"Przygotowanie świątecznego posiłku to stresująca sprawa. Nic dziwnego, że od połowy listopada do końca grudnia gwałtownie wzrasta odsetek morderstw"
Anthony Bourdain
Amerykanie zabili wczoraj sto milionów "turków" minus dwa ułaskawione przez prezydenta. Z tym zabijaniem w jeden dzień to tak nie do końca bo przecież mamy zamrażarki.
Po kiego grzyba Amerykanie w Dniu Dziękczynienia jedzą pieczonego turka (turkey)?
W 1620 roku - ci co przeżyli ze statku "Mayflower", który z Europy dobił do Zatoki Plymouth - dziękowali Bogu, że przetrwali pierwszy rok. Obsiali wykarczowane poletka, pobudowali pierwsze domostwa, nauczyli się łowić miejscowe ryby i polować na miejscową zwierzynę. Równie jak Bogu dziękowali miejscowym Indianom, od których nabyli ziarno i podstawowe umiejętności radzenia sobie w nowych warunkach. Świętowali trzy dni razem z nimi. Takie były początki Thansgiving Day.
Powinni byli też świętować spotkanie z dzikim indykiem. Jego lotnicze umiejętności były mizerne, co najwyżej do pobliskiego drzewa na konar, żeby uniknąć spotkania z wilkiem. Nie to co dzikie gęsi, których w okolicach też było bez liku.
Nie tak dawno można było kupić u zaprzyjaźnionego gospodarza wolno chodzącą indyczkę. Te dorodne - po oskubaniu - ważyły 4-6 kilo, indyki nawet 7- 9 kilo. Pieczenie indyczki w piekarniku to prawdziwe wyzwanie, ale i efekt piorunujący. Mój ulubiony przepis to indyczka faszerowana cielęciną, wątróbką, zieloną pietruszką i kaszą pęczak. Jeśli przyjęcie jest na dziesięć osób to indyczka musi być faszerowana, żeby wystarczyło dla wszystkich. Śląskie dodatki to kluski i buraczki. Pewnie Amerykanie dorzuciliby deser: kołocz z dyni.
Wędrówka warzyw, owoców i zwierząt z "Indii zachodnich" na europejskie stoły była dosyć pokrętna. Pisałem już o pomidorach a innym razem o kukurydzy. Wędrówka dzikiego, a później hodowlanego indyka, też jest zagadkowa. U naszych południowych sąsiadów można zamówić sobie polowanie na indyki kanadyjskie, czyli dzikie indyki. Tak prawdę powiedziawszy dzikie są one tak samo jak dzikie są bażanty. Samo polowanie to prawdziwa masakra. To jak polowanie na kury na podwórku tyle, że w lesie. Żeby było jasne nie mam nic przeciwko myśliwym. Zresztą odkąd moje córki przeszły na wegetarianizm dla zachowania równowagi w rodzinie, zdałem egzaminy i zostałem myśliwym. Równowaga została zachowana.
We Francji indyk objawia się nam jako "dinde", skrót od kurki indyjskiej. We Francji w dziedzinie jedzenia panuje porządek. Nie na darmo symbolem Francji jest kogut. Jednak kogut znalazł się tam dlatego, że Rzymianie mówili o mieszkańcach tych rejonów czyli Gallach - gallus - to po łacinie kogut. Francuzi się nie obrazili, w końcu coq au vin bliższy ciału niż niejedna wielka idea.
Anglicy nazwali indyka "turkey". Dlaczego?
No właśnie. "Panie alamira, kończ pan tę notkę" krzyknie pewnie za chwilę znany komentator, dziś poseł. Turek jest niewinny. To angielscy kupcy. Z Turcji sprowadzali ptaki afrykańskie, więc gdy pojawiły się na tych statkach dziwne duże ptaszyska, których wcześniej nie widziano to poszło w miasto, że to turkey. A że tym miastem był Londyn - stolica ówczesnego świata - to tak zostało.
Turcy mieli tego dość i oficjalnie zgłosili w 2022 roku do ONZ zmianę nazwy swojego kraju z "Turkey" na "Turkiye". Koniec z żartami z własnego kraju. Sporo rządowej kasy poszło na promocję nowej nazwy.
Na szczęście u nas Turcja to Turcja, a indyk to indyk.
Anthony Bourdain gotował na ten dzień dwa indyki, jeden na pokaz a drugi na stół. Tego pierwszego po upieczeniu i przystrojeniu w papierowe pantalony zakładane na udka i przyozdobieniu całym tym świątecznym szajsem wnosił na salon by goście podjęli achy i ochy po czym oddalał się z nim pośpiesznie do kuchni i serwował drugiego, wyporcjowanego i pokrojonego dla wygody gości i swojej. Ktokolwiek kroił faszerowanego indyka na oczach gości rozumie ten zabieg bez zbędnych tłumaczeń.
Spytacie pewnie co działo się z tym indykiem na pokaz? Nic w przyrodzie nie ginie. Kucharze jedzą kiedy pozbędą się gości. Większość z nas tylko kosztuje potrawy i jest zbyt zestresowana by spokojnie coś zjeść. Jak gotuję dla większej liczby osób to następnego ranka mam mniej na wadze od jednego do dwóch kilogramów. Co więc z tym indykiem? Posłuchajcie Anthonego: "na koniec całej tej hecy, gdy wszyscy goście już sobie pójdą i w domu nie ma nikogo oprócz ciebie, możesz sobie zapalić skręta, siąść w gaciach przed telewizorem i zjeść ze smakiem kanapkę z pieczonym indykiem i nadzienie odgrzane z sosem." Zawsze to lepsze niż jakiś przypadkowy mord.
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości