alamira alamira
3481
BLOG

Marki własne supermarketów zjadają polskich producentów żywności

alamira alamira Handel Obserwuj temat Obserwuj notkę 133

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział wprowadzenie regulacji utrudniających rozwój marek własnych dużych sieci handlowych. Można by powiedzieć: nareszcie ale z drugiej strony należy się spodziewać zaciętego oporu ze strony Komisji Europejskiej, do którego te organizacje mają łatwy dostęp, co już nieraz udowodniły blokując na trwale opodatkowanie sieci wielkopowierzchniowych w handlu, przygotowane przez rząd polski w 2016 roku.

Na początku trzeba powiedzieć, że pomysł marek własnych sieci handlowych to coś co istniało zawsze. Na upartego można się tego typu praktyk doszukać już u fenickich handlarzy, którzy kilka tysięcy lat temu wędrowali z towarami z terenów Chin i Indii do Egiptu czy starożytnej Grecji i odwrotnie. Wynika to z prostej pokusy wyciągnięcia od końcowego klienta większej marży i jednoczesnego uzależnienia producenta od własnych zamówień. Jednym słowem można było taniej kupić i drożej sprzedać. W XIX wieku firma Atlantic&Pacific Tea Company zamiast sprzedawać worki z kawą wpadła na pomysł mielenia i palenia jej w swoim sklepie i sprzedawania jej pod nazwą "8 O Clock Coffe". Przyjmuje się, że w przemyśle spożywczym zapoczątkowali marki własne.

Jednak olbrzymi rozkwit marek własnych zaczął się w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku wraz z powstaniem dużych, globalnych sieci handlowych posiadających wielkopowierzchniowe sklepy. Na początku sprzedawano je jako tzw. produkty wolne od nazwy. Tańsze i przeważnie gorszej jakości. W latach osiemdziesiątych kiedy supermarkety zaczęły konkurować z dyskontami rozpoczęto reklamować produkty własne "najlepszą ceną" i możliwością wyboru: "przyjdź do nas i zdecyduj czy chcesz markowy produkt czy "najlepszą cenę".

Dziś tak już nie można bo część marketów posiada w danym segmencie wyłącznie marki własne. Wystarczy przejść się do Lidla by to zobaczyć. Przy tej tendencji nigdy się nie zorientujemy czy "krakowska sucha" nadal produkowana jest w Polsce z polskiego mięsa. Prawdziwe zagrożenia tkwią jednak w czymś innym, o tym za chwilę. Sieć Lidla jest przykładem agresywnego wprowadzania marek własnych. Dwa - trzy lata temu klienci, którzy jak zwykle chcieli kupić lody "Grycan" dostrzegli tam lody zapakowane w podobne opakowania, ale z inną nazwą. Nazwą własną sieci. "Grycan" to nie byle jaka firma więc prawnicy firmy złożyli do sądu pozew i celem zabezpieczenia zażądali wstrzymania sprzedaży i wycofania wyprodukowanego towaru. Sąd na to przystał i sieć zwoziła z powrotem tony lodów do swoich chłodni. Cios był tak duży dla wizerunku firmy, że pośpiesznie wynegocjowano porozumienie z "Grycanem". Oczywiście lodów "Grycana" nie uświadczysz w Lidlu. Agresywność i bezkompromisowość tej sieci łagodzi cały czas olbrzymia kampania reklamowa podkreślająca "polskość" produktów. 

Główne zagrożenia ze strony marek własnych są jednak po stronie producentów żywności a nie konsumentów. Nawet znani producenci współpracują z sieciami dostarczając im produkty do marek własnych. Wynika to z prostej kalkulacji, chcąc wykorzystać moce produkcyjne miast robić przestoje godzą się część produkcji sprzedać marketom pod ich markami. Jeżeli tylko pokryją koszty zmienne i zapełnią w pełni moce produkcyjne to się na to decydują. Jednak w sprzedaży to jakieś 10 - 20 % wolumenu produkcji a w przychodach jeszcze mniej. W Polsce - w produkcji, która pozostała w polskich rękach - jest zgoła inaczej. Znam firmy, które w 80-90% produkują dla dużych sieci pod ich markami. Nie muszę chyba tłumaczyć co to oznacza dla polskiego producenta. Sieć będzie go dusić cenami, nie da mu umrzeć ale zarobi tylko tyle ile zamawiający zdecydują. Zresztą jeśli nawet zbankrutuje to znajdą się inni.

Drastyczna nierównowaga wynika częściowo z polskiego zapóźnienia - firmy zachodnie rozwijają się od dziesiątek lat i mają wystarczająco dużo własnego kapitału - a częściowo z naszej głupoty. Nazywam ją "młodzieńczą chorobą liberalizmu". Na młodzieńczą chorobę lewicowości nie było na początku lat dziewięćdziesiątych miejsca, dobrze wiedzieliśmy co to komuna. Ale ta druga przypadłość dopadła nasze umysły i wzmacniana przez obcy kapitał - któremu w to graj - spowodowała, że oddaliśmy dużą część handlu hurtowego i detalicznego w obce ręce. Mamy więc to na co zapracowaliśmy: producentów żywności sprzedających za grosze swoje produkty i obce sieci sprzedające jak najbardziej polską, zdrową żywność. W przepływach finansowych wygląda to jak typowy postkolonialny układ między metropolią i ziemiami eksploatowanymi.

Czy można to zmienić? Nie wiem czy można, ale trzeba próbować. Rewolucji się nie zrobi, ale małymi krokami przy rosnącej świadomości polskiego konsumenta należy robić rzeczy możliwe do zrobienia. Kibicuję premierowi.


alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (133)

Inne tematy w dziale Gospodarka