Na wstępie notki, chciałbym podziękować salonowi24 za możliwość przeczytania w ostatnich miesiącach na stronie głównej masy głupot niemalże równoważnej tej zawartej w magazynie publicystycznym typu „z kraju i ze świata” dla rozwiniętych inaczej, pokazywanym w telewizji popołudniowo-niedzielnej.
Najpierw przyszło załamanie. No bo jak tu się nie załamać kiedy czyta się takie głupoty (podaję trzy pierwsze z brzegu):
„Bezrobocie jest najbardziej dolegliwym utrapieniem Polaków, wyzwolonych z komunistycznego imposybilizmu”. Po pierwsze: jeśli bezrobocie jest „utrapieniem”, czymże jest w takim razie recesja? Po drugie: słowa „imposybilizm” nie ma w słowniku języka polskiego, tak jak nie ma słowa „konkludentny”. Jedno i drugie jest przykładem tzw. najgęściej polukrowanego pojękiwania. Kto czytał to wie. Kto nie czytał albo nie pamięta, że czytał – widocznie ma braki. Albo sklerozę. W obu przypadkach odradzam pisanie notek.
„Władza publiczna nie jest od prowadzenia działalności gospodarczej”. Zgodnie z dość powszechnie znaną i raczej poważaną, definicją Maxa Webera,„władza jest możliwością człowieka lub pewnej liczby ludzi do realizowania własnej woli, nawet wbrew oporowi pozostałych uczestniczących w działaniu osób”. Inne definicje stanowią podobnie, podkreślając kategorię przymusu, czy też jakby to nazwać zgodnie z wykształczeńczą (bo to nie wykształciuch, jak chce Dorn, tylko wykształceniec) tendencją do tworzenia makaronizmów – „koercji”. Czyli nie ma takich rzeczy, od których „władza nie jest”. Jak uzna, że powinna będzie prowadziła i już.
„Czy w perspektywie najbliższych lat Polska powinna przystąpić do strefy euro: zdecydowanie TAK, spełniając warunki Maastricht. Nie są one wymyślnym okupem za wejście, bo zdrowe finanse są przede wszystkim potrzebne nam. Integracja nie jest wymysłem, nie rozejdzie się po kościach. To nieuchronny proces cywilizacyjny w takiej czy innej postaci”. Tutaj masa bzdurstw i chciejstwa o takim natężeniu, że w oczy szczypie. Pomijając wszystko inne, konwergencja i integracja nie jest nieuchronna, o czym przekonały się niejednokrotnie państwa będące eksporterami dóbr niskoprzetworzonych – takie jak na przykład nasza Najjaśniejsza Rzeczypospolita w latach jedynego słusznego ustroju. Dywergencja w UE pojawiła się zresztą nie ostatnio, i nawet nie po rozszerzeniu UE o państwa Europy Środkowej. Istniała od lat 70-tych i stąd właśnie tak wielkie pieniądze wydawane w ramach tzw. Funduszu Spójności. „Spełnienie warunków Maastricht” niewiele tu pomoże, ani Polsce, ani autorowi który nie odrobił lekcji.
Szczególnie dobrze było to widać, przy okazji konklawe. Im ktoś mniej wiedział, tym głośniej się wypowiadał, i tym bardziej na stronie głównej wisiał.
Przykłady tego rodzaju mógłbym mnożyć, włącznie z moim ulubionym: „Wszyscy wiedzą co to kapitał. Kapitał to pieniądz”. Przez chwilę pomyślałem sobie, że może to skutek niedostatecznej ilości chętnych, choroby wieku niemowlęcego albo podobne jakieś zjawisko. Ale przecież nie.
Wygląda to na absolutnie przemyślana taktykę dobierania celebrytów lub wybierania na celebrytów pro tempore obywateli, którzy nie mają absolutnie pojęcia o czym piszą. Produkują natomiast nośne slogany, ćwierć-objawione prawdy, dezinformując i spłycając. Wyrzutów sumienia oczywiście absolutnie żadnych, no bo są przecież „mistrzami syntezy” sprzedajnej, przepraszam, sprzedawanej. Im gorzej tym lepiej. Tym bardziej widać tutaj, na salonie. W końcu internet, każdy może. I proszę nie myśleć, że ja się czepiam tzw. uczciwych blogerów, którzy wkładają pewien wysiłek intelektualny w to co piszą, co samo w sobie jest fajne, nawet jeżeli zamiar o wiele przewyższa wykonanie (w końcu sam znam to zjawisko).
Czyli jest tak: puszczamy zgraję nieudaczników o ujemnym IQ, do rozsiewania półprawd albo i totalnych głupot, robimy zamieszanie, zakrywamy sprawę. Stara sztuczka. Wszystko nagle wróciło na swoje miejsce.
Ale robi się już nie tylko Lemingowi Leonowi, ale i Polakowi Szarakowi wodę z mózgu w sprawach najistotniejszych, i w rezultacie walka buldogów pod dywanem staje się sensem twórczości i modus vivendi ludzi, którzy być może mogliby nawet robić coś pożytecznego.
Tym niemniej, ponieważ egotyzm jak zwykle wylewa mi się uszami, ja osiągnąłem Zen. Oni nie są tak głupi, są po prostu zepsuci. A na to, to ja już absolutnie nie mam zamiaru się denerwować. Odbiorą co swoje, miarka za miarkę.
Krzysztof Rogalski
Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka