Pierwsza odsłona sporu polskiego rządu z Komisją Europejską o podatek od handlu została rozstrzygnięta na korzyść Polski. No może nie Polski tylko polskiego rządu bo przecież Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji, zrzeszająca wszystkie "tłuste koty" polskiego handlu, w sporze była jak najbardziej po stronie KE. To, że te koty to obce rasy a nie nasze dachowce to już inny temat.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, ten sam, który nie miał dotychczas dobrej prasy w mediach sprzyjających rządowi, orzekł, że stanowisko KE zarzucające rządowi nieuprawnioną pomoc publiczną dla małych i średnich firm skutkujących zaburzeniem konkurencji na rynku handlu detalicznego w Polsce było błędne i unieważnił dwie decyzje KE w tej sprawie. Rząd polski podporządkował się wcześniejszym decyzjom KE zawieszającym pobór tego podatku zaskarżając je jednocześnie do TSUE, ostatnie przesunięcie poboru tego podatku to 1 styczeń 2020 roku. Wyrok sprzed kilku dni został odczytany jako sukces polskiego rządu. Niepobrany podatek od 1 września 2016 roku kiedy miał zacząć obowiązywać do dziś to około 6 miliardów złotych.
Renata Juszkiewicz szefowa Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji powiedziała, że to tylko wyrok pierwszej instancji. Argumentowała, że wyrok zawiera tezę iż KE niewystarczająco uargumentowała dlaczego podatek stanowi pomoc publiczną i narusza zasady równej konkurencji. Stwierdziła, że zapewne w odwołaniu znajdą się wyczerpujące argumenty i sąd w drugiej instancji przyzna rację KE i POHiD. Bloger Kużmiuk zaś w notce na salonie24 uznał, że w obliczu przekonywującego wyroku w pierwszej instancji nie będzie apelacji od wyroku.
Jest tajemnicą poliszynela że "tłuste koty" polskiego handlu nie lubią płacić podatku dochodowego. W handlu jak nigdzie indziej jest to dosyć łatwe, a udowodnienie, że jest inaczej jest trudne albo niemożliwe. Podatek zaproponowany jeszcze przez ministra Pawła Szałamachę miał być pobierany od przychodów w kwocie 0,8 % (obroty miesięczne od 17 do 170 milionów) i 1,4 %(ponad 170 milionów miesięcznie) Gdyby spojrzeć na te nasze "tłuste koty" to najwięcej w ostatnich latach płaci Biedronka ale efektywnie jest to poniżej 1% od przychodów. Niektórzy płacą śladową ilość np. IKEA a inni nie płacą wcale.
Jak się sprawa potoczy dalej? Powiem szczerze: nie wiem. Podobne rozwiązania podatkowe istnieją w innych krajach, ale jak wiadomo co wolno wojewodzie... W końcu podatek handlowy jest rzeczywiście pomocą dla mniejszych firm niezdolnych konkurować z molochami mającymi dostęp do kapitałów (słynna pożyczka dla Schwartza - właściciela Lidla i Kauflandu - z 2012 roku w wys. 1 miliarda euro przyznana przez niekomercyjne EBOR i EBI na rozwój sieci sprzedaży w Polsce) ale czy jest pomocą zaburzającą konkurencję? I wreszcie najważniejsze: dlaczego "tłuste koty" żyjące z polskiego klienta i trochę kosztem polskich producentów żywności nie miałyby płacić podatków w Polsce?
W mediach od wczoraj jazgot: ceny w sklepach wzrosną bo szykuje się nowy podatek.
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka