Mieszkałem na osiedlu nieopodal Ryśka Riedla, byłem jednak dla niego zbyt małym bajtlem by ze mną gadał. Później widywałem Wojciecha Kilara jak parkował swój duży samochód z rejestracją "BASIA" nieopodal sklepu "Piotr i Paweł" na Brynowie, widywałem też Henryka Mikołaja Góreckiego jak przemierzał ulicę Wojewódzką wychodząc z Akademii Muzycznej. Mam "drewniane ucho" ale mieszkam nieopodal "Miasta muzyki UNESCO" a to mi dodaje odwagi by wspomnieć w trzecią rocznicę śmierci, Leonarda Cohena. Żeby nie było tak mizernie napomknę tylko, że w czasach studenckich byłem częstym gościem naszej katowickiej filharmonii. Pewnego dnia - z dwoma kumplami, ubrani w takie same buty welurowe - usiedliśmy w pierwszym rzędzie filharmonii naprzeciw pięknej skrzypaczki i co pięć minut, na znak, przekładaliśmy nogę na nogę. Grała wtedy koncert Manuela de Falli, coś z ogniem w tytule, ale się nie speszyła, nawet na nas nie spojrzała.
Jeden z krytyków muzycznych - nawiązując do piosenek Cohena - napisał, że do jego płyt powinni załączać brzytwę. Miałem to szczęście być na jego ostatnim koncercie w Polsce w Łodzi w 2013 roku w Atlas Arenie. Nie miałem ze sobą brzytwy. Niezależnie od tekstu i wspaniałego głosu na jego koncertach urzekała zawsze znakomita orkiestracja. Ukazała się już wówczas jego płyta "New Songs", a na niej "Boogie street". Utwór ten pokazuje duchową przemianę Leonarda. Przed wydaniem płyty Cohen spędził kilka lat w zakonie buddyjskim u mistrza Roshiego. Jak sam wspominał był to czas gdzie czasami z mistrzem popijali przed poranną medytacją. Kiedy wyszedł z zakonu okazało się, że środki, które powierzył zaufanej osobie zostały zmarnowane a on sam został bez pieniędzy. Zmusiło go to do narzucenia sobie z powrotem roli kompozytora i artysty koncertującego by zarabiać na życie. Tak się spotkaliśmy w Łodzi.
Jeśli ktoś ogląda ten znakomity teledysk bez analizy słów to trudno mu zrozumieć, ze jest to już dialog z Bogiem a nie ludźmi. Wprawdzie padają tam piękne słowa o ludzkiej miłości: "Rzeki i wodospady pod którymi zażywałem z tobą kąpieli, powalony twoim pięknem, klękałem, żeby osuszyć ci stopy" a także jakże miłe memu drewnianemu uchu wołanie do powrotu do życia: "Łyk wina, papieros i czas się zbierać" to jednak góruje nad tym wszystkim: "O Korono Światła, O Pociemniała, nigdy nie przypuszczałem, że się spotkamy" (tłum. Wyszogrodzki).
Cohen, ten pochodzący z Polski i Litwy Żyd, umiera na białaczkę w 2016 roku. Wcześniej pisze tekst do "You Want it Darker" a w nim: "Jestem gotów, Panie mój". W "Boogie street" pisał: "Dalej przyjaciele - nie obawiajcie się, nasz byt jest taki ulotny, powstajemy z miłości i w miłości giniemy".
Ja tam wybieram: "Łyk wina, papieros i czas się zbierać". Każdy z nas ma swoją Boogie street i nie powinien się obawiać, że prędzej czy później trzeba będzie ją porzucić.
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura