Nowak Nowak
55
BLOG

McDonald's a sprawa łódzka

Nowak Nowak Kultura Obserwuj notkę 1

   Łódź, 6 II 2008

   Dzisiaj wpis na żywo, z terenu - ściślej rzecz ujmując: z Piotrkowskiej. Jest wtorek, dochodzi 17., pojawiają się przelotne zachmurzenia.
   Zawsze należałem do wielkich sympatyków McDonald'sa. Najpierw jako dziecko (dla dziecka jest to odruch bezwarunkowy; dla mojego pokolenia - genetyczny). Potem, kiedy dorosłem (troszkę), nie dałem się zindoktrynować imperialistycznym bełkotem. Jedzenie z McDonald'sa jest smaczne, pożywne i spełnia wszelkie pokładane w nim nadzieje - a to znaczy, że jest po prostu dobre. W Łodzi kolejne McDonaldy przyjemnie, nienachalnie wtapiały się w krajobraz - na Piotrkowskiej, przy Pasażu Schillera, gdzie piętrowy bufet mieści się w stylowej kamienicy, jeszcze do niedawna ściany były ozdobione archiwalnymi i współczesnymi fotografiami miasta, obrazki wychwalające specyficzne uroki Litzmannstadt - w różnych okresach - od stylistyki przedwojennej (śladowa secesja) - po okres współczesny (śladowa resuscytacja). Na półpiętrze wisiał orientacyjny plan Łodzi, gdzie skrzętnie odnotowywano wszystkie łódzkie restauracje sieci. Miało to swój urbanistyczny urok. „Urbanistyczny", bo ślad zużycia, jaki pozostawiło na wnętrzu mrowie łodzian, było swoistym piętnem odciśniętym na zuniwersalizowanym wystroju. Piętno to nie miało jakichś znaków szczególnych, nie różniło się od rys i otarć z wrocławskiego dworca, tłustego brudu dominującego w mikro-filii przy placu Św. Andrzeja w Edynburgu, ani nawet ogólnego rozgardiaszu w norowatym oddziale przy Times Square - jednak było to piętno symboliczne, łódzkie.
   Pierwszym ciosem, który uderzył w moje czerwono-żółte serce, był najgorszy ruch w historii marketingu: zlikwidowanie habuksów po 2 złote. Od pół roku nie kupiłem macdonaldowego hamburgera - bo 3 złote to już za drogo. Wcześniej zamawiałem: „trzy razy hamburger, Coca-Cola i frytki" - co równało się cenie za zestaw, a zawierało więcej protein niż mieści cały Pudziankowski. Zdecydowanie rzadziej chodzę teraz do McDonalda - bo czuję się zdradzony. Jak marketing opisuje złamane serce klienta?
   Nie dalej jak dwadzieścia minut temu wszedłem do wspomnianego McDonalda (Piotrkowska 116). Wnętrze odremontowano - zdarto z niego jakiekolwiek znaki charakterystyczne. Nie tylko zwalczono każdą niezamierzoną rysę - lokal obdarto z jakichkolwiek oznak łódzkości, czy wręcz polskości - całość zdominował „postascetyczny" brąz, rodem z XXI-wiecznej kawiarenki. Zlikwidowano miejskie landszafty - na ich miejscu wiszą teraz abstrakcyjne tablice w pastelowych barwach... i może tego by nie było za wiele - jednak zainstalowano tu także zestaw ciekłokrystalicznych ekranów, zamontowano dość nachalny system nagłośnienia... Czemu miałaby (a wręcz - mogłaby) służyć ta zmiana? Nie wiem... Jeszcze niedawno ścianę, przy której siedzę, zdobiły fotografie niniejszej kamienicy z lat przedwojennych (kiedy Mac w ogóle nie istniał) - i z połowy lat 90. (kiedy Mac odremontował elewację)... tak, wiem, to było kulturowe myto, którym światowa sieć korumpowała nasz lokalny patriotyzm... Ale czemu zlikwidowano te zdjęcia? Kiedyś jednemu z moich znajomych podałem je za przykład uprzejmego, eleganckiego gestu ze strony korporacji - a teraz? Na jakim fundamencie zbudować linię obrony? Teraz na całą ścianę rozpościera się fotogram przedstawiający rozradowane oblicza - podobne zupełnie do nikogo - aktywni życiowo, czyści obywatele świata; jakaś newage'owska ikonografia? I skąd ten nagły pęd do zunifikowania, ascetyzowania całej estetyki? Gdzie podziała się przytulność, familiarność? Na jakiej zasadzie yuppie'szoński, metropolijny styl, echo krawacianych eighties, miałby przystawać do ulicy Piotrkowskiej? Kto to wymyślił? Kto to zrobił?
   McDonald już nie chce być infantylnym zakątkiem, siedzibą urodzin z logo Happy Meal; teraz to już poważna sieć - sieć dla ludzi energicznych, aktywnych, potrafiących czerpać z życia pełnymi garściami... Prawda?
   Nieprawda. Przy oknach na piętrze rozsiadły się licealne pary - rozmawiają zalotnie. One się rumienią, oni nie trzymają rąk przy sobie. Są też tacy, którzy wzroku nie odrywają od komórki, benedyktyńsko wystukują SMSy, wystrojeni w modne ciuszki - i nawet-nawet prezentują się na tle szkła, aluminium - błyskają pod halogenem. Ale to są dzieci - Norah Jones nuci w tle: dla takiej klienteli to już sentyment (razem z antykami w rodzaju Playstation i VHS).
   A może to właśnie jest grupa docelowa - ci ledwie dorośli, już nie najmłodsi, którym wystarcza najprostsza iluzja elegancji? Ci, których zniesmacza wspomnienie o przeszłości? Hm,  bardzo możliwe... Jeżeli tak wyglądały założenia: to jest dobrze. No, tylko niedobrze...

Nowak
O mnie Nowak

14 I 2009 Spostrzeżenia geopolityczne 16 XII 2008 Christmas... Mouse! 10 XII 2008 Christmasy - Skalden 6 XII 2008 Christmasy - Moja Faja 18 XI 2008 Niepowiedzonka 22 XI 2008 Raista? Nein! 22 XI 2008 Em Es Kwadrat 18 XI 2008 Autorytet w proszku 15 XI 2008 Zakompleksiony program 11 XI 2008 To jest tak 5 XI 2008 Salonek bloginy 3 XI 2008 Totalniactwo 26 X 2008 Leopold czterech kultur 21 X 2008 Tereferendum 20 X 2008 Jeszcze raz, nieco jaśniej 6 X 2008 Jak gdyby nigdy nic 30 VI 2008 Cienki Bolek. Finał 28 VI 2008 Płaczę na filmach, gdy… 23 VI 2008 Cienki Bolek. Wspomnienie 22 VI 2008 Rocznica 13 VI 2008 Karny za chamstwo 8 VI 2008 Spontanicznie (2) 20 V 2008 Spontanicznie (1) 10 V 2008 Allen i za co lubię realizm 5 V 2008 Biurofilia 29 III 2008 Nowa stara ignorancja 12 III 2008 Niejasna estetyka 6 III 2008 Człowiek Kultury 11 II 2008 McDonald's a sprawa łódzka 8 I 2008 Scherzo 31 XI 2007 Życzenia staroroczne 22 XI 2007 Ekshumując Gutenberga… 17 XI 2007 Mistrz Andrzej 4 XI 2007 Wszystkich Świętych 2 XI 2007 Liberalizmu nie będzie 21 X 2007 Straszna sensacja! 14 X 2007 Praca domowa z WOS

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura