3 III 2008
TVP „Kultura" wyemitowała blok pt. „Niedziela z Kazimierzem Rudzkim" - cykl rozmów i programów poświęconych znakomitemu aktorowi charakterystycznemu. Jednej z najelegantszych osób polskiej sceny - a może raczej ekranu?
W ofercie trafiła się perła. Przed kogo została rzucona - trudno rozważyć, mając na uwadze, że „Kultura" jest stacją trudno dostępną (technicznie - o ilości widzów nie wspominam). Samą strategię redakcji chciałbym opisać w innym czasie - dzisiaj poświęcając notatkę programowi p. Rudzkiego.
TVP była łaskawa przypomnieć audycję pt. „Wieczór przy kominku" - fabularyzowaną dyskusję z roku 1968 (dziś taki program określa się mianem talk show).
Sytuacja jest banalna: pan Kazimierz gości na kawie swojego kolegę, Gustawa Holoubka. Wywiązuje się niezobowiązujący dialog na temat przedwojennego teatru. Po jakimś czasie pojawia się kolejny gość, Eryk Lipiński (karykaturzysta). Dyskusja rozszerza się, sięgając tematyką od specyfiki filmu po odmiany aktorskiej profesji. Po jakimś czasie do towarzystwa dołącza Jeremi Przybora („A ten młody człowiek to jest właśnie starszy..."), który wzbogaca rozmowę, charakteryzując widownię telewizyjną.
Nie będę powtarzał, dyskutował i przetwarzał stwierdzeń, które pojawiły się w półgodzinnym programie.
Recepcja (i percepcja) sztuki - teatru, filmu, telewizji - to w dniu dzisiejszym temat na, co najmniej, „dyskusję"; najłagodniej rzecz ujmując: akademicką. Rozmowa, niemal pogawędka, czterech panów, skonfrontowana z jakością najambitniejszych, współczesnych audycji, raczej mnie zasmuciła.
Program nie jest pozbawiony wad - ot, niezgrabna pointa (pojawia się wielbicielka Gustawa Holoubka, całość rozłazi się w aktorskich szwach) - kilka tez, które zdezaktualizowały się - a może były nieaktualne już wtedy, w dziwnym roku 1968?
Jednak spomiędzy lapsusów typowych dla półimprowizacji, co i rusz strzelają iskry. Jeremi Przybora, opisując publikę telewizyjną, stosuje swój „lirycystyczny" styl: jest to widownia z jednej strony składająca się z tych przysłowiowych milionów - ale tych milionów podzielonych na jakieś maleńkie epizody intymności". W tle słychać ledwie zarejestrowany, mimowolny szept Holoubka - „genialne".
Nie wiem, gdzie zaczyna się mój, nie ukrywam - zachwyt. Może dotyczy on jakości, która znajduje się gdzieś daleko poza ekranem. Koleżeńska elegancja. Umiłowanie stosowności - nieco przerysowane, jednak pełne uroku.
Wszyscy obecni dżentelmeni reprezentują pewną formułę. Formułę myślenia, zachowania, wysławiania się i humanizmu. W całej dyskusji - choć trwa trzy kwadranse i dotyczy newralgicznych zagadnień - nie pada ani jedno stwierdzenie wartościujące. Jakakolwiek aksjologia pozostaje w domyśle tak głębokim, że właściwie znika z pola widzenia.
Ten sentymentalny wariant polskości to kulturowy szczątek, który nie tylko zachował się z lat przedwojennych, ale zdołał jeszcze przeniknąć do kultury popularnej. Odżywa za sprawą „Kabaretu Starszych Panów", „Wojny domowej", literatury Tyrmanda, Szaniawskiego, Dygata, Lema... oraz setek zapomnianych incydentów pokrewnych „Wieczorowi przy kominku".
Gdyby zaryzykować i stworzyć kategorię „kultury III Rzeczypospolitej" - z pewnością jej grzechem pierworodnym byłoby zaniedbanie takiego właśnie „wariantu polskości".
Ta swobodna i piękna formuła nie miała szans ewoluować. Wyginęła czy została wytępiona? Potem i tak skruszono ją, kiedy znalazła się pomiędzy pogardą gombrowiczowską i pogardą „trockistowską". Pomiędzy sztuką rzekomo nowoczesną - i podobnie „nowoczesnym" obyczajem, podług którego dżinsowa kurtka i „chuj" na ustach zwiastowały intelektualistę. W każdym razie, pojawiła się jakaś mętna skłonność do rozgraniczania „człowieka kulturalnego" i „człowieka kultury".
Trochę idealizuję. Już w 1968 roku „człowiek przedwojenny" był egzotycznym okazem, który publika podziwiała w akwarium telewizyjnego ekranu. Jednak ostatniej niedzieli, trzech teoretyków-praktyków teatru, dyskutując o Kazimierzu Rudzkim, używało retoryki i gramatyki nijak przystających do poziomu patrona.
Różnica poziomów wywołuje znacznie mocniejsze, aż nieznośne przeciążenia. Niechętnie użyję takiego porównania, ale na tle towarzystwa sportretowanego w „Rozmowach przy kominku", wizerunek red. Wojewódzkiego wprost umyka terminologii. Jak takie coś nazwać?
PS Ostatniej nocy Gustaw Holoubek - Znikł z Pejzażu. Powyższy tekst powstał we wtorek. Nie wprowadzę korekty, nie dodam pośmiertnych skrótowców. Człowiek odszedł - pozostał Człowiek Kultury. (6 III)
PPS „Wieczór przy kominku" zamieściłem w serwisie YouTube: www.youtube.com/teatrzyk.
Inne tematy w dziale Kultura