"Kraina czarów albo madhouse – dlaczego wszyscy chcą tej wojny?" - bloger Dziobaty napisał nieco sarkastycznie o wojnie na Ukrainie kreśląc obraz ludzkości rozpiętej pomiędzy domem wariatów a krainą czarów. Obraz, który dla wyjaśnienia rzeczywistości zupełnie mi nie pasuje a nawet zaciemnia obraz. Gdybym był złośliwy to bym rzekł, że tylko w okolicach słonecznej Florydy mogły narodzić się takie myśli. Gdyby bloger Dziobaty posiedział w okopach na mroźnej Ukrainie pewnie szybko znalazł by właściwe proporcje dla opisu sytuacji.
Jak widać złośliwość to jednak moja cecha i od razu wyjaśniam, że nie siedziałem w okopach na wojnie ani w Ukrainie ani nigdzie indziej, ale mam na tyle empatii by nie życzyć tego nikomu. Tym bardziej sympatycznemu blogerowi Dziobatemu. Dom wariatów drogi blogerze to jak mniemam szpital psychiatryczny, wcale nie jest wypełniony wrzaskiem, nie jest hałaśliwy i z opisem Haszka też nie ma nic wspólnego. Jedyne co tam słychać to dźwięk kluczy (większość oddziałów jest zamknięta) oraz w porze południowej dźwięk składanych talerzy i sztućców a poza tym jest tylko obezwładniająca senność i nuda. Nawet dostawa świeżego "wariata" i powitanie na izbie przyjęć odbywa się w ciszy bo delikwent już w karetce odebrał porcję leków uspokajających dostosowujących go do nowej rzeczywistości, w której spędzi zapewne długie miesiące. Wiem co mówię bo z racji studiów znam to od podszewki. Tak więc drogi blogerze Twój opis jest piękny literacko ale z rzeczywistością nie ma nic wspólnego, co taki osobnika jak ja - Ślązak bez takiej wybujałej wyobraźni jak twoja za to z rozumem próbującym zracjonalizować ten cały bajzel, który jest naszym udziałem, czasami się myląc ale czasami (ostatnio coraz rzadziej) nie - spróbuje Ci wyłożyć.
Zacznę od tego co napisałem na początku tej wojny, kto mnie czyta ten zapewne pamięta:
"Od pierwszych dni wojny ukraińsko - rosyjskiej, a w szczególności po przysłuchaniu się wypowiedziom prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego nie miałem wątpliwości, w którym kierunku ten konflikt zmierza. Zderzenie racji obu stron prowadziło do wniosku o niemożliwości osiągnięcia jakiegokolwiek porozumienia politycznego. Mamy do czynienia z klasycznym obrazem tego co w naszej cywilizacji - poczynając od Greków - określa się mianem tragedii. Max Scheler analizował to pojęcie i doszedł do wniosku, że jeżeli dwa podmioty (dwoje ludzi lub dwa narody) noszą w sobie wysokie wartości (obiektywnie) które nawzajem się wykluczają to mamy sytuację tragiczną, bo jedyny możliwy sposób rozwiązania konfliktu takich wartości jest zniszczenie jednego z podmiotów będących nośnikiem tych wartości. Jak w każdej tragedii mechanizmy wyzwolone na początku prowadzą do nieuchronnego końca mimo bohaterskiej postawy ludzi próbujących odwrócić zły los. Scheler uważał, że wartości istnieją niezależnie od naszego bytu, są niejako przyznane nam a priori, przyznane w drodze emocjonalno - intuicyjnego poznania, w czym różnił się od Kanta, który sądził, że te wartości - dane nam też a priori - poznajemy rozumowo. Wartości istnieją niezależnie od nas, jednak to tylko my, ludzie jesteśmy ich nośnikiem. W naszym świecie konflikty wartości zawsze są konfliktami pomiędzy ludźmi. Codziennie przeżywamy konflikty na tle różnych wartości, które ludzie wyznają. Przyzwyczailiśmy się do tego, wydaje się nam to poniekąd naturalne. Tragedia to jednak taki konflikt wartości, który prowadzi do unicestwienia (śmierci) jednego z podmiotów niosących te wartości. Innej możliwości nie ma.
Przyjrzyjmy się pokrótce tym wartościom, za którymi stoją oba narody: rosyjski i ukraiński. Zacznijmy od Rosji.
Rosyjskie elity zorientowane na wizję wielkiej Rosji inaczej niż w Europie postrzegają funkcjonowanie władzy i państwa. Ze względów utylitarnych godzą się na mniejszy czy większy autorytaryzm, w polityce akceptują użycie siły przez władzę celem zachowania spójności i sprawności państwa. Ich koncepcje geopolityczne po podbojach z ostatnich setek lat wykrystalizowały się na przełomie XIX i XX wieku. Co ciekawe podzielane były i są zarówno przez komunistów i postkomunistów jak i tych którzy siedzieli w łagrach albo emigrowali. Jednym z tych, którzy uciekli przed skutkami rewolucji był Wasilij Zieńkowski, który osiadł w Paryżu i tam wykładał na jednej z uczelni. Jako ksiądz prawosławny uważany jest obok Bierdiajewa i Rozanowa za odnowiciela duchowego i intelektualnego rosyjskiego prawosławia. Obecny sojusz ołtarza i tronu nie jest przypadkowy. Słowa, które napisał o Ukrainie w jednej ze swoich paryskich prac sprzed prawie stu lat, są podstawą myślenia geostrategicznego, są bazą na której zbudowana jest wielka Rosja:
"(…) Rosja nie może istnieć bez Ukrainy – z powodu politycznych i ekonomicznych przy czym jest to dla niej [Rosji] surowy imperatyw historii, jej losu. Tu po prostu nie ma żadnej dyskusji i bez względu na to, jak oburzeni mogą być ukraińscy politycy, to z tym, co nieuniknione, powinna pogodzić się trzeźwa i rozumna ukraińska myśl polityczna. Jeśli Ukraina zechce walczyć z Rosją, niech walczy, ale bez względu na to, ile będzie Rosję kosztować wojna z Ukrainą, to będzie ona prowadzić ją do zwycięskiego końca."
Słowa te nie wymagają komentarza, dla rosyjskiej elity są zrozumiałe już od przynajmniej stu lat. Ukraina wroga wobec Rosji oznacza koniec państwa rosyjskiego, takiego państwa, który w ich głowach istniał, istnieje i będzie istniał w przyszłości.
Przejrzyjmy się teraz Ukrainie. Dotychczas mieliśmy z tym problem. Abstrahując od trudnej historii relacji polsko - ukraińskich wielu z nas uważało Ukrainę za niby państwo, nieustannie rozkradane przez oligarchów, pogrążone w korupcji z niewydolną gospodarką i marnym, nielojalnym, postsowieckim wojskiem. Może nie był to pogląd dominujący ale mocno obecny w naszym i europejskim myśleniu o Ukrainie. Wystarczyło kilka dni wojny by wszyscy zobaczyli jak te poglądy okazały się nieprawdziwe. Po Majdanie Ukraińcy zreformowali swoje państwo i dziś, w wielu obszarach, co najmniej nie odstają od średniej europejskiej a w takich obszarach jak wojsko, nowe technologie, cyberbezpieczeństwo czy polityka informacyjna można się od nich uczyć.
Jednym słowem Ukraina jest sprawnym europejskim państwem i z elitą, która w trudnym momencie zachowała się roztropnie i mężnie czy wręcz bohatersko. Czy można takiemu państwu i ich obywatelom odmówić prawa do bycia podmiotem w polityce międzynarodowej? Pytanie jest zasadne w odniesieniu do Rosji ale tylko retoryczne w odniesieniu do wartości, które podzielamy.
Tragedia jaka rozgrywa się w Ukrainie ma swoją nieubłaganą dynamikę, zakończy się unicestwieniem jednego z podmiotów (cokolwiek to znaczy) Nie widzę tu żadnej nadziei."
Tak więc drogi blogerze po roku mamy oto sytuację, w której nie widać by jakakolwiek strona miała zamiar umrzeć (w odniesieniu do narodu nie należy tego brać dosłownie). Jednej stronie Zachód udostępnia zasoby drugiej - oprócz pomniejszych graczy - Chiny. W najbliższym czasie będziemy zapewne świadkami dealu, w którym Twój nowy kraj przymknie oko na bezpośrednie dostawy broni z Chin w zamian za obietnicę powstrzymania Rosji nie tylko przed użyciem broni jądrowej ale także przed groźbami jej użycia.
A wojna będzie trwała dopóty dopóki tragedia się nie dopełni.
A gdzie jest w tej sytuacji Polska? Nie ma tu miejsca by odwołać się do argumentów w sporze "realistów" z "patriotami" powiem tylko krótko - co oczywiście nie jest żadnym odkryciem - przed Polską otwiera się szansa powrotu do swej wielkości z czasów I Rzeczpospolitej. Czy ją wykorzysta to już inny temat. Jako Ślązak temu kibicuję bo chciałbym wyrwać moich rodaków (Ślązaków) z tej jednonarodowej, postkomunistycznej zaściankowości.
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka