Łódź, 14 X 2007
- Czyś ty zwariował? Uczysz ją palić?
- Niech się uczy, na starość będzie miała jak znalazł.
(„Smarkula")
Piję zbyt dużo kawy - i sporo palę. Staram się opanować te głupie skłonności - tymczasem od okna wieje chłodem - a kaloryfer odmawia komentarzy. Siedzę opatulony niczym Charlie w „Gorączce Złota".
Niedawno czytałem swoje wpisy z Myrtle Beach i Nowego Jorku - tak jak myślałem: większość najchętniej bym wykasował, a przynajmniej pociął (moje obawy potwierdziła wczorajsza rozmowa z M. - aż strach pomyśleć, kto jeszcze tutaj trafił). Z drugiej strony, od początku wiedziałem, że to wszystko nie będzie takie proste: wynaleźć sobie formułę, stylistykę - i osiągnąć jakąś dyscyplinę. Jednocześnie należy pisać teraz, tutaj, kształt musi być gotowy dla każdego wpisu ad hoc... Myślę, że potrwa to jeszcze rok, może półtora.
Myślał indyk o niedzieli...
Scenki polityczne, które goszczą w gazetach i telewizji, przypomniały o polskiej skłonności do autorytaryzmu i romantyzmu. Bardzo zabawna jest ta nibywojna - amunicją pozostają banały, frazezy i retoryczna hucpa - ale nie ma już partii, tylko liderzy. Przywodzi to na myśl królewską elekcję... albo pomysł Allena - staczanie wojen przez władców państw: osobiście, na arenie, przy pomocy skarpet wypełnionych końskim łajnem.
Przypomniał mi się mój pomysł na demokrację (praca domowa z WOS, 8 klasa podstawówki). Legislatywa i egzekutywa zostają objęte zakazem obciążania budżetu na pół roku przed wyborami, cisza wyborcza trwa kwartał, wtedy też Parlament zawiesza obrady. Brak kampanii wyborczej - informacja na temat komitetów zostaje dostarczona wyborcom w formie ascetycznej książeczki (jak swego czasu Konstytucja) - grafika ogranicza się do jednej czcionki - liter, cyfr i interpunkcji. Każde ugrupowanie ma limit 9 tysięcy znaków, plus 3 tysiące dla każdego kandydata. Karty do głosowania są puste - wystarczy wpisać 16-cyfrowy, losowo przydzielany kod pretendenta (żeby uniknąć odruchowego głosowania na znajomo brzmiące nazwiska czy numery). Minimalna frekwencja - 50% ogólnej liczby ludności (lub równowartość liczby uprawnionych, jeżeli nie przekracza ona połowy populacji).
Tak to mniej-więcej wyglądało, aż się uśmiecham sentymentalnie - a to ci... utopia.
Póki co - pozostaje nam konkurs Mr. Universe.
Inne tematy w dziale Polityka