©project gutenberg
©project gutenberg
Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski
254
BLOG

Napoleonem Gowina nie przykryję. A Hitlerem?

Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

 

Z przerażeniem obserwuję czasami, jak wydawać by się mogło poważni ludzie ułatwiają sobie zadanie posługując się pozaformalnymi falacjami rozumowania w celu osiągnięcia zamierzonego, zazwyczaj szokowego efektu. W polityce jeszcze można to przeżyć. Ale w naukach historycznych?

No dobrze, opowiem od początku.

Czasami chciałbym być stworzeniem, któremu zasadniczo obcy jest nawyk czytania. Albo chociaż chciałbym składać słowa i zdania z mozołem, takim mozołem, żebym już się cieszył z samego sukcesu poskładania. Ale nie. Późnogierkowski, szarobury miś na miarę naszych możliwości zmusił i teraz ponoszę konsekwencje. Otóż wczoraj przeczytałem „The Napoleonic Empire” Ellisa, a po jego lekturze, a właściwie już po lekturze  wprowadzenia („Napoleon w historiografii”)zdjęło mnie przerażenie. Ellis pisze o klasycznej pracy Pietera Geyl’a (Geijl’a wg transkrypcji niderlandzkiej), „Napoleon: za i przeciw”, w której Geyl stawia tezę, że człowiek który widział II wojnę światową nie może być zwolennikiem, lub nawet człowiekiem pozytywnie usposobionym do Napoleona, albowiem aktywności Napoleona powodowały w rezultacie skutki podobne do aktywności Hitlera. Teoretycznie, oznacza to (dla Ellisa przynajmniej) otwarcie nowej, „rewizjonistycznej” drogi badania Napoleona i jego czasów – takiej, która zajmuje się nie postacią Napoleona, jego motywacjami i działaniami ale rezultatami i konsekwencjami tych działań.

I oczywiście, przegląd takich konkluzji prowadzi do dytyrambów o morzu krwi, o górach trupów, o „zniewolonych narodach” (w tym polskim), o zagrabionych ziemiach (w tym i Księstwa Warszawskiego), o „kontrybucjach” (w tym od nieszczęsnych obywateli Księstwa, którym przeca tak lekko było pod litościwą ręką liberalnego Aleksandra I), o „politycznych mordach”, o zamachu stanu, o „symplicystycznej taktyce nieustannego ataku”, itp.  „Nowocześni” i rewizjonistyczni historycy dopiero stąd wyprowadzają wnioski na temat postaci Napoleona. Dzisiaj, czyli mniej więcej od wydania książki Geyla (1948), już na pewno od sorbońskiej konferencji naukowej z okazji 200 rocznicy urodzin Napoleona (październik 1969), swoją drogą też sobie termin wybrali – rewizjonistyczna wersja biografii Napoleona, przypominającego już nie tylko „korsykańskiego potwora”, „złowrogiego karła”, nawet nie protoplasty, ale wręcz kolegi Hitlera i Stalina (wszak często się na niego powoływali, obydwaj, ergo musiał być ich niedościgłym wzorem). Czyli, że Napoleon nie był człowiekiem, jakiego współcześni wspominali w pamiętnikach, listach, raportach, nie był nawet człowiekiem, którego opisuje jego własne słowo, ale rezultatem swoich działań? Który to rezultat był jednocześnie tych działań przyczyną?

Czy to powinno dziwić? Raczej nie, skoro apostoł napoleońskich rewizjonistów Pieter Geyl twierdził: „there never can be a definitive account for all ages because every age has a different view of the past” (nigdy nie będzie jednej relacji dla wszystkich epok, ponieważ epoki różnią się spojrzeniem na przeszłość). Nawiasem mówiąc, Pieter Geyl twierdził również, że zgodnie z rewanżystowską logiką, władcy Niderlandów (szczególnie Wilhelm II i Wilhelm IV) konspirowali przeciwko własnym obywatelom w celu osiągnięcia doraźnych korzyści politycznych.

Jak widać, szkoła ahistorycznych historyków umocowała się na scenie od lat kilkudziesięciu. Ponieważ kilka lat temu zostało wydane „seminalne” dzieło niejakiego Claude Ribbe („Les Crimes du Napoleon”) w którym sugeruje, iż to Napoleon wykorzystał po raz pierwszy w historii komory gazowe, aby zgładzić co najmniej 100 000 byłych niewolników na Santo Domingo i że to jego naśladował Hitler, gazując 140 lat później kogo popadło, należy oczekiwać w ciągu najbliższych kilku lat „przełomowego” dzieła któregoś z polskich historyków, udowadniającego, iż tam właśnie (na Haiti/Santo Domingo) leżą korzenie polskiego antysemityzmu.

Głos polskich historyków w dyskusjach na temat Napoleona jest doprawdy niesłyszalny. Jedynymi cytowanymi pozycjami z ostatnich 50 lat są prace Moniki Senkowskiej-Gluck (na temat rządów napoleońskich w Ilirii i o majoratach w Księstwie Warszawskim). Stąd też szerzące się uproszczenia, zaliczanie nas do ofiar Napoleona, marginalizacja zjawiska bonapartyzmu (jako ograniczonego tylko do pewnej, niezbyt licznej, warstwy beneficjentów Systemu Imperialnego, którzy nie „załapali się”  za Burbonów – vide Ellis), tezy o ograniczonym wpływie prawodawstwa napoleońskiego. Ale jakże ma być inaczej, skoro piszą oni po polsku, rzadko bywają tłumaczeni, bo rzadko coś interesującego dla międzynarodowego grona szacownych historyków (z wyjątkiem skandalistów typu dr Całej, bo w kategorię w której mieści się doktora Cała to nawet profesor Gross się nie załapie, nawet gdyby napisał „Złote żniwa strachu sąsiadów”) mają do powiedzenia.

A co to ma wspólnego z Tuskiem i Gowinem? Ano, historyk właśnie wykonał na ministrze „reductio ad Hitlerum” w ramach podzięki za falację pana filozofa i naprawdę bardzo, bardzo, cieszę się, że zrobił to raczej w telewizji niż w książce. Paradoksalnie, jak widać, bariery wejścia są jeszcze niższe w polityce. I chyba sami nie wiedzą, co sobie nawzajem wykonali.

Co do Napoleona natomiast – teoretycznie zawsze można poczytać Cronina, Tarle, zamiast Schoma i Ribbego. Tylko ci dwaj pierwsi nie są już au courant prawdy etapu. I to mnie właśnie przeraża.

 

korzystałem z:

Vincent Cronin, Napoleon Bonaparte: An Intimate Biography, William Collins, 1972, wyd. pol. Da Capo, 2002

Claude Ribbe, Napoleon's Crimes: A Blueprint for Hitler, Oneworld Publications, 2007

Pieter Geyl Napoleon, For and Against, New Haven, CT; Yale University Press, 1948.

Geoffrey Ellis, The Napoleonic Empire, Palgrave MacMillan, II ed., 2003

Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura