Ponieważ czytam ostatnio dużo różnych dziwnych książek, przeczytałem również książkę znanej dość szeroko, nie wiadomo jeno z czego (tzn. z czego szeroko znanej, bo w tzw. środowisku to i owszem, wiadomo – niczego nie insynuuję, wręcz przeciwnie, osiągnięcia ilościowo imponujące) prof. Moniki Kostery „Antropologia kultury”. Książczyna ta (bo cienka i nieefektownie wydana) to dzieło „bazalne” w Polsce. No i ja, q****, dzieło bazalne przeczytałem i wpadła mi w nim w oko jedna historyjka – pani profesor Kostera cytuje tu innego badacza:
Otóz pewien socjolog badał „rozmaite procesa a interakcje” wśród członków redakcji jakiegoś tygodnika czy miesięcznika o sztuce dla homoseksualistów (nie powiem „gayów” bo „gay” znaczy wesoły, a większość homoseksualistów, których znam – i wiem że są, pewnie jest mnóstwo takich co znam i nie wiem, nigdy się nie dopytywałem – to ludzie raczej smutni i przygnębieni). Badacz ów był ohydnym heterykiem, i nie przyznał się do tego i nie oplakatował odpowiednio wchodząc do rzeczonej redakcji. Ba, dzięki temu wprowadził w błąd biednych homoseksualistów z rzeczonej redakcji, ponieważ na pytanie, czy ma chłopaka, odpowiedział zgodnie z prawdą, że nie. Owi więc redaktorzy zaczęli mieć nadzieje, a i czynić awanse, które w końcu spełzły na niczym, a nawet zakończyły się pewnym zaambarasowaniem, gdy naga prawda o okropnym heteryctwie badacza wyszła na jaw.
Wniosek z tego badacz wyciągnął, iż błąd popełnił, niedelikatnym był a poza tym nietolerancyjnym, niegenderowym i w ogóle to swoje badania na szwank takim zachowaniem naraził, albowiem powinien uprzedzić.
Może to i racja, ALE...
...Po prostu wyobraźcie sobie przez chwile sytuację odwrotną. I wymaganie od takiej osoby, żeby na wstępie określiła się ze swoją seksualnościa i statusem swoich ewentualnych związków...
No po prostu czarna dupa ciemnogrodu, nietolerancja, homofobia, LBGT-hating i co tam jeszcze w takich momentach krzyczą. Tak tak.
No i jak też taką sytuację jak opisana powyżej nazwać. Gdyby chodziło o homoseksualistę, to wypłynęłoby określenie „gay-bashing”. A jak chodzi o heteryka, jakie określenie wypływas? No, jakie? Aha... normalność...
No, no... wot progriess...
Krzysztof Rogalski