Mija kolejna rocznica BITWY PO MONTE CASSINO okupiona krwią żołnierzy Polskich, głownie Kresowiaków, Sybiraków Generała Władysława Andersa.
https://historia.dorzeczy.pl/druga-wojna-swiatowa/440118/walki-o-monte-cassino-bitwa-o-monte-cassiano-2-korpus-gen-anders.html
Walki o Monte Cassino. Legendarny heroizm Polaków
Bitwa o Monte Cassino to seria kilku starć, które trwały od 17 stycznia do 19 maja 1944 roku. Była to bitwa niezwykle krwawa, w której ogromnym męstwem wykazali Polacy z 2. Korpusu Polskiego pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Walki o Monte Cassino stały się symbolem polskiego poświęcenia w czasie II wojny światowej.
Bitwa o Monte Cassino to starcie, które trwale zapisało się w naszej pamięci. Choć Polacy walczyli na wielu frontach II wojny światowej i brali udział w licznych bitwach, to właśnie Monte Cassino jest prawdopodobnie wspominane najczęściej. Wokół tego włoskiego wzgórza, o które toczono tak zacięte walki, urósł bowiem swoisty mit. Przyczynił się do niego, choć niezamierzenie, Feliks Konarski tworząc utwór „Czerwone maki na Monte Cassino”, który został swego rodzaju polską pieśnią narodową. Duże zasługi w tworzeniu „mitu” miał także Melchior Wańkowicz dzięki swojej monumentalnej pracy „Bitwa o Monte Cassino”, którą komuniści cenzurowali i utrudniali jej rozpowszechnianie.
Dla władz PRL Polacy walczący na zachodnich frontach, w tym 2. Korpus na czele z gen. Władysławem Andersem, byli wizerunkowo bardzo niebezpieczni. Jednak czym mocniej starano się wyrugować pamięć o polskich żołnierzach na Zachodzie, tym bardziej rosła ich legenda.
/czytaj w oryginale/
...
Około godziny 10:00 18 maja 12. Pułk Ułanów Podolskich wdarł się do ruin klasztoru na Monte Cassino, gdzie zatknięto biało-czerwoną flagę. W samo południe jeden z polskich żołnierzy, Emil Czech odegrał na Monte Cassino hejnał mariacki.
W czasie walk o Monte Cassino zginęło 924 Polaków, a 3 tysiące zostało rannych. Podobne straty ponieśli też pozostałe wojska alianckie. Zdobycie Monte Cassino okupione zostało więc wielkim poświeceniem i krwią licznych żołnierzy. Sukces był jednak znaczący. Droga na Rzym była otwarta, choć Niemcy nie zostali jeszcze zupełnie rozbici – zdołali bowiem wycofać się na północ. Stolica Włoch została zdobyta 4 czerwca 1944 roku.
W 1945 roku na Monte Cassino otwarto polski cmentarz wojenny, na którym spoczęło 1072 polskich żołnierzy. W 1970 roku pochowany tam został również generał Władysław Anders.
Na miejscu ich wiecznego spoczynku wyryto napis: „Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”.
Źródło: DoRzeczy.pl
Lampard: No time to lay much down at Chelsea
FEATURED BY
Kluczowy punkt w linii Gustawa
W roku 1943 alianci wylądowali na Sycylii. Od tamtej pory posuwali się stopniowo na północ, spychając Niemców do środkowych Włoch. Ostatnim punktem oporu było Monte Cassino. W przypadku jego zajęcia droga do Rzymu stałaby otworem.
Półwysep Apeniński przegrodzony został liniami umocnień. Najsilniejszą była linia Gustawa biegnąca miedzy Gaetą i Ortoną. Był to najbardziej imponujący wał umocnień w całej ówczesnej Europie. Jednym z kluczowych jego punktów była miejscowość Cassino wraz z leżącym na wzgórzu opactwem benedyktynów.
Klasztor Monte Cassino
Klasztor Monte Cassino / Źródło: Wikimedia Commons / Radomił, CC BY-SA 3.0
Jak pisał Melchior Wańkowicz: „Przejście na Rzym pod Monte Cassino było od niepamiętnych czasów miejscem, w którym obrońcy Włoch zastępowali drogę najeźdźcom ciągnącym z południa. W tym miejscu góry spiętrzone od morza do morza zostawiają tylko pas dziesięciokilometrowej szerokości, którym płynie rzeka Liri. O sforsowanie tego przejścia walczono od wieków i ten klasyczny przedmiot obrony był stale przerabiany w zadaniach włoskiego sztabu generalnego".
