Łódź, 23 VI 2008
Wszystko się chwieje, proszę pań,
i myśl to niebezbożna,
że świat to jest stary drań,
któremu ufać nie można.
Konstanty
Ze wszech stron napierają napuszeni publicyści. Prą w stronę Lecha Wałęsy: jedni w dzikiej ofensywnie, drudzy z kawaleryjską odsieczą. Jedni i drudzy nadęci, aż grozi im rozedma.
Pragnę zabrać głos jako człowiek młody. Człowiek do tego stopnia młody, że w roku 1989 nie mógł głosować – natomiast w roku 1980 pozostawał od wydarzeń gdańskich tak daleko, jak to tylko możliwe.
Oczywiście, w takim położeniu łatwiej być zwolennikiem lustracji. Jednak nie zmienia to kilku wątków, że tak się wyrażę, pozalustracyjnych i pozaliterackich. I to właśnie tym wątkom jest poświęcony dzisiejszy wpis.
W moich wspomnieniach Wałęsa pojawia się jako tęgawy pan z wąchem. Tak go pamiętam z lat dzieciństwa. Trochę bełkotliwy, a trochę taki naburmuszony Alcest. Z różnorakich komunikatów, które w dzieciństwie z trudem interpretowałem, a dziś z trudem deszyfruję, wyłania się obraz nielubianego i niesympatycznego człowieka. Człowieka, który przez jednych uznawany był za zdrajcę – a przez pozostałych za chodzącą kompromitację. Przecież to wyglądało właśnie w ten sposób…
W szkole, gdzie mnie uczono… pardon – kształcono… W szkole zaczęto mi opowiadać o bohaterskich czynach, skoku przez płot, strajku etc. I nic do mnie nie docierało – bo wciąż widziałem tego Alcesta, jak kołacze się między „me” i „be”. Widziałem, jak ten z Bożej Łaski Obeliks kręci i mataczy – dla mitomańskiego dziecka było to tak ewidentne, jak ewidentne jest teraz, w pracach historyków…
Kiedy już (pi razy drzwi) zrozumiałem, co wydarzyło się w roku 1989, w roku 1990… Nie. Właściwie po dziś dzień nie mogę zrozumieć, jak tego Alcesta, proletariusza – jak można było taką osobę postawić na stanowisku kapitana – kiedy zabrano się do zmiany systemu ekonomicznego... Przecież cały przełom ustrojowy zasadzał się na ewolucji gospodarczej – jak miała się ona w pełni dokonać, gdy stery dzierżył maminsynek sojuszu robotniczo-chłopskiego, latorośl o wyjątkowo lewicowym światopoglądzie?
Bo w jakim sensie Wałęsa jest prawicowy? Chyba tylko w takim, że kiedyś stawiał się w opozycji do PZPR. „Kiedyś” (a dla mnie - „kieeeeedyś!”), bo teraz nawet tego ostatniego wyznacznika nie uraczy się w bohaterze Sierpnia ’80… wystarczy zerknąć na komunizmordki, które przewinęły się na przyjęciu imieninowym „Wodza”.
Jaki TW? Jaki „Bolek”?! Jaka jest skala tego zamierzchłego incydentu, jeżeli bez żadnych archiwów i wielkich analiz można wykazać… ba, zobaczyć po prostu, jasno i na własne oczy! Można zobaczyć, że Wałęsa zrujnował połowę możliwości, jakie poddali mu prosto pod nos - Reagan, Bush, Thatcher, Gorbaczow – Papież i miliony Polaków…
Rozsocjalizowane postulaty, nonsensowne pomysły, groteskowa proweniencja, analfabetyzm gospodarczy itd., itp.
Wy, Starsze Pokolenia, daliście takiej małpie gigantyczną brzytwę, głosowaliście nań, popieraliście – a teraz się oburzacie? Dziwicie?
To dla mnie zupełnie absurdalne – tak samo absurdalne, jak wiara w bezkresną uczciwość Samoobrony, cudotwórcze zdolności PO, altruizm PiSu… i w ogóle – altruizm polityki.
Doprawdy, jeżeli człowiek nie chce być oszukiwany – przede wszystkim nie powinien oszukiwać samego siebie.
Inne tematy w dziale Polityka