Za kilka dni będziemy świętować (przynajmniej ci, którzy nie boją się posądzenia o rusofobię, zdaje się że władze obecne III Rzeczypospolitej się tego boją, zupełnie inaczej niż władze Federacji Rosyjskiej nie boją się posądzenia o polakożerstwo i antypolonizm – wszak duży nie musi się bać małego i jego opinii, tak to już w „sprawiedliwym” świecie Realpolitik jest) 150 rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego.
Oczywiście, stwarza to również okazję do polemik i ataków na Powstanie i tych którzy je wywołali, rzecz jasna, szczególnie uaktywnia się kasta „ahistoryków”, którzy udowadniać będą wszem i wobec, iż należało siedzieć spokojnie i cicho, „jak Czesi”. Ponieważ, jako się rzekło, rozważania te są ahistoryczne i wprowadzają cała masę anachronizmów, pozwoliłem sobie napisać kilka słów na temat jego szans i możliwości, korzystając przede wszystkim z dostępnych mi źródeł i relacji współczesnych (Powstaniu).
Odpowiedź na pytanie „czy Powstanie powinno było wybuchnąć” nie mam zamiaru podać Czytelnikom na talerzu, zbyt mało ostatnio wszyscy naokoło wyciągają wniosków i analizują, zbyt dużo podpisują się pod jedynymi słusznymi, zazwyczaj słabo umotywowanymi opiniami innych (którzy po prostu odpowiednio szybko je zgłosili). Trochę to przypomina wczesnośredniowieczny saksoński „sąd” (w którym chodziło o to, kto przedstawi więcej świadków lub popierających go mieszkańców o odpowiednim statusie społecznym), niż rzeczową dyskusję, dlatego też ten wpis składać się będzie głównie z cytatów. Nie wątpię też, że frekwencja czytelnicza będzie niewielka, nie tylko z powodów oczywistych słabości stylu literackiego autora.
Celowo pomijam tutaj cała mnogość wątków mających znaczenie przede wszystkim, nazwijmy je, wewnętrzne, ponieważ i tak były one dla obserwatorów międzynarodowych, ambasadorów i posłów pełnomocnych mało zrozumiałe, a i mało ważne.
Przypomnijmy tylko, że sytuacja była następująca:
W czasie wojny krymskiej, po ponad dwudziestoletniej przerwie, minister spraw zagranicznych Francji, Aleksander hr. Walewski podnosi kwestię restytucji Polski, przede wszystkim w kontekście ustaleń Kongresu Wiedeńskiego 1815 r. Przypomnieć tu trzeba, że również Powstanie Listopadowe miało w podtekście chęć zmuszenia Rosji do wdrożenia ustaleń z 1815 r. Co prawda kwestia polska została dość szybko, jeszcze przed rozpoczęciem działań wojennych porzucona przez Francję i Anglię jednakże miał ten fakt swoje daleko idące konsekwencje:
- Uświadomił Polakom, że sprawa polska dalej może stać się sprawą międzynarodową i że istniejące przymierze angielsko – rosyjsko – pruskie będzie dążyć wszelkimi sposobami do osłabienia pozycji Cesarstwa.
- Przypomniał, iż, podobnie jak w 1830 r., istnieje stale powód i pretekst do wywierania presji na Rosję, i że jest nim sprawa polska.
- Przegrana (choć nie klęska) Rosji w wojnie krymskiej z jednej strony pokazała istnienie granic imperialnej „potęgi” militarnej, zacofanie techniczne w zakresie broni piechoty (choć geniusz Todtlebena w zakresie fortyfikacji niewątpliwie uczynił dużo dla poprawienia ostatecznego wyniku wojny).
- Wojna krymska dała również polskiemu powstaniu kadrę zaprawionych w bojach oficerów, niektórych z nich wręcz błyskotliwie zdolnych (chociaż tutaj ubolewam nad nieobecnością w czasie powstania podpułkownika Chodasiewicza, bardzo uzdolnionego oficera wywiadu i pioniera aeronautyki wojskowej)
W roku 1860 europejska wojna zdaje się wisieć na włosku. Niemal pewna jest austriacka interwencja we Włoszech, Francja Napoleona III wydaje groźne pomruki, niewątpliwie podbudowana sukcesem krymskim. W tej sytuacji podjęcie (pokojowej przecież) akcji manifestacyjnej zwróciło uwagę na sprawę polską daleko poza jej granicami. Złamanie jej brutalną siła i wprowadzeniem stanu wyjątkowego obudziło, zdawać by się mogło falę sentymentów antyrosyjskich na najwyższych szczeblach społeczeństw Europy. W dodatku, Aleksander II jasno stwierdził, wysyłając na przełomie czerwca i lipca 1862 roku do Warszawy swojego brata Konstantego, uważanego za „liberała”, o ile kogokolwiek z rodu Romanowych można było za takiego uważać, iż „doszedł już do kresu ustępstw”. A oznaczało to odmowę: rządu krajowego, konstytucji i armii narodowej. Wszystkie te postulaty zaś były przedmiotem ustaleń kongresowych w 1815 r.
W tej sytuacji, zaplanowana przez Wielopolskiego (choć nie był to jego osobisty pomysł) „branka”, przymusowa i imienna konskrypcja, rozpoczęta zresztą w nocy z 14/15 stycznia 1863 r. przynosiła efekt daleko mniejszy od spodziewanego (skuteczność w Warszawie na poziomie 50% - 60%, w dodatku zaś część konskrybowanych ewidentnie do służby wojskowej się nie nadawała), dodatkowo tajna policja carska posiadała bardzo niewielkie rozeznanie w sieci wszechogarniającej „konspiry” (wyciągną sztabsoficery z tego wnioski, oj, wyciągną…). Oznaczało to podarowanie zwolennikom powstania kilkunastu cennych dni na zorganizowanie się, stąd też początkowe sukcesy powstania. Oczywiście, nie niweluje to faktu, że akcja Wielopolskiego odebrała powstańcom kilka kluczowych miesięcy, zmuszając do rozpoczęcia działań zbrojnych w skrajnie niekorzystnym, z punktu widzenia pogody i logistyki, momencie. Jednakże, wygrywana powoli przez „czerwonych” walka o władzę powstańczą spowodowała znaczącą zmianę poglądów głównych graczy politycznych Europy. Oddajmy tu głos angielskim dyplomatom (pisownia oryginalna tłumaczenia Filipowicza z 1912 r.) – wszystkie cytaty pochodzą z [5]:
Lord Napier, 7 lutego.
Uzasadnienie oficyalne konskrypcyi nie wytrzymuje krytyki. Rząd popełnił nietylko wielka omyłkę, lecz stracił sposobność uzyskania korzyści dla siebie. Krwawe represye, chwilowo skuteczne, w rezultacie ostatecznym przyczynią się do wzrostu nieprzyjaźni dla Rosyi. Najbardziej wpływowe osoby z pośród sfer rządowych prywatnie potępiają konskrypcyą, składając całą winę na Wielopolskiego
Earl Cowley (poufnie), 20 lutego.
Bardziej szczegołowe sprawozdanie uwagach Drouyn de Lhuys uczynionych przy czytaniu komunikatu. Cesarz chętnie skomunikowałby się z rządem angielskim w sprawie uczynienia wspólnych przedłożeń Rosyi i Prusom; byłoby wskazane skłonienie Austryi do pojscia razem z Anglia i Francya; należałoby zadać należytego przestrzegania traktatu 1815 r., w stosunku do Polski. Cesarz nie pragnie wojny, lecz pokojowego powrotu do urzadzeń określonych w r. 1815
Earl Russel do lorda Napier, 10 kwietnia. Poglądy rządu angielskiego na sprawę Polski.
Nie można przyjąć twierdzenia ks. Gorczakowa, iż podbicie Królestwa w r. 1831 zwolniło Rosyję ze zobowiązań wskazanych w Traktacie wiedeńskim, gdyż była to umowa Rosyi nie z Polska, lecz o Polsce z Anglią, Francyi itd. Stan rzeczy w Polsce, istniejący przed wybuchem powstania, nie do zniesienia dla polaków, jest stałem źródłem niebezpieczeństwa nie tylko dla Rosyi lecz również dla ogólnego pokoju Europy. Rząd angielski ma nadzieję, iż rząd rosyjski tak ułoży sprawy, iż w Polsce zostanie zaprowadzony pokój, na trwałych spoczywający podstawach. Lord Napier depesze niniejszą odczyta i wręczy ks. Gorczakowowi.
Lord Napier, 6 kwietnia (poufnie). Sprawa polska z punktu widzenia angielskiego i rosyjskiego.
Osoby, pragnące niepodległości dla Polski, mogą być podzielone na 2 klasy: 1. Tych, którzy żądają niepodległości Królestwa w granicach Traktatu; 2. Tych, którzy żądają odbudowanie wielkiego Państwa polskiego. 1 . Projekt pierwszy nie jest ani chimeryczny ani przesadny. Lecz, w takim razie. Rosya, z pośród trzech państw, byłaby stroną jedyną, czyniącą ofiary dla narodowości polskiej; Polska taka nie byłaby państwem pokojowo usposobionem, normalnem, lecz środowiskiem wysiłkow zmierzających do podporządkowania sobie innych prowincyi polskich i pot-polskich. 2. Powstanie obecne walczy o Polskę w granicach historycznych. Czy dokonanie tego projektu byłoby spółmierne z interesami Anglii? Mogę stanowczo odpowiedzieć, — nie. Taka Polska byłaby wielkiem katolickiem państwem militarnem, grożącem Rosyi i Niemcom, sympatyzującem gorąco z Francyą, uciskającem inne narody jej podlegle; w Europie wzrosłyby do rozmiarów niebywałych powaga rzymskiej religii i siła Francyi, której granice oparłyby się o Ren. Wobec takich rezultatów zmniejszenie wpływów Rosyi nie byłoby zadośćuczynieniem dostatecznem.
Depesza Napiera była praktycznie pocałunkiem śmierci dla poparcia idei polskiej przez Wielką Brytanię. Postawa Prus była znana, Austria nagle zapragnęła gorąco utrzymać Kraków. Ale podstawą zmiany frontu była jak widzimy chęć storpedowania, prawdziwych czy przez Napiera urojonych, planów Napoleona III dotyczących francuskiej hegemonii w Europie.
Obskurantym, antypapizm, frankofobia wręcz kliniczna. Echa tej samej postawy widzimy wszak 50 z górą lat później u Lloyd George’a. Obydwaj doprowadzili tylko do jednego – do zbudowania w Prusach, a potem w Cesarstwie Niemieckim pragnienia i przekonania o dziejowej roli dominacji Europy. Krótkie „okno możliwości” otworzyło się w roku 1914, i tym razem udało się Polakom skrupulatnie je wykorzystać. Jest to niewątpliwie jedna z nauk Powstania Styczniowego, szkoda, że później zapomniana.
Podkreślić tu należy, iż Brytyjczycy uruchomili od razu machinę propagandową, „tłumacząc” swoim obywatelom, innym narodom anglosaskim i w ogóle wszystkim, którzy tylko chcieli ich słuchać jak to Polacy opacznie zrozumieli angielskie intencje, i jak zostali omamieni przez elementy radykalne i ekstremalne (które, zgodnie z tezami m.in. A.P. O’Briena [3] i W.A. Day’a [4], zaprowadziły na przełomie 1863/64 roku w Warszawie terror porównywalny z jakobińskim). Jak pisał O’Brien:
And the grounds for this commiseration are that they have been doubly deceived. They have been deceived by those foreign emissaries under whose influence this outburst of feeling has been excited; and they have been deceived by the hopes – wellgrounded, as they thought - of foreign aid. [3]
Tyle miałem w tej sprawie Drodzy Państwo do napisania. Sami widzicie, jak niewiele się w Europie przez te 150 lat w obyczajach dyplomatycznych zmieniło. To jednak nie "perfidia Albionu" była powodem przegranej. Jak pisałem już wielokrotnie, od 1790 r. ( z niewielką przerwą Dwudziestolecia) nie byliśmy, i dalej nie jesteśmy podmiotem, a jeno przedmiotem stosunków międzynarodowych. Uwielbiamy sobie natomiast wmawiać, że jest inaczej, lub, że poprzez samo-koercję możemy spowodować, by było inaczej.
Krzysztof Rogalski
Źródła:
1. Stefan Kieniewicz Powstanie styczniowe, Warszawa 1972.
2. Trevor Royle „Crimea: The Great Crimean War 1854-1856”, 2000
3. Augustin P. O'Brien “Petersburg And Warsaw: Scenes Witnessed During A Residence In Poland And Russia In 1863-4”, London 1864
4. W.A. Day “The Russian Government In Poland With A Narrative Of The Polish Insurrection Of 1863”, London, Longmans, Green, Reader, Paternoster Row, 1867.
5. Tytus Filipowicz, „Korespondencya Poufna Rządu Angielskiego Dotycząca Powstania Polskiego 1863 r.”, PARIS 1914 (dzieło dwujęzyczne).
Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura