Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski
341
BLOG

Stare kłamstwa w miejsce starych

Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski Polityka Obserwuj notkę 1

 Jak to, stare w miejsce starych? Jakoś chyba ta parafraza nie wyszła?

Ano właśnie dokładnie o to mi jednak chodziło. Na polskiej scenie politycznej od dwudziestu kilku lat międli się dokładnie te same hasła, co pewien czas jednak zmienia się grupa międlących, dlatego też stare, całe czas te same frazesy w oczach i uszach bombardowanego rozwielitkowo-złotorybkowym blichtrem oglądacza telewizji wyglądają jak nowe i błyszczące cacka.

Nie jest to wprawdzie tak rozwinięta i tak misterna pajęczyna półprawd, jaką rozwinęli byli koledzy niejakiego Anatola Golicyna, ale też Leming Leon ani Pelagia Pelikan nie są, niestety, równie rozwinięci intelektualnie jak analitycy CIA. Tym niemniej niektóre z tych starych kłamstw (manipulacji politycznych)  są całkiem pomysłowe i warte szerszej popularyzacji. Oto kilka przykładów:

Najważniejsze jest zdobycie większości parlamentarnej

W ten sposób odwraca się uwagę wyborców od rzeczywistej istoty demokracji, tj. od możliwości współdecydowania przez obywateli o kształcie i systemie państwa. Zdobycie przez jedną partię większości parlamentarnej zwalnia ją z wszelkiej odpowiedzialności wobec wyborców, tak samo jak sama czynność posadzenia sempiterny w ławie sejmowej zwalnia świeżo wybranego posła od wszelkiej odpowiedzialności względem tych, którzy na niego głosowali. Nie wierzycie Państwo? To poczytajcie Konstytucję RP. W dodatku dobrze pamiętać, że żadna partia polityczna po 1989 r. nie zbliżyła się nawet do większości parlamentarnej. Oczywiście, i będę to powtarzał jak mantrę, niebagatelne znaczenie ma – będące i skutkiem i przyczyną tego, że od razu chcemy wybierać prezydenta, a mówimy że starosta niepotrzebny – stopniowa centralizacja wszystkiego. Proszę zauważyć, każda instytucyjka, choćby najbardziej błaha, ma w nazwie Krajowy-, Krajowa-. Skrupulatnie omijając nazwę kraju, no bo to się może jutro zmienić, a tabliczki kosztują.

Jednomandatowe okręgi załatwią wszystko/nie załatwią niczego

Kolejne ekipy i ekipki powtarzają, że albo wprowadzą będące panaceum, jednomandatowe okręgi wyborcze, albo, że nigdy na to nie pozwolą ponieważ jest to siedlisko korupcji i zła wszelkiego. Jest to, jak wielokrotnie mówiłem, „dyskurs” podobny do dyskusji nt. „ile kosztuje samochód”. No właśnie. Co prawda, obecnie rządząca koalicja pokazuje właśnie urbi et orbi, że „JOW nie działają”, zorganizowawszy monstrualnie duże okręgi wyborcze do senatu. Bo tego, że JOW są w miastach i okręgach do 20 tys. wyborców w wyborach samorządowych, prawie nikt nie zauważa, a „władza” walczy z tą namiastką demokracji odbierając kolejne kompetencje (a przede wszystkim możliwość zarządzania podatkami zbieranymi na obszarze swojego rzekomego „władania”). Bo naród łączy się z władzą przez okienko telewizora i dalej uważa, że to wszystko, co go otacza – jest „państwowe”.

My jesteśmy zwolennikami wolnego rynku

Żadna partia polityczna nie będzie zwolenniczką wolnego rynku. Co wtedy będzie rozdawać? Czym kupować (również w pozytywnym tego słowa znaczeniu) wyborców? Ograniczenia instytucjonalne i administracyjne potrzebne są politykom jak powietrze, stanowią ich modus vivendi. Naprawdę, sto razy bardziej wolą Keynesa z jego programem radosnego zadłużania się „bo w długim okresie wszyscy będziemy martwi”. Państwa świata, po kilkudziesięciu latach budowania keynesowskiego państwa na kredyt, są bankrutami, siedzą po uszy w kieszeniach banków, w rezultacie rzucają się, zgodnie z diagnozą Adama Smitha, kraść naszą własność. W imię ochrony wolnego rynku oczywiście.

Aha, warto jeszcze postawić gdzieś w kącie naszego poletka stracha na wróble. Takiego faceta, który wygłaszając ze wszech miar słuszne opinie i poglądy uczyni to w taki sposób, aby wszystkich do nich zrazić. Nie widzieli gdzieś Państwo takiego?

Miejsce Polski jest w Europie/Unii Europejskiej/strefie euro (to hasło ewoluuje)

Niezależnie od tego, czy wierzymy Bukowskiemu, że unia Europejska to spisek komunistów i europejskich lewaków, czy nie, każda z partii politycznych, chcących zaistnieć, lub już istniejących, manifestują swoje poparcie dla UE i naszego uczestnictwa „w jej instytucjach”. Starannie chowana jest przed obywatelami, czyli wyborcami, wiedza o tym, że dywergencyjne tendencje narastające od 40 lat w Europie, mogą być „przykryte”, tylko ucieczką do przodu, czyli integracją za wszelką cenę, droga, nieefektywna, a nawet wręcz szkodliwa, jest jedynym sposobem utrzymania tego Frankensteinowskiego zlepku razem, i że ten zlepek ma tyle wspólnego z (wspólnotowymi właśnie)  ideami Schumanna, Monneta i de Gasperiego. 


Czy jest w takim razie jakaś siła polityczna, która jest w stanie przestać memłać ciągle te same półtreści w bezzębnych ustach swoich celebrytów - gerontów, przestanie upupiać po gombrowiczowsku własnych obywateli? Nie, nie ma. I nie będzie, dopóki nie zdamy sobie sprawy, że w interesie polityków nie mieści się kilka rzeczy:

  • Abyśmy egzekwowali swoje czynne prawo wyborcze (najlepiej dla partii politycznej, żeby prawo wyborcze mieli tylko ci, którzy w poprzednich wyborach głosowali na tę partię).  Łatwo zauważyć, że żadnej z parlamentarnych partii politycznych nie zależy na pozyskaniu tych 52% wyborców, którzy do ostatnich wyborów nie poszli, tylko na urwaniu rywalom części ich elektoratu. To zrozumiałe, mniejszą masą ludzką łatwiej sterować.

 

  • Abyśmymogli samodzielnie egzekwować swoje bierne prawa wyborcze. To zresztą już jest praktycznie niemożliwe. Załóżmy nawet, że ktoś zbierze wymagane dwa tysiące podpisów i zgłosi swą kandydaturę w wyborach do Senatu. Co dalej? A zresztą na wszelki wypadek Senat jest przedstawiany jako zbieranina leśnych dziadków o ograniczonej zdolności wpływania na cokolwiek.

 

  • Chcą też abyśmy zawsze chodzili z zadartą głową, nie podniesioną, i spodziewali się, że „rząd” wszystko nam centralnie załatwi. Co prawda wszystko będzie kosztowało o wiele drożej, z powodu konieczności utrzymywania aparatu zbierania i redystrybucji podatków chociażby, ale co tam! Redystrybucja daje politykowi siłę i narzędzie nacisku, a także kartę przetargową.

 

Mógłbym tak jeszcze długo, ale obawiam się, że brak również polskim wyborcom chęci, żeby coś zmienić. Co samo w sobie już jest sukcesem starych kłamstw serwowanych na coraz to innym talerzu.

 

Krzysztof Rogalski

Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka