Jedna z hipotez dotycząca pochodzenia makaronu mówi, że pierwsze ciasto makaronowe powstało w pierwszym tysiącleciu przed Chrystusem nad Bałtykiem, a w szczególności na terenach dzisiejszej Litwy lub Estonii. Następnie wiedza ta zawędrowała bursztynowym szlakiem na wybrzeże Morza Śródziemnego gdzie udoskonalono sztukę tworzenia makaronu do dzisiejszych rozmiarów.
Nie mam nic przeciw tej teorii a nawet więcej. Wezmę z powrotem w swoje ręce - dziękując Włochom za to co zrobili - wiedzę o makaronach i posunę sztukę kulinarną do przodu. Włosi uczcie się i ściągajcie, ja też od was ściągam więc będziemy kwita.
Spaghetti w sosie pesto z naci marchwi
Myjemy dokładnie nać z młodej marchwi. Najlepiej z własnego ogrodu bo wtedy wiemy co i jak, albo kupioną gdzieś na targu od pewnego dostawcy, który nie bawi się z chemią i nawozami. Obieramy z grubszych ogonków. Nać z marchwi była znana naszym babkom z szeregu prozdrowotnych właściwości dlatego nigdy jej nie marnowano.
Podgrzewamy na suchej patelni garść słoneczników lub pestek dyni. Trzemy na tarce o drobnych oczkach ser Bursztyn (80%) i prawdziwy, owczy oscypek (20%). Obieramy ząbki polskiego czosnku, ile kto woli, ja biorę kilka.
Wrzucamy całe to towarzystwo do miksera lub używamy blendera. Wlewamy minimum pół szklanki oleju lnianego (ale tylko tego, który był kupiony z lodówki i przechowywany w lodówce), dodajemy łyżkę octu jabłkowego. Miksujemy na gładką masę. Ewentualnie dosalamy.
Celowo nie podałem ścisłych proporcji, wszystko zależy ile naci zebraliśmy z ogrodu. Tak przygotowane pesto można włożyć do małych słoiczków, zamroźić i używać przez całą zimę. Nadaje się nie tylko do makaronu, można posmarować grzankę i też będzie znakomite, szczególnie wtedy kiedy za oknem nic już nie będzie przypominało lata.
Spaghetti (o średniej grubości) gotujemy w osolonej wodzie na twardo. Przecedzamy zachowując trochę wody z gotowania. Z powrotem wkładamy makaron do garnka, odrobinę wody z gotowania i nasze pesto. Mały słoiczek na pięć - sześć osób. Intensywnie mieszamy i wydajemy na talerze.
I teraz - by zachować dobre relacje z naszymi włoskimi braćmi i siostrami - dodajemy po łyżce oliwy na talerz i posypujemy parmezanem.
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości