Od czasu do czasu wymyślam posiłki serwowane w zamierzchłych czasach. Nie dla własnej przyjemności - choć zabawy mam też sporo - ale na literackie potrzeby. Po posiłkach na dworach faraonów, a także króla Salomona czy kolacji w Magdali na cześć powracającej z Egiptu do domu Marii Magdaleny przyszedł czas na Babilon i królową Semiramidę.
Kolacja została wydana przez Semiramidę w jej ogrodach na cześć księcia Ara i jego delegacji przybyłej z Armenii do Babilonu. Kolacja jest oficjalną wizytą państwową. Kucharz Enri Er ma tylko kilka godzin na jej zorganizowanie. Dostał polecenie by zaprezentować bogactwo kulinarne pochodzące z ogrodów królewskich , by zaakcentować obecność różnych odmian jabłek. Królowa niedwuznacznie dała także kucharzowi do zrozumienia, ze kolacja ma rozpalić zmysły biesiadnikom. Czytelnik dowie się z książki, która wkrótce zostanie wydana, że królowa po kolacji spędzi resztę nocy w ramionach księcia.
Kolacja rozwijała się wolno przy oprawie muzycznej. Do stołów umieszczonych w ogrodzie podawano kolejne dania. Między kuchnią a stołami nieustannie poruszali się młodzi ludzie wyuczeni w obsłudze takich uroczystości, bez zbędnych słów przynosili nowe posiłki i wynosili naczynia po poprzednich. Ktoś mocno zainteresowany mógł odkryć, że to zaufany głównego kucharza sterował tym całym ruchem a wrażenie spontaniczności nie miało nic wspólnego z rzeczywistością.
Rozpoczęto od napełnienia kielichów zimnym, niesłodzonym winem jabłkowym. Jako pierwszą zakąską kucharz uraczył gości morelą z zapiekanym w środku po wydrążonej pestce małżem, marynowanym uprzednio w miodzie i occie jabłkowym.
Następnie podano zawinięte w liściach figowych i pieczone w popiele łososie, uprzednio zamarynowane nasionami pieprzu, kolendry i siekanymi wytłoczynami gronowymi. Rozwijano liście na oczach biesiadników i serwowano pojedyncze porcje. Do każdej porcji dodawano odrobinę półpłynnej pasty powstałej z mieszania ugotowanych kurzych żółtek, octu jabłkowego, oliwy, garum i szafranu.
Wreszcie podano ulubioną przystawkę kucharza: brzuszki tuńczyka posypane świńską skórką. Tajemnica tego dania była taka, że prawie nikt nie był w stanie odkryć jego składników. Z najbardziej tłustej części tuńczyka, czyli brzucha Enri Er odkrajał obfite fragmenty i zanurzał w gorącej aromatyzowanej oliwie. Oliwa była wystarczająco gorąca by ściąć rybie białko ale nie na tyle by ją wysuszyć. Oliwę aromatyzowano czosnkiem, cebulą i startymi nasionami pieprzu. Dodatkowo Enri Er nad ogniskiem podpiekał wieprzowe skóry, smarowane co jakiś czas miodem i winem zmieszanym z garum. Kiedy stały się całkiem chrupiące zawinął je w płótno a następnie potrzaskał o okoliczny kamień. Kiedy rozwinął płótno na jego dnie widniały okruszki, którymi posypał wyjętego i osuszonego z oliwy tuńczyka.
Czas serwowania tuńczyka to był czas zmiany wina z jabłkowego na mocniejsze i słodsze wina gronowe.
Po jakimś czasie obsługa kuchni wyniosła w kierunku stołów, umieszczoną w dużych żółwich skorupach zupę z węgorza morskiego. Następnie przelewano ją do mniejszych czarek i serwowano gościom. Była to także jedna ze specjalności Enri Era i ci, którzy stołowali się z królową częściej nieraz o nią prosili. Toteż wywar z tej zupy był obecny w kuchni prawie na stałe. Samo wydanie zupy na stół to było kwestią dwóch kwadransów. Jednak wywar przygotowywano starannie w długim procesie gotowania, z ściśle określoną kolejnością dodawania nowych składników. Wywar przygotowywano z resztek surowych ryb morskich i wybranych słodkowodnych a także skorupiaków, małży, krewetek, ostryg, raków i homarów. Gotowano ten wywar w towarzystwie małych, kwaśnych jabłek,trawy cytrynowej, imbiru i pieprzu wiele godzin. Po odlaniu przez sito zupę wykańczano mleczkiem kokosowym, pastą z suszonych ryb, kawałkami obranego i wyfiletowanego węgorza, solą , łyżką oleju lemongrasowego i szafranem.
Zasadniczy posiłek składał się z ulubionego kawałka mięsa Enri Era – wieprzowej łopatki. Babilończycy mimo obfitości ryb i skorupiaków bardzo cenili sobie to właśnie mięso. Jednak hodowane świnie z ogrodów królewskich były po dwakroć smaczniejsze. Korzystały z terenu i bogatej roślinności a karmione były zgodnie z zaleceniami kucharza, w których gotowane korzenie pochrzynu, wytłoki oliwne czy po fermentacyjne resztki z produkcji piwa stanowiły codzienną karmę. Na dwa tygodnie przed ubojem karmione były już tylko wytłoczynami z oliwy z domieszką kurkumy.
Do dania z łopatką kucharz naszykował też sporo małych, kwaśnych jabłek by osłabić tłustość dania i nadać mu lekkości. Jednak najważniejszym warzywem w tym daniu był korzeń pochrzynu. Korzeń ten po zjedzeniu podnosił lekko temperaturę ciała a także wzmagał wydzielanie
wszelkich soków w ludzkim ciele. Był afrodyzjakiem działającym na mężczyzn jak i na kobiety.
Kucharz użył go w tym daniu w dwóch postaciach, najpierw jako warzywo duszone z jabłkami i kawałkami mięsa a na końcu jako kawałki ciasta, które wchłonęły sosy i rozmiękły jak kluseczki. Do stworzenia tego ciasta potrzebował wysuszonego i sproszkowanego pochrzynu, jajek kurzych i szafranu. Czasami mieszał szafran z kurkumą bo nawet w kuchni królewskiej szafranu było nie za dużo, a spory o wystarczające zaopatrzenie kuchni irytowały go i męczyły.
Łopatka wieprzowa wytrybowana z kości została pokrojona na kawałki ze skórą i przesmażała się na oliwie z czosnkiem, porami i kolendrą. Potem kucharz zalał gar bulionem z drobiowych kości, dołożył obrane i pokrojone w kawałki korzenie pochrzynu i kawałki obranych ze skórki i pozbawionych pestek małych, zielonych jabłek. Dołożył także dużą miarkę pasty z suszonych ryb. Kiedy wszystko dusiło się do miękkości owalnym natłuszczonym kamieniem rozwałkował żółte ciasto i wyłożył na słońce żeby obeschło.
Im dłużej danie się dusiło tym ciekawszy aromat unosił się z kuchni. Kiedy Enri Er stwierdził, że składniki są wystarczająco miękkie dołożył do dania posiekaną kolendrę i miętę, skosztował i dołożył octu jabłkowego i pieprzu. Potem wziął ciasto i urywając małe kawałki wrzucał do gara co jakiś czas mieszając. Danie było gotowe do wydania. W powstałym gęstym gulaszu z łopatki wieprzowej lśniły poszarpane żółte kluski i zielone listki kolendry i mięty, danie miało głęboko mięsny aromat złagodzony kwasowością sosu na bazie jabłek. Pochrzyn jak i ciasto znakomicie absorbowały sos. Wszystkie składniki znajdowały się w idealnej równowadze.
Po głównym daniu rozlewano gościom mocne sycery z daktyli.
Na koniec wszystkim biesiadnikom podano tace z najbardziej okazałymi owocami z królewskich ogrodów.
Do miejsca gdzie siedziała królowa z księciem Armenii podszedł sam Enri Er i położył przed nimi przygotowany wyłącznie dla nich deser. Na półmisku znajdowała się gałązka z dwoma listkami i jabłkiem. Kiedy książę dotknął deseru natychmiast cofnął rękę. Królowa się roześmiała.
Na półmisku znajdował się cukrowy wytwór z najgłębszych zakamarków sztuki kulinarnej. Enri Er posiadał rośliny z doliny Indusu i niezbędną wiedzę by pozyskać „białą sól” czyli cukier. Albo jak mówiła Semiramida - „to miód bez użycia pszczół”. Potrafił dodając odpowiednich barwników roślinnych nadać kształt cukrowym tworom. Zalewając cukrem listki kolendry i studząc je nadawał im trwałą formę. Z kory cynamonowca tworzył gałązkę, a z okazałego jabłka ugotowanego w miodzie a następnie zamoczonego w swoim wywarze powstawało jakby alabastrowe, deserowe jabłko.
Królowa widząc zdziwienie księcia wzięła nóż i przecięła alabastrowe jabłko na pół.
Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości