Łagów, 26/27 VI 2007
Wczorajszy dzień - ciekawy. W poniedziałek późnym popołudniem przywieziono sprzęt „drukarski", należało czym prędzej zmontować pierwszy numer gazetki - ostatecznie trafił on do łagowskich katakumb we wtorek po południu. Cóż, tracę tu kontakt z czasem, gną mi się godziny snu i pracy (nie mówiąc o tym, że najprawdopodobniej na tegorocznym LLF nie obejrzę żadnego filmu), trudno mi też prowadzić jakąś zwartą relację.
W każdym razie, podstawowym podziałem tego Lata Filmowego jest dla mnie podział na „czas pracy" i „czas relaksu". Skupmy się chwilowo na tym relaksie - za chwilę bowiem zanurkuję spokojnie w pracy, wtedy może znajdę moment, by dopisać słów kilka o samym festiwalu.
Prawda, gryzą mnie wyrzuty sumienia, że siedzę tutaj jak na wakacjach („Poszepszyńscy": „w programie praca w kopalni"); nie zajmuję się tym, czym powinienem, filmem - a też w tym roku nie mam większych szans na inne kinematograficzne wojaże. Można zatem powiedzieć, że piszę tutaj (tutaj, tzn. w Internecie) głównie po to, by utrzymać niniejszy „kanał informacyjny" przy życiu; nie mam bowiem do przekazania informacji, które mogłyby kogoś zainteresować. W tej chwili siedzę na tyłach „Leśnika" - pomiędzy budynkiem hotelu a plażą. Jest w tej sytuacji jakiś tani romantyzm - bo pogoda obecnie doskwiera wichrami i ciężkim niebem, a z miejsca, gdzie jestem, rozpościera się szeroki i malowniczy dość widok. Inna rzecz, że bardzo lubię doświadczać luksusu technologicznego w ciężkich warunkach atmosferycznych - ale to już materiał na osobną impresję.
Wciąż rozgryzam formułę „blogu" - jest to wszakże gatunek pośredni pomiędzy publicystyką a pamiętnikarstwem. Zauważyłem od razu, że wszystkie powyższe refleksje mają dwie wady: (1) pozostają istotne tylko i jedynie w obrębie Internetu, gdzie trafiają jaką informacja aktualna, i tylko ta aktualność (na bardzo krótki okres czasu) nadaje moim słowom jakiegokolwiek znaczenia; (2) wpisy moje nie są uzbrojone w istotną treść jako komunikaty publiczne, tj. relacje, sprawozdania, myśli - jeżeli nie cenne, to przynajmniej dotyczące cennych zjawisk. Dlatego też obiecuję sobie spiąć się wkrótce i napisać na potrzeby tego medium coś konkretniejszego. Bardzo możliwe, że mi się to uda - zwłaszcza że przed wyjazdem (za trzy dni będę w USA) chcę jeszcze stuknąć coś do publikacji na łamach łagowskiego tymczasownika.
Wichura wzmaga się niepomiernie, wszystko wokół powiewa - faluje już nie tylko ciągnące się w dal jezioro, ale i obrastąjący je las, w które wżyna się szeroka toń wody. Jak się rzekło - tani, ale słodki w doświadczeniu, romantyzm.
Tyle na teraz - szczegółach łagowskich wydarzeń nieco później, w lepiej skonstruowanej formie.
Dzisiejsze zdjęcia pochodzą z krótkiej, rekreacyjnej wycieczki rowerem wodnym odbytej z T. oczywiście. Fotografie pochodzą z wczoraj (przedwczoraj? - no, z poniedziałku), gdy nad lubuskie niebo nie dotarł jeszcze groźny, atmosferyczny niepokój.




Inne tematy w dziale Kultura