Łódź, 6 X 2008
Nie pisałem od kwartału. Trudno powiedzieć – czemu. Nie ogarnął mnie natłok zajęć, nie zabrakło mi tematów… Czasami miałem wrażenie, że straciłem potrzebę niniejszego kanalizowania – ale to nie to.
Jakiś czas temu chciałem napisać o nijakości najnowszego „Batmana” – ale jego ujemna wartość razem z filmem pochłonęła całą moją recenzję...
Od jakiegoś miesiąca zajmuję się (raczej hobbystycznie) cyfroniką, głównie mikrokontrolerami – ot, tak, dla rozluźnienia. To dobry sposób odreagowania – łączy modelarską cierpliwość, taką pokorę wobec systematyczności – z przewidywalnością, ścisłością. W finale konstruktor pałaszuje satysfakcjonujący efekt swojej pracy.
Informatyka, a raczej programistka i elektronika, to zabawa w boga – na pewno nie Pana Boga: ale w takiego, pisanego małymi literami, „boga ojca”. Program zaczyna żyć własnym życiem, posłusznie i ofiarnie służyć swojemu twórcy… właściwie – jest to główna zaleta maszyn matematycznych: cyfronika nie rozczarowuje, jest bezwzględna. Grafomańsko-lirycznie mówiąc: „jest matematycznie antyrelatywistyczna”. To odpręża.
Z jednej strony biegną myśli: „Unia Europejska uskutecznia politykę centralnego sterowania – krytykuje Polskę za zbyt wysokie ceny SMSów… Czemu psychiatrzy milczą?!”.
Chwilę później siadam z lutownicą, biorę lupę i na ściance rezonatora kwarcowego czytam nominał: „8,00000 MHz”. Żadnej blagi, z taką dokładnością, do piątego miejsca po przecinku … Tyle, właśnie tyle, i nie będzie inaczej… mniam!
“Now this looks like a job for me
So everybody just follow me
Cause we need a little controversy”
(Eminem w miejscu śródmotta)
Rafał Ziemkiewicz. Zazwyczaj inteligentny i nawet obiektywny – raz na tysiąc komentarzy wali po mózgu jakąś niebotyczną bzdurą. Ostatnio uparł się (trzy lata temu napisał w książce, teraz powtórzył w telewizji), żeby wytykać „Wyborczej” błąd, którego nie popełniła. Przy okazji „Michnikowszczyzny” dostał łańcuchem w tyłek – bo nawet zwolennicy (włącznie ze mną) wytykali mu przekłamanie w sprawie rocznic 13. XII. Teraz p. Rafał usiadł przed kamerami publicznej telewizji i powtórzył soft-wersję swojego kłamstwa. Podłożył się „Wyborczej”, aż żal patrzeć. Dziennik wysmażył całostronicową ripostę, gdzie (zasłużenie) obśmiano Ziemkiewicza. Uruchomiono nawet jakiegoś nieśmiesznego (jak to w „Wyborczej”) prześmiewcę, który stuknął zupełnie nieśmieszny (uwaga jw.) komentarz… wszystko to napisane nudno, bez polotu, koturnowato, pyszałkowato i próżnie – ale słusznie!
W całej tej historii jest jeden element pozytywny. Przeważnie „Wyborcza” powstrzymuje się od sprecyzowanych, uargumentowanych kontrataków. Tłumaczy się tym, że jej przeciwnicy wypluwają same oszołomskie, wyssane z palca rojenia – a do takiego poziomu poważna gazeta nie powinna się zniżać… a jednak tym razem zareagowali. Ekhm…
Zbić ten jeden Ziemkiewiczowski wybryk to żadna sztuka – co z pozostałymi zarzutami, Mości Panowie?
A na zakończenie, w ramach tematycznej syntezy, parafraza z Zielonego Konstantego: „dlaczego opornik nie kłamie?”.
Inne tematy w dziale Polityka