Z kolei Matthew Parker, autor książki „Monte Cassino. Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej” pisał: „Masyw Cassino, na którym stał klasztor, był kluczowym stanowiskiem w linii Gustawa, systemie połączonych niemieckich linii obronnych, biegnącym przez całą szerokość najwęższej części Włoch między Gaetą i Ortoną. Był to przykład imponującej inżynierii wojskowej, najpotężniejszy system obronny, z jakim podczas wojny zetknęli się Brytyjczycy i Amerykanie. W znacznej części górował nad rzekami o stromych brzegach, w szczególności Garigliano i Rapido, lub też rozciągał się na nadbrzeżnych bagnach lub na wysokich górskich szczytach. Naturalne korzyści, jakie dawało górskie położenie, zostały wzmocnione przez Niemców dzięki usunięciu budynków i drzew i poszerzeniu w ten sposób pola rażenia. W innych miejscach powiększono występujące w tej okolicy naturalne jaskinie, a pozycje obronne wzmocniono dźwigarami kolejowymi i betonem. Wykopano ziemianki, połączone podziemnymi przejściami. Umocnienia nie były jedną linią, a raczej wieloma liniami z tak zaplanowanymi stanowiskami, żeby można było natychmiast przeprowadzić kontrnatarcia na utraconych obszarach frontu”.
W tym miejscu Niemcy postanowili stawić opór aliantom. Kiedy obsadzili okoliczne wzgórza mogli obserwować wszystkie okoliczne drogi oraz ruchy wojsk przeciwnika. Wiedziano, że zdobycie Cassino będzie dla aliantów niezwykle trudne, a nawet – jak liczono – niemożliwe. W końcu, jak uczyła historia, od czasów Belizariusza (dowódcy cesarza bizantyńskiego Justyniana Wielkiego), nikt nie zdobył Italii idąc od południa.
Niemieccy żołnierze broniący Monte Cassino w marcu 1944 r.
Niemieccy żołnierze broniący Monte Cassino w marcu 1944 r. / Źródło: Wikimedia Commons
Niemcy wiedzieli jednak, że nadchodząca bitwa będzie miała kluczowe znaczenie. Choć w teorii to oni mieli przewagę, należało do walki przygotować się niezwykle starannie. „W ciągu kilku następnych dni rozpocznie się bitwa o Rzym. Będzie miała decydujące znaczenie dla obrony środkowych Włoch i przesądzi o losie 10. Armii (…) Bitwa musi się toczyć w duchu świętej nienawiści do wroga, który prowadzi okrutną wojnę w celu eksterminacji narodu niemieckiego” – brzmiał niemiecki rozkaz.
Walka o Monte Cassino nie miała być bitwą wojsk pancernych ani starciem lotnictwa. O zwycięstwie przesądzić miały walki piechoty, starcia pomiędzy pojedynczymi żołnierzami uzbrojonymi w karabiny, bagnety i granaty.
„Nacieraliśmy w mesztach. Niemiec strzelał ponad naszymi głowami i w tym huku podszedłem. Gdy napadłem na nich zaczęła się walka wręcz. Złamałem kolbę w pistolecie automatycznym Thompson, dlatego, bo on mnie uderzył w szczękę pistoletem. Ja go uderzyłem w głowę. Ta walka była prawdziwa. Z niego się krew lała i ze mnie. Tylko dlatego przeżyłem, że działałem z zaskoczenia” – wspominał później żołnierz 2 Korpusu Antoni Adamus.
Walki o Monte Cassino
Natarcie na Monte Cassino rozpoczęło się 17 stycznia 1944 roku, lecz nie przyniosło żadnych efektów. Drugi raz alianci zaatakowali w połowie lutego. Klasztor benedyktynów na Monte Cassino został wówczas zniszczony w nalocie bombowców. Alianci utrzymywali, że Niemcy wykorzystywali klasztor jako punkt obserwacyjny, lecz nie ma na to dowodów.
Trzeci atak na Monte Cassino nastąpił w drugiej połowie marca, lecz wciąż nie przyniósł rezultatu. Decydująca bitwa miała rozpocząć się w nocy z 11 na 12 maja. Atak zaplanowany został na całym lewym skrzydle włoskiego frontu, od Monte Cassino po Morze Tyrreńskie. Do natarcia przygotowywały się wojska amerykańskie, francuski Korpus Ekspedycyjny, oddziały indyjskie, brytyjskie oraz 2. Korpus Polski. Polacy otrzymali najtrudniejsze zadanie: mieli uderzyć na grzbiet górski łączący pozycje niemieckie i klasztorem na Monte Cassino. O tym, czy Polacy wezmą udział w walkach miał osobiście zdecydować gen. Anders. Nie było czasu, aby skonsultował tę decyzję z polskim dowództwem w Londynie.
Polacy walczący o Monte Cassino
Polacy walczący o Monte Cassino / Źródło: Wikimedia Commons
Anders we wspomnieniach zatytułowanych „Bez ostatniego rozdziału” wskazał powody, dla których zgodził się na udział Polaków w bitwie o Monte Cassino: „23 marca przyjechał do mnie do Vinchiaturo gen. Leese i udzielił mi następujących wiadomości. Niemcy odparli ponowne natarcie na miasto Cassino. Wojska sojusznicze na przyczółku Anzio znajdują się w trudnym położeniu. Wobec tego zdecydowano wielką ofensywę na odcinku frontu włoskiego od miasta Cassino do wybrzeża Morza Tyrreńskiego. 8 Armia otrzymała zadanie przełamania linii Gustawa, której najsilniejszym punktem są wzgórza Monte Cassino oraz linii Hitlera, której zawiasem jest Piedimonte. Dla 2. Korpusu Polskiego przewidziano najtrudniejsze zadanie zdobycia w pierwszej fazie wzgórz Monte Cassino, a następnie Piedimonte. Była to dla mnie chwila doniosła. Rozumiałem całą trudność przyszłego zadania Korpusu. (...) Zaciekłość walk w mieście Cassino i na wzgórzu klasztornym były już wówczas dobrze znane. Mimo że klasztor Monte Cassino był bombardowany, mimo że oddziały i czołgi sojusznicze dochodziły przejściowo na sąsiednie wzgórza, mimo że z miasta Cassino zostały tylko gruzy, Niemcy utrzymali ten punkt oporu i nadal zamykali drogę do Rzymu. Zdawałem sobie jednak sprawę, że Korpus i na innym odcinku miałby duże straty. Natomiast wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos jaki Monte Cassino zyskało wówczas w świecie mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. Byłoby najlepszą odpowiedzią na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami. Podtrzymywałoby na duchu opór walczącego Kraju. Przyniosłoby dużą chwałę orężowi polskiemu. Oceniałem ryzyko podjęcia tej walki, nieuniknione straty oraz moją pełną odpowiedzialność w razie niepowodzenia. Po krótkim namyśle oświadczyłem, że podejmuję się tego trudnego zadania”.
Niemcy zastosowali specyficzny rodzaj obrony. Chronili się w niewielkich schronach, które otoczone były polami minowymi i stanowiskami moździerzy oraz artylerii. Stanowiska osłonięte były drutami kolczastymi, w każdym znajdowało się trzech ludzi. Najbardziej zaciekłe walki toczyły się w rejonie zwanym „Widmo”.
Generał Władysław Anders zdawał sobie sprawę z trudności, z jakimi mierzą się jego ludzie, lecz wierzył w powodzenie. Zwycięstwo pod Monte Cassino miało zademonstrować aliantom siłę i zdolności polskich żołnierzy.
Poświęcenie Polaków opłaciło się. W nocy z 17 na 18 maja Niemcy zaczęli wycofywać się z Monte Cassino
Flagi polska i brytyjska powiewające nad ruinami klasztoru na Monte Cassino
Flagi polska i brytyjska powiewające nad ruinami klasztoru na Monte Cassino / Źródło: Wikimedia Commons
„18 maja to moment rozpoczęcia natarcia. Moment, którego nie można zapomnieć. Wieczorem, góry przed nami się zapaliły. Przygotowanie artyleryjskie - jak okiem sięgnąć jedna wielka łuna ognia. Trzeba pamiętać, że na naszym odcinku było 1100 dział. Nad nami słychać było szum pocisków i w pewnym momencie salwa niemiecka. Koło mnie spadło ze 100 pocisków” – wspominał żołnierz 2 Korpusu Polskiego.
Około godziny 10:00 18 maja 12. Pułk Ułanów Podolskich wdarł się do ruin klasztoru na Monte Cassino, gdzie zatknięto biało-czerwoną flagę. W samo południe jeden z polskich żołnierzy, Emil Czech odegrał na Monte Cassino hejnał mariacki.
W czasie walk o Monte Cassino zginęło 924 Polaków, a 3 tysiące zostało rannych. Podobne straty ponieśli też pozostałe wojska alianckie. Zdobycie Monte Cassino okupione zostało więc wielkim poświeceniem i krwią licznych żołnierzy. Sukces był jednak znaczący. Droga na Rzym była otwarta, choć Niemcy nie zostali jeszcze zupełnie rozbici – zdołali bowiem wycofać się na północ. Stolica Włoch została zdobyta 4 czerwca 1944 roku.
W 1945 roku na Monte Cassino otwarto polski cmentarz wojenny, na którym spoczęło 1072 polskich żołnierzy. W 1970 roku pochowany tam został również generał Władysław Anders.
Na miejscu ich wiecznego spoczynku wyryto napis: „Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”.
https://dzieje.pl/kultura-i-sztuka/najmlodszy-zolnierz-gen-andersa-byl-gosciem-festiwalu-filmowego-nnw
Źródło: DoRzeczy.pl
II wojna światowa
Najmłodszy żołnierz gen. Andersa był gościem Festiwalu Filmowego NNW
Najmłodszy żołnierz 2 Korpusu Polskiego gen. Andersa kpt. Krzysztof Flizak (C) podczas rzymskich obchodów 80. rocznicy utworzenia armii generała Władysława Andersa. 2021 r. Fot. PAP/A. Zawada
Przemierzył ponad 3,5 tys. km by odnaleźć ojca. Później był najmłodszym żołnierzem armii Andersa. Kpt. Krzysztof Flizak jest bohaterem filmu dokumentalnego „Monte Cassino – Ostatni rozdział” pokazanego w piątek na Festiwalu Filmowym Niepokorni Niezłomni Wyklęci w Gdyni.
Film "Monte Cassino – Ostatni rozdział" to opowieść weteranów – Władysława Dąbrowskiego, Alfonsa Mrzyka, Leona Piesowockiego, Edwarda Moczulskiego, Czesław Balca, Mariana Bajdy, Feliksa Osińskiego i Krzysztofa Flizaka, kapitana armii USA, który jako dziesięcioletni chłopiec trafił do Junackiej Szkoły Kadetów w Palestynie.
Po pokazie filmu odbyła się rozmowa z jego bohaterami: kpt. Władysławem Dąbrowskim i kpt. Krzysztofem Flizakiem. Ten drugi, był najmłodszym żołnierzem generała Andersa. W trakcie spotkania z widzami opowiedział o swoich poszukiwaniach ojca żołnierza. "Jako młodych chłopak przemierzyłem ponad 3,5 tys. kilometrów, by go odnaleźć. Szukałem go w Rosji, w Iraku. Jeździłem po różnych obozach" - wspominał Flizak.
Wraz z armią Andersa przeszedł cały szlak bojowy (Monte Cassino, Loreto, Ankonę i Bolonię). "Później znalazłem się w VII Kompanii Zaopatrzeniowej, która została wysłana przez Morze Kaspijskie do Pahlavi. Byliśmy przygotowani do dalszego transportu. W Wielkanoc 1942 roku byłem już na wolnej ziemi perskiej" - wyjaśnił Flizak.
Krzysztof Flizak miał 7 lat, gdy wybuchła II wojna światowa. Nie poszedł jednak do szkoły, lecz razem z dorosłymi kopał rowy przeciwczołgowe. We wrześniu 1939 r. jego ojciec, zawodowy wojskowy, został aresztowany przez NKWD i trafił do obozu jenieckiego pod Smoleńskiem.
Krzysztof wraz z matką został wywieziony na Syberię. Aby dostać się do kompanii młodzieżowej w powstającej w ZSRS armii gen. Andersa, podał wcześniejszą o dwa lata datę urodzin.
Wraz z armią Andersa przeszedł cały szlak bojowy (Monte Cassino, Loreto, Ankonę i Bolonię). "Później znalazłem się w VII Kompanii Zaopatrzeniowej, która została wysłana przez Morze Kaspijskie do Pahlavi. Byliśmy przygotowani do dalszego transportu. W Wielkanoc 1942 roku byłem już na wolnej ziemi perskiej" - wyjaśnił Flizak.
Wspominał również, że po wojnie "drugi korpus, w którym służył, został zdemobilizowany". "Anglicy dali nam dwa lata do przysposobienie się do nowego, cywilnego życia. Musieliśmy podpisać kontrakt, że nie mamy do nich żadnych pretensji. Ja byłem najmłodszy Polskim Korpusie Przysposobienia i Rozmieszczenia" - wskazał.
Po wojnie emigrował do Ameryki. "Polski mundur zmieniłem na amerykański, nie znałem innego zawodu jak żołnierz" – wspominał kapitan.
W USA został przydzielony do 101 Dywizji Spadochronowej i wysłany na wojnę w Korei. Był ranny na froncie. "Dziewięć miesięcy spędziłem w szpitalu, a rehabilitacja zajęła mi pięć lat" – opowiadał.
Odbywający się pod honorowym patronatem prezydenta Andrzeja Dudy Festiwal Filmowy Niepokorni Niezłomni Wyklęci zakończy się w sobotę.(PAP)
autor: Piotr Mirowicz
pm/ pat/
>
Czy ta OFIARA miała sens otwierając Aliantom drogę do Rzymu, skoro dwa lata później odmówili udziału Polakom w PARADZIE ZWYCIĘSTWA w Londynie?
https://www.rp.pl/historia/art1913101-londyn-parada-zwyciestwa-bez-polakow
HISTORIA
Londyn: Parada Zwycięstwa bez Polaków
8 czerwca 1946 r. ulicami Londynu przeszła wielka defilada wojskowa dla uczczenia zwycięstwa aliantów nad państwami Osi w II wojnie światowej.
Aktualizacja: 09.06.2018 12:14 Publikacja: 09.06.2018 00:01
ZROZUMIEĆ GEOPOLITYKĘ CZASÓW II WOJNY ŚWIATOWEJ
POLSKA WALCZACA
ŻOŁNIERZ POLSKI NA OBCZYŹNIE
FIGHTING POLAND - WEEKLY FOR THE POLISH FORGES - PRICE TWOPENCE
Wychodzi co tydzień Dnia 5-go czerwca 1943r. Rok V. Nr. 22
IDEOWY PODKŁAD WOJNY
Niemcy rozpoczynając obecną
wojnę okazywały całkowite lekceważenie interesów innych naro-
’ów i pogardę dla współpracy mię-"
zynarodowej. Myślały one i mówiły wyłącznie o swoich własnych
celach. Potrzeby innych narodów
miały być całkowicie podporządkowane interesom niemieckim. Nie
było mowy o jakimkolwiek międzynarodowym porządku rzeczy,
a jedynie o zaspokojeniu potrzeb
narodu niemieckiego. Przestrzeń
życiowa dla “ niemieckiego narodu
panów ” miała, być zapewniona siłą w tej wojnie. Pojęcie zjednoczonych narodów i uwzględnienie
ich interesów nie znajdowało żadnego wyrazu ani w propagandzie
niemieckiej, ani w wystąpieniach
przywódców narodu niemieckiego.
Pojęcie przewodzenia, a nie współpracy miało być podstawą stosunków międzynarodowych.
Poglądy niemieckie polegały zatem na zupełnym zaprzeczeniu pojęcia moralności międzynarodowej,
uwzględnianie interesów innych
narodów utożsamiane było ze słabością i degeneracją. Zupełny
i bezwzględny egoizm narodowy
miał być udziałem zdrowego i silnego narodu niemieckiego.
W ciągu wojny zaszła w tej
dziedzinie w Niemczech duża
zmiana. Wśród rekwizytów wojny
totalnej obok czynników siły i zastraszenia zjawiło się pojęcie
— współpracy międzynarodowej.
W stosunku do narodów ujarzmionych przez Niemców na terenie
kontynentu europejskiego zaczęto
używać niespotykanego dawniej
określenia aliantów. Zainicjowano
spotkania z przywódcami nowych
aliantów i zapewniano o chęci bliskiej z nimi współpracy. Jedynie
w stosunku do Polaków droga ta
była zamknięta. Z powodu niesłychanych krzywd, jakich Polacy
doznali, politycznego postawienia
sprawy polskiej przez władze okupacyjne, w szczególności w stosunku do granic, oraz bezwzględnego
oporu społeczeństwa polskiego,
kierunek polityki niemieckiej stał
się prawie nieodwracalny.
Ostatnio zjawiły się zapowiedzi
ogłoszenia przez Niemców nowego
planu politycznego ustroju Europy. Pod Europą rozumiano tym
razem"już nie tylko teren przeznaczony dla ekspansji niemieckiej,
ale wspólność interesów zamieszkujących ją narodów. Wysunięto pojęcie -jedności i wspólnoty
międzynarodowej całego kontynentu europejskiego. Można być różnego zdania, czy polityka ta obliczona jest na dłuższą metę, czy też
jest ona tylko wyrazem taktyki
czasowej, wynikającej z wyczerpania sił niemieckich na froncie
wojennym. Być może, że polityka
ta jest jedynie przejawem obłudy,
ale wszak obłuda nie jest niczym
innym jak hołdem złożonym prawdzie i cnocie przez występek
i kłamstwo.
Zmiana metody niemieckiej jest
w każdym razie uznaniem, że polityka oparta jedynie na sile
i gwałcie, nieuwzględniająca zupełnie dążności innych słabszych
narodów, była błędna i niemożliwa do utrzymania na stałe. Okazało się, że oparcie się jedynie na sile
i przemocy i bezwzględny egoizm
narodowy na stałe były niekoniecznie najlepszą bronią, nawet
z zupełnie egoistycznego niemieckiego punktu widzenia. Gdyby Niemcy od samego początku
poza siłą fizyczną, wniosły były do
swego wysiłku wojennego również
jakąś pozytywną ideę ustroju międzynarodowego, byłyby może
w stanie przeciągnąć na swoją
stronę ujarzmione narody europejskie i byłyby osłabiły w ten
sposób polityczne położenie aliantów. Jednakże za późno już było
tworzyć nowy front wspólnoty
europejskiej ze względu na fakty
dokonane, których nie można już
cofnąć i odrobić..
W przeciwieństwie do polityki
niemieckiej, Alianci stanęli od samego początku działań wojennych
na stanowisku współpracy międzynarodowej. Jako główny cel wojny wielkie demokracje wysunęły
nie zdobycze i rozszerzenie terytoriów, ale utrwalenie pokoju powszechnego i dobro wszystkich
narodów, zarówno wielkich i silnych, jak mniejszych i słabych.
Zasadę tę podkreślano stale zarówno w przemówieniach brytyjskich
jak amerykańskich mężów stanu,
w mowach ChutchilTa i Bevin’a
Roosevelt’a i Wallace’a. Wojna ta
— mówiono — jest nie tylko wojną narodów, ale walką idei i światopoglądów. “ Karta Atlantycka ”
oparta jest na zasadzie idealizmu
międzynarodowego.
Okazało się jednak, że nawet
w tak ważnej sprawie i w tak przełomowym pkresie trudno jest
osiągnąć całkowitą zgodność poglądów. W obozie Aliantów istnieje różnica poglądów na cele wojny
i na charakter przyszłego ustroju
politycznego świata i Europy.
Przeciwstawiając ideologię Zjednoczonych Narodów ideologii niemieckiej, trudno jest z drugiej
strony zaprzeczyć, że poglądy obu
stron niekiedy wzajemnie na siebie wpływały i wzajemnie się krzyżowały.
Z jednej strony poglądy demokracji na formy współżycia międzynarodowego Narodów Zjednoczonych wywarły pewien wpływ
na postępowanie Niemiec. Z drugiej strony trudno jest twierdzić,
że idee niemieckie pozostały
bez wszelkiego wpływu na ideologię aliancką. Zdarza się, że publicyści Zjednoczonych Narodów
akceptują bezwiednie poglądy sze
rzone przez propagandę i politykę
niemiecką. Uzasadnia się podobne
stanowisko tak zwanym realizmem politycznym.
Pojęcie o konieczności tworzenia wielkich obszarów kosztem
mniejszych narodów dla rzekomego lepszego zabezpieczenia pokoju
jest niczym innym, jak doktryną
niemieckiego imperializmu totalnego i dążenia do przestrzeni życiowej. Poświęcenie interesów
mniejszych państw potrzebom
wielkich narodów, nie ma nic
wspólnego ani z pojęciem Zjednoczonych Narodów, ani z “ Kartą
Atlantycką.”
Wodzostwo, FiLhrenschaft czy
Leadership, wielkich państw narzuczone mniejszym narodom nie
jest zgodne z demokracją. Dzisiejsza epoka nie mogłaby się pogodzić
z pojęciem narodów-wasalów. Odrzucanie czy przeinaczanie postulatu samostanowienia narodów
jest próbą cofnięcia demokratycznego rozwoju narodów do epoki Świętego Przymierza. Pomysł
ustalenia granicy wpływów rosyjskich nad Odrą różni się tylko
geograficznie, lecz nie ideowo od
chęci oparcia niemieckiej przestrzeni życiowej na Wiśle czy
Dnieprze.
Można mieć duże wątpliwości,
czy zwolennicy podobnych poglądów są najlepszymi obrońcami
choćby najbardziej realistycznych
i egoistycznych interesów swoich
narodów. Mieć własne cele wojenne i mocno przy nich obstawać jest
narzędziem prowadzenia wojny.
Przyjmowanie poglądu wroga może osłabić własny wysiłek wojenny.
Było by nieszczęściem—nie tylko dla interesów państw małych,
ale i wielkich — gdyby Narody
Zjednoczone wygrywając militarnie, przegrały ideowo, gdyby zwycięskie czołgi alianckie miały torować drogę zbliżonym do niemieckich poglądom na formy
współżycia międzynarodowego.
Dlatego należy przywiązywać
wagę do wynurzeń na temat przy
szłego współżycia międzynarodowego tych mężów stanu, polityków
i publicystów, którzy podnoszą
glos w obronie charakteru ideowego strony alianckiej w wojpie
obecnej, którzy przestrzegają, aby
nie zatracić ideowego podkładu
wojny, pomagając w ten sposób
Hitlerowi.
Nie będę na tym miejscu przypominać przemówień wielkich brytyjskich i amerykańskich mężów
stanu, Churchill’a, Roosevelt’a
i Wallace’a, bo wszyscy je pamiętają. Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na niedawno ogłoszone
poglądy wybitnego publicysty
amerykańskiego Herberta Agar’a.
Jego książka opublikowana kilka
tygodni temu jednocześnie
w Wielkiej Brytanii i Stanach
Zjednoczonych, p.t. “A time for
greatness ” spotkała się zdaniem
moim, ze zbyt małym zrozumieniem i uznaniem ze strony prasy
i emigracji polskiej. Stanowi ona
głęboką obronę ideowego charakteru tej wojny.
“ Barbarism is the eternal
enemy ” — mówi Agar. Wszystkie
narody mają jego zdaniem w sobie jednocześnie dwie dusze: ducha cywilizacji i ducha barbarzyństwa, ale wśród nich jedynie naród niemiecki głosił od wielu pokoleń, że duch barbarzyństwa nie
niszczy, ale odradza, a cywilizacja
jest jedynie formą schyłkowości.
Jeżeli Hitlerowi uda się zwalczyć
cywilizację i demokrację, zdobędzie on też wszystko inne.
Nie walczymy — mówi dalej
Agar, cytując prof. Fox’a — o pieniądze, nie walczymy o rynki, nie
walczymy o wyższy standard życiowy, walczymy o idee. W okresie obecnego największego kryzysu historycznego każdy naród wybrać musi jedną z dwóch dróg, robić to, co jest koniecznością dla
niego, albo nie robić nic — zaś
konieczne jest to, co ratuje ducha
narodu.” “ Nie możemy uciec od
historii ” — powtarza Agar za
Abrahamem Lincoln’em.
Wobec podobnych zapatrywań
H. Agar wysoko musi cenić i podnosić rolę Polski w tej wojnie.
Było koniecznością — mówi on —
żeby Polska walczyła, żeby Jugosławia walczyła i została fizycznie
zamordowana. Mogłyby one z łatwością zawrzeć pokój i żyć dalej,
ale w tym wypadku umarłyby naprawdę. Obecnie zaś są żywe duchem. Są wiecznym długiem na
sumieniu ludzkości. O ile nasz
świat ma w ogóle przyszłość przed
sobą i one mają w nim przyszłość.
Widzimy zatem, że ideowy charakter sprawy polskiej znajduje
uznanie i zrozumienie w sercach
i umysłach ludzkich. Nie każdy
potrafi wyrazić te myśli tak
pięknie i dobitnie jak Agar, ale
tkwią one, choćby podświadomie,
w duszach i umysłach ludzkich.
Zasada wygłoszona w jednym
z ustępów książki Agar’a : “ A
real politic is applied ethics ”
/prawdziwie realna “Realpolitik”
polega na zastosowaniu etyki/ —
jest być może zbyt skrajna
i jednostronna, ale niewątpliwie
kierunek polityki oparty na zasadach etycznych służy zarówno interesom całej ludzkości, jak i interesom narodu, który ją stosuje.
“ What is morally wrong, cannot
be politically right ” — mówi podobnie czynny polityk angielski
Sir Richard Acland.
Dotyczy to też w szczególności
Polski, jako kraju, który się znajduje w szczególnie trudnym
i skomplikowanym położeniu międzynarodowym. Nasz wkład pozytywny do wspólnego wysiłku zjednoczonych narodów — pomimo
ostatnich rozczarowań — powinien wydać owoce. Natomiast to
co w historii ostatnich 20 lat Niepodległej Polski, w dziedzinie
wewnętrznej i zagranicznej, było
sprzeczne z tradycjami polskimi
“ za waszą i naszą wolność ” było
niewątpliwie szkodliwe i obciążyło
naszą kartę historyczną. Propaganda własna i obca może lepiej,
czy gorzej wykorzystać i oświetlić
takie, czy inne fakty i zdarzenia,
ale nie może ich całkowicie wymazać i wykreślić.
Leży w interesie Polski, żeby
jej polityka wewnętrzna i zagraniczna była w zgodzie z dążnościami Narodów Zjednoczonych. Przyszłość Polski leży w sharmonizowaniu, a nie w przeciwstawianiu
jej dążeń interesom Narodów
Zjednoczonych. Dobrym politykiem jest ten, kto w tym duchu
prowadzi sprawę polską. Jeżeli
nawet potężne państwa stawiają
na kartę wspólnoty międzynarodowej, czynić to musi tym bardziej
Polska.
Polska nie była i nie chciała być
Chrystusem narodów. Ze stanowiska zdrowego rozsądku polityka
taka byłaby nie tylko nierozsądna,
ale i niemoralna. Ofiara jednostki
dla dobra narodu czy ludzkości jest
czynem szlachetnym. Jednakże
naród nie jest jednostką abstrakcyjną, lecz ciałem zbiorowym. Ofiara z interesów rodaków, aby obcym, dalszym ludziom działo śię
lepiej, byłaby czynem zbrodniczym. Ale byłoby również szkodliwe popaść w drugą ostateczność
lekceważenia dążeń innych narodów i interesów wspólnoty międzynarodowej.
Epoka dzisiejsza stawia to samo
wymaganie zarówno w stosunku
do wielkich jak i mniej potężnych
państw: pewnego ograniczenia
ich dążności na rzecz wspólnoty
międzynarodowej. Wierzymy, że
w tym kierunku idzie historia.
Autor: HENRYK STRASBURGER
Czytaj:
III RZESZA NIEMIECKA NOWOCZESNOŚĆ I NIENAWIŚĆ
Grzegorz KUCHARCZYK Wydawnictwo Biały Kruk Krakow 2022
Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka