Obyśmy byli zdrowi jak ta jodła na Babiej Górze!
Gruba Jodła
„Gruba Jodła” na pocztówce z 1890
http://www.tadeuszchowaniak.pl/index.php/o-czym-pisze/moj-region/23-zawojskie-zegary-smutno-bijom
Owce paśli juhasi, krowy na polanach dziewczęta. „Rozmawiali” ze sobą przy pomocy przyśpiewek, rodziły się sympatie, początkowo na odległość, potem były wędrówki młodych ku sobie, spotkania, robione sobie nawzajem żarty i figle, trochę radości, trochę smutku.
Zawojscy juhasi,
Łowce potracili,
Przy wełcońskich pastereckach,
Całom nocke byli!
Pasła krówki i gnała,
Od lasa w dolino,
Przyśli ku niej juhasi,
Zjedli jej juzyno.
A co by wos juhasi, B
rzucho łozbolało,
Ze z tej mojej juzyny,
Kapecko łostało!
Juhasi, juhasi,
kaście owce paśli?
Straciłak wionecek,
Wyście mi go naśli.
Na pastwiskach w pobliżu wsi bydło pasły też dzieci. Często w ten sposób zarabiały u zamożnych gazdów na swoje utrzymanie. Rodzice w zamian za pracę małych pasterzy dostawali trochę zboża, słoniny, ziemniaków. Dziecko miało dostawać codziennie, oprócz innego posiłku, podwieczorek czyli JUZYNE, którą ktoś z dorosłych przynosił mu na pastwisko, różnie jednak bywało z wywiązywaniem się z tego obowiązku. Pasienie bydła było nierzadko pracą ponad siły, trudno też było pogodzić tak naturalną wśród dzieci chęć do zabawy z pasterskimi obowiązkami.
Śpiwała, lukała,
Krówecki pasała,
Łuciekły w łowiesek,
Bucoskiom dostała.
Gaździno, gaździno,
Ady mnie nie bijcie,
Moskalicka dejcie,
Śmietonki przyconcie.
Nie bedom jo pasła,
Za gornusek masła,
Ani za pół syrka,
Bo jo nie pastyrka.
Nie bedom śpiwała,
Ani tyz lukała,
Bo mi se matusia
Juzyny nie dała.
Śpiewano także o codziennej pracy w gospodarstwie. Trudne to było gospodarowanie; na kamienistej ziemi, stromych grapach, przy niesprzyjających warunkach atmosferycznych. Czego nie zniszczyły deszcze, grady, przedwczesne przymrozki, tego dokonały leśne zwierzęta: jelenie, dziki, zające.
Zasiołek se łowiesek,
Ale mi se nie zesed.
Na dolinie zamokło,
Bo sie podle zawlokło.
Na brzyzecku wywioło,
Bo sie podle zasioło.
Zasiołek se zimioki,
Pod lasom, w dolinie,
Ale mi je poryły te świnie,
Te świnie.
Pracowano też w lesie przy wyrębach i transporcie drzewa. Jeszcze na początku XX wieku Górale Babiogórscy słynęli jako doskonali drwale, a także jako specjaliści od spławiania drewna.
Jakeg jechoł do lasa,
Zabocyłek topora,
Zabrała go moja miło,
Wcorajsego wiecora.
Rubali, rubali,
Smrecki przy polanie.
Rubali jedlicki,
Poili konicki.
Pracy szukano też poza wsią, na nizinach, wędrując pod Kraków i dalej, aż pod Sandomierz na sianokosy i żniwa.
Do gór, chłopcy, do gór,
Baby nos cekajom,
Wypatrujom łocy,
Cy nasi wracajom.
W folklorze słownym wsi u północnych podnóży Babiej Góry zachowało się szczególnie wiele wątków związanych ze zbójnikami. Nic w tym dziwnego, gdyż teren ten był przez co najmniej dwa wieki (XVII i XVIII) bodaj czy nie największym siedliskiem zbójnickich kompanii w Beskidach Zachodnich. W babiogórskich lasach i osadach ukrywały się kompanie z całej okolicy, tutaj zimowały, tędy wreszcie wędrowały na bogatą Orawę – wymarzony cel zbójnickich wypraw.
Ku Łorawie chłopcy,
Górami, górami,
Bo tam na Łorawie,
Sujo talarami.
Ku Łorawie, ku Łorawie,
Podźmy chłopcy chlodnickiom,
Bedomy se śrybło złoto,
Przesypować kotlickiom.
To właśnie zabitego na orawskiej wyprawie harnasia nieśli towarzysze, gdy żałobny pochód zobaczyła siedząca na pagórku nad przełęczą Krowiarki jego frajerka i skamieniała z żalu. Taka jest jedna z wersji legendy o powstaniu Babiej Góry.
...
Gruba Jodła (niem. Dicke Tanne) – okaz jodły pospolitej (Abies alba), który rósł w tzw. Kniei Czatożańskiej na północnych stokach Babiej Góry. Było to największe drzewo znane z terenu dzisiejszego Babiogórskiego Parku Narodowego i najstarsza jodła na terenie całej Polski[1].
Według pomiarów Hugona Zapałowicza obwód jodły w pierśnicy wynosił 6,76 m[2]. Jej wiek w chwili śmierci szacowany jest na ponad 600 lat natomiast wysokość na 55-65 metrów[2]
„Gruba Jodła” stanowiła jedną z atrakcji Babiej Góry na przełomie XIX i XX wieku, w okresie, gdy rozpoczynał się organizować ruch turystyczny w tej części Karpat. Rosła w pobliżu polany Czarna Cyrhel, na wysokości 860 m n.p.m.[2], mniej więcej w połowie dzisiejszego żółtego szlaku z Zawoi Składów na Markowe Szczawiny (tzw. Górnym Płajem)[3]. Pod koniec XIX wieku wskutek trafienia przez piorun zaczęła próchnieć, a jej ostateczne zniszczenie spowodowali pasterze z polany Czarna Cyrhel, którzy w wypróchniałym pniu rozpalili ognisko[1].
W 1960 r. na wniosek prof. Władysława Szafera dokonano w betonie rekonstrukcji odziomka pnia „Grubej Jodły”[2].
Drzewko na Świątecznym Stole
JUTRO WIGILIA A MY CO ROKU JAKBY TROCHĘ STARSI ALE CZY MĄDRZEJSI?
BOŻE NARODZENIE
Staropolskim obyczajem, gdy w Wigilię gwiazda wstaje, Nowy Rok zaś cyfrę zmienia, wszyscy wszystkim ślą życzenia. Przy tej pięknej sposobności i ja życzę Ci radości, aby Tobie się darzyło, z roku na rok lepiej było.
***
https://www.youtube.com/watch?v=xlEhlNNJd9A
https://naturalniezdrowy.com.pl/jodla-pospolita-historia-o-komorniku-i-lesnej-babie/
HISTORIA KOMORNIKA , TAKIE TO CZASY.
... to tylko zwykła grypa, która jakoś poszła w zapomnienie. Czyżby zjadł ją na jesień w drugim rzucie zaborczy Covid-19?!
HISTORIA O KOMORNIKU I LEŚNEJ BABIE
Kaszel nie daje mi spokoju. Już trzeci tydzień rzężę jak silnik malucha mojego dziadka. Jemu nie ma się co dziwić, fiat 126p, ma przeszło 40 lat, a ja? Na liczniku jeszcze trójki z przodu nie mam. Ta praca mnie w końcu wykończy. Ciekawe na ile opiewa moje ubezpieczenie w razie śmierci w trasie. W ogóle mam takie? Bycie komornikiem to nie takie lekkie zajęcie.
Jak pracowałem w mieście, w klimatyzowanym biurze nie musiałem w sumie wiele się napracować. Tu podjechać, tam zamienić kilka zdań, wysłać kilka maili. Ludzie, chociaż mieli długi to byli kulturalni i wszystko można było z nimi załatwić. Przejechałem się na zbytniej wierze w ludzką uczciwość i wylądowałem tutaj. W lasach iglastych, szukając jakiejś babci, która zalega z opłatą za kawałek działki rolnej.
Na domiar złego jeszcze pada, a droga jest nie przejezdna. Otwieram bagażnik mojego audi i wyciągam zielone gumiaki. Dobry komornik to przygotowany komornik. Swoją drogą pracując na peryferiach wielkiego miasta nauczyłem się, że warto mieć w bagażniku coś więcej niż koło zapasowe. Parasol w dłoń i po kolejnym ataku kaszlu kieruję swoje kroki ku jodłom. Ponoć przebywając pod nimi człowiek odzyskuje zdrowie, miło by było gdyby ta mądrość ludowa okazała się prawdą .
Droga przypominała wąski strumyk górski z tymże nie były to góry i więcej było więcej błota niż wody. Gdzieniegdzie leżały szyszki w kształcie cygara otoczone ciemnozielonymi błyszczącymi igłami. Buty zapadały się głęboko, przez co marsz stawał się, co krok bardziej meczący. Nagły atak rwącego i kłującego w piersiach kaszlu spowodował, że musiałem się na chwilę zatrzymać, pochylić i wypluć plwociny. To chyba zapalenie oskrzeli. No cóż w domu będę musiał przyjąć kolejną dawkę rozgrzewającego leku.
Deszcze na chwilę ustał, ale to była cisza przed przysłowiową burzą. Ścieżka kluczyła pomiędzy rozległymi drzewami i według mapy, którą podarował mi wójt, chatka leśnej Baby, bo tak ją tutejsi nazywają, miała jakiś kilometr w głąb lasu. Szedłem dobre 20 minut i nie widziałem nawet zarysu czegoś co mogłoby być domkiem czy szałasem pośrodku polany.
Nagle powiał silniejszy wiart. Z góry posypała się kaskada połyskujących igieł, których część wpadła mi na kołnierz. Napierająca wichura wygięła parasol, który nie wytrzymał naporu łamiąc się jak sucha gałązka. Nie ładnie jest śmiecić w lesie, ale rzucenie nim w zwalony pień przyniosło mi lekką satysfakcję. Jak to mówią – im głębiej w las tym ciemniej. Powiem jeszcze, że jest zimniej i bardziej mokro.
Zrobiłem w tył zwrot i postanowiłem wrócić do samochodu. Spróbuję innym razem, a wcześniej uważniej pooglądam prognozy pogody. Wydawało mi się, że idę dobrą ścieżką, ale nie przypominam sobie, żebym musiał wybierać między lewą a prawą drogą. Widocznie idąc w głąb, nawet nie zwróciłem uwagi, że wychodzę z jednej z odnóg tej leśnej dróżki.
***
Robi mi się coraz zimniej, do tego stopnia, iż nie mogę powstrzymać już drgania mięśni. Ostatnie próby organizmu do wskrzeszenia odrobiny ciepła. Kaszel prawie pozbawia mnie oddechu. Robi się ciemniej, deszcze nie ustępuje, a technologia jak zawsze w takich sytuacjach zawodzi. Telefon nie może złapać zasięgu. Muszę iść dalej.
***
Błąkając się już dobre trzy godziny wszedłem na rozległą polanę. Pomyślałem przez chwilę, że chyba dopadły mnie halucynacje spowodowane gorączką, ale po środku łąki naprawdę rosło rozległe drzewo iglaste, pod którym jak prezent stała mała chatka. Gdyby nie dym z komina uległbym złudzeniu, że myślami odpływam w czasy dzieciństwa, gdy rodzice w Wigilię kładli pod ozdobionym drzewkiem piernikowym domek.
Potykając się o wysokie trawy szedłem ku ciepłu światła bijącego z okienka chaty. Zmoczony do suchej nitki garnitur krępował ruchy, a gumiaki pełne wody nieznośnie ciążyły i chlupały przy każdym kroku. Obłocony, dygocący i blady jak sama śmierć zapukałem do drzwi. Otworzyła mi sympatycznie wyglądająca babina, która siłą o jaką bym ją nie podejrzewał wciągnęła mnie do środka.
– O Jezusmaryja i wszyscy święci! Jak pan, w taką pogodę na spacer się wybrał?! Cały pan mokry! A blady jak sama śmierć! Gdybym była nie pewna swojego zdrowia do bym się zlękła. Dawaj pan te mokre ciuchy, pod koc i siadać przy kominku. Powiedziała z szybkością karabinu maszynowego, bez brania wdechu.
Nie dyskutowałem z nią, nie miałem na to sił, a perspektywa suchego, ciepłego fotelu bardzo kusiła. Niby byłem w pracy, ale dziś chyba szybciej skończę zmianę. Zostałem tylko w bokserkach, dostałem stary, ale gruby koc i otulony zacząłem rzęzić przy kominku.
-Ojojoj! Pan mi tu zaraz zejdzie na jakie choróbsko czy inne diabelstwo. Zaraz zaparzę świeżych ziółek i przyniosę lekarstwo na pana dolegliwość. Rześkim krokiem skierowała się do kuchenki, o dziwo, gazowej, a nie opalanej drewnem. Widocznie nie taka z niej leśna Baba. Kominek płoną ciepłym blaskiem. Nastawiła garnek z wodą i szybko podeszła do szafeczki z przeszklonymi, ciemnymi drzwiczkami. Otworzyła ją, a na jej półeczkach leżały różnej wielkości flakoniki, o wszystkich kolorach tęczy. Ułożone jednak były na pozór dość chaotycznie, bez widocznego na pierwszy rzut oka wzoru.
Przyglądała im się przez chwilę po czym złapała jedną i gwałtownym ruchem odwróciła się do mnie. –To niech pan wypije. Syrop z jodły pospolitej, Abies alba. Symbol długowieczności, cierpliwości i powagi życia. Żydzi uważali jodły za święte, wręcz boskie drzewa. Dla mnie są one dobrym surowcem leczniczym. Na pańskie chore oskrzela powinny pomóc. A przynajmniej pomogą w leczeniu. Nachyliła się nade mną wręczając mi zieloną buteleczkę. – Do dnia złociutki, do dna!
Nie wiem kiedy usnąłem, ale było już rano, a ja zdecydowanie czułem się już lepiej. Czy to od ziółek czy jodłowego syropu spało mi się naprawdę dobrze. Garnitur wisiał na konopianym sznurze nad kominkiem. Babina krzątała się przy kuchni, spostrzegła, że już nie śpię.
– Ładnie pana sen zmorzył, ale nie dziwota, skoro był pan mokry i przemarznięty. Jej twarz lekko pulchna, okraszona zmarszczkami bynajmniej nie powstałymi od nadąsanej miny wyrażała ciepło i spokój.
– Nic pan nie mówi, gardło w porządku, bo kaszlał pan jak gruźlik, a wiem co mówię, bom kilku gruźlików w sowim życiu leczyła. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Wszystko w porządku, bardzo dziękuje za pomoc i gościnę. Miałem naprawdę dużo szczęścia, że jakimś cudem trafiłem na tą polanę i znalazłem pani chatkę. I nie jestem żadnym „panem”, może mi pani mówić przez „ty”. Jan Skiba jestem – wydukałem z siebie.
– Miło mi Janku. Mnie zwą leśną Babą, ale możesz do mnie mówić po prostu babciu. Za chwilę naleję ci ciepłej zupki, złociutki. – Dziękuje za wszystko. Odwróciła się do garnka i drewnianą łyżką przemieszała zawartość. Ech. Kto by pomyślał, że tutaj na odludzi odzyskam wiarę w ludzi. Zupa była pyszna.
Mam nadzieję, że zmądrzał i nie ścigał kobieciny w leśnej głuszy.
Drzewo wybitnie polskie ale i europejskie.
Jodła pospolita jest gatunkiem doskonale znoszącym ocienienie; ma wszystkie cechy gatunku cienistego, a mianowicie: koronę gęstą i zwartą, cienką korę, silnie ocienia glebę, jest ciężkonasienna, za młodu (do 8 roku życia) rośnie powoli. Okres pędzenia rozpoczyna się około 15—16 roku życia i trwa do 100 lat; wzrost na wysokość ustaje w wieku 200 lat. Jodła jest wymagająca pod względem warunków siedliskowych; wymaga gleby dostatecznie głębokiej, żyznej, świeżej oraz odpowiedniej wilgotności powietrza. Najlepiej udaje się na krzemionkowych, ubogich w wapno glebach gliniastych, źle rośnie na suchych piaszczystych, ciężkich gliniastych, nieprzepuszczalnych glebach; unika gleb podmokłych i bagiennych. Jodła jest wrażliwa na niskie temperatury i przy małej wilgotności powietrza cierpi na skutek mrozów; nie lubi zbyt wielkich wahań temperatury między zimą a latem. Jest bardzo wrażliwa na zanieczyszczenie powietrza.
Rozmieszczenie jodły pospolitej ogranicza się do terenów Europy o klimacie umiarkowanym; unika ona zarówno północnych, jak i kontynentalnych, wschodnich krajów. Jest to drzewo gór środkowej i południowej Europy. Rośnie w Pirenejach, Apeninach, w łańcuchu Jury, Alpach, Wogezach, Szwarcwaldzie, Lesie Bawarskim i Czeskim, Górach Kruszcowych, Sudetach, Karpatach i na Półwyspie Bałkańskim aż do północnych granic Grecji i gór Rodopów. Na niżu rośnie tylko w Polsce i we Francji (Normandia).
W Polsce jodła rośnie w południowej części kraju, przede wszystkim w Sudetach, Karpatach, Górach Świętokrzyskich i na Roztoczu. Obok buka jest gatunkiem lasotwórczym dla piętra dolnoreglowego (od 500—1100 m n.p.m.). Tworzy tam lite drzewostany lub bardzo często mieszane z bukiem i świerkiem. W Tatrach sięgają one do 1450 m. W Górach Świętokrzyskich charakter lasu zbliżony jest do karpackiego. Jodła rośnie tam z bukiem lub nieraz tworzy drzewostany lite, rzadziej w zmieszaniu z sosną lub świerkiem. Obejmuje swym naturalnym zasięgiem mniej więcej trzecią część ogólnego obszaru Polski.
W Polsce jodła osiąga północną granicę swego rozmieszczenia. Linia zasięgu przebiega od zachodu na południowy wschód. Zaczyna się na Dolnym Śląsku od Żar, kieruje się na Szprotawę, Żmigród, Ostrów Wielkopolski, Kalisz, Łódź i Skierniewice, dalej skręca w kierunku na południe na Rawę Maz., przecina Pilicę i idzie na Opoczno, Radom, Dęblin, Kazimierz, Lublin, Zamość i Tomaszów Lubelski. Przechodzi granicę państwa w okolicy Rawy Ruskiej, a następnie zawraca i przez Lubaczów, Jarosław i Przemyśl ponownie zmierza do granicy. Poza tym zwartym zasięgiem wyspowe stanowiska jodły znajdują się pod Łukowem (rezerwaty Jata i Topór). Najbardziej wysunięte na północny wschód stanowisko jodły znajdowało się Puszczy Białowieskiej (uroczysko Dziki Nikor), poza obecnymi granicami Polski. Obecnie jodła jest gatunkiem zmniejszającym zasięg, a nawet wręcz ginącym na niektórych terenach, nie tylko na naszych obszarach, lecz także w krajach położonych na zachód od Polski; w związku z tym hodowla jej wymaga dużej pieczołowitości i staranności.
Jodła, jako gatunek cienisty, doskonale odnawia się z samosiewu pod drzewostanem macierzystym. Dobrze ocienia glebę, przez co wpływa dodatnio na poprawienie warunków siedliskowych, a w zespołach leśnych z innymi gatunkami zwiększa ich wydajność.
CZY WYDAJEMY DOBRE OWOCE I NASIONA?
Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo