Praca ta będzie się składała z trzech rozdziałów:
Rozdział pierwszy to jedzenie dla umarłych.
Rozdział drugi to jedzenie nad grobem umarłego.
Rozdział trzeci to jedzenie w dniach: Wszystkich Świętych i Zaduszek.
Rozdział trzeci machniemy jednym zdaniem: jemy to co jadano zawsze o tej porze roku. Nie ma jedzenia żałobnego, inaczej na stypach jadano by tylko czarne polewki na pierwsze a na drugie kaszankę. Na Śląsku czorne kluski i krupniok. W wersji ekskluzywnej, dla miłośników kuchni śródziemnomorskiej risotto al nero di seppia bez parmezanu. Na deser „kopalnioki” i czarna kawa bez cukru.
Gorzej z rozdziałem pierwszym. Zaopatrywanie zmarłych w najpotrzebniejsze rzeczy jest wspólne dla wszystkich kultur. Jedzenie i napitek – chyba nikt nie zaprzeczy – były najważniejsze. Jedzenie to - podkładane w miejsca pochówku - było chronione. Żyjący przyłapani na podjadaniu tego pożywienia byli wykluczani ze społeczności co oznaczało niechybną śmierć.
Ale w innych kulturach jedzenie nad grobem i jedzenie dla zmarłych były połączone i akceptowane. Taka biesiada z umarlakami. Aby ogarnąć problem śmierci wprowadzano do biesiad sporo trunków, bo kto zrozumie śmierć na trzeźwo? Nie da się.
Jak więc widzicie rozdział pierwszy z drugim zaczął się zazębiać. I wtedy nastało chrześcijaństwo. Już stary testament zdecydowanie wyrażał się na temat pogańskich obyczajów. Miejsce pochówku Mojżesza Jahwe ukrył tak by nie stało się miejscem świętowania. Nowy testament przykręcił śrubę wszelkim obyczajom związanym z „obcowaniem z duchami zmarłych”. Ale doktryna jedno a ludzkie emocje drugie.
Mam nadzieję, że nie będzie tego czytał mój farorz, dyscyplina intelektualna wymaga jednak dopowiedzenia reszty.
Jedzenie jest elementem kultury. Wspólne biesiadowanie i wymiana myśli jest czymś naturalnym. Nie na darmo sympozjum w grece oznacza biesiadowanie. Chrześcijaństwo w zetknięciu z pogańskimi zwyczajami nie miało innego wyjścia jak je zaakceptować. Z ambony usłyszałem ostatnio ostrzeżenie przed świętowaniem przez dzieciaki halloween, przed pogańskimi zwyczajami. A czym innym są nasze zwyczaje palenia zniczy i wspominania zmarłych?
Czy „Dziady” mógł napisać Ślązak? Nie. Napisał gość z Litwy zanurzony w polską kulturę. Wywoływanie duchów jest czymś nie do pomyślenia w katolickim kraju. Imprezy pogan na pogrzebach zamożnych obywateli chrześcijanie zamienili na stypy.
Z. Gloger definiuje je jako "obiady pogrzebowe z pijatykami". Widocznie sympozja gminne elita odrzucała jako nieestetyczne. Pochodną obiadów pogrzebowych były zwyczaje pielgrzymowania na „Rossę” w Wilnie albo tradycja „Rękawki” w Krakowie, rozdawania pożywienia ubogim przy miejscach spoczynku lub kultu znanych osób. Pierwotnie odbywały się w czasie świąt wielkanocnych.
Piękne polskie zwyczaje związane z początkiem listopada, niezależnie czy pogańskie czy nie, mam nadzieję przetrwają wieki. Ale miało być o jedzeniu. Co jedzą umarli? Zobaczmy jak to widzi prosty lud. Zawsze mniej filozofuje i bardziej trzyma się ziemi.
Posłuchajmy fragmentu pieśni dziadowskiej zanotowanej przez Z.Glogera:
„Idzie sieroteczka - zielonym cmentarzem,
Matka leży w grobie – przed wielkim ołtarzem.
Któż tam puka, stuka – na tym moim grobie?
To ja matuleczko – twoje dzieciąteczko.
Moja matuleczko weźże mnie do siebie,
Bo mi na tym świecie bardzo źle bez ciebie.
Cóż tu będziesz jadła – cóż tu będziesz piła?
Będę piasek jadła – zimną roskę piła”.
Ściska za gardło. Żadne cymesy. Lepiej zostać wśród żywych.
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości