do związków z lisowczykami nie było już ani bezpieczne, ani chwalebne. Jednocześnie zacierano pamięć o ich „niepoprawnych politycznie” dokonaniach bojowych. Dwudniowa bitwa pod Humiennem, w której lisowczycy w sile 2200 szabel pobili zmierzającą pod Wiedeń 7-tysięczną armię Jerzego Rakoczego, zdobywając 17 sztandarów i po raz pierwszy (ale nie ostatni) w naszej historii ratując stolicę Austrii, nie ustępuje bitwom pod Kircholmem czy Kłuszynem, ale kto o niej wie? Przeciwnie, już wkrótce po powrocie do Polski pułk spotkał się z szykanami, a zamiast uznania zagrożono im… pacyfikacją przez wojsko koronne, jeśli nadal będą domagać się wypłaty zaległego żołdu. Lisowczycy dotkliwie odczuli tę niesprawiedliwość i opuszczając Polskę wiosną 1620 roku pułkownik Kleczkowski (może nieco melodramatycznie) splunął na niewdzięczną ziemię, wyrzekając się jej: nieczcią… nieuczciwą śmiercią, palem nam [tu] grożą, a rozżalone wojsko miało mu odpowiedzieć: rychło nas prowadź [na cesarską], abyśmy… ze słusznych przyczyn gniew ku braciom na nieprzyjaciela wylali. Identyczny los spotkał pół roku później drugi z lisowskich pułków, który do ostatka walcząc przy hetmanie pod Cecorą usłyszał, że w kraju grozi żołnierzom lisowskim raczej stryczek, niż nagroda, a to za splądrowanie namiotów rycerstwa, które zdezerterowało… Nic dziwnego, że tylko 50 spośród 700 ocalałych odważyło się ujawnić po powrocie do Polski, tak, iż przez długi czas pułk Rogawskiego uchodził za doszczętnie wytępiony.

Czemu tak się działo? Wyruszając w roku 1619 bez zgody sejmu (a na rozkaz królewski) stłumić powstanie czeskie, co wplątało Rzeczypospolitą w konflikt z Turcją, lisowczycy trwale narazili się szlachcie, która jeszcze cztery lata wcześniej chwaliła ich w laudacji sejmowej za ich rajd do Moskwy (1615), przyznając Lisowskiemu w nagrodę dwie wioski. Dwulicowa polityka królewska wobec nich (Zygmunt III potajemnie wydawał im rozkazy, by potem się ich wypierać z obaw przed rokoszem) dodatkowo komplikowała tę sytuację. Wkrótce okazało się, że lisowczycy są dogodnym kozłem ofiarnym zarówno dla króla, jak i rozmaitych łowców kaduków, a po roku 1624 traktowanie wszystkich lisowczyków jako złodziei zwyczajnie zaczęło się opłacać, bo można było bezkarnie ich zabić i złupić, jako że oficjalnie zostali wyjęci z spod prawa.

Żołnierze wyklęci – to według definicji [Kazimierz Krajewski, dr Tomasz Łabuszewski, „Nasz Dziennik”, 1 marca 2011, Nr 49 (3980)]  ludzie skazani na zapomnienie, na nieistnienie w społecznej świadomości. Przez dziesięciolecia zniesławiani, opluwani, wykluczeni z narodowej pamięci… Czyż nie to samo można odnieść do lisowczyków?

Żołnierze wyklęci - Lisowczycy
królewicz Władysław na tle bitwy pod Chocimiem (obraz Rubensa) - dwa lata wcześniej miał prowadzić lisowczyków na Wiedeń
Żołnierze wyklęci - Lisowczycy
"Przewagi elearów polskich...", pamiętnik kapelana lisowczyków z wyprawy nad Ren, 1623
Żołnierze wyklęci - Lisowczycy
"Zwiad", W. Szerner
Żołnierze wyklęci - Lisowczycy
"Pochód lisowczyków", J. Brandt

Czy Jeździec polski Rembrandta przedstawia lisowczyka?

Na koniec zagadnienie nurtujące historyków sztuki od przynajmniej dwustu lat: kogo przedstawia portret konny, jeden z dwóch namalowanych przez Rembrandta, znany pod nazwą Jeździec polski? Historycy wojskowości uważają, ze żołnierza wojsk lisowskich, powołując się na polski strój i uzbrojenie jeźdźca z portretu, przystające do opisów z pamiętnika księdza Dębołęckiego. Zdzisław Żygulski (junior) dokonał przekonującej analizy kostiumologicznej i hippologicznej obrazu, dowodząc, że bez wątpienia jest to wierne odwzorowanie żołnierza lisowskiego, jak go opisał kapelan Dębołęcki w roku 1623 [zob. Zdzisław Żygulski,„Lisowczyk” Rembrandta (studium ubioru i uzbrojenia), w: „Biuletyn Historii Sztuki”, nr 2, rok XXVI, Warszawa 1964].

Za wskazówkę uważa się zwłaszcza konia, chudszego od używanych na Zachodzie fryzów (ów „zabiedzony” koń skłonił niektórych historyków sztuki, zwłaszcza zachodnich, do postrzegania w nim trupiobladego rumaka śmierci z wizji Apokalipsy) oraz łuk i strzały, nie używane już w tamtym czasie przez żadną z armii zachodnich (prócz wojsk Karola Gustawa, który wciąż zatrudniał dwa tysiące łuczników), będące za to charakterystycznym elementem uzbrojenia lisowczyków. Ich popisy łucznicze podczas przekraczania Renu wpław przeszły do legendy. Naśmiewając się z niewiedzy Niemców co do bojowej przydatności łuku i strzał, jakiś lisowski wierszokleta napisał:

…Nie ma też muszkietu, ani żadnej zbroi,

Jeno jakiś figiel, co to za nim stoi

Jako krzywy drewien sznurkiem związanego;

To gdy go rozciągnie, uciekaj od niego,

Bo ma drugi drewien prosty a cienkiego,

Co ma trzy skrzydełków z końcem żelaznego.

To jeden na drugi kiedy w pędzie włoży,

W mig jeden Niemcowi oko tym wydrąży.

Niestety, nie uwzględniono tu faktu, że równie często jak łuku lisowczycy używali muszkietów i pistoletów, a w bitwach, jeśli była taka potrzeba, umiejętnie stosowali karakol. Pod Chocimiem, w feralny wtorek 28 września 1621 roku, gdy Turcy przypuścili walny szturm z trzech stron na osamotniony obóz lisowski, Jakub Sobieski zanotował o lisowczykach, że przyszło im ledwie nie w bok wtykać rusznice nieprzyjaciołom… Tego dnia lisowczycy pomimo liczebnej przewagi wroga wyparli go prędko (…), siekąc i strzelając z pistoletów i rusznic, które, gdy kul zabrakło, nabijali śrutem [za: Józef Tretiak, Historia wojny chocimskiej, Kraków 1921, s. 176]. Fragment Wojny chocimskiej Wacława Potockiego opisuje inny z epizodów tej kampanii tak:

…Skoczy, gdzie Sokołowski [tj. Strojnowski] wziął, po Rusinowskim

Zabitym, nad żołnierzem starszeństwo lisowskim…

…A ci broń wyniosszy, w bok ostrogi kładą

Koniom, i na pogaństwo z wielkim sercem jadą.

Zmiotą pole jako dym, a pomknąwszy kroku

Pod on tłum, skoro białek już obaczą w oku,

Zaświecą z bandoletów i dadzą ołowiu,

I skoczą, dobrą sprawą, na pół pola znowu

Czekając, rychło Turcy hańbę tak szkaradną

Wetując, z góry na nich wszystką siłą padną;

Ale ci miasto pomsty, z dziurawemi brzuchy,

Poszli nazad, jak chmury podczas zawieruchy…

Jednak ani rusznic, ani bandoletów nie znajdziemy na obrazie Rembrandta, podobnie jak rohatyn, z których również lisowczycy słynęli. W dodatku nikomu dotąd nie udało się ustalić, kiedy i w jakich okolicznościach Rembrandt miałby spotkać lisowczyków, nigdy nie zapuszczających się w okolice Amsterdamu. Osobę lisowczyka najchętniej widzieli w tej postaci polscy właściciele obrazu, Tarnowscy, spokrewnieni z potomkami pułkownika Strojnowskiego, jednego z lisowskich dowódców. Oni to rozpropagowali ten wizerunek pod nazwąEques polonis, czyli Jeździec polski albo Lisowczyk.

Tymczasem taki wizerunek stanowiłby nie lada ewenement w malarstwie Rembrandta, który unikał tematów współczesnych, natomiast chętnie przedstawiał wydarzenia z historii biblijnej. Żaden z setek jego obrazów i szkiców nie przedstawia wydarzeń Wojny Trzydziestoletniej, największej katastrofy humanitarnej do czasów I Wojny Światowej, w której Holandia brała przecież udział; to tak jakby Grottger nie zauważył w swojej twórczości Powstania Styczniowego, a Delacroix Rewolucji Francuskiej…

Wiadomo za to, że w prywatnej kolekcji zabytków Rembrandta znalazła się pokaźna ilość strojów i militariów z różnych stron świata, w które wyposażał bohaterów swych obrazów. Biblijni królowie często noszą szaty tureckich lub polskich dostojników, mają też krzywe szable, które Rembrandtowi pasowały do jego wizji Wschodu. Co więcej, na wielu obrazach i szkicach, ilustrujących wydarzenia z Pisma Świętego, pojawia się postać na koniu łudząco podobna do „jeźdźca polskiego”: Dawid z głową GoliataŚwięty Filip itp. Charakterystyczne małe siodło, szabla i łuk refleksyjny w sahajdaku, te same co w Jeźdźcu… występują też na obrazach Pożegnanie Dawida z JonatanemWskrzeszenie Łazarza, a nawet na obrazie jego ucznia Ferdynanda Bola Chłopiec w stroju polskim, co dowodzi, że Rembrandt miał je w swojej kolekcji, a niekoniecznie tylko widział na lisowskim żołnierzu.

Zatem jeśli Jeździec polski przedstawia postać biblijną, to jaką? Kluczem jest tu, moim zdaniem, budowla widniejąca w tle, na którą mało kto zwraca uwagę, identyczna jak w Pożegnaniu Dawida z Jonatanem: pałac królewski w Jerozolimie, z którego ucieka królewicz Jonatan, by przestrzec Dawida, że Saul planuje go zabić. Łuk i strzały pełniły w tej historii niebagatelną rolę, bo to za ich pomocą Jonatan miał uprzedzić Dawida o grożącym niebezpieczeństwie. Dlatego właśnie na obrazie nie ma muszkietu ani pistoletów, ani rohatyny: do wizerunku królewicza Jonatana nie były one potrzebne.

Żołnierze wyklęci - Lisowczycy
Domniemany lisowczyk z obrazu „Dawid przynosi Saulowi głowę Goliata”
image
„Pożegnanie Dawida z Jonatanem”. Zwróćmy uwagę na szablę, łuk, kołczan ze strzałami i małe „polskie” siodło. W tle ta sama budowla, co w „Jeźdźcu polskim”
 
Żołnierze wyklęci - Lisowczycy
dla porównania - "Jeździec polski" raz jeszcze.

Podsumowanie… czyli co ma lisowczyk do ułana

Lekka jazda ułańska miała pojawić się w Polsce dopiero w połowie XVIII wieku; w Regulaminie jazdy z lat sześćdziesiątych XVIII w. z ułanów sformowano pułki Straży Przedniej (w przeciwieństwie do husarzy i pancernych, którzy tworzyli brygady Kawalerii Narodowej). Już wtedy na wyposażenie ułanów składały się szable, lance oraz karabiny, co przetrwało w niezmienionej postaci aż do czasów II Wojny Światowej.

Potoczna legenda wywodzi wojska ułańskie od lekkiej jazdy tatarskiej, używanej głównie jako poczta, w której służyli spolonizowani Tatarzy z Wielkiego Księstwa Litewskiego, a sama nazwa „ułan” ma pochodzić od tatarskiego słowa „oghłan”, które oznacza „junak”. Inni wywodzą nazwę „ułan” od nazwiska Aleksandra Ułana, dowódcy jazdy tatarskiej w wojsku Augusta II, albo Mohammedta Ułana, który dowodził oddziałem tatarskim w czasie wojen batoriańskich. Jednak już u zarania swego oficjalnego istnienia (XVIII wiek) w ułanach służyła głównie drobna szlachta, a nie Tatarzy, co upodabnia tę formację raczej do lisowczyków. Ponadto chorągwie tatarskie aż do drugiej połowy XVII wieku nie były wyposażone w broń długą (lance), a lisowczycy tak.

Dbałość o wyszkolenie (oddziały winny być exercytowane konno i pieszo, podawał Regulamin), staranny dobór koni do służby, brak pancerzy, kombinacja broni palnej i białej (wraz z lancą), wszystko to łudząco przypomina znane z początków XVII wieku wojsko lisowskie. Wśród oddziałów napoleońskich ułani, rodzaj broni nieznany wcześniej Francuzom, odznaczali się skutecznością, co okazała i Somosierra, i Borodino, i nawet nieszczęsny Lipsk. Ich sukcesy sprawiły, że w ciągu XIX wieku ten typ jazdy, uzbrojony i umundurowany na wzór polski, zaczął pojawiać się także w innych armiach europejskich – Włoch, Rzeszy Niemieckiej, Francji, Hiszpanii, Rosji i Anglii (jeszcze w 1941 roku walczył w Afryce angielski pułk Cheshire Yeomanry, uzbrojony w szable i karabiny, który wsławił się… przepłynięciem konno przez Jordan; z czymś się nam to kojarzy?). Ich wyposażeniem zawsze była lanca, karabin i szabla, ów ośmieszany„krzywy żelaz”, odmalowany w lisowskim wierszyku (nie ma żadnej szpady, jeno krzywy żelaz, nie wziąłby go Niemiec darmo, gdyby znalazł…), który jednak przetrwał w użyciu bojowym dłużej, niż wszelkie zachodnie szpady, rapiery i pałasze.

Tak samo, jak w czasach napoleońskich Ułani Nadwiślańscy, dwieście lat wcześniej lisowczycy świetnie sprawdzali się na polach bitewnych Wschodu i Zachodu, stanowiąc wzór dla podobnych rodzajów wojsk w innych armiach. Eksperymentalna broń pomysłu hetmana Chodkiewicza okazała się najnowocześniejszym typem jazdy w Europie, który (pod względem uzbrojenia i wyszkolenia) w niemal niezmienionej postaci przetrwał do XX wieku, kiedy husaria, rajtaria i dragonia dawno odeszły w zapomnienie. I czy tylko przypadkiem słowo „ułan” oznacza właśnie „czerwony”, w nawiązaniu do koloru pierwszej z lisowskich chorągwi?  

Żołnierze wyklęci - Lisowczycy
XVIII-wieczny ułan na obrazie J. Kossaka "Luzak ułański"

Małgorzata Szczygielska

marzec 2012

Komentarze i opinie proszę kierować na adres:

lisowczyk@vp.pl

POTEM BYŁ JUŻ TYLKO POTOP SZWEDZKI...

Ku pokrzepieniu serc

Przesłany 12.08.2010

Kilkudziesięciu miłośników jazdy konnej wyruszyło w niedzielę 8 sierpnia z Tucznej na II Pielgrzymkę Konną w Hołdzie Kawalerii Rzeczpospolitej. Pątnicy jadą przez miejscowości Południowego Podlasia do Kodnia.

 

Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura