To mógłby być kolejny nudny artykuł o tym, że polscy przedsiębiorcy są mało wydajni i mało innowacyjni oraz nie dbają o rozwój swoich pracowników. I że powinni oni udać się – jak najszybciej – w kierunku najbliższego punktu informacyjnego funduszy strukturalnych po pomoc.
Postaram się jednak zrobić coś zupełnie innego – zamiast cytować autorów pięćsetstronicowych raportów o sytuacji polskich MSP cztery lata temu (cykl opracowania i cykl publikacji większości raportów przekrojowych jest aż tak długi, co więcej nie są prowadzone żadne ogólnokrajowe, ciągłe badania w zakresie innowacyjności i podejścia do innowacyjności MSP czy jakichkolwiek innych przedsiębiorstw – nie dorobiliśmy się jeszcze własnego Barometru Innowacyjności czy innego podobnego narzędzia), postawić kilka tez, które sformułowałem raczej na podstawie swojego doświadczenia, niż na podstawie danych statystycznych sprzed wielu lat.
Większość małych i średnich przedsiębiorców deklaruje w rozmaitych badaniach ankietowych niewielkie zainteresowanie innowacjami i zmianami we własnej działalności lub zupełny jego brak. Pierwsze wytłumaczenie, które się tutaj nasuwa, to brak środków finansowych. Polskie MSP wytwarzają mniej wartości dodanej na jednego zatrudnionego, niż średnia w przemyśle i usługach (a i ona, wynosząca równowartość 28 USD jest niemal trzykrotnie mniejsza niż np. w Norwegii), a wydatki na badania i rozwój wynosiły w Polsce w 2001 r. 74 EUR na głowę mieszkańca wobec ponad 500 EUR średnio w Unii Europejskiej.
Rzeczywiście, pieniędzy na innowacje nie ma. Udowadnia to powyższa, dość przerażająca statystyka. Jednakże innowacja to nie tylko nowa technologia i nowy produkt, ale również produkt zmodyfikowany, usprawniony proces, spłaszczona, odchudzona organizacja, a te nie wymagają wszakże gigantycznych nakładów. Wymagają natomiast dwóch rzeczy, które w MSP nie są dostępne w ilościach dostatecznych: czasu i wiedzy. Do tego, moim zdaniem, dochodzi trzeci czynnik: niedostateczna samoświadomość.
Wyjaśnię pokrótce, o co mi chodzi:
Brak czasu – wynika przede wszystkim z koncentrowania wysiłków na sprzedawaniu z jednej strony, a odzyskiwaniu należności z drugiej. Małe lub średnie przedsiębiorstwo, zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę niedostateczne ich dokapitalizowanie, mogą „wyłożyć się”, mówiąc kolokwialnie, przez jedną niezapłaconą fakturę – dlatego też zapewnienie płynności jest dla znacznej części MSP absolutnie priorytetowe i pochłania ponadnormatywne ilości czasu.
Brak samoświadomości – pod którym rozumiem dość bierne podejście do zmiany i ewolucji we własnej organizacji, częściowo związane z wyżej opisanym brakiem czasu – część MSP uważa, że nie ma czasu na szukanie nowych dróg dotarcia do klienta lub opracowywaniu nowych produktów, inna część często jest kooperantem – podwykonawcą międzynarodowego koncernu i koncentruje się raczej na dokładnym wypełnianiu wymagań jakościowych głównego klienta, niż na optymalizacji własnego procesu produkcyjnego.
Brak wiedzy – nie chodzi mi tutaj o wiedzę fachową, dotyczącą procesu produkcyjnego, czy technik sprzedaży. W tym zakresie polskie MSP są raczej dobrze wyposażone, choć obiektywnie trzeba stwierdzić, że jest to czasem wiedza nieco przestarzała, tym niemniej oparta jest zwykle na solidnych pokładach doświadczenia, czasami doświadczenia wielu pokoleń. Nie, problem leży w braku specyficznego rodzaju wiedzy: w zakresie heurystyki, myślenia twórczego, myślenia lateralnego, rozwiązywania problemów i ich narzędzi.
Wiedza taka nie jest dostarczana przez instytucje edukacyjne w ramach formalnego curriculum nauczania w Polsce, a jedynie przez niektóre wyspecjalizowane firmy i instytucje nauczania ustawicznego, z reguły nastawione na zysk – a co za tym idzie niełatwo dostępne dla pracowników MSP (i tak szkolą się oni dwukrotnie rzadziej niż ich koledzy w krajach tzw. starej Unii) – i prawdę mówiąc, dlatego właśnie ten brak jest brakiem najdotkliwszym.
Polskie przedsiębiorstwa i polska gospodarka płacą wysoki rachunek za taki stan rzeczy. Płacą również pracownicy. Wystarczy zdać sobie sprawę, iż w okresie 2000 – 2011 wydajność polskiego pracownika przemysłu i usług wzrosła o 46%, zgodnie z danymi Eurostat, natomiast płaca zaledwie o 29% (a nawet, w równowartości EUR, wykazują w ciągu ostatnich pięciu lat tendencję spadkową). Zdarzyło się tak również dlatego, że ceną płaconą za niską innowacyjność jest zepchnięcie gospodarki do gałęzi przemysłu o tradycyjnie niskiej wartości dodanej – montażu, magazynowania, transportu i spedycji.
Co w tej sytuacji można zrobić?
Na pewno nie załatwi sprawy zasypanie naszych małych i średnich przedsiębiorstw potokami pieniędzy dotacyjnych, za które będą one niemal zmuszone zakupić, potrzebne lub mniej potrzebne, technologie, czasami „drugiej świeżości”, w znacznej części typu „new-to-the-firm”, czyli już w Polsce obecne. MSP dokonają tych zakupów trochę na zasadzie „dzisiaj są pieniądze, jutro nie, więc kupmy, co możemy i idźmy do domu”. Rezultatem nie będzie niestety zwiększenie poziomu innowacyjności w kraju, a jedynie przepływ pieniędzy do innowacyjnych firm z innych krajów, przede wszystkim starej unijnej 12 lub 15 (a prawdę mówiąc przede wszystkim do Niemiec, którzy i tak są naszym największym partnerem handlowym).
Zamiast tego, należy raczej służyć MSP radą i pomocą w zakresie zaplanowania procesu innowacyjnego, nauczyć ich pracowników podstawowych narzędzi i metod projektowania efektywnych działań. Jak to nazwiemy: heurystyką, prakseologią, inwentyką – niespecjalnie mnie interesuje. Jednakże, jeśli nie chcemy wypaść z peletonu – dwadzieścia dwa lata zajęło nam dołączenie do państw OECD – to dziś jest jedną z ostatnich chwil przed dzwonkiem. I dokonajmy tego w sposób znany, prosty i skuteczny – zamiast kupować ryby, mrożone lub świeże i karmić nimi głodnych, dajmy im wędki i nauczmy łowić. Efekt będzie nie tylko lepszy, będzie również osiągnięty znacznie mniejszym kosztem.
Krzysztof Rogalski
PS. Tekst w pewnym sensie jubileuszowy. Zaczyna trzecią setkę, co budzi podejrzenia o salonoholizm. Zredagowana wersja tekstu ukaże się też w następnym numerze "Sukcesu".
Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka