Wpadła mi właśnie w wirtualne ręce polemika (o ile można tak ją nazwać) pomiędzy pp. Bogusławem Wołoszańskim i Tymoteuszem Pawłowskim, która miała miejsce na łamach Newsweeka Historia gdzieś w lutym tego roku.
W skrócie przybliżę (przypomnę), o co tam chodziło:
Otóż p. Bogusław Wołoszański popełnił był artykuł „Pokój czy honor” – opublikowany w rzeczonym Newsweeku Historia. Moje prywatne zdanie, po przeczytaniu owego artykułu jest mniej więcej takie, że jest to dziełko wagi lekkopółśredniej. Typowe dla p. Wołoszańskiego, bardzo sprawnego skądinąd popularyzatora hamburger-historii z dreszczykiem (to żaden zarzut, po prostu nie każdy musi od razu być naukowcem wagi ciężkiej) lekkie blablanie, recykling w większości obiegowych opinii.
No i tu napatoczył się monsieur docteur Pawłowski. Młody człowiek (doktorat zrobił bodajże w 2008 r, więc pewnie jest z 10 lat ode mnie młodszy) nie strzymał i napisał sprostowanie, zaczynając ją zresztą od słów: „Ze względu na szacunek i poważanie, jakim cieszy się Bogusław Wołoszański, uznałem za słuszne wyjaśnienie kilku wątpliwości i sprostowanie kilku nieprawdziwych informacji i interpretacji”. Potem dość spokojnie, ale też i dość bezpośrednio zwracając uwagę na powtarzanie przez p. Wołoszańskiego tez komunistycznej propagandy, go wypunktował.
Tu słowo wyjaśnienia: Tymoteusz Pawłowski napisał bardzo dobrą pracę doktorską
„Plan modernizacji Wojska Polskiego 1936-1942. Uwarunkowania ekonomiczne, techniczne i społeczne“
(czytałem i ją, i naprawdę entuzjastyczne recenzje prof. prof. Wysockiego i Chojnowskiego) a potem jeszcze kilka znaczących artykułów i opracowań, dość nowatorskich i odważnych w reinterpretacji (albo raczej – po raz pierwszy interpretujących fakty i dokumenty w sposób wolny od ideologii). To taki trochę Cenckiewicz au rebous, bez zacietrzewienia politycznego, za to z porównywalną pasją odkrywania prawdy.
P. Wołoszańskiego przedstawiać nie trzeba, podkreślić jednak należy, że badaczem nie jest, jest z wykształcenia prawnikiem i dziennikarzem, a historykiem tylko z dyletanckiego, a więc autentycznego, zamiłowania.
Pawłowski, co przyznać należy, i w dużych i w większych sprawach ma, nie tylko moim skromnym zdaniem kolejnego dyletanta, rację. P. Wołoszański napisał hamburger-artykuł, powtarzając bzdurstwa, godne propagandysty KC PZPR (nie wypominam mu tutaj przynależności do matki-partii, tylko powtarzanie propagandy) o „zaślepieniu rusofobią” i takie tam inne.
Nie w tym jednak rzecz, rzecz w formie i stylu odpowiedzi p. Wołoszańskiego. I o ile czytając polemikę p. Pawłowskiego musiałem sprawdzać, czy na pewno czytam Newsweek, o tyle w przypadku „odpowiedzi” p. Wołoszańskiego wątpliwości nie mam. Oj, stracił pan Bogusław panowanie nad sobą. Najbardziej podobał mi się tekst o tym, że dywizja piechoty Wehrmachtu miała, już w 1935 roku, ponad 4700 pojazdów mechanicznych na stanie, podczas gdy polska 140 (inne rodzaje wyposażenia i uzbrojenia również porównuje, rzekomo cytując Akta Szefa SG). Oznaczałoby to, że w 18-tysięcznej dywizji samochód przypadał na jakieś 3,5 osoby…
Dla wyjaśnienia, jak piramidalną bzdurą jest to, co p. Wołoszański pisze: oto w 1939 roku niemiecka dywizja piechoty miała nominalnie na stanie... 5000 koni i nieco ponad 1000 pojazdów mechanicznych. Dokładniej zaś (zahttp://www.lexikon-der-wehrmacht.de/Zusatz/Heer/Infanterie-Division.htm):
Pferde 4842
Personenwagen 394
Lastkraftwagen 615 (mit Zugmaschinen)
gepanzerte Fahrzeuge 3 (leichte Spähwagen)
Dywizja pancerna natomiast… 3000 pojazdów mechanicznych. Plus motocykle.
Personenwagen 561
Lastkraftwagen 1402
gepanzerte Fahrzeuge 375
Beiwagen 711
I proszę zwrócić uwagę, ze to tzw. ordre de bataille, czyli stany etatowe, a rzeczywistość była – zawsze jest – inna, tj. gorsza (w czasie kampanii francuskiej – dywizje pancerne posiadały od 153 do 341 czołgów czyli góra 40% - 90% stanu nominalnego).
Za to jest p. Wołoszański pełen zjadliwości, sugeruje braki wiedzy, sugeruje również, że dr Pawłowski jest po prostu idiotą, który tytuł pewnie kupił, jak to się u nas mówi – „na ełkaesie”. W najlepszym Newsweekowskim stylu konfabulując i obrażając.
Strasznie dużo u mnie stracił, bo pomimo fast-foodowego podejścia do historii II WŚ, miał, cytując Jesienina „niewielka, ale chwytną siłę”.
Zdaje się natomiast, że dr Pawłowski nie zaszczycił bzdurstw Wołoszańskiego odpowiedzią. To dobrze, zwłaszcza, że w pełni zgadzam się z jednym z ostatnich zdań p. Wołoszańskiego:
„No i jak tu polemizować z brakiem wiedzy. To niemożliwe!”.
Święta prawda.
Morał z tego jest jeszcze jeden, taki bardziej pośredni.
W sytuacji promowania przez Newsweeki i inne takie czerskie suchary, wizji polskiej historii a la Wydział Propagandy KC, nie dziwi, że dalej mamy tak naprawdę jedną solidną monografię o kampanii wrześniowej.
A coś musi być tutaj na rzeczy – bo na przykład von Mellenthin strasznie usiłuje nic nie pisać o jej przebiegu (wciskając tylko – oczywiście – w swoje pamiętniki zdanko o szarży ułanów na czołgi), Guderian zamiast całościowego obrazu opisuje parę dość krytycznych chwil, Halder w dziennikach ze trzy razy zdobywa Warszawę, zanim przyznaje w końcu, że „zaczęło się oblężenie”, a sam Wehrmacht dość zasadniczo zmienił organizacje tych rzekomo supersilnych dywizji piechoty przed kampanią 1940 r.
A Newsweek? Jak widać, szybko się ze swojego „upadku” pozbierał, otrzepał i szafa gra. Nieważne, że bzdury pisze, nasz ci jest, odpór wrażym elementom dajemy.
Krzysztof Rogalski
Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura