Patrząc na poziom rodzimych juniorów umożliwienie juniorom zagranicznym startów w Ekstralidze to dobry pomysł.
W tej chwili i w przyszłości do jazdy w krajowej elicie nadaje się tylko kilku młodzieżowców. Są to Mateusz Cierniak, Bartłomiej Kowalski, Kacper Pludra, Wiktor Przyjemski, Jakub Krawczyk, Oskar Paluch, Paweł Trześniewski i może Franciszek Karczewski.Reszta po zakończeniu wieku juniora raczej skończy swoją przygodę z żużlem, a to oznacza, że kluby w większości tak naprawdę szkolą młodzieżowców na tak zwaną sztukę. Szkoda tylko nerwów i wydanych pieniędzy dla tych młodych chłopaków, którzy i tak będą musieli sobie szukać szczęścia poza sportem lub w najlepszym razie pozostaną przy nim jako mechanicy.
Egzaminu też nie zdają rozgrywki U-24 Ekstraligi. Większość zawodników z trudem przebija się do Ekstraligi, a jeśli już im to się uda, to widać jaka przepaść dzieli obie rozgrywki. Zdecydowana większość działaczy oszczędza więc na rozgrywkach U-24 jak może, a niektóre kluby wydały tam raptem niecały milion lub nawet mniej. Zawodnicy więc męczą się gorszym sprzętem. Na palcach jednej ręki można pokazać, kto w ostatnich miesiącach z U-24 wszedł do składu pierwszej drużyny. W Lublinie był to Fin Antii Vouolas, w Gorzowie jest to Norweg Mattias Pollestad, w Toruniu Emil Poertner oraz Nicolai Heiselberg, ale ci tylko z powodu kontuzji podstawowego seniora Wiktora Lamparta. Podobnie było w innych ekipach.
Zamiast więc tworzyć jakiejś rozgrywki U-24 lepiej byłoby dopuścić juniorów zagranicznych do startów jako młodzieżowcy na pozycjach 6-7. Przynajmniej jednego, jak to jest w II lidze, gdzie ten przepis się sprawdza. Kiedyś jak ktoś był dobry, to wchodził z marszu do składu i tyle, nie trzeba było tworzyć cieplarnianych warunków. Tak rodzili się mistrzowie tej dyscypliny w naszym kraju i to nawet w czasach, gdzie nie było takiego dostępu do nowinek technicznych jak teraz. W PRL niektórzy żużlowcy kombinowali jak mogli, żeby zdobyć jakiejś części.
Teraz to wszystko jest, a kluby mają olbrzymi problemem ze szkoleniem. Na palcach jednej ręki można pokazać ośrodki, które sobie z tym radzą. Są to Grudziądz, Leszno, Gorzów, Częstochowa i może Bydgoszcz. Reszta polega na ściąganiu armii zaciężnej jak Sparta Wrocław czy Motor Lublin, który ma chrapkę na uzdolnionego Wiktora Przyjemskiego. Swojego dobrego wychowanka mistrzowie Polski nie mają od lat. Podobnie we Wrocławiu, gdzie teraz podstawowym młodzieżowcem jest Bartłomiej Kowalski. Będzie tylko do końca sezonu, a Sparta już od następnego roku postawi na Jakuba Krawczyka z Ostrowa, więc też kogoś obcego, a nie swojego. Apator Toruń od czasów Pawła Przedpełskiego też nie potrafi nikogo wyszkolić.
Połowa klubów w Polsce polega na szkółce Unii Leszno, której wychowankowie znajdują się w składach innych polskich drużyn, jak chociażby w Falubazie Zielona Góra. W Lesznie juniorów szkoli się hurtowo i z dobrym skutkiem, ale inne kluby mają z tym problem. Junior zagraniczny na pewno podniósł by poziom ligi i byłoby to atrakcyjne dla kibiców.
Zapraszam na mój kanał YT - https://www.youtube.com/channel/UCC15epGfRMYokRIY-dXwExw
Inne tematy w dziale Sport