Prawdę mówiąc nie ma się do czego odnosić. Hubris i chutzpah i właściwie nic więcej. Świat wielkich liczb, rzucanych ze swoistym wdziękiem i dezynwolturą, a przede wszystkim bez jakiegokolwiek odniesienia do źródeł pozyskania tych astronomicznych sum. No ale to wszyscy widzieli i słyszeli. Gorzej, że nie ma w tym ani jednego oryginalnego pomysłu (samodzielnego kłamstwa). Nawet spółka Inwestycje Polskie czy jakoś tak, jest kalką (zrealizowanego) pomysłu Sarkozego z bodajże 2008 r. Tylko, że Sarkozy władował do swojej spółki 2 mld EUR a Tusk w ponad dwa razy mniejszym kraju potrzebuje 10 mld, czyli pięć razy więcej.
Oczywiście, po przegłosowaniu wotum zaufania wszyscy twardogłowi zwolennicy junty rządzącej mówią o „nokaucie” (podczas gdy ledwo jest to zwycięstwo na punkty), o „niskiej dyscyplinie w PiS bo 30 posłów nie było” (ten obywatel akurat na bakier z arytmetyką bo 233 + 219 to 452, więc łącznie ze wszystkich ugrupowań nieobecnych było 8 posłów, w tym 1 z PO – a zresztą gdyby PiS miał 30 posłów więcej to byśmy nie rozmawiali o rządzie jakiegoś Donalda Tuska), i w ogóle że brekekekkeks, najlepszy premier najlepszego rządu najlepszej koalicji.
Głosowanie odkryło jednak dwie prawdy, których istnienia można było zresztą podejrzewać. Pierwsza to ta, że niestety, w obliczu zagrożenia żłobu jest koalicja staje się monolitem, a na głosowanie z PO nie odlicza się tylko, nomen omen, poseł Kaczor.
Druga to ta, że opozycja nie została przekupiona (nie było zresztą takiej potrzeby), z jednym wyjątkiem. Koalicję poparł tylko jeden poseł szeroko pojętej opozycji był niezrzeszony Jarosław Jagiełło (usunięty z PiS wiosną 2012 r.). Pewnie będzie to „transfer”, w celu zapewnienia sobie miejsca w parlamencie po wyborach 2015 r.
Nie jest to więc żadne „wotum zaufania” dla rządu. Wręcz przeciwnie, widać jak na dłoni ułomności naszego systemu parlamentarnego, a do rządu „zaufanie” mają tylko członkowie koalicji. Proszę zauważyć, że żaden z 233 głosujących za „wotum” nie kierował się interesem swoich wyborców, a jedynie partyjnym (i w jednym przypadku własnym). Było to dla nich znacznie ważniejsze, niż zachowanie wiarygodności w oczach wyborców.
I tu jest to „prawdziwe zwycięstwo” Donalda Tuska. Po raz kolejny, przy odsłoniętej kurtynie, udowodnił, że polscy parlamentarzyści to grupa ludzi dogoniona przez lukratywne wieprze (licentia poetica by Lech Janerka) i prze te wieprze oswojona i zasymilowana. Wszyscy widzieli. Kto tylko zechciał włączyć telewizor, sprawdzić Internet, a jutro dowiedzą się ci co kupują gazety.
Przełoży się pyrrusowe zwycięstwo Donalda T. nie tylko na trzy lata jego dalszych rządów (widać w tym momencie, że nie ma co liczyć na „odmianę serca” posłów koalicji). PSL określiło się jednoznacznie – chcą uzyskać maksimum, przy minimalizacji ryzyka (sprzeczne z zasadą racjonalnego gospodarowania), nie liczą za bardzo na odgrywanie znaczącej roli w następnej kadencji.
Platforma natomiast osiągnęła wszystkie trzy swoje cele:
- Scementowała koalicję (wokół żłobu)
- Zapewniła sobie nieomal pewność następnych 36 miesięcy dopływu apanaży, a nawet zapowiedziała, że zbuduje nowe i większe maszynki do kręcenia lodów
- Utrwaliła w decyzji niekorzystania z czynnego prawa wyborczego ową „milczącą większość” (przypomnę, 52%), a być może nawet ją powiększyli
Takie drobiazgi jak pogarszający się poziom życia obywateli, rosnące zadłużenie, utrata suwerenności (już nie mówię o samowystarczalności, bo to utopia) ekonomicznej, nie są istotne.
Krzysztof Rogalski
Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka