Abstrahując od rzeczywistej wartości dyskusji dwu lub więcej mniejszych lub większych dyletantów (acz niekoniecznie ignorantów, przypominam to tym, którzy mylą znaczenie tych dwu słów), z których jeden (uwaga redukuję do absurdu) przeczytał tylko Zychowicza i jest nim zachwycony a drugi wszystko inne z wyjątkiem Łojka i Wieczorkiewicza, i poprzysiągł sobie uroczyście, że tego „zychowiczowskiego g***a” nawet przez bibułkę i w rękawiczkach chirurgicznych nie dotknie, stwierdzić muszę, że umyka uwagi dyskutantów obecność w salonie (salonie24 też) wielkiego, niezbyt czystego słonia.
Tego słonia należy zdefiniować mniej więcej tak.
Co najmniej od 150 lat (rok 1863), jeśli nie od 220 lat (rok 1793), w momencie, gdy Polacy zaczynają sprawiać wrażenie, iż zaczną upominać się o swoje prawa, lub kiedy rzeczywiście zaczynają się o nie upominać, scenariusz rozwoju sytuacji jest taki sam:
- Zaczynamy się upominać – drogą akcji zbrojnej lub poprzez afirmację dyplomatyczną
- Niemcy i Rosja sprzymierzają się natychmiast albo jeszcze szybciej w obliczu zagrożenia
- Wielka Brytania podejmuje działania w celu zachowania status quo ante lub co najmniej tych pacta, które sama podpisała lub obiecała servanda
- Pięć minut później Wielka Brytania wycofuje się z nich, tłumacząc to zasadami Realpolitik. Niektórzy jej politycy mają wtedy trwającego jedną minutę kaca-moralniaka.
- Finis Poloniae.
Taka sytuacja powtórzyła się w: 1793, 1795, 1815, 1855, 1863, 1939, 1944.
Nie udało się, czy też NAM się udało, tylko wtedy, kiedy rzeczone dwa państwa, tj. Niemcy i Rosja nie były zdolne do współdziałania, działania jednolitofrontowego, lub jakiegokolwiek działania. To znaczy w 1918-1921, oraz (teoretycznie przynajmniej) w 1989 r. Wtedy również Wielka Brytania (w imię Realpolitik) siedziała cicho.
Pomimo właściwie świecącej konstelacji nie udało się w 1831 (co do głównej przyczyny: polecam Łojka, który chyba jako jedyny miał odwagę o tym napisać) oraz w 1981 (podobnie jak 150 lat wcześnie myślozdrada generałów, niezdolnych wyrwać się z ciasnego horyzontu myślowego).
A to czy jeden czy drugi minister pojechał w czasie przemówienia sejmowego, czy jeden czy drugi pułkownik widział czy nie widział niemieckich czołgów to sprawa doprawdy trzeciorzędna. Nawiasem mówiąc – jedna z następnych notek będzie o znikających faktach Powstania ’44 oraz o narastającej fali faktów medialnych (klasycznym przykładem 6 dywizji pancernych Wehrmachtu, świeżo po zwycięskiej bitwie z Armią Czerwoną, zaciskające stalowy pierścień wokół Warszawy – poważnie!)
Krzysztof Rogalski
PS. Tych, co nie przeczytali, nie doczytali lub nie zrozumieli notki uprasza się o zaniechanie komentowania. Polemika – o ile umotywowana argumentami a nie ocenami i inwektywami – jak najbardziej.
Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka