Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski
290
BLOG

JOW, ale jakie?

Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski Polityka Obserwuj notkę 9

 

 

"Parties are like football clubs - no matter how much money they get, they will spend it and then want more.

John Cain “the Politics of Greed”, 2006

 

Przez nasz salonik kochany przetacza się kolejna fala dyskusji o JOW, które, jak zwykle, część blogerów uważa za panaceum, czyli lek na wszystko, inni zaś za pacaneum, czyli głupotę ekstremalną. Pomijając wszystko inne (panacea nie istnieją w naturze), pytanie o to czy jest się „ZA” JOW czy „PRZECIW” przypomina mi pytanie „ile kosztuje samochód”. System JOW, jak wiemy z własnego polskiego podwórka, łatwo można ośmieszyć, wprowadzając reguły, dzięki którym jego „demokratyczne zęby” zostaną wyrwane. Takimi regułami w 2011 były: konieczność zebrania co najmniej 2000 podpisów w wyborach senackich, limit donacji na kandydata na poziomie 15 średnich krajowych, wreszcie przeciętna wielkość okręgu wyborczego powyżej 300 000 wyborców oraz ich rozplanowani, uniemożliwiające, szczególnie na terenach wiejskich i miejsko-wiejskich, prowadzenie efektywnej kampanii door-to-door. Zresztą door-to-door w Polsce praktykowane raczej nie jest, kandydaci i przyszli politycy, z nielicznymi wyjątkami, boją się wyborców i wolą spotykać się z nimi w ściśle określonych i kontrolowanych warunkach, lub (jeszcze lepiej) nie spotykać się wcale. Już o kampaniach i wyborach do rad, burmistrzów, wójtów i  w miastach do 20 000 mieszkańców było ciszej bo i rezultaty były inne niż tzw. średnia krajowa. Zastanawiające jest, że w ponad 300 przypadkach był tylko jeden kandydat, że w większości przypadków wyborów w okręgach jednomandatowych potrzebne były wybory uzupełniające, na które, zgodnie z tradycją poszło już znacznie mniej wyborców niż na pierwszą rundę.

Jak widać już powyższego krótkiego zestawienia, niezbyt efektywne te nasze JOW są. Albo głębokie, partyjne kieszenie, albo niska kultura polityczna (brak tradycji brania udziału w życiu politycznym) i zwiększone koniecznością odbycia drugiej rundy koszty wyborów. No i niska frekwencja – np. druga runda wyborów Prezydenta m. Łodzi cieszyła się frekwencją 22,6% uprawnionych do głosowania.  Czy jednak oznacza, iż nasz ukochany bohater walki z filipińska zarazą ma rację mówiąc, że Polska i Polacy „nie dorośli” jeszcze do jednomandatowości? No cóż, biorąc pod uwagę świetlaną przyszłość wyżej wymienionego byłego ojca narodu, a teraz akuszera wielkiej wyprawy po mule i abalony pod nazwą Europa+, myślę, że zdecydowana większość czytelników przyjmie jego wynurzenia, ekhm, ekhm, cum grano salis.

Faktem jest że frekwencja jest niska, faktem jest, że są w Polsce miejsca, gdzie nikomu nie chce się nawet na urząd publiczny kandydować, faktem jest, że głos w wyborach samorządowych „kosztował” ok. 20 zł (tajemnicą Poliszynela jest, że były takie praktyki), że przepisy dotyczące finansowania kampanii mało, że preferują duże partie polityczne, to jeszcze i tak były bezczelnie łamane (vide były gorzelnik ze Ściany Wschodniej). I że jak coś z tym nie zrobimy to możemy sobie chcieć dobrze, ale wyjdzie jak zwykle. No to może zrobić tak:

  1. Obowiązkowy udział w wyborach, a dokładnie w pierwszej rundzie (co prawda nie przewiduję następnych, ale o tym za chwilę). Nie głosowałeś, płacisz karę – zróżnicowaną, w zależności od wyborów (mniej w samorządowych, więcej w prezydenckich, etc). Karę niespecjalnie wysoką ale dolegliwą.
  2.  Więcej okręgów i mniej wyborców w okręgu w przypadku wyborów do Sejmu i Senatu. 70-80 tys. wyborców i 1000 km kwadratowych na okręg to raczej maksimum. Zresztą tutaj jestem raczej otwarty na argumenty.
  3. Zniesienie wymagania bezwzględnej większości (która staje się eksponencjalnie szybko mniejszością wraz z kolejnymi rundami głosowań). Czyli FPTP (First Past The Post) ale…
  4. Wprowadzenie głosu alternatywnego, oraz prawa dopisywania kandydata.
  5.  Zniesienie państwowych dotacji dla partii parlamentarnych i ograniczenie indywidualnych donacji do kwoty np. 1 średniej krajowej oraz zakaz donacji korporacyjnych oraz od związków zawodowych, fundacji i stowarzyszeń. Kandydat niech wydaje ze swoich ile chce (chociaż być może tu można wprowadzić limit), pod warunkiem, że udowodni źródło pochodzenia pieniędzy i nie będą to darowizny osób trzecich, fizycznych i prawnych.  Donację trzeba będzie uwiarygodnić i może ona być odpisywana od podstawy opodatkowania.
  6. Wymóg zebrania 20 podpisów (może być i 10) oraz wpłaty kaucji w wysokości powiedzmy 500 lub 1000 zł. W przypadku braku sukcesu wyborczego kaucja przepada, umożliwiając częściowe sfinansowanie wyborów ze źródeł innych niż nasze podatki.
  7. Równościowa dystrybucja materiałów informacyjnych kandydatów – każdy z wyborców dostaje pakiet informacyjny, zawierający treści przygotowane przez kandydatów. Jak ktoś chce potem oplakatować całe miasto, to proszę bardzo
  8. Wprowadzenie surowych kar za ataki fizyczne na kandydatów (wystarczy przecież, że „sympatyk” przeciwnej strony poszczuje „niechcący” kandydata swoimi dobermanami, które jak raz wyprowadzał na spacer.
  9. Wyraźne i jasne stwierdzenie, że wypowiedzi kandydatów w trakcie kampanii nie podlegają immunitetowi politycznemu, a za głoszenie nieprawdziwych treści kandydat może być ścigany również po wyborze na stanowisko, a w przypadku potwierdzenia zarzutów mandat odbierany jest automatycznie.
  10.  Kandydat nie może być przywieziony w teczce – musi być mieszkańcem swojego okręgu wyborczego co najmniej 5 lat przed wyborami i musi to udowodnić.
  11. Niewybieralni urzędnicy administracji publicznej – zarówno centralnej jak i samorządowej nie mogą być kandydatami – jeśli urzędnik taki chce kandydować, to powinien najpóźniej w dniu oficjalnego zgłoszenia swojej kandydatury złożyć wypowiedzenie stosunku pracy ze skutkiem natychmiastowym. Nie dotycy to oczywiście tych, którzy na funkcje urzędnicze zostali wybrani.
  12. Zakaz organizowania spotkań, wieców, mityngów, prawyborów, etc. w budynkach użyteczności publicznej. Wyjątkiem są tutaj otwarte publiczne debaty kandydatów, musi jednak brać w nich udział co najmniej połowa zgłoszonych kandydatów (i nie mniej niż dwu).

Do tego oczywiście będzie trzeba dodać wielką reformę administracji publicznej, przenosząca kompetencje fiskalne i inwestycyjne jak najniżej się da. W moim pomyśle kluczową role odgrywają, przez niektórych wydrwiwane i ośmieszane powiaty (vide mój bardzo stary tekst o zarządzaniu finansami ochrony zdrowia na poziomie powiatu) oraz referenda – referenda przede wszystkim w sprawie inwestycji i dodatkowych podatków, uchwalanych okresowo, z przeznaczeniem celowym (np. nowa droga, remont teatru, etc.). I tyle. Niestety, tak jak większość moich poprzedników na tym polu, na implementację pomysłu nie mam. Skutecznie zablokowani jesteśmy od 1993 r. I tutaj ani Duda ani gracz grajek Kukiz nie pomogą.

 

Krzysztof Rogalski

Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka