Sprawa Sawickiej, a raczej obie sprawy, i ta przeciwko Sawickiej i ta, która miała ocenić poprawność działania CBA są dowodem na krańcową już degrengoladę instytucji państwa. Chociaż trudno mówić tu o degrengoladzie, albowiem oznaczałoby to przyjęcie hipotezy, że był taki moment czasowy, w którym instytucja państwa działała sprawnie i zgodnie z obowiązującymi w cywilizowanym świecie zasadami, a przynajmniej zgodnie z większością z nich. Chodzi mi rzecz jasna o trójpodział władzy przede wszystkim. Takiej sytuacji, jak zapewne zdajecie sobie sprawę, od 1944 roku nie było na terenie Rzeczypospolitej.
Od wielu dziesięcioleci sądy i prokuratura są dyspozycyjne. Czasem pojedyncze jednostki się buntują, ale są właśnie dokładnie tym: jednostkami. Bo dla większości prokuratorów, podsędków i sędziów jest ich zajęcie dokładnie właśnie tym: zajęciem. Bardzo specyficznym, w tym sensie, że:
- Bardzo dobrze płatnym (pensja początkującego prokuratora to, zgodnie z raportem Sedlak&Sedlak, dokładnie 6 556,00 zł brutto). Nie dlatego przywołuję ten fakt, że zazdroszczę (zarabiałem i zarabiam przeciętnie więcej), ale, że jest to płaca jak dla mniej więcej 27-28-letniego człowieka bardzo dobra. Co prawda, warto tu wspomnieć, że już aplikant prokuratorski dostaje „stypendium” w wysokości 3 800 zł.
- Bezpiecznym i zabezpieczonym, również po jego zakończeniu: kobiety mogą przejść na emeryturę w wieku lat 55 po 30 latach pracy, mężczyźni w wieku lat 60. Otrzymają co miesiąc 75% swojego uposażenia
- Praktycznie nieusuwalnym: od 2007 do maja 2012 sądy dyscyplinarne pierwszej instancji wydały wyroki w 388 sprawach wydalając z zawodu 15 sędziów. 21 przeniesiono, 8 usunięto z zajmowanych funkcji, 68 otrzymało naganę, 94 upomnienie [za RP.pl).
Nic więc dziwnego, że (za bibuła.pl) mamy „rekordową, po Niemczech, liczbę sędziów – 10 322. Urzędników sądowych, asystentów, kuratorów i referendarzy jest 42 tys., 13 tys. 617 prokuratorów, ponad 29,5 tys. pracowników więziennictwa oraz kilka tysięcy innych osób związanych z wymierzaniem sprawiedliwości. Czyli jak łatwo policzyć jest to łącznie ponad 100 tysięczna armia ludzi „żyjących” z wymiaru sprawiedliwości.
Teraz rzecz jasna należy jeszcze zrobić dwie rzeczy: zapewnić sobie bardzo dużą ilość pracy (a przynajmniej potencjalnie dużą) a co za tym idzie „niezastępowalność”. Tutaj „armia sprawiedliwości” działa bardzo skutecznie, albowiem co roku do polskich sądów trafia ponad 12 milionów spraw (TAK! Statystycznie rzecz biorąc każdy obywatel naszego kraju raz na trzy lata „ma sprawę w sądzie”). No to nie dziwota, że kilka milionów podsłuchów trzeba zainstalować. Jakiś materiał dowodowy trzeba zebrać.
Jednocześnie tak zbudowany system ma immanentną słabość. Każdy, nawet najmniej przytomny polityk rządzący tym krajem, bez trudu zauważy, że owa rzesza kosztuje go kilkanaście miliardów złotych w pensjach, i mniej więcej drugie tyle w kosztach infrastruktury. To ok. 8-10% budżetu państwa. Koszt przepotworny, zwłaszcza jeśli dodamy jeszcze do niego kilka miliardów wydawanych na resortowe emerytury czerstwych, niezbyt przechodzonych pięćdziesięciu- i sześćdziesięciolatków. I znowu: nie zazdroszczę, pomimo tego, że ja będę pracował do śmierci (za 25 lat nie pozostanie nic z tego bismarckowskiego systemu, który zabrał mi już setki tysięcy złotych a zabierze jeszcze drugie tyle). Tak wybrali, tak „się ustawili”.
No a teraz najważniejsze: trzeba te „zdobycze” obronić.
No i proszę mi powiedzieć, w jakiż to sposób owa rzesza bardzo dobrze płatnych (jak na polski rynek pracy, rzecz jasna), dbałych o swoje interesy dam i dżentelmenów może zapewnić sobie przyszłość? Jak wykluczyć absolutnie możliwość reformy sądownictwa w kierunku sprzecznym z ich interesami (bo w kierunku zgodnym i owszem – np. inicjatywa wprowadzenia pensum dla sędziów, czyli de facto powiększenia, prawdopodobnie dwukrotnego, liczby sędziów propagowana przez Stowarzyszenie Sędziów Polskich IUSTITIA)? Jak zapewnić potomstwu bezbolesne wślizgnięcie się w ten system?
Tylko i wyłącznie przez bezwarunkową dyspozycyjność wobec aktualnie rządzącej koalicji jaka by ona nie była.
A więc, drodzy Państwo, nie komentujcie decyzji sędziego Rysińskiego, i tej w sprawie Sawickiej i tych poprzednich, jako kuriozum wynikającego z dyletantyzmu, niewiedzy, chęci przypodobania się komuś. To co usłyszeliśmy, to były odgłosy bezwzględnej walki o przetrwanie całej grupy plemiennej.
No, ale tak to już jest, gdy nie ma wolnego rynku, gdy państwo nie prowadzi żadnej samodzielnej (bo niesamodzielną prowadzi, że ho, ho!) polityki gospodarczej, demograficznej, zagranicznej, etc. Ale to już zupełnie inna bajka.
Krzysztof Rogalski
Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka