Najpierw spojrzyjmy na kilka, a nawet wręcz tylko dwa (niedzielny wieczór, wszyscy czekają na wynik „bitwy na głosy” Kawy z Pupą - kolejność alfabetyczna – więc „lajtowo”) fakty. Podobno zresztą Pupa lepsza od Kawy, z czym się trudno nie zgodzić.
Fakt, iż już od lat 70-tych istnieją w obecnej UE tendencje dywergencyjne, które rzecz jasna wzmogły się w bieżącym dziesięcioleciu [1].
Jednakże, oficjalne publikacje Komisji i jej Dyrektoriatów starają się rozwodnić problem, mówiąc o dywergencji poszczególnych „regionów”, „grup społecznych” a nie gospodarek poszczególnych państw. W ten sposób dywergencja, z problemu ekonomicznego staje się problemem społecznym, nie związanym z polityką ekonomiczna prowadzoną przez państwa członkowskie, zwłaszcza przez państwa dominujące.
Fakt, iż Niemcy wygrały w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych rozgrywkę o przywództwo w UE [2]
Niemcy, wygrywając w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych bitwę o kształt (a co za tym idzie o przywództwo) w Unii europejskiej, wygrały jednocześnie niemal 300-letnią rozgrywkę o hegemonię w Europie, najpierw za pomocą dyplomacji, potem za pomocą ekspansji ekonomicznej.
Tezę sformułować więc trzeba następująco: Sztucznie wspierane decyzjami biurokratycznymi i legislacją, procesy konwergencji, w tym przede wszystkim tzw. konwergencji realnej zachodzące w Unii Europejskiej są w gruncie rzeczy nowoczesną odmianą polityki typu beggar-thy-neighbour. Konwergencja „realna” w rzeczywistości oznacza kształtowanie gospodarek krajów Unii, szczególnie dotyczy to krajów „nowej UE”, w taki sposób, aby:
1. tworzyły one naturalnych odbiorców eksportu gospodarki Niemiec (dla wszystkich pozostałych 26 krajów UE Niemcy są największym, a jedynie w kilku przypadkach drugim, co do wielkości partnerem handlowym – importowym)
2. poprzez rozbudowanie współpracy wewnątrzgałęziowej w przemyśle, kraje nowej Unii znalazły się na końcu tej „gałęzi”, w rezultacie specjalizując się w procesach o niskiej wartości dodanej, takich jak logistyka czy montaż produktu końcowego [3].
Rezultatem jest sytuacja, w której najbiedniejszy „region”[4] Niemiec jest wciąż bogatszy od najbogatszego „regionu” Polski. Co prawda, zasadniczo można by dowodzić, iż biorąc pod uwagę parytety Fishera, relatywnie ów Polak jest bogatszy od biednego Niemca, należy jednak zwrócić uwagę, iż od pewnego czasu (a dokładnie od początków kryzysu 2007 r.) ekonomiści zastawiają się nad tym, czy owe parytety dalej istnieją.
Istnieje więc jasna i realna potrzeba odkłamania analiz i porównań przeprowadzanych przez agencje i organizacje tzw. opiniotwórcze. Kryzys rozpoczęty w 2007 (a właściwie w USA już w 2006 – wtedy ceny nieruchomości zaczęły spadać) podważył zaufanie do agencji ratingowych, teraz należy serio poprzyglądać się, pożal się Boże, analitykom takich organizacji jak OECD, że nie wspomnę o Komisji Europejskiej i ich jakobińskich dyrektoriatach (kto im tę nazwę wybrał, swoją drogą).
No ale w tym celu potrzeba nie tylko odważnych ludzi (przede wszystkim chyba akademików) ale i czytelników tych analiz. A niestety, w Polsce, czyli nigdzie ich brakuje. Lepiej się nawalać ręcznikami, niż spojrzeć prawdzie w oczy.
Krzysztof Rogalski
[1] Co przyznaje nawet European Economy News, „Magazine of the Directorate-General for Economic and Financial Affairs” por. nr 17, kwiecień 2010 r.
[2] Forsując koncepcję Hallsteina w miejsce luźniejszego związku gospodarek preferowanego przez Erhardta
[3] Zgodnie z OECD Factbook 2013, przeciętny polski pracownik wypracowuje równowartość ok. 28 USD wartości dodanej na godzinę pracy, podczas gdy norweski ok. 75 USD. Jednocześnie różnica w nominalnych kosztach pracy na jednostkę czasu jest niemal siedmiokrotna
[4] Jedną z tych rzeczy, które denerwują mnie nie mniej niż oszustwa „analityków” jest Gleichschaltung nazewniczy: nie ma „regionów”! W Polsce są województwa, w Niemczech landy, we Francji departamenty, w Hiszpanii prowincje, etc.
Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka