Mieliśmy socjaldemokrację SLD, chrześcijańską demokrację PiSu, liberalizm PO. Jedyną partią w parlamencie, która nie miała szansy wdrożyć w życie swoich pomysłów jest PSL, który od lat przyciąga coraz to większe rzesze rolników ideą Narodowego Agraryzmu. Jednym z nich jest pan Jan.
- Widzi Pan to pole? - starszy mężczyzna wyciąga wciąż trzęsącą się ze strachu rękę w kierunku pustego pola – Tam całą rodziną sadziliśmy ziemniaki, obok pomidory i ogórki. Tamto największe pole to pszenżyto. Teraz nie ma nic, a przecież coś trzeba jeść.
Pan Jan jest 57-letnim rolnikiem mieszkającym w małej, zapomnianej wsi pod Żarnowem. Ostatni huragan uszkodził jego siewy, szklarnie i maszyny rolnicze. Nikt nie powiadomił go o zbliżającej się nawałnicy.
- Gdybym chociaż wiedział, co nadchodzi. Może dałoby się cokolwiek uratować, a tak... - potrząsa w bezsilności głową – Rząd nie pomógł nam w niczym. Przyjechał tutaj premier, popatrzył, porobili mu zdjęcia i pojechał. Zupełnie się nami nie zajął. Zamienił tylko jedno zdanie. Potem pojawił się Pawlak, ale już bez telewizji. Przyjechał z radnymi Żarnowa z jego partii. Powiedział, że on by dla nas wszystko, ale co z tego, skoro musi usługiwać premierowi, którego nie obchodzą rolnicy. Sam pomógł mi posprzątać porozrzucane belki i folię po całym polu. Tam do dzisiaj stoją kalosze w których chodził po polu – tutaj pan Jan widocznie się rozchmurzył - Odwiedził każdego w okolicy i służył pomocą. Naprawdę kawał dobrego chłopa.
Zaproszony przez pana Jana wszedłem do wnętrza jego domu. Wyglądał jak typowy polski dom – nie uświadczyłeś tu ładnych błyszczących blatów rodem z telewizyjnych seriali. Większość mebli pamiętało jeszcze czasy Gomułki. Ojciec pana Jana zbudował ten dom własnymi rękoma po tym jak wrócił z niewolniczej pracy w Dortmundzie w 1945 roku. W salonie znajdował się stary telewizor odbierający jedynie 3 kanały. Przy stole jadalnym siedziały i odrabiały lekcje dwie wnuczki poszkodowanego rolnika. Ich rodzice zostali zmuszeni do wyjazdu za chlebem.
- Czy o to walczył mój ojciec, czy o to chodziło w solidarnościowej wolnej Polsce? O to żeby Polak nie mógł pracować we własnym kraju? Że trzeba stąd uciekać żeby móc cokolwiek wrzucić do garnka?
Rodzice Ani i Pawła wracają do domu trzy razy w roku. Dzieci są bardziej zżyte w dziadkami, którzy ostatnimi siłami starają się je wychować na wartościowych ludzi. W tym roku ich finanse zostaną drastycznie skrócone, więc najprawdopodobniej nie będą mogli pozwolić sobie na nowe kredki dla Ani, ani na nową „piłkę do gały”, którą zażyczył sobie Paweł.
Podziwiając salon pana Jana nie trudno dostrzec dwóch obrazów zawieszonych wysoko nad wersalką. Jeden z nich przedstawia polskiego papieża bł. Jana Pawła II. Drugi ukazuje natomiast ubranego w mundur Waldemara Pawlaka. Zapytałem pana Jana czemu akurat tak przyozdobił swoją ścianę.
- Bo widzi pan. Waldemar Pawlak daje mi każdego dnia siłę, żeby przeciwstawić się ludziom, którzy próbują mnie okradać, ludziom, którzy nie doceniają ciężkiej pracy rolnika, ludziom, którzy siedzą w wielkich szklanych budynkach w stolicy i przerzucając parę papierków dziennie dostają wypłaty przekraczające 10-krotność moich zarobków. Z kolei Jan Paweł II pomaga mi każdego dnia przezwyciężyć chęć wzięcia swojej kosy i zrobienia w końcu porządku w tym państwie.
Nie ukrywałem zdumienia tymi słowami. To nie dość racjonalne poglądy wyznawane przez pana Jana były szokujące. To jego stanowczość, a zarazem bezradność i łzy w oczach zaparły mi dech w piersi. Zapytałem go co nie pasuje mu w Polsce, w rządach PO.
- Po nawałnicy straciłem 70 tysięcy złotych, które miały mi wystarczyć do kolejnych żniw. Sytuacja jest taka, że w naszym domu już brakuje pieniędzy, mimo że syn przysyła z Londynu ile może. W tym miesiącu nie opłaciliśmy gazu, więc wszystko gotujemy na kuchence elektrycznej. Od państwa dostaliśmy jedynie tysiąc złotych. Tysiąc za 70 tysięcy złotych straty. Przecież to kpina. Jak my mamy z tego wyżyć? W tym samym czasie państwo wydaje miliardy na nowe mieszkania, drogi, inwestycje kulturalne w mieście, ponieważ tam łatwiej złowić wyborców. Ja wierzę w Narodowy Agraryzm – nie dlatego, że sam jestem rolnikiem, ale dlatego, że Polska od początku była krajem rolników i to rolnictwo jest solą tej ziemi – nie administracja, prawo, showbiznes. Nie wierzę, że praca urzędnika polegająca na przekładaniu papierków z jednego stosu na drugi powinna być wynagradzana większą pensją i większym bezpieczeństwem socjalnym niż moja. Nie wierzę też że jakakolwiek inna partia niż PSL zagwarantuje mi spokojne dożycie emerytury, która zbliża się wielkimi krokami. U nas istnieje bardzo duża młodzieżówka PSL, która organizuje zabawy wiejskie, trzyma się tradycji, wyznaje jakieś wartości. Nie to co dzieciaki w mieście – alkohol, używki, wychowanie przez niańki, bo ojciec i matka wolą zająć się karierą zawodową – tam rodzice nie potrafią docenić tego, co mają.
Pan Jan przyznał się do zbierania podpisów dla Stronnictwa Ludowego – nie po to, jak mówi, żeby dostać się na salony, bo twierdzi, że ani nie ma na to szans, ani się tam nie nadaje, ale po to, żeby pomóc jedynej przyjaznej wsi partii wygrać te wybory.
Inne tematy w dziale Polityka