Miałem już dość zamawianych do biura ciepłych dań. Po 15 minutach zamknięte w plastikowych pojemnikach posiłki traciły swoją chrupkość i stawały się ciepłą bryją, rozpoznawalną tylko po wysokości rachunków. Schabowy z frytkami niewiele różnił się od kaczki po pekińsku z ryżem. Pół roku, w czasach covidu, tresowania mnie i moich kumpli daniami na wynos zrobiło swoje. Mieliśmy już tego po dziurki w nosie. Kupiłem więc bułkę i konserwę rybną. Zwała się: "sałatka pikantna z makreli". Producent z Sopotu. Bułka zwykła, pszenna i byle jaka, ale świeża.
Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że większość ryby w tej sałatce stanowił łosoś. Łosoś po pół stówy za kilo zastępuje makrelę po dwie dychy. Żyć nie umierać. Goście z Sopotu mają gest. Ten ich burmistrz to prawdziwe cacko. Oszczędza na fryzjerze, ale za to konserwy ma ful wypas.
Kiedy jednak przyjrzałem się uważnie etykiecie to okazało się, że chodzi o łososia: "odkostnionego mechanicznie". No dobra pomyślałem, nie zawsze zgrabna damska rączka będzie ci filetowała rybę, trzeba pogodzić się z tym, że zrobi to za nią maszyna. Jednak ten trop okazał się błędny. Ryba odkostniona mechanicznie oznacza rybę nie z ryby tylko z ości. Po prostu mistrzowie świata w korporacjach produkujących żywność zrozumieli, że ości i cały rybi kręgosłup zawiera jeszcze wartościowe składniki, które po zmieleniu i obróbce cieplnej dostarczą coś co można nazwać produktem rybopodobnym czyli rybą "odkostnioną mechanicznie".
Podobne produkty mięsne są zabronione dla dzieci do 5 lat, kobiet w ciąży i kobiet karmiących. Nie łapałem się do żadnej z tych kategorii. Nawet nie miałem perspektyw by się załapać. Jednak zdrowy rozsądek podpowiadał by "sałatkę pikantną z makreli" nie jeść i mimo próśb małżonki oszczędzić ją także psu. Mój pies to gość, który zasłużył na poważne traktowanie. W szczególności za okazaną mi wielokrotnie cierpliwość w pobliskiej, osiedlowej piwiarni.
Prawdziwym królem sałatek rybnych jest paprykarz szczeciński. Jest to oryginalne danie wymyślone w Polsce, które zrobiło międzynarodową karierę. Przypomnę coś co napisałem cztery lata temu z okazji 50 lecia paprykarza:
"W 1967 roku wyprodukowano w Gryfie pierwszą puszkę konserwy paprykarza szczecińskiego. Produkcja miała oparcie w patencie „na zagospodarowanie odpadów po wykrawaniu kostki rybnej z zamrożonych bloków rybnych”. Konserwa spodobała się Polakom. Wkrótce też rozpoczęto eksport. W najlepszych latach konserwę kupowały jeszcze 32 inne kraje.
Sieroty po peerelu, do których i ja się zaliczam, wspominają tą konserwę z sentymentem. Na obozach pod namiotami , a także wszędzie tam gdzie było się zależnym w czasie wakacji od kupnego jedzenia, rywalizowała z konserwą turystyczną o miano pierwszeństwa. Daleko w tyle były mortadele, gulasz angielski czy mielonka tyrolska.
Jednak nadeszły czasy późnego Gierka i wczesnego Jaruzela , straciliśmy nasze łowiska w Afryce Zachodniej i konserwa była robiona nie z gowika i pagrusa tylko z ości, kręgosłupów, łbów i płetw. Obniżono normy zawartości mięsa rybiego w puszce. Jednym słowem komuna dokonała zaorania własnego wynalazku.
Jakieś trzy lata temu byłem na szkoleniu z nowo wprowadzanych stawek VAT-u. Na koniec szkolenia prelegent oznajmił: „Aha, jeszcze jedno, proszę państwa od przyszłego roku zdrożeją parówki. Stanie się tak ponieważ rośnie stawka VAT-u na sierść, kopyta i rogi”.
Jak widać psucie jedzenia jest sprawą uniwersalną, dotyczy każdego systemu. Jak z regułą, że pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy.
Wróćmy do naszego solenizanta. Przecież Abraham to nie przelewki.
Ponoć marynarze z Gryfu łowiący u wybrzeży Afryki Zachodniej skosztowali miejscowej potrawy z ryb zwanej czop – czop. I z tego urodził im się wzmiankowany patent. Dziś brzmi to trochę absurdalnie. To tak jakby risotto zamknąć do konserw i smarować nim kromki chleba. No, ale pół wieku temu się przyjęło. Oto mój przepis na czop- czop. Na ciepło oczywiście, jak ktoś chce smarować nim kromki to po wystygnięciu też można. Kto biednemu zabroni?
Produkty: ryż, rosół rybny, papryka słodka, chili, masło, pomidory krojone z puszki, cebula, marchewka, filet z ulubionej morskiej ryby, czosnek, świeży imbir, kolendra i zielona pietruszka, sól lub sos rybny do smaku (plus składniki na rosół).
Robota: najpierw wywar z ryb, gromadzimy zamrażając zbędne części, resztki z ryb, ogony, płetwy czy łby od karpia po wigilijnej uczcie, jak ktoś nie ma to można kupić garść małych śledzi bałtyckich. Gotujemy w wodzie z dodatkiem łyżki sosu rybnego i szczypty soli, z dodatkiem marchewki, pietruszki, selera, chili i pomidora, a jak ktoś ma to też trawy cytrynowej. Po godzinie przecedzamy przez sito i ucieramy by jak najwięcej warzyw pozostało w wywarze. Wywar pozostawiamy tak by cały czas był blisko temperatury wrzenia.
Na patelni smażymy na maśle posiekaną cebulę, dodajemy obrany i roztarty w moździerzu kawałek imbiru i kilka ząbków czosnku ze szczyptą soli. Dosypujemy ryż (50 gramów na osobę). Po chwili (kiedy ziarnka ryżu na brzegach staną się „nie białe tylko przeźroczyste”) dolewamy kubek wywaru. Wywar potrzebny jest nam w proporcjach 2 do 1 w stosunku do ryżu. Lepiej zachować pewną rezerwę i mieć go więcej. Dolewamy go stopniowo, tak jak ryż będzie spijał soki. Najlepszy ryż to Arborio, ale jak nie macie to wyjdzie też z każdym innym.
Dorzucamy startą na tarce marchewkę, puszkę pokrojonych pomidorów, pokrojoną w kostkę czerwoną słodką paprykę i papryczkę chili. Trzeba mieć na uwadze, że wywar plus sok z pomidorów w stosunku do suchego ryżu to proporcja około 2,5 do 1. Po około 15 minutach, dolewając cały czas wywar, dokładamy rybę pokrojoną w centymetrową kostkę lub niewielkie paski, delikatnie mieszamy. Po kilku minutach kosztujemy, jeśli ryż jest miękki, dokładamy jeszcze łyżkę masła i posiekaną kolendrę i pietruszkę. Dodajemy sól i/lub sos rybny do smaku. Można też dołożyć węgierską pastę paprykową."
Jest też wersja skrócona: do podduszonych warzyw z rybą dodajemy ugotowany na sypko ryż. Jeśli nie możecie się oprzeć i koniecznie chcecie to posmarować na chrupiącej pajdzie chleba albo bagietce to uduszone, schłodzone warzywa z rybą zmielcie w maszynce i dopiero potem dodajcie ugotowany ryż. Jaśminowy byłby tu najlepszy.
Jak wam to średnio wyjdzie to i tak dla waszego psa będzie to zdrowsze niż sopocka "pikantna sałatka z makreli".
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości