Wczoraj obchodziliśmy święto Beaujolais Nouveau. Święta wykreowanego przez regionalnych marketingowców z Burgundii. Znaleźli metodę na sprzedaż win z kiepskiego terroir rozciągającego się pomiedzy Lyonem a Macon, produkowanych ze szczepu gamay. To co pierwotnie sprzedawano w spelunkach Lyonu i najbliższej okolicy pojawiło się na przykład w eleganckich restauracjach Warszawy. Jeszcze kilkanaście lat temu w ten dzień wieczorem panie w sukienkach a panowie w garniturach uczestniczyli w "europejskim" święcie wina z pełnym przekonaniem, że uczestniczą w czymś wyjątkowym.
Tak się składa, że w czasach studenckich rozpocząłem swoją przygodę z winem od winobrania w okolicach Macon. Zbieraliśmy winogrona ze szczepu gamay. Winobranie to nie sielskie obrazki, których można się naoglądać w winnicach. To ciężka praca. Moje winobranie wyglądało następująco: pobudka przed świtem, spotykamy się w jadalni i spożywamy śniadanie. Kawę z mlekiem pijemy z dużych czarek, do tego bagietka, masło i konfitura. Drużyna jest międzynarodowa, jakieś 20 osób. Starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni. Kiedy zaczyna świtać wsiadamy na przyczepę i ciągnieni przez traktor jedziemy we właściwe miejsce. Kiedy jaśnieje ruszamy ze zbiorami. Każdy ma swój rząd winorośli do obrobienia. Kto kończy kładzie się między krzakami i odpoczywa. Ci na końcu są delikatnie motywowani przez szefa. Nikt tu nikomu nie pomaga, każdy pracuje na swoje. Około południa wracamy do jadalni na obiad. Obiad, jak to u Francuzów, toczy się dosyć wolno, jest to najprzyjemniejsza część dnia. Jest smacznie i niczego nie brakuje. Potem - w sumie po około dwugodzinnej przerwie, rozsądnie zrobionej bo to czas największych upałów - wracamy do pracy. Teraz szef już mocno dopinguje spóźnialskich, wszystko po to, by ci którzy już zebrali winogrona ze swojego rzędu nie odpoczywali zbyt długo. Presja na wolniejszych pracowników wzrasta z godziny na godzinę a sił ubywa. Nie ma lekko. Wieczorem, kiedy ciało odmawia już posłuszeństwa, wracamy na kolację. Zmęczenie jest jednak większe niż głód. Niektórzy są zakwaterowani poza miejscem zbiorów i są przewożeni już po zmroku do miejsc noclegu. Prawie wszyscy nie mają już sił by się umyć. Rano pobudka przed świtem. I tak przez dwa - trzy tygodnie.
Dziś dosyć rygorystyczne przepisy chronią "normalne" wina przed takimi pomysłami jakie mieli w Burgundii. Na etykiecie win sprzedawanych już w roku winobrania musi być napis: nouveau (w Italii: novello, w Hiszpanii: joven). Wina te z powodu przyśpieszonej winifikacji po roku, jeśli nie zostały spożyte, należy wylać do zlewu. Włosi ze swoim novello pobili Francuzów i sprzedają je już od 6 listopada.
Przyglądając się temu świętu nie mogę się pozbyć myśli, ze nasz świat przestał dbać o smak! Bynajmniej nie chodzi tylko o trunki i kulinaria. Dzieje się tak dlatego, mówiąc za Witkacym, że skoro dziś ludzie nie mają odpowiedzi na pytania: po co? i dlaczego? na pytanie: jak? odpowiadają: byle jak.
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości