Kiedy przejeżdżam obok tego baru restauracyjnego w Wolbromiu zatrzymuję się tam na danie dnia. Dobra, poczciwa, domowa kuchnia. Wczoraj była to jarzynowa i schabowy. Kiedy podszedłem do baru złożyć zamówienie zaczęli się tam gromadzić Włosi, którzy skończyli jeść i chcieli zapłacić. Każdy płacił za siebie, jedli przy jednym stole, było ich około dziesięciu. Kelnerka głośno wyczytała z ekranu komputera: "cola i sałatka z tuńczyka?", Włosi rozglądali się i nikt nie zareagował. Powiedziałem "cola i insalata di tonno", zgłosił się pierwszy delikwent i zapłacił. Potem kelnerka rzekła; "cola i sałatka z kurczakiem", Włosi spojrzeli na mnie, "cola i insalata di pollo". Za trzecim razem kelnerka wyczytała z niekłamanym zadowoleniem: "kropla beskidu, sałata cztery pory roku i schabowy", spojrzała na mnie w geście triumfu. Włosi czekali na wyrok a ja podrapałem się i rzekłem: "acqa minerale, insalata guatrro coś tam i cotoletta alla milanese". Zgłosił się kolejny Włoch a kelnerka dała za wygraną. Kiedy zapłacił ostatni zaczęli mi wylewnie dziękować, a że znałem oprócz karty dań jeszcze dwa włoskie słowa: "si" i "prego" więc wywiązała się miła pogawędka.
Jakiś czas temu dostałem od rodowitego Włocha przepis na sos prostytutek. Zanim wam go podam powiem o jeszcze jednej rzeczy, której się od niego nauczyłem. Powiem wam o skarpecie. Od tego czasu w polskich knajpach serwujących włoskie jedzenie, po złożeniu zamówienia pytam kelnera czy mogę liczyć na oliwną skarpetę na początek. Nie trafiłem jeszcze na nikogo kto by to zrozumiał. "Scarpetta" to włoskie słowo na określenie chleba ślizgającego się po talerzu celem wyłapania resztek sosu. Scarpetta oliwna na początek, to nic innego niż kawałek świeżego pieczywa, talerz, oliwa i sól. Czyli to co głodne misie uwielbiają zanim pojawią się zamówione dania.
Sos putanesca jest szybki w przygotowaniu, panie musiały zdążyć między jednym klientem a drugim. Miłość jest wysokokaloryczna. Na patelni rozgrzewamy oliwę i wrzucamy dwa posiekane ząbki czosnku, pokrojoną papryczkę habanero albo dwie papryczki chili z pestkami i kilka filecików anchois. Chwilę smażymy do rozpadnięcia się filecików i dorzucamy garść pokrojonych czarnych oliwek i kaparów z zalewy. Znowu chwilkę smażymy i dorzucamy zmiksowane pomidory z puszki wraz z sosem. Gotujemy dwie - trzy minuty i wrzucamy garść posiekanej zielonej pietruszki. Sos do spaghetti gotowy. Połowę sosu mieszamy w garnku z ugotowanym al dente makaronem, a drugą podajemy na makaron wyłożony na talerzu. Ja lubię jeszcze parmezan i trochę oliwy. Na koniec nie obejdzie się bez skarpety.
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości