Łódź, 08 I 2008
Dzisiaj - wpis spontaniczny, na chwilę przed cięgami, które spadną na Igora Stokfiszewskiego. Póki co - spostrzeżenia, notatki.
Na Starym Mieście wsiadł do tramwaju staruszek - osiemdziesięcioletni biedak z obliczem przystrojonym długą, prostokątną brodą, masywnym, semickim nosem i parą ciepłych, bystrych oczu. Odziany w wypłowiały waciak ciągnął za sobą mały wózek. Ustąpiłem pasażerowi miejsca, co pociągnęło za sobą mały monolog - zapamiętany przeze mnie w całości.
- Dziękuję - pauza. - Zaraz panu oddam, bo wysiadam na następnym... - uśmiechnąłem się, pauza. - Osiemdziesiąt sześć lat tu mieszkam, tu się urodziłem, tutaj żyję - sędziwiec wskazał jedną z granicznych kamienic getta. - W tych kamienicach się urodziłem. A w tamtych wysokich mieszkam od pięćdziesięciu trzech lat.
W tym momencie tramwaj dojeżdża na przystanek.
- Tutaj kończy się moja Łódź - kontynuował reymontowsko starzec. - Ja się nie wałęsam, nie zamieniam się, tutaj mieszkam! - te ostatnie słowa wypowiedział cicho, chrapliwie, jednak dobitnie.
Monolog tak sentymentalny, że aż nierealny. Każdym tonem i słowem odstawał od tramwaju linii pięć - dusznego złomu spóźnionego bez mała kwadrans. A ten staruszek, jak duch w dziady - prawdziwy Łodzianin, przeżarty przez to miasto, względnie - wżarty w to miasto. Istna „Zaginiona dzielnica".
Co do mojego pokolenia - S. posłała w świat takie motto: „old school naszym bogiem, adidas naszym logiem!". To też ładne.
PS Wiem, że mieszkańcy miast pisani są małą literą - ale, jak stwierdził M., „to jest jakaś herezja!".
Inne tematy w dziale Polityka