Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski
347
BLOG

Zdobycie władzy

Krzysztof Rogalski Krzysztof Rogalski Polityka Obserwuj notkę 0

 

 

Zdobycie Władzy (cz. I)

 

Szli krzycząc: "Polska! Polska! - wtem  jednego razu
 Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach  wyrazu;
 Pewni jednak, że Pan Bóg do synów  się przyzna,
 Szli dalej krzycząc: "Boże! ojczyzna!  ojczyzna."
 Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się  krzaka, 
 Spojrzał na te krzyczące i zapytał:  "Jaka?"

J. Słowacki

Dzień w którym obecnie rządząca junta pozbędzie się „nieznośnego brzemienia” sprawowanego mandatu parlamentarnego, będzie dniem, w którym niewątpliwie wiele rzeczy zacznie się wydarzać jednocześnie. Nie miejmy jednak złudzeń, nie będzie to paniczna ucieczka (no, może niektórych, mniej rozwiniętych intelektualnie sytuacja zaskoczy i zaczną wykonywać paniczne ruchy, kiedy już będzie de facto za późno) „agentów wpływu” i ludzi z tzw. kasą, wspierających (w tym także, a raczej przede wszystkim) pieniędzmi obecny układ. Oni będą okopani, pozabezpieczani i gotowi do zawarcia porozumienia z nowymi wybrańcami ludu.

Najwięcej będzie działo się wokół urzędniczych stołków. Ministrowie i wiceministrowie – ich wymiana to rzecz oczywista przy każdej zmianie partii (koalicji rządzącej), mają niejako w definicję stanowiska wbudowaną usuwalność po wyborach. Ale co z Dyrektorami Generalnymi? Co z innymi członkami Korpusu Służby Cywilnej, z założenia przynajmniej organizacji całkowicie apolitycznej (członek KSC nie może należeć do partii politycznej ani pełnić roli kierowniczej w związku zawodowym)? Jest ich w Polsce 122 824 osoby (stan na koniec roku 2011 [1]), ponad połowa ma wykształcenie wyższe (wynik imponujący na pierwszy rzut oka, jednak jeśli porównamy go z poziomem wykształcenia personelu administracyjnego prywatnych przedsiębiorstw, nieco blednie, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że wyższego wykształcenia żąda się od niemal każdego „operatora powierzchni płaskiej” – czytaj biurka), są lepiej niż przeciętna opłacani (dotyczy to zarówno ministerstw, jak i urzędów wojewódzkich i powiatowych a także administracji skarbowej – bo również tam pracują członkowie KSC), przykładowo przeciętne zarobki członka KSC pracującego na placówce zagranicznej wynosiły ponad 7,4 tys. zł, a w urzędzie skarbowym (nie Izbie!) niemal 4,5 tys. zł [1]. Większość z nich to kobiety (69,2%), w znacznej części sfrustrowane ciągle przybywającymi obowiązkami (dokumentacji i procedur jest coraz więcej), co jest moją prywatną obserwacją, oraz spadającymi, nie tylko w ujęciu realnym ale i nominalnym, wynagrodzeniami [1], co już jest wnioskiem obiektywnym.

Czy rzeczywiście są niezależni politycznie? Wątpię. Po pierwsze: każda zmiana ekipy rządzącej pociągała ze sobą czystki w tzw. aparacie, znacznie głębsze niż tylko zmiany w ministerstwach i agencjach rządowych i samorządowych (nie mylić z agendami) oraz na stanowiskach wojewodów (zaskakujące, jak w wybitnie „samorządnym” i promującym "demokrację lokalną" za ciężkie pieniądze „unijne” państwie, wojewoda jest „przedstawicielem Rady Ministrów” oraz „sprawuje nadzór nad działalnością jednostek samorządu terytorialnego” a „sejmik województwa będący organem samorządu województwa nie jest pytany o opinię na temat kandydata mającego objąć stanowisko wojewody” – już samo to dobitnie pokazuje, że w Polsce „samorząd lokalny” jest całkowitą fikcją a centralizacja doprawdy daleko posunięta), po drugie: co prawda na stanowiska w administracji publicznej istnieje wymóg przeprowadzania konkursów, ale nawet portal www.natemat.pl ma wątpliwości w kwestii (no, czego? Jak byśmy to nazywali?) NALEŻYTEJ STARANNOŚCI w przeprowadzaniu tychże konkursów. Jednym z objawów braku DUE DILIGENCE jest notoryczne obsadzanie stanowisk ludźmi, którzy nie mogliby wygrać konkursu z powodu braku kwalifikacji, a więc są na nie mianowani tymczasowo (np. w łódzkim Urzędzie Marszałkowskim w ⅔ departamentów jest co najmniej jeden p.o. – dyrektor lub zastępca, szczególnie w tych „siłowych” – PO KL, RPO, Kancelaria, Rolnictwo, Promocja i Współpraca Zagraniczna, etc.), w wiecznym oczekiwaniu na właściwego kandydata. Należy więc założyć, jak się wydaje, iż co najmniej znaczny procent członków Korpusu ma zdecydowane sympatie polityczne. Być może, można odpuścić sobie zdecydowaną większość aparatu skarbowego (urzędy skarbowe – 47 tys. zatrudnionych)

Do tego prawdopodobnie należy „dopisać” dalsze dziesiątki i setki tysięcy tych, którzy stanowią tzw. resztę administracji publicznej liczącej na koniec I półrocza 2012 r. ponad 635 tys. ludzi [3]. Albo raczej 724 tys. jeśli policzyć i pozostałą administrację samorządową. Ale zostańmy przy tej niższej liczbie, tj. 635 tys. zatrudnionych. Oczywiście, optymista (lub legalista) powinien odliczyć armię (ok. 92 tys. ludzi), ale i tak zostaje co najmniej 360 tys. osób. No dobra, powiedzmy, że odpuścimy ubezpieczeniom społecznym (45 tys. osób – w ZUS) i NFZ – 5 tys. Zostaje 310 tys., w tym np. ci, którzy zajmują się „kierowaniem w zakresie efektywności gospodarowania” (PKD. 84.13.Z), cokolwiek ten potworek językowy znaczy. Odpuścić możemy znakomitą większość tych, którzy zasilają szeregi Państwowej Straży Pożarnej (32 tys.) czy Policji Państwowej (97,4 tys., w tym 11,8 tys. stanowi KSC, netto więc możemy odjąć 85,6 tys.). Potrzebujemy wymienić „zaledwie” 192 tys. ludzi.

Sami Państwo widzą, że przejęcie władzy jest przedsięwzięciem kosztownym (wyszukanie nowych, zatrudnienie, odprawy, koszty spraw sądowych, koszty późniejszych przywróceń do pracy, etc.), jednocześnie nie zmieniającym nic w sytuacji zarówno samych urzędników jak i w gospodarce. Przypomnieć tutaj partało by, że zgodnie ze zdaniem samych urzędników, obciążenia związane z „obowiązkami administracyjnymi”, wyrażone w pieniądzu kosztowały w 2009 r. - przedsiębiorców 37,9 mld zł, podatników (koszt funkcjonowania administracji) 39,7 mld zł, razem – 77,9 mld zł to jest 6,2% PKB Polski [4]. Należy przyjąć, że w wartościach nominalnych w 2012 roku zwiększyły się one o co najmniej o wzrost nominalny płacy roboczej, więc wynoszą ok. 87,03 mld zł (rosną szybciej niż PKB). Raport NIK z 2011 roku stwierdza jednocześnie, że urzędników nie jest za dużo, tylko są nie w tych miejscach co trzeba (sic!).

Istnieje więc, teoretycznie przynajmniej, sposób na zdobycie i utrzymanie władzy który nie zakłada i nie przyniesie nadmiernych kosztów dla społeczeństwa z tytułu przejmowania władzy.

In exemplum: jeśli zwolnilibyśmy 200 tys. urzędników administracji publicznej, to odprawy dla nich w najskromniejszym wariancie wyniosłyby ok. 3,5 mld zł, biorąc pod uwagę realia, musielibyśmy przyjąć na ich miejsce (co najmniej) 100 tys. osób, jednocześnie zwiększając najprawdopodobniej o 10-20% obciążenia przedsiębiorców z tytułu czynności administracyjnych. Ostrożnościowo weźmy niższy szacunek i mamy: bilans kosztów – zmniejszenie zatrudnienia – najwyżej 4,0 mld zł, wzrost kosztów administracji dla przedsiębiorców – mniej więcej tyle samo (prawdopodobnie o kilkadziesiąt do kilkuset milionów większy), oraz wspomniane koszty odpraw. Bilans zdecydowanie ujemny. W dodatku sytuacja zmienia się (dla przedsiębiorcy) na gorsze – naturalna reakcja typu „a w d… mam takie reforme” jest absolutnie do przewidzenia. Mały przedsiębiorca i tak spędza już ok. ⅓ swojego czasu pracy na wypełnianiu rozmaitych papierków.

Opracowanie właściwej alokacji już zatrudnionego personelu pomiędzy dziedziny działalności (aktywności) administracji publicznej samo w sobie powinno przynieść dwojaki efekt: zwiększenie efektywności działania (dzisiaj koszt administracyjny uzyskania przychodu podatkowego wynosi w Polsce 2,63% wobec od 0,59% do 0,83% w krajach tzw. starej Unii), redukcję obciążeń przedsiębiorstw. Jak widać, przy zwiększeniu efektywności, znaczną częśc z 47 tys. pracowników urzędów skarbowych (bez poborców) można spokojnie skierować gdzie indziej. Nawet przy zachowaniu ich dotychczasowych pensji i przywilejów, korzyści z tytułu zredukowania obciążeń dla przedsiębiorców (przypomnijmy, prawdopodobnie ich wartość przekroczyła 40 mld zł rocznie w 2012 roku) nawet tylko o 10% dają 4 mld oszczędności rocznie – które zostaną, ponieważ to mali i bardzo mali przedsiębiorcy zyskają w pierwszej kolejności, radośnie przejedzone generując co najmniej 2 mld zł wpływów podatkowych. Tyle więc może kosztować inicjatywa szkoleniowo – doradcza, i jak zrobi się uczciwy przetarg to może nawet dać wyższe efekty od zakładanych „tylko” 10% dla przedsiębiorców. Dalsze efekty takie jak:

Zwiększenie efektywności ściągania podatków (czy też może raczej zwiększenie skłonności do płacenia podatków przez przedsiębiorców)

Zmniejszenie „kosztów” dodatkowych – kosztów egzekucji, odsetkowych – w zamian za terminowe wpływy podatkowe

Zwiększenie wpływów z usług i opłat za wydawanie pozwoleń

Są w tym momencie dość trudne do oszacowania, tym bardziej, że nie wszystkie przekładają się na pieniądze. A dlaczego urzędnicy chcieliby i potrafiliby taką rzecz zrobić? Powody są co najmniej dwa: pójdą za inicjatywą, jeśli nie będzie umotywowana politycznie i jeśli nie będzie ona oznaczać utraty już nabytych przywilejów.

Koszty rzeczywiste to w tym przypadku odprawy dla byłych senatorów i posłów, byłych asystentów posłów i senatorów (to najwyżej jakieś 1500 – 2000 osób), odprawy dla urzędniczego „topu” (kilkanaście tysięcy osób), no i dla ludzi w radach nadzorczych i zarządach spółek z udziałem Skarbu Państwa. Tego na razie nie braliśmy pod uwagę, prawda? Z drugiej strony nie powinno też nas obchodzić, jakiej orientacji politycznej jest zarządzający spółką Skarbu Państwa lub samorządu lokalnego, dopóki utrzymuje miejsca pracy i generuje przychody i zyski. Czyli dopóki ma wyniki. Dlaczego?

Ano dlatego, że żadne środowisko polityczne w Polsce nie ma monopolu na przyciąganie sprawnych menedżerów. Sprawni menedżerowi jeśli już decydują csię na „karierę” w spółkach samorządowych lub rządowych, to starają się pozostawać apolityczni, chociażby we własnym dobrze pojętym interesie bycia zatrudnialnym przez dowolną opcję polityczną. Jeśli nie jako „pan prezes” to choćby jako dyrektor operacyjny albo ktoś w tym rodzaju, wykonujący brudną robotę za „pana prezesa” z nadania politycznego.

W części drugiej – o koalicjach. Jeszcze dłużej i jeszcze nudniej. A co.

 Krzysztof Rogalski

[1] Zatrudnienie i wynagrodzenia w służbie cywilnej, Raport KPRM, 2012

[2] Zatrudnienie w sektorze publicznym i w administracji publicznej w Polsce na tle innych krajów, Kazimierz Polarczyk, Biuro Ekspertyz i Analiz Kancelarii Sejmu, 2005

[3] Zatrudnienie i wynagrodzenia w gospodarce narodowej w I półroczu 2012 r. Raport kwartalny GUS, 29.09.2012

[4] Pomiar obciążeń administracyjnych w przepisach prawa gospodarczego. Raport z wykonania II Części dzieła. Ministerstwo Gospodarki, maj 2012

Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka