Odtrąbiwszy wielki sukces nadzwyczajnego szczytu Wspólnoty (i to sukces wielowymiarowy, albowiem np. Polsce nic nie obcięto a jednocześnie Wielka Brytania nie będzie do niczego dokładać, już nie mówiąc o tym, że dowodnie okazało się że PiS rządzi nieudolnie i nie jest, w przeciwieństwie do Płemieła, skuteczny w negocjacjach), a zwłaszcza fakt zbliżenia pozycji Wielkiej Brytanii i Niemiec, wszyscy jakby nieco odetchnęli, że nie muszą już z zaciśniętymi kciukami, przynajmniej na razie, czekać na to, czy 300 czy 400 mld zł do naszej polskiej kasy wpłynie. Cóż za ulga, boć i suspens był, i można było ten suspens sobie nawet wykałaczką wygrzebać spomiędzy Agrobombera i nieśmiertelnej „mamy Madzi”.
W mediach, a jak właśnie widzę (po mniej więcej dwutygodniowym odpoczynku od przeglądania wpisów) zwłaszcza na salonie24 trwają ofensywy o każdym możliwym temacie z wyjątkiem słonia na środku pokoju. W bitwie na inwektywy, donosy i prowokacje zapomina się najczęściej o meritum. A to mianowicie, że członkostwo w UE to nie tylko przychody i dotacje strukturalne ale i koszty i to całkiem znaczące. Zupełnie wszystkim umyka, że od 01.05.2004 r. do 30.09.2012 r. licząc razem ze wszystkimi środkami przedakcesyjnymi (SAPARD, PHARE, etc.) „dostaliśmy” z UE łącznie 73 112 708 073,15 EUR. Czyli po obecnym kursie na złote polskie przeliczając jakieś 300 493 230 180,65 zł. No proszę, jest TRZYSTA MILIARDÓW! A TERAZ DOSTANIEMY DRUGIE TYLE!!! ALBO WIĘCEJ!!!
Jak mawiał Nikodem Dyzma, drodzy Państwo: „a gówno”. Otóż w tym samym okresie Polska WPŁACIŁA do budżetu UE: 107 268 478 830,04 zł. Dodatkowo musiała ZWRÓCIĆ środki w wysokości 574 937 080,10 zł. Łącznie, saldo pierwszych 101 miesięcy członkostwa w UE jest oczywiście dodatnie, ale mówimy tutaj o przepływach netto rzędu 192 mld zł, nie 300 czy 400 mld zł. Dodatkowo, kilkadziesiąt miliardów kosztowały dopłaty do dopłat rolniczych (współfinansowanie dopłat) oraz następnych kilkanaście rozbudowanie i utrzymanie biurokracji. Łącznie saldo jest więc bliższe 150 mld zł. Nie przeczę, że sporo, ale jest to dużo mniej niż musieliśmy w tym czasie dołożyć do FUS i zaledwie dwa razy tyle, ile pochłonęły renty i emerytury „mundurowe” w tym okresie.
Z jakimi więc kosztami będziemy musieli się liczyć?
- Współfinansowanie dopłat rolniczych z UE – co najmniej 5 752 mln zł
- Składka do UE – co najmniej 15 700 mln zł rocznie
- Ministerstwo Rozwoju Regionalnego – co najmniej 1 793 mln zł rocznie
- Utrzymanie PARP – co najmniej 728 mln zł rocznie.
Piszę „co najmniej”, przedstawiłem bowiem wartości na rok 2012, a wzrosną one prawdopodobnie nie tylko nominalnie ale i realnie.
Do tego należy doliczyć wszystko te środki z UE, które idą na tzw. pomoc techniczną czyli na utrzymanie „infrastruktury unijnej”. Niezależnie od tego ile wydamy środków „unijnych”, należy się liczyć z kosztem rocznym w wysokości co najmniej 23 793 mln zł. Co w okresie 6 lat, jak łatwo policzyć stanowi co najmniej 143 838 mln zł. Czyli nasze „300 miliardów” da nam znów prawdopodobnie transfer netto około 155 mld zł, w najlepszym przypadku.
Co więcej, podatek VAT nie będzie już (w „nowym rozdaniu”) kosztem kwalifikowanym dla samorządów i organizacji pożytku publicznego. Oznacza to, że nie będą mogły one ubiegać się o jego zwrot. Czyli wkład własny wymagany od tych organizacji wzrośnie o tę właśnie wielkość, co może skutecznie utrącić znaczną część inicjatyw samorządowych i pozarządowych.
A jak jest z wykorzystaniem środków na dzisiaj? A ściślej mówiąc na koniec sierpnia 2012 r? Otóż wniosków złożono na sumę dofinansowania równą 215 410,4 mln zł, co stanowi 77,0% środków dostępnych w NSRO, a wydatkowano 114 551,1 mln zł czyli 41,0% tych środków. To w sumie całkiem niezły wynik, aczkolwiek nie jest idealny. Swoją drogą, ciekawe czy Pierwszy zna te liczby, bo jak jasno widać, Komitet Rady Ministrów ostatni raz raport z realizacji NSRO zatwierdził… w maju 2008 r. (raport na koniec kwietnia). Pewnie im się znudziło, bo same tabelki i tabelki…
Biorąc pod uwagę, że zmiana kwalifikacji VAT jest już raczej smutną rzeczywistością, powinniśmy chyba zamiast entuzjazmować się owym przysłowiowymi „pierdylionami” © by Krysztopa zastanowić się, czy w tej sytuacji nie drzemy się jak dzieci malutkie, że chcemy więcej, niż możemy przejeść.
I może warto zwrócić uwagę na takie „drobne” problemy jak „nierównowaga” Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, której nie zlikwiduje przecież podwyższenie wieku emerytalnego (około 80 mld zł corocznie), że przy najlepszych możliwych wiatrach zadłużenie sięgnie 56,34% PKB na koniec 2012 r., a deficyt sektora publicznego wyniesie ponad 77 mld, czyli 11,72% albo inaczej licząc, 5,11% PKB. Jedyne co o tych liczbach można powiedzieć, to że z takimi wskaźnikami wejście do strefy euro nam na razie nie grozi.
Dodajmy do tego, że konsumpcja indywidualna „słabnie” jak eufemistycznie mówi GUS i „Lewiatan”, spadać więc będzie sprzedaż detaliczna, pierwszy kwartał 2013 roku będzie fatalny dla handlu i oto mamy obraz coraz zieleńszej, bo zielskiem i chwastami zarośniętej zielonej wyspy. Ale po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy… Śnijcie więc o „pierdylionach unijnych”, bez wysiłku to Państwu przyjdzie, tym bardziej, że jak się idzie spać na głodnego, łatwo o senne koszmary.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysztof Rogalski
Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka