Znany bloger, którego cenię, opublikował wczoraj notkę o górnictwie pt. "Pieniądze muszą być". Notka jest bardzo emocjonalna i zawiera w sobie coraz silniej dominujące przekonanie o tym, że oto my wszyscy ze strachu przed górnikami, którzy w proteście przyjadą i splądrują Warszawę, musimy dokładać kasę na to coraz bardziej rozbrykane towarzystwo miast po prostu pozamykać nierentowne kopalnie. Winą komentujący obarczają rządzących, którzy niejako odwrócili zapędy "reformatorskie" poprzedniej ekipy. Ich wyrazem było słynne strzelanie z broni gładkolufowej do protestujących górników w Jastrzębiu. Co ciekawe blogerzy kojarzeni z lewicą również wyśmiewali się z "pisowskich obietnic" trwania branży górniczej mimo obiektywnej konieczności jej likwidacji.
Najpierw skomentuję pomysł zarządu PGG by zamknąć trzy kopalnie w Rudzie Śląskiej: kopalnie Bielszowice, Halembę i Pokój. Realizacja tego pomysłu dla jakiejkolwiek ekipy rządzącej w Polsce to samobójstwo. Nie dlatego, że górnicy przyjadą do Warszawy i ją zdemolują tylko dlatego, że oznacza on upadek 140 tys. miasta. Widziałem już kopalnie zamykane w mniejszych społecznościach. Można górnikom dać 100 tys. można i 200, ale pieniądze kiedyś się kończą. Wokół osiedli kopalnianych powoli zamiera życie, upadają sklepiki, fryzjerzy, bary i restauracje, kosmetyczki i wszelkie inne usługi, nawet stomatolodzy wynoszą się do innych rejonów. Ceny nieruchomości gwałtownie spadają więc dostając nawet "stówę" od państwa nie ma gdzie się przenieść bo dotychczasowy lokal nikt już nie kupi. Po jakimś czasie rośnie alkoholizm i przestępczość. Nie jest to jakaś moja wizja tylko opis tego ci widzę na terenach po zamkniętych kopalniach. Dyrdymały o tym, że górnika po 10 latach pracy można przeszkolić do innych zawodów nie chce mi się nawet komentować.
Pisałem już kiedyś o Bytomiu jako o mieście upadłym. Na początku dwudziestego wieku było to jedne z najpiękniejszych i najbogatszych miast Środkowej Europy. Warto przejść się po cmentarzu Mater Dolorosa by zobaczyć pomniki ówczesnych miejskich patrycjuszy. W Bytomiu miał swoją siedzibę Korfanty organizując polski komisariat plebiscytowy. Katowice to była wiocha w porównaniu do Bytomia czy Gliwic. Tak na marginesie dzielnicą dzisiejszej Rudy Śląskiej jest "Nowy Bytom". Niemcy spodziewali się, że kiedyś eksploatacja złóż węgla kamiennego pod Bytomiem spowoduje, że będzie trzeba przenosić mieszkańców w inne miejsca. Wyznaczyli teren na ich osiedlenie. Jednak po drugiej wojnie Bytom przypadł Polsce, a w czasach Gierka pod miastem rozpoczęła się rabunkowa eksploatacja. Śląski węgiel był praktycznie jedynym niezawodnym dostarczycielem waluty na spłatę kredytów zaciągniętych na inwestycje Gierka w całej Polsce. Za ówczesną modernizację - krytykowaną, ale jednak modernizację Polski - płacił głównie Górny Śląsk nadmierną eksploatacją węgla. Bytomską starówkę w większości wyburzono. Eksploatacja węgla pod miastem doprowadziła , po wyczerpaniu złoża, do sytuacji, w której szkody górnicze degenerują substancję miejską a brak przychodów z nowych podatków powoduje systematyczny upadek miasta. Ceny nieruchomości spadły a miasto nie ma środków na bieżące remonty. Zawalenie się kamienic, nawet zabytkowych, to w dzisiejszym Bytomiu nie jest jakiś odosobniony przypadek. Niszczenie wielu poprzemysłowych obiektów, które mogłyby być świadkami czasów wielkiej przemysłowej rewolucji dokonującej się w kontynentalnej Europie właśnie tutaj, nie gdzie indziej, też świadczy o niewielkiej zdolności do zachowania tego dziedzictwa.
Czasami wydaje mi się, że jest to celowe. Po co gawiedź ma się dowiedzieć gdzie pielgrzymował Jahann Wolfgand von Gothe by obejrzeć maszynę parową? Kim byli John Baildon, albo pruski minister do spraw uprzemysłowienia Górnego Śląska Fryderyk von Reden. Te nazwiska to najważniejsi ludzie przemysłowych przemian XVIII i XIX wieku na świecie. Klucza do dzisiejszego bogactwa Europy i Polski międzywojennej. Bez nich nie byłoby Gdyni ani COP -u. Tylko jak to ugryźć w polskim piekiełku czyli w polskiej narracji historycznej?
Najlepiej zamilczeć. Tak jak zamilczano aspiracje Ślązaków do nauki własnej historii i własnego języka.
Zarządzanie kopalnią węgla kamiennego to nie jest zwykłe zarządzanie firmą. Horyzont podejmowanych decyzji jest zdecydowanie inny niż we wszystkich innych dziedzinach gospodarki. Budowa nowej kopalni to 10 lat, a nowej ściany w kopalni 2-3 lata. Są lata chude i lata lepsze, nie powinno się podejmować decyzji na bazie jednorocznych wyników finansowych. Problemem polskich zarządów spółek węglowych jest podległość politykom, ci zmieniają się przeważnie co cztery lata. Tak więc w latach lepszych kopalnie konsumują ich efekty, a w latach uboższych zwracają się o pomoc do właściciela. Nie widzę możliwości zmiany tej sytuacji. Kopalnie ze względu na szereg wymogów, o których nie czas tu pisać, nie będą nigdy w rękach prywatnych inwestorów. Tak więc pole manewru jest tu niewielkie. Kopalnie pozostaną w rękach polskich spółek, których właścicielem jest Skarb Państwa.
Nie ma innej możliwości niż wydyskutować reformę PGG ze stroną społeczną. Zaliczam do niej również samorządy. A na rewitalizację terenów poprzemysłowych powinna się złożyć cała Polska. W końcu to ona czerpała korzyści z eksploatacji tych ziem.
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka