Przez poprzednie pół wieku John Fitzgerald Kennedy urósł do rozmiarów półboga, Heraklesa, co najmniej. Stał się legendą wielowymiarową, i czempionem swobód obywatelskich, i gołębiem pokoju i symbolem bezkrwawego zwycięstwa w najgorętszej konfrontacji zimnej wojny.
Dokładając do tego legendę „dworu” Kennedy’ego, już za jego życia przezwanego Camelotem, dostajemy reinkarnację Króla Artura. I nie da się ukryć, iż w najważniejszym rysie te legendy są tożsame. Artur niewątpliwie istniał, tak jak miała miejsce bitwa pod Mount Badon. Tak jak istniał Kennedy i epicka rozgrywka kubańskiego kryzysu rakietowego. Nie wiadomo tylko, czy Artur rzeczywiście nazywał się Artur, czy był Brytem czy Rzymianinem, gdzie i w którym roku miała miejsce bitwa. Obydwaj obrośli legendą, obydwaj niemożliwi są już do odróżnienia od swojego mitu.
Obydwaj, według legendy, padli ofiarą zdrady. Legendy liderów, wielkich lub potencjalnie wielkich, rosną szybko, szczególnie napędzane wątpliwościami i niezgodnościami faktów wokół ich śmierci.
Oficjalna wersja przebiegu zamachu na JFK zakłada samotnego szalonego strzelca, Harveya Oswalda, prującego niemalże seriami ze starego zdezelowanego włoskiego karabinu. Działającego samotnie – i pozostaje tylko wyjaśnić, co go do tego skłoniło.
Zabójstwo JFK było wyjaśniane (lub „wyjaśniane”) w zależności od tego w co wierzymy) przez kilka różnych komisji: poczynając od ekspresowo szybko pracującej Komisji Warrena (która wyprodukowała 888-stronicowy raport już w kilka miesięcy później) poprzez (częściowo zajmująca się również tą sprawą) Komisji Rockefellera w 1975 roku (która stwierdziła, że dwaj podejrzani o współudział agenci CIA – Hunt i Sturgis – nie byli obecni w krytycznym dniu w Dallas), do Komisji Churcha (znowu, zajmującej się sprawą niejako przy okazji), która w tym samym roku wskazała na fakt, iż zarówno CIA jak i FBI nie przeprowadziły dochodzeń z należytą staranności i nie przekazały Komisji Warrena wszystkich faktów.
W rezultacie, następna komisja (United States House Select Committee on Assassinations), pracująca w latach 1978 – 1979 wskazała, po wielu bojach, w tym wewnętrznych, na niedostateczne zbadanie przez Komisję Warrena teorii konspiracji, a wręcz stwierdzał iż „prezydent Kennedy został zamordowany prawdopodobnie na skutek konspiracji (spisku)”.
Ciekawe jest prześledzenie stosunku tzw. publiki amerykańskiej do zabójstwa:
- 27.11.1963 badanie Gallupa wykazało, iż 52% obywateli USA uważa, że „jakaś grupa lub spisek” stoi za zabójstwem
- Po publikacji Raportu Warrena jedynie 31,6% Amerykanów odrzucało teorię „samotnego strzelca”
- Po publikacjach Epsteina, Schlesingera oraz artykułach w Life i Saturday Evening Post, oraz po enuncjacjach Jamesa Garrisona (przypomnijmy – prokuratora okręgowego w Nowym Orleanie) – 66% Amerykanów było przekonanych, że istniał spisek, a nawet dwa spiski (drugi w celu zatarcia dowodów pierwszego);
- Ostatni sondaż (1998) wskazał na to, że 76% Amerykanów wierzy w spisek.
Dzisiaj, większość materiałów Komisji Warrena (98%) jest odtajnione. Nie ma jednak wśród nich dokumentacji medycznej (przekazanej przez rodzinę w 1966 do Archiwum Narodowego). Inne dowody i dokumenty zostały zagubione, zniszczone (jak np. teczka służby wojskowej Oswalda – w roku 1973) lub wyczyszczone (jak samochód oraz ubranie i kapelusz gubernatora Connally’ego).
Dzisiaj konsensus istnieje właściwie tylko co do jednego: że raport Komisji Warrena jest niepełny, że pomija bądź wręcz przeinacza fakty. Fakty wskazują jednak również na to, że prostą niemożliwością jest w 100% pewne odtworzenie wypadków.
Arturiański mit Kennedy’ego przysłużył się jednak Stanom Zjednoczonym. I dobrze i źle, jak to z mitami. W każdym micie coś z prawdy zwykle jednak jest. Tak też dzisiaj mówią historycy o samym Arturze – że co prawda nie można dowieść jego jednoznacznej tożsamości ani okoliczności życia, ale „nie ma dymu bez ognia”.
Ciekawe swoją drogą, że 95% książek, programów dokumentalnych, filmów, widowisk, etc. to te, które wspierają w ten czy w inny sposób, teorię spisku.
Ciekawe rónież co za kilkadziesiąt lat nasi potomkowie będą pisać o 10.04. i czy da się napisać coś poza "pełny obraz wydarzeń jest już niemożliwy do zrekonstruowania".
Krzysztof Rogalski
Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka