Nowak Nowak
22
BLOG

Kompilacja

Nowak Nowak Kultura Obserwuj notkę 0

   Cóż, trudne mam zadanie - ponieważ przychodzi mi uzupełnić wiele wpisów, opisać wiele (może zbyt wiele?) wrażeń, tymczasem czasu mam niewiele, a i sytuacja, w której się obecnie znajduję (przebywam już na półlegalnych saksach w USA), nie sprzyja szerzeniu publicznych, delikatnych refleksji. Postaram się jednak, mimo tych przeciwności, podtrzymać mój „kanał" przy życiu i opublikować tutaj garstkę myśli, które skolekcjonowałem na przestrzeni ostatniego tygodnia - wpis niniejszy jest zatem wpisem kompilacyjnym, obejmującym:
   - okres od ostatnich dni mojego pobytu w Łagowie;
   - powrót do Łodzi;
   - jedną noc spędzoną w tym wspaniałym mieście;
   - następnie wylot do USA;
   - 11-godzinny pobyt na lotnisku w Atlancie;
   - 10-godzinny przejazd do Myrtle Beach;
   - to, co wydarzyło się tutaj (tj. w wypoczynkowym epicentrum Południowej Karoliny) dotychczas.
   Ściślej rzecz ujmując, nie chodzi przecież o żadne geograficzne zróżnicowanie, ale o to, jak wpływało ono na zawartość mojej głowy - nie gubmy się jednak w szczegółach i przejdźmy do konkretów.
   Wypadałoby zacząć od tego, jak skończyły się moje przygody z Łagowem. Niestety, wszystko to, co działo się w tych dniach, zatarło się jakoś, w bardzo niefortunny sposób. To wielka szkoda, bo pismo - jakiekolwiek - jest znakomitym sposobem kandyzowania tudzież peklowania wspomnień o nastrojach, chwilach, chwilowych obrazkach. O wszystkim, co ulotne i nieistotne - a zarazem o tym, co przez przelanie na papier (w tym wypadku wypadłoby powiedzieć: „w kanał") nabiera swoistej wartości, choćby przez swoją zarazem wieloznaczność, jak i konkretność - no, i historyczną precyzję (bo przecież piszę tu faktach). Co więcej, ze względu na moje ambicje, umknie z tutejszej relacji sporo treści istotnych merytorycznie, sporo informacji o filmach i dziedzinach okolicznych. Cóż, może jeszcze nie są to informacje całkiem stracone?
   Zaraz po powrocie z Łagowa, podczas przelotnej wizyty w Łodzi (trwała 8 godzin) stuknąłem taką oto rzecz - krótką, niezbyt istotną, ale na swój sposób cenną:
   29 VI 2007, Łódź
   W najbliższej przyszłości przyjdzie mi z pamięci uzupełnić refleksje z ostatnich kilku dni. Niestety - praca, podróże i obowiązki odsunęły mnie od tutejszego kanału (przyzwyczajam się do nazywania tutejszych wpisów „kanałem" - może to jednak podskórna pogarda?). Szkoda, bo ostatnio wciąż wpadało mi do głowy coś, co chciałem tu umieścić. Może jeszcze da się moją niefrasobliwość nadrobić.
   W tej chwili siedzę w Łodzi, w przestrzeni niezwykle mi bliskiej. Tak bliskiej, że w Stanach z pewnością zatęsknię za nią, jak tęskni się za krewnym czy przyjacielem. Uwielbiam to miasto i nie znoszę czuć się w nim gościem (a w tymże czynią mnie okoliczności). W poniedziałek rozmawiałem o takich emocjach z pewnymi osobami ze „środowiska". Bardzo chętnie opisałbym tę rozmowę - jednak wciąż nie wypracowałem sobie dla takich sprawozdań formy. Przecież publiczne dyskusje, upublicznianie wydarzeń towarzyskich, jest równe wiekiem całej publicystyce - i to wcale nie tej „tabloidalnej". Jednak coś we mnie buntuje...
   Napisałem powyższe słowa w chwilę po wypalonym „na pożegnanie" papierosie. Znakomicie pamiętam - i zapamiętam jeszcze na długi czas - kiedy usiadłem na parapecie i rozżarzyłem ostatniego na jakiś czas łódzkiego Lucky Strike'a. Widok z okien mojego pokoju rozpościera się na całą Łódź, jest to doprawdy niezwykła perspektywa - za tego rodzaju pejzaże w większej metropolii spec od handlu nieruchomościami byłyby w stanie zamordować konkurenta. Ja tymczasem mam ten swój miejski landszafcik w Łodzi na co dzień - jednak (Boże broń!) nie spowszedniał mi on nigdy, wciąż i od nowa robi na mnie piorunujące wrażenie. Tym większe, gdy przychodzi mi na dłuższy czas pożegnać się z nim i udać w nieznane. To pożegnanie było, nie ukrywam, momentem miłej, niewyszukanej tęsknoty, która przez krótki czas miała szansę stać się osobnym rozdziałem mojego internetowego kapownika. Ale nie wyszło. Kończący poprzedni akapit wielokropek wyznacza chwilę, w której poderwałem się sprzed komputera i, ogarnąwszy wzrokiem pakunki, udałem się do przedpokoju, nucąc nieśmiało:
Nie ma nic
bez ryzyka.
Tylko widz,
tylko widz
go unika.
A kto chce być
pełnią wrażeń,
musi żyć
wciąż z bagażem.
   Ani wtedy (ani teraz) nie pojawiła się we mnie jasna odpowiedź na podstawowe pytanie: czy moim zamiłowaniem jest „pełnia wrażeń"?
Wątpliwość taką (nie mam czasu jej rozpatrywać) - tłumię w sobie szybko i bezboleśnie: stwierdzeniem, że najlepiej samemu wybierać sobie tułaczkę, zamiast czekać, aż Historia rozrysuje mi karną rutę dookoła świata.
   Następny raz, kiedy zacząłem pisać, nastąpił już w samolocie, gdzieś mniej-więcej nad Kanadą. Podjąłem wówczas nieudaną próbę podsumowania dni spędzonych na Lubuskim Lecie Filmowym, z czego wynikł taki tekst...
   29 VI 2007, niebo nad Montrealem
   Cóż, skąd piszę, wisząc nad ziemią dobre kilkanaście kilometrów?
Obiecałem uzupełnić tutejsze wpisy o kilka spostrzeżeń. Być może monotonny lot będzie ostatnią okazją, żeby poświęcić się opisywaniu wrażeń łagowskich i połagowskich? Myślę, że w chwilę po wylądowaniu bodźce Lata Filmowego przyćmi zamieszanie amerykańskie, pełne pojedynczych i ogólnikowych napięć. Mam tylko nadzieję, że nie utonie w nich moje zobowiązanie wobec tutejszego „kanału".
   Jak już wspomniałem, wciąż nie wiem, jak pisać tutaj o wydarzeniach towarzyskich: rozmowach, które odbyły się poza protokołem - rozmowach ciekawych i, było nie było, znaczących, niekiedy symptomatycznych. Z jednej strony z chęcią streściłbym tu kilka odbytych niedawno dialogów - taki element znacznie by wyostrzył i zarumienił moją stukaninę. Z drugiej strony - pęd w tę stronę jest niezdrowy, trąci kapownictwem; i chociaż doskonale sprawdza się w pamiętnikarstwie prywatnym (bo takie dzienniki wydaje się pośmiertnie), to jednak do formy zwanej „blogiem" nie przystoi. Wszystko wedle rozsądku.
   W Łagowie trafiłem na jeden zaledwie film - za to wyśmienity. „Nasza ulica" (dokument, reż. Marcin Latałło). Polecam wszystkim, którzy chcieliby się czegoś dowiedzieć o Łodzi - widać tam doskonale, jak skonstruowane jest to miasto (skonstruowane na wszelkich płaszczyznach, bo mam tu na myśli zarówno konstrukcję mentalną, jak i społeczną, a przy tym też zgoła fizyczną). Przeważnie odrzuca mnie od produkcji kręconych cyfrówkami, gdzieś pośród ulicznej biedy - ten film był jednak arcymiłym wyjątkiem...




   I chociaż dokument Latałły zrobił na mnie piorunujące wrażenie, to w tym momencie urywa się myśl z nim związana. Ustępuje ona ekscytacji, jaką wzbudził wylot do Stanów, ogólnemu natłokowi zmartwień, gdybań i innych słodko-gorzkich myśli. Pewien jestem, że jeszcze kiedyś (może niedługo) dokończę swoje łagowskie wynurzenia. Jednak nie nastąpi to teraz - szkoda, bo oznacza to kolejne luki w tutejszej chronologii... ale co zrobić?
   Już wspomniałem o tym, że niepotrzebnie trochę przejmuję się geografią i kolejnością zdarzeń. Powinienem się skupić raczej na jak najbardziej treściwym pisaniu, zamiast układać sobie szczegółowe CV. I właśnie, czyniąc w z zgodzie z tą samokrytyką, postanowiłem pozostałe notatki przedstawiać już jako skompilowany, ujednolicony wpis. Jest już prawie gotowy - i zamieszczę go tutaj lada dzień. W ten sposób nadgonię czas i będę już mógł spokojnie, bez nerwów i chronologicznej czkawki, wrócić do pisania „ahistorycznego" (na tyle, na ile to możliwe) - i na pewno ciekawszego.

Nowak
O mnie Nowak

14 I 2009 Spostrzeżenia geopolityczne 16 XII 2008 Christmas... Mouse! 10 XII 2008 Christmasy - Skalden 6 XII 2008 Christmasy - Moja Faja 18 XI 2008 Niepowiedzonka 22 XI 2008 Raista? Nein! 22 XI 2008 Em Es Kwadrat 18 XI 2008 Autorytet w proszku 15 XI 2008 Zakompleksiony program 11 XI 2008 To jest tak 5 XI 2008 Salonek bloginy 3 XI 2008 Totalniactwo 26 X 2008 Leopold czterech kultur 21 X 2008 Tereferendum 20 X 2008 Jeszcze raz, nieco jaśniej 6 X 2008 Jak gdyby nigdy nic 30 VI 2008 Cienki Bolek. Finał 28 VI 2008 Płaczę na filmach, gdy… 23 VI 2008 Cienki Bolek. Wspomnienie 22 VI 2008 Rocznica 13 VI 2008 Karny za chamstwo 8 VI 2008 Spontanicznie (2) 20 V 2008 Spontanicznie (1) 10 V 2008 Allen i za co lubię realizm 5 V 2008 Biurofilia 29 III 2008 Nowa stara ignorancja 12 III 2008 Niejasna estetyka 6 III 2008 Człowiek Kultury 11 II 2008 McDonald's a sprawa łódzka 8 I 2008 Scherzo 31 XI 2007 Życzenia staroroczne 22 XI 2007 Ekshumując Gutenberga… 17 XI 2007 Mistrz Andrzej 4 XI 2007 Wszystkich Świętych 2 XI 2007 Liberalizmu nie będzie 21 X 2007 Straszna sensacja! 14 X 2007 Praca domowa z WOS

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura