Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski
263
BLOG

Opluwam progresywizm

Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski Polityka Obserwuj notkę 0

 

 

Ponieważ definitywnie trochę ogórkowy sezon nastał (ile można zrobić w tygodniu, który ma dwa dni robocze?), postanowiłem kontynuować obrzucanie gnojem i opluwanie autorytetów i prezentowanych przez te autorytety wartości. Dzisiaj będę opluwał progresywizm transnarodowy.

Progresywizm transnarodowy to termin ukuty w 2001 roku przez Johna Fonte, członka Hudson Institute. Zakłada on, iż istnieje, dość obszernie manifestowana, ideologia głosząca prymat instytucji międzynarodowych nad poszczególnymi państwami oraz praw grup społecznych, rasowych i orientacji seksualnej nad prawami jednostki.

Poniżej streszcza (w moim tłumaczeniu, więc jeśli coś jest wg Państwa niewłaściwie przekazane, to wiecie kogo się czepiać) podstawowe zasady progresywizmu transnarodowego:

  • Stawianie celów grupy ponad celami indywiduum. „Kluczową jednostką polityczną nie jest pojedynczy obywatel ale grupa (rasowa, etniczna lub płciowa) w której się on urodził”

 

  • Dychotomia opresor/ofiara. “Transnarodowi ideolodzy przyswoili sobie esencjonalną Heglowsko-Marksistowską <<uprzywilejowani vs. marginalizowani>> dychotomię, w której grupy imigranckie spełniają rolę ofiar”.

 

  • Proporcjonalna reprezentacja grup: “Transnarodowi progresywiści zakładają, że grupy “ofiar” powinny być reprezentowane w poszczególnych profesjach w sposób podobny do rozkładu procentowego tych grup w populacjach. Jeśli tak nie jest, mamy do czynienia z problemem <<niedoreprezentacji>>”.

 

  • Zmiana w wartościach instytucjonalnych: “Odrębne światopoglądy grup etnicznych, płciowych i językowych muszą być reprezentowane” w dominujących instytucjach społecznych i politycznych.

 

  • Zmiana w paradygmacie asymilacji: “Tradycyjny paradygmat oparty na asymilacji imigrantów przez istniejącą kulturę (amerykańską) jest przestarzały i musi zostać zamieniony przez program promujący “różnorodność”, zdefiniowaną jako “proporcjonalny udział grup”.

 

  • Redefinicja demokracji: “Zmiana system rządów większości wybieralnej spomiędzy równych sobie obywateli na system dzielący władzę pomiędzy grupy etniczne złożone z obywateli i nie-obywateli”.

 

  • Dekonstrukcja zachodniej (zachodnioeuropejskiej) narracji narodowej i symboli narodowych na rzecz postmodernistycznych wzorców multikulturowych

Jak widzimy, jest ów światopogląd, przez niektórych niezbyt pieszczotliwie zwany Tranzi (w Polsce ukrywający się czasami pod maskującą prawdziwe intencje zlepką słów „multi-kulti”), cofnięciem się w gruncie rzeczy w tył, z pozycji obrony praw jednostki do poziomu promowania grup plemiennych, zarówno w środowiskach o silnym udziale emigrantów, i przyciągających tychże emigrantów, jak i znajdywanie, czasami zupełnie sztucznych podziałów „plemiennych” w ramach narodów homogenicznych. To ostatnie wydaje się być szczególnie ważne z punktu widzenia Tranzis, bowiem osłabia również spoistość instytucji państwa. Równie ważne jest tutaj osłabienie podstaw demokracji lokalnej, powodujące konieczność odwoływania się do „wyższych instancji”, tych ponadnarodowych, mgławicowych „rad starców” – poprzez rozgrywanie przeciwko sobie „równouprawnionych” grup etnicznych i seksualnych.


KAPSUŁKA ŚREDNIO ZABAWNA NR 1

Propagowanie światopoglądu Tranzi rodzi również pomieszanie pojęć i anachronizmy. Z mojego ulubionego ograniczonego podwórka „filmów wojennych” wymienić tu należy, jako szczególnie jaskrawe przykłady rozmijania się ze zdrowym rozsądkiem w imię propagowania ideologii: „Flyboys” – opowieść o amerykańskiej eskadrze lotniczej w czasie I WW, w której część personelu latającego jest oczywiście afroamerykańska (anachronizm, personel Lafayette Flying Corps mógł być tylko i wyłącznie biały), „Inglorious Basterds” o grupie semickich zabójców (dziennikarz, aktor i krytyk Christopher Hitchens nazwał oglądanie tego filmu "sitting in the dark having a great pot of warm piss emptied very slowly over your head."), no i rzecz jasna „Valkyrie” (tylko jeden, angielski zresztą, krytyk podniósł sprawę „kształtu Niemiec jakie chciał uratować Stauffenberg”).


Powoduje to „zbudowanie” obrazu świata, który OD ZAWSZE był zgodny z filozofią Tranzich. Obrazu, który jest w sposób oczywisty zafałszowany. Nie tyle może zbudowany na kłamstwie, ile na omijaniu „nieistotnych” szczegółów i przedstawianiu połowicznej prawdy lub interpretacji jako prawdy obiektywnej. Zgodne jest to z metodami budowy nowego społeczeństwa poprzez REDEFINIOWANIE I DEKONSTRUKCJĘ obecnie istniejących systemów wartości, w tym tak fundamentalnych pojęć jak tradycja i demokracja. W ramach owej dekonstrukcji "nowe" budowane jest w sposób widoczny, choć może niezupełnie zgodny z intencjami jego architektów. Bowiem nie zauważyli, że wraz z promowaniem plemiennej, szczepowej wręcz ideologii oraz różnicowaniem (w zamyśle autorów-architektów wyrównywaniem) redystrybucji produktów pracy w ten sposób, że lepiej zarabiający są pozbawiani części produktów swojego wysiłku na rzecz nie pracujących w ogóle (albowiem jeśli taka jest np. ideologia pewnej grupy plemiennej, że uważają oni, iż pewne wartości materialne im po prostu należą się, nie w zamian za pracę ale z racji bycia ową grupą, to zgodnie z zasadami Tranzich mają oni je dostawać – równy głos, równy dostęp – w oczekiwanej zresztą ilości i jakości), rezultatem może być zbudowanie społeczeństwa półnomadów, o ograniczonych umiejętnościach oraz niskim poziomie wykształcenia (acz na przykład legitymujących się dyplomami rozmaitych wyższych uczelni). Może takim rezultatem być również zbudowanie społeczeństwa kastowego, z wyraźnym i ostrym podziałem na grupę społeczną Tranzich (okupujących przestrzeń społeczną opłacaną z redystrybucji wartości dodanej produkowanej przez specjalistów), grupę specjalistów (produkujących wartość dodaną oraz uczestniczących w kreowaniu innowacji) oraz grupę nomadów, żyjących z gwarantowanych zapomóg. W przypadku kiedy nomadom nie starcza, lub gdy po prostu czują się trochę zdołowani, organizują się oni w swoich lokalnych plemiennych i szczepowych społecznościach i żądają od „rad starców”, uosabianych przez Tranzich  chwilowej lub permanentnej zmiany sposobu redystrybucji dóbr. Mogą to zresztą być inne dobra materialne, np. obiekty kultu religijnego innej grupy społecznej, budowle użyteczności publicznej użytkowane przez inne grupy (wybudowane oczywiście nie z nakazu Tranzich ale samodzielnie przez te grupy), etc.

Tego rodzaju społeczeństwo będzie ewidentnym cofnięciem się w rozwoju kultury niematerialnej  (w tym ketmanie aborygeński mistrz kompozycji i gry na didgeroodoo jest rzecz jasna wart tyle samo albo i nawet więcej – bo nie zażywał należnej mu sławy – niż Johannes Sebastian Bach) i materialnej (skoro nie można w nieograniczonym stopniu korzystać z fruktów własnej pracy i skoro stopień owego korzystania jest regulowany przez zewnętrzny autorytet następuje suboptymalizacja wielkości produkcji dóbr i usług, a jeśli wynagrodzenia nie mogą spaść poniżej pewnego założonego poziomu z powodów typowo równościowych, być może zaprzestanie tworzenia wartości dodanej jako takiej).


KAPSUŁKA ŚREDNIO ZABAWNA NR 2

W rezultacie, to co nastąpi, będzie kalką tego co już nastąpiło. Miejsce potrzeb materialnych i kulturalnych zajmą sztucznie wzmożone potrzeby religijne. Z reguły jednej z mniejszych grup (to znaczy takiej, która nie stanowi większości), oczywiście nie będzie to, z powodów inherentnych dla transnarodowej progresywnej mentalności, żadna z religii chrześcijańskich. Tranzis będą świadomie i nie przebierając w środkach dążyć do tego, aby się to nie stało. Ci, którzy przeżyją będą mogli wtedy sprawdzić na własnej skórze prawdziwość powiedzenia, iż byt określa świadomość.

Ciekawi mnie jednak, kto będzie jeszcze wtedy słuchał Jana Sebastiana? Chociaż może wróci on za kilkaset lat jako zapomniana, odgrzebana i godna być może promowania i postawienia tuż obok wielkich mistrzów didgeroodoo, ciekawostka, ilustracja zapomnianych prymitywnych rytuałów religijnych?


Czego i sobie i Państwu wcale nie życzę:

Krzysztof Rogalski

Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka