Tynf (wielce zepsuty) Jana Kazimierza
Tynf (wielce zepsuty) Jana Kazimierza
Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski
473
BLOG

A co, jeśli mam w d***e Zychowicza?

Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

To nie jest notka na temat Powstania Warszawskiego. Trzeba mieć niezłą hubris (lub jak mówi naród wybrany, chutzpach – po polsku hucpę), żeby silić się, bez moralnego prawa, połączenia rodzinnego lub głębokiej wiedzy fachowej na jakiekolwiek teksty na ten temat. Ale ad rem, a raczej Zychowicz.

Od razu się zastrzegę, nie tylko Piotra Zychowicza mam tamże. A oto, dlaczego:

Oczywiście wielka dyskusja na Salonie i salonie. Zychowicz ma rację czy nie ma? Obłęd czy nie obłęd? Niestety, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie zaciera on rączek siedząc w kącie i nie liczy tantiem i honorariów. Dlaczego? Bo nikt z dyskutantów książki jego nie kupił, a co za tym idzie, nie czytał. I zresztą najprawdopodobniej nie przeczyta. Natomiast bardzo wygodnie będzie się na nią powoływać, na jej nieznane tezy, aby mówić, jak to moja babcia określała, I W TE I WEWTE. Znikają natomiast z przestrzeni medialnej, a co za tym idzie dyskusyjnej, fakty, i są zastępowane faktami medialnymi.

Moje zdanie na temat powodów i przyczyn „zaszłości” wyłożyłem we wczorajszej notce. Albo nasi politycy zaczną myśleć w kategoriach nie tylko następnych wyborów, nie tylko nawet geopolitycznych, ale i w kategoriach, które nazwałbym „geohistorycznymi”. Albowiem historia jest czymś zupełnie innym niż przypadkowy zbiór zdarzeń. W ramach przypadkowego zbioru zdarzeń, na przykład losowania numerów Totolotka, bardzo mało prawdopodobne jest, aby sekwencja numerów powtórzyła się w przewidywalnej przyszłości. W przypadku historii jest wręcz odwrotnie – wydarzenia powtarzają się wciąż i wciąż z zadziwiającą regularnością łącznie z regularnością interwału czasowego. Dotyczy to szczególnie konfliktów zbrojnych, które powtarzają się, chyba,że coś się zmieni w układzie geopolitycznym.

Pierwszy z brzegu przypadek – konflikty w Europie z udziałem Niemiec i Francji w ciągu ostatnich 250 lat:

1.  Konflikt nr. 1 (1792 – 1815), rozpoczęty przez Prusy, w którym Francja, republikańska i napoleońska pokonała pięć kolejnych koalicji agresorów, by ulec szóstej.

2.  Konflikt nr. 2 (1870 – 1871) rozpoczęty przez Prusy, wygrany przez Prusy. Koncesje terytorialne i ekonomiczne, jako dość oczywisty rezultat.

3.  Konflikt nr. 3 (1914 – 1918) rozpoczęty przez Niemcy (Prusy), przez Niemcy w końcu przegrany z powodu całkowitego niemal załamania ekonomiki i logistyki kraju, nie z powodu klęsk militarnych – te przyszłyby dopiero w 1919 lub 1920 roku.  Francja bierze odwet na Niemczech domagając się między innymi astronomicznych sum reparacji wojennych, niemożliwych do spłacenia.

4.  Konflikt nr. 4 (1939 – 1945). Konflikt, wywołany przez Niemcy, oczywiście, zakończony ostatecznie ich klęską, ale przegrany przez Francję dość szybko. Po stronie „wolnej Francji” walczyło znacznie mniej ludzi niż było ich w PSZ na Zachodzie (przynajmniej do lądowania w Normandii), prowadzonych do boju przez byłego wiceministra, generała brygady. Dopiero interwencja koalicji (znów koalicja, tym niemniej skierowana w drugą stronę) powoduje klęskę Niemiec.

Prawdopodobnie stalibyśmy dzisiaj w obliczu kolejnego konfliktu francusko-niemieckiego, gdyby nie Stalin. Dzięki Stalinowi, Niemcy w długiej perspektywie wygrały zmagania o przywództwo europejskie, realizując (na razie w zakresie ograniczonym szczątkowymi, ciągle pozostającymi w mocy regulacjami wewnętrznymi niektórych państw oraz równie ograniczonymi regułami działania NATO) strategię propagacji siły (w tym przypadku ekonomicznej) na wschód, w rejon obfitujący w bogactwa naturalne i przy okazji będący również dużym rynkiem zbytu.

Nowy, nieznany dotychczas czynnik obrócił więc tradycyjne wrogości i przymierza, umożliwiając Niemcom, w rezultacie, wygranie niemal 300 letniej batalii o hegemonię europejską. Nie zmienił się natomiast czynnik inny – ten mianowicie,że droga, militarna czy ekonomiczna, Niemiec po bogactwa naturalne Wschodu, od Ukrainy po Syberię, biegnie po politycznym, militarnym lub ekonomicznym trupie Polski. Tu nie zmieniło się nic, i możemy oczekiwać,że przy kolejnej próbie upomnienia się o swoje prawa scenariusz się powtórzy, niezależnie od tego, jaką opcję, niemiecką czy rosyjską wybierzemy. Dlatego też Piotr Zychowicz, publicysta z dyplomem historyka, słusznie czy nie czujący się „spadkobiercą” (chociaż jest on nim na takiej zasadzie na jakiej spadkobiercą mozazaura jest kajman, nie ten warsztat i nie te umiejętności, również pisarskie) Pawła Wieczorkiewicza, jest przeze mnie posiadany dokładnie w takim samym dużym poważaniu jak apologeci trwałego przymierza z Rosją, sowiecką czy nie.

Brak predyspozycji intelektualnych lub brak chęci do zadania sobie pytania o szerszy i głębszy kontekst wydarzeń dyskwalifikuje ich jako poważnych rozmówców na temat wariantów rozwoju historii Polski,że już nie wspomnę o Europie. Prezentują oni typowy „polski kompleks”, czyli rozpatrywanie wydarzeń politycznych bez szerokiego tła, bez zrozumienia również mechanizmów ekonomicznych. Jak pokazuje doświadczenie ostatnich kilkuset lat, dla mnie w zasadzie liczą się one od momentu, kiedy poseł Rzeczypospolitej w Holandii, niejaki Michał Kleofas Ogiński zrobił z siebie spektakularnego idiotę w rozmowie w Williamem Pittem Jr., prowadzi taka krótkowzroczność wyłącznie do rozlicznych Calamitatis Regni Poloniae.

Dzisiaj, wydaje sięże krótkowzrocznych zdziecinniałych lekkoduchów zastąpili zachłanni i lubieżni ślepcy.

 

Krzysztof Rogalski

Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Kultura