Tymi słowami Brytyjczycy zerwali w 2008 roku negocjacje dotyczące potencjalnego zakupu Lehman Brothers przez Barclays Bank. Bardzo prawdopodobne, że powtórzą je niedługo znowu. I znowu będą mieli rację.
Ja również nie chciałbym importować cudzego raka. Wygląda jednak na to, iż polski rząd i polski establishment uważa, iż komórki rakowe są nad wyraz smaczne. Że trzeba nimi zarazić niezarażonych. Tym bardziej, że przecież tacy wspaniali jesteśmy w hodowaniu własnego, co prawda rozmiarów krylla na razie ale całkiem nieźle rozwijającego się.
Trudno ich w gruncie rzeczy winić. W momencie, kiedy rzucony przez premiera rozkaz ograniczenia zatrudnienia w urzędach centralnych o 10% skutkuje zwiększeniem tegoż zatrudnienia nawet najbardziej tępy prymityw, bez wykształcenia kierunkowego oraz z zerowym doświadczeniem w zarządzaniu czymkolwiek (z wyjątkiem „prymitywa”, nie będę ukrywał że są to cechy naszego kochanego premiera w momencie obejmowania urzędu – a obecny stan naszego państwa i gospodarki pokazuje, iż nie nauczył się zbyt wiele) potrafi się zorientować, że jego polecenia są po prostu ignorowane. Że kryll właśnie się usamodzielnił i wyrusza na polowanie, pełen wiary we własną bezkarność.
Może być bezkarny, albowiem zdaje sobie, ów kryll, sprawę, że jest wyborczym zapleczem obecnego układu trzymającego władzę. Administracja centralna: 627,7 tys osób zatrudnionych na dzień 30.06.2011, edukacja 1024,9 tys. osób, ochrona zdrowia i pomoc społeczna 624,7 tys. osób. Rosną ich płace, rosną szybciej niż w przypadku przemysłu, są też (nawet w edukacji) wyższe niż w przemyśle. Rośnie też zadłużenie państwa – na dzisiaj wynosi 907,5 miliarda złotych. A jest to tylko zadłużenie liczone metoda kasową. Jeśli policzymy memoriałowo, to jest weźmiemy pod uwagę przyszłe, obiecane już korzyści, takie jak emerytury, w tym mundurowe, renty, inne świadczenia, dojdziemy do liczby, która, w zależności od przyjętej stopy dyskontowej, wynosi co najmniej 2 biliony złotych. Przy produkcie krajowym brutto za rok 2010 w wysokości 1 415 miliardów złotych wielkość ta przeraża. Ale trudno winić kryll, że się rozwija i chce jeść. W tej właściwości swojej, każdy pracownik opłacany z naszych podatków (w coraz większym stopniu, zauważmy, sam siebie opłaca – podejrzewam, że w co najmniej 20%) jest jak każdy normalny obywatel, którym przecież jest, każdy człowiek, który wierzy, że pieniądze mu płacone mają realną siłę nabywczą, że podatki przez niego płacone przyczyniają się do rozwoju infrastruktury kraju, że ubezpieczenie społeczne zajmie się jego emeryturą.
Niestety, tak się nie stanie. Przede wszystkim dlatego, że nikt nie sprawuje efektywnej kontroli nad funkcjami państwa, że dawno zapomniano o pojęciu „spółki strategicznej”, nad którą kontrola jest dla instytucji państwa niezbędna, bo przynosi masę pieniędzy, że znakomita większość zarobionych przez korporacje w Polsce pieniędzy wyjeżdża z naszego kraju (niewątpliwie w ramach „swobodnego przepływu kapitału” w UE). Dlatego, że pieniądz jest fiducjarny, a rezerwy złota w NBP pokrywają 4% wartości pieniądza w obiegu (co oznacza, że pieniądze, które nam się wydaje że mamy, mogą być w ciągu kilku dni warte 25 razy mniej – co zgodne z teoria ekonomii: pieniądz papierowy się nie tezauryzuje). Że skubać można już tylko obywateli i ich przedsiębiorstwa, ale że to skubanie ma przecież psychologiczną granicę. Można jeszcze podwyższyć VAT, co niewątpliwie nastąpi, i nie zatrzyma się na progu 25%. Podwyższenie podatków socjalnych nastąpi od 1.02.2012 r. I nie wątpię, że się nie skończy na tym. Podatku dochodowego nie ma co podwyższać, niewarta skórka wyprawki.
Ale jest wspaniały, genialny wręcz pomysł pozbycia się odpowiedzialności. Tak się na szczęście świetnie składa, że kampania, trwająca od kilkunastu lat, wmawiająca i nakłaniająca Polaków do minimanii (por. wywiad Karnowskich z prof. Andrzejem Nowakiem w ostatnim „Uważam Rze”: no tak, tutaj znaczna część „salonowców” przestała czytać – good riddance to the rubbish, I say!), wmawiająca wyższość cnoty „europejskości” nad wadą „zaściankowego nacjonalizmu” bardzo się w tym momencie rządzącej juncie (w klasycznym znaczeniu tego słowa, nie lewackim) bardzo na rękę.
Oto można wstać, wyprostować się dumnie na zadnich łapach i zagdakać/ zakwakać/ zaszczekać/ zawyć/ zadeklamować w końcu:
„Potrzebujemy więcej Europy w Europie” Tusk
„If we are not willing to risk a partial dismantling of the EU, then the choice becomes as stark as can be in the lives of federations: deeper integration, or collapse” Sikorski
I jak najszybciej, kurcgalopkiem, pognać w kierunku integracji, denacjonalizacji, federacji, wszystkich innych –acji. Dostaniemy za to wyrywanie się do odpowiedzi stanowisko co najmniej pierwszego asystenta podkomisarza do spraw polskiej grupy etnicznej! I żadnej, żadnej, żadnej!!! więcej odpowiedzialności, od której wszak boli głowa, zakłóca picie wina i błogi rodzinny spokój czterodniowych weekendów.
Dopiero potem okazuje się, że trochę za bardzo walnęliśmy prosto z mostu o co nam chodzi, no ale przecież możemy powiedzieć ze to „niezręczność”. Do uwierzenia, zwłaszcza po oznajmieniu że „konsultowaliśmy z prezydentem”. Naród by się zdziwił gdyby było inaczej. Potem jeszcze przykryjemy to gadaniną pożytecznych idiotów i będzie naprawdę OK. Mistrzowie decydenci i tak złapali przekaż. A że: "Szczytów ostatniej szansy będzie jeszcze wiele" (Kuźniar) – co prawda przed chwilą lamentowaliśmy, ze nie ma czasu na deliberacje, a tak w ogóle to UE tak dynamicznie podejmuje decyzje, że nie ma czasu na konsultacje i referenda (co najmniej od 2005 r., kiedy okazało się, ze referenda wychodzą nie po naszej myśli – zręczniej jest w końcu nie przeprowadzić referendum, niż przeprowadzić a potem zignorować wynik, co trzeba było zrobić w przypadku Francji, Norwegii czy Irlandii). Tak bardzo nie ma czasu, żeśmy dwóm członkom rękę wykręcili za plecami, żeby tylko parlamenty zadecydowały po naszej myśli… No to znaczy, że pokazaliśmy, że aportujemy sprawnie. Teraz kolej na nagrodę i pogłaskanie.
Nie ma znaczenia jakie stanowiska obejmiemy. I tak decyduje, przez nikogo nie wybrany średniego szczebla urzędas. A czy będzie on urzędasem unijnym, czy federalnym to „ganz egal”! I tak, dla własnych korzyści (zawsze dla własnych korzyści, nigdy, przenigdy przecież „polityk” w tym kraju nie skala się działaniem „dla państwa”, chyba ze to będzie oznaczało „dla partii”, a już zwłaszcza „dla ojczyzny” – cytując Kaczmarskiego „fu! Niech Xcelencja patrzy jaki owłosiony – co zresztą było szczerą prawdą entre nous”, nie można „narodku” narażać na takie widoki!) oddaliśmy i pas, i złoty róg w pacht tej samej szajce klerków, którą wyhodowaliśmy. I nad którą nie umieliśmy zapanować.
Pytanie, co dalej? Oczywiście, ta „federacyjna” struktura zapadnie się pod własnym ciężarem. I ciężarem własnego długu. Naiwnością jest sądzić, że gromada klerków, którzy nie potrafili tak pasożytować, aby nie zabić swojego żywiciela – pojedynczego państwa, nagle zmądrzeli i pozwolili nie zabić żywiciela zbiorowego – unii, federacji, czy jak to nazwiemy. A co stanie się potem to już temat na inna bajkę.
I tak rzeczywistość przerośnie wyobraźnię.
„Chciałżebyś wszystko pojąć? O Horacy, więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż się ich śniło waszym filozofom”.
Więc może po prostu, tak jak to Brytyjczycy zrobili, i na pewno zrobią znów – nie importować tego raka?
Krzysztof Rogalski
PS. 09.12.2011: No i stało się. To znaczy nie stało. Szczyt nie przyniósł nic, a Cameron powiedział, że ma być tak, żeby dla niego było dobrze, bo pomiędzy nim a Caritasem jest tylko (niewielkie) podobieństwo fonetyczne.
Widzę, że trzeba jaśniej napisać 1. Dyletant to nie to samo co ignorant. Tylko ignorant tego nie wie. 2. Ponieważ podpisuję się imieniem i nazwiskiem, jestem TY tylko dla tych, którzy mnie znają z realu. 3. Pewnie, że banuję, również zdalnie. Nie ze wszystkimi chcę rozmawiać. 4. Stosuję maść na trolle, więc niech notoryczni zadymiarze nie będą zdziwieni, ze drzwi zamknięte.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka