Lotnisko w Mińsku wita nas dwujęzycznymi napisami. Na przemian tablicę odlotów czytamy po rosyjsku i po chińsku. Chińskie krzaczki potraktowano jako równorzędne obok rosyjskiej cyrylicy. W barach na lotnisku, obok kanapek można kupić podgrzewane na mikrofali chińskie kociołki w tekturowych pudelkach, z wołowiną lub kurczakiem do wyboru. Z pałeczkami zamiast plastikowych widelców byłoby zupełnie jak na lotnisku w Pekinie.
Obsługa na lotnisku miła i uśmiechnięta, siermiężność i szorstkość sprzed kilku laty kiedy tu ostatnio byłem "prapała kak liubow do matiuszki Rosiji". Białorusini po ukraińskich doświadczeniach szukają kontaktu z innymi graczami na światowej scenie i tą nową otwartość doświadczam i ja. Mały Ślązak z Polski.
Mińsk jest pięknym, dużym europejskim miastem. Dwumilionowa metropolia poszerza się o nowe, budowane na obrzeżach osiedla, które urodą nie odbiegają tym budowanym w Londynie czy Madrycie. Sklepy są pełne i tylko dziwię się, że państwo bez dostępu do morza oferuje większy wybór ryb i owoców morza niż w Polsce. Ceny produktów spożywczych zbliżone do naszych. No, ale płace niższe.
Kontraktujemy pracowników do prostych zadań w granicach 1500 pln brutto. Na wyższe stanowiska z większymi kompetencjami odpowiednio więcej, ale 3000 brutto na kierownicze stanowisko to jest wystarczająco. Nie ma problemu z dostępnością pracowników, trochę cierpliwości i można skompletować całą załogę. Gorzej z przepisami, dobrze mieć kogoś miejscowego ze znajomościami, bo łatwo można gdzieś ugrzęznąć. Choć i to się zmienia, jeden z urzędników, który nam mocno zalazł za skórę od ubiegłej soboty "siedi za wziatku." Niezależnie od tego jaki jest majątek "Baćki", na Białorusi nie ma oligarchów. Walka z korupcją jest czymś dostrzegalnym. Jeżdżę na Białoruś w interesach od kilku lat i widzę wyraźną poprawę. Nie radzę nikomu za zatrzymanie po przekroczeniu przepisów drogowych oferowania czegokolwiek.
W wolnych chwilach włóczę się po Mińsku, po ulicy Kirowa albo Lenina. Innym razem Marksa i Komsomolską a potem wchodzę na kawę, na szczęście nie jest to starbucks tylko porządna kawiarnia jak w Wiedniu, ze sporym wyborem kaw i podobnym - ludzi. Trochę dalej w restauracji "Grunwaldzkiej"- serwującej białoruskie dania, wystrojonej w zbroje z zaciągu Jagiełły i opisy bitwy po polsku zawieszone na ścianach - dogadujemy się z Białorusinami, że wspólnie walczyliśmy wtedy przeciw - tak się dziś wyrażamy starej Unii Europejskiej. Wtedy muszę protestować, bo jednak piastowie śląscy wystawili hufce po stronie mistrza zakonu. Zapada cisza, długa i kłopotliwa, powoli orientujemy się, że w tej naszej części Europy wiele rzeczy jest nieoczywistych.
Mińsk oddaliśmy po zwycięstwie nad bolszewikami walkowerem, przynajmniej tak wielu twierdzi i ma o to żal do Piłsudskiego. Oddaliśmy Mińsk i skazaliśmy naszych rodaków na ogrom sowieckiego cierpienia. Myślę, że mają rację, choć historycy są raczej zdania, że nie mogliśmy wtedy utrzymać Mińska w granicach Rzeczpospolitej.
Dziś jednak nie mamy Białorusinów przeciwko sobie. Pięknie odrestaurowali zamek w Nieświeżu. Wódka "Radziwił" to ekskluzywna marka. Miejsce urodzenia takich Polaków jak Eliza Orzeszkowa czy Tadeusz Kościuszko są pięknie odnowione. Mamy część wspólnej historii i nie mamy elementów, które by nas dzieliły. No może piastowie śląscy, ale oni przecież nie z Polski tylko ze Śląska.
Białoruś - niezależnie od "Baćki" - rośnie nam na wiernego przyjaciela. Nie spieprzmy tego.
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